(Temat 16) Skandale Reprezentacji Polski
Część I
Aktualna tematyka będzie będzie należeć do tych "lekkich".
Usiądźcie więc wygodnie i prześledźcie razem ze mną cały szereg
przeróżnych skandali naszej najważniejszej drużyny piłkarskiej, jakich na przestrzeni lat się im sporo
uzbierało. Afera goniła aferę - można by rzec. Przyjąłem wariant
szeroki, aby ten temat "przerobić" przez pryzmat
przeróżnych sytuacji (od kurtuazyjnych po poważnych) i całego
grona osób związanych z kadrą Biało-czerwonych. Tak więc,
obok skandali i afer, znajdą też miejsce sytuacje kontrowersyjne,
prowokacyjne po "niesmaczne" - chodzi o to, aby był
przysłowiowy "dym"...lub chociażby się "tliło"
:) Nie będziemy też ograniczać się tylko do tego, co działo się stricte na zgrupowaniach. Opisane zostaną chociażby
wydarzenia podczas meczów czy w czasie wolnym od kadry.
Wreszcie obiektem rozważań nie będą tylko aktualni gracze i
trenerzy Reprezentacji Polski, ale byli zawodnicy, działacze,
operatorzy stadionów, a nawet dziennikarze. Myślę, że będzie się
wesoło bawić przy czytaniu, bo wybrałem wiele "pikantnych"
kąsków. Wiem, że tematyka ta idealnie nadaje się na łamy
brukowców i do prasy o nie najlepszej opinii - ale z drugiej strony, cała ta grupa nie była jak widać "grzeczna" i sama dała sporo materiałów do napisania tegoż artykułu :D Moi drodzy zapraszam do lektury.
[Ach te kobiety!]
Naszą podróż po "pikantnych" historiach naszej
Reprezentacji zaczynamy od kwestii pań. Wszakże kobiety mają
pierwszeństwo :) Nie będą to jednak informacje o wzorcowych
małżeństwach naszych graczy i sielankowym mirze domowym, taktownym
i lekko pruderyjnej relacji żeńsko-męskiej czy "szczeniackiej"
miłości pary trzymającej się za ręce. Niestety chodzi o
"cięższy" kaliber. W naszej kadrze wybuchały skandale z
"paniami lekkich obyczajów", tzw. "obyczajówki".
Wyobraźcie sobie, że podczas zgrupowań piłkarze sprowadzali sobie
kobiety reprezentujące "najstarszy zawód świata". Poniżej napomknięte zostaną trzy wydarzenia z erotyką w tle. Co prawda,
nie są one tak poważne jak ta, która swego czasu w wybuchła w
Reprezentacji Francji, jednakże nasi na tym polu "nie ustępują
nogi". Abstrahując od strefy etycznej (takie zachowanie jest
naganne, tym bardziej jeśli ma się żonę i dzieci), ale "razi
w oczy" nieprofesjonalizm kadrowiczów i ich stosunek do
Reprezentacji Polski. Przecież te "spotkania" miały
miejsce podczas obozu kadry! Zaczynamy od Mistrzostw Świata w
1986 roku. Na meksykańskich boiskach nasi zawodnicy prezentowali się
(mówiąc delikatnie) bardzo przeciętnie. Być może na postawę
niektórych z nich miał ich "niesportowe prowadzenie się".
Miejscem "akcji" był hotel Bahia Escondida, gdzie
podczas imprezy była zakwaterowana kadra Polski. Ponoć wraz naszymi
piłkarzami przebywali też tam emigranci polscy z Chicago oraz 3
meksykańskie..."panienki". Zwłaszcza trzech piłkarzy
(akurat wszyscy grali wtedy w Legii Warszawa) korzystało z
"towarzystwa" tych dziewczyn. Zapewne podczas meczów mieli
"miękkie nogi" :D Mieli raczej też problemy z bólem
głowy i zachowaniem równowagi, gdyż podobno pili "ile fabryka
dała" (no może przesadzam :D). Nieco inaczej było w 2003
roku. W marcu kadra podczas przygotowań do meczu z Węgrami (0:0,
mecz eliminacji EURO 2004) przebywała w Pałacu Kawalerów
w Świerklańcu. Piłkarzy odwiedziły panie "w wiadomym celu".
Cała sytuacja nie obyła się bez personalnych konsekwencji. Otóż,
ukarano wyrzuceniem z kadry...kucharza i 2 masażystów! Polacy mają
poczucie humoru :) Ów kucharz to ten sam pan, w restauracji którego
nagrywano polskich "polityków" w słynnej "aferze
podsłuchowej". Całą sprawę z "paniami" ujawnił
opinii publicznej ówczesny prezes PZPN, Michał Listkiewicz.
Wreszcie skandal za kadencji Franciszka Smudy. Całą aferę
"wyniuchał" jeden z brukowców (wiem, że to nie jest
wiarygodne źródło informacji, jednak "coś w trawie piszczy"
:D). Do zdarzenia miało dojść 23 marca 2011 roku w Poznaniu.
Polscy piłkarze w tamtym okresie przebywali na zgrupowaniu w
Grodzisku Mazowieckim przed meczami towarzyskimi z Litwą i Grecją
(kolejno 0:2 i 0:0). Podejrzewanych jest paru reprezentantów
(nazwisk nie podano) o rzekome korzystanie z "usług" 4
prostytutek. Trener Smuda odciął się od tego i powiedział, że
nie wierzy w te sensacyjne doniesienia. Piłkarze nie ukrywali, że
przebywali wieczorem w Poznaniu w towarzystwie kobiet, jednak...w
celu przymierzania strojów :D Uprawdopodobnić tę wersję miała
(była już) rzeczniczka PZPN - Agnieszka Olejkowska (teraz
Roszkiewicz). Twierdziła, że przebywała wtedy z piłkarzami, tak
więc całe zamieszanie jest "wyssane z palca". Niedawno
jednak przyznała, że mówiła nieprawdę - mało jest ludzi o
honorze i uczciwości :( Radzę drogim kadrowiczom zachowywać
energię na treningi i mecze.
["Afera na Okęciu"]
To chyba najsłynniejsza afera w historii naszej Reprezentacji. A
wydarzyło się mianowicie coś takiego. Biało-czerwonych
czekał wylot na mecz przeciwko Malcie (eliminacje
Mundialu 1982). Reprezentacja Polski w dniu 28 listopada 1980
roku przebywała w jednym z warszawskich hoteli, a 30 listopada mieli
wylecieć do Włoch i na Maltę. Jednakże, nie wszystko poszło "jak
po maśle". Na lotnisku Okęcie w Warszawie, gdzie
zbierali się do wylotu nasi reprezentanci, zjawił się Józef
Młynarczyk...w "stanie wskazującym". Pan Józef był
znany z tego, że "za kołnierz nie wylewał". Nawet była
fama, że ten wybitny bramkarz, jeśli sobie nie wypił to bronił
gorzej! Nie mniej jednak wybuchła afera, która z czasem przerodziła
się w wielką aferę. Gdy selekcjoner (Ryszard Kulesza) spostrzegł
pijanego kadrowicza, to zabronił mu podróży i nakazał pozostanie
w kraju. W obronie kolegi stanęło 3 zawodników: Zbigniew Boniek,
Stanisław Terlecki i Władysław Żmuda. Przyciśnięty do muru
trener ugiął się i zmienił decyzję o odsunięciu od składy
Młynarczyka. Sprawa jednak nie rozeszła się po kościach. O całym
wydarzeniu dowiedziała się "góra". Włodarze PZPN i jej
prezes, Marian Ryba, przykładnie ukarali winowajców. Całą czwórkę
(nazwano ich Bandą Czworga) wezwano do kraju (tak że z Maltą
nie zagrali) i zostali wyłączeni z Reprezentacji Polski. Trenera
Kuleszę zwolniono i jego miejsce zajął Antoni Piechniczek. W dniu
20 grudnia tamtego roku ogłoszono wymiar ich kar: Józef Młynarczyk
- 8 miesięcy bez gry w piłkę (2 lata na Reprezentację Polski),
Zbigniew Boniek i Stanisław Terlecki - rok bez gry w piłkę, a
Władysława Żmudę ukarano "tylko" 8 miesiącami
karencji. Restrykcje dotknęły również Włodzimierza Smolarka (był
z Młynarczykiem w klubie) - dostał 2 miesiące, ale w zawieszeniu
na pół roku. Jak widać, całe to towarzystwo związane było z
Łodzią. Kary surowe, ale nie ma co się dziwić bo pan Ryba
osobiście był wojskowym (generał) :) W roku 1981 odstąpiono
bezwzględnych kar nałożonych na zawodników, przez co wrócili do
składu. Bardzo dobrze, bo bez zapewne nie zajęlibyśmy na tamtym
Mundialu 3 miejsca. Jedynie Terlecki nie przyznał się do
winy, kary mu nie anulowano i nigdy później nie zagrał oficjalnie
w koszulce z "orzełkiem". Całe zamieszanie spowodowała...kobieta. Pewien dziennikarz szukał swojej małżonki
i wybrał się do Młynarczyka po informacje. Nie obyło się bez
"wzmocnienia". Później pijanego kompana pan Józef zabrał
do hotelu (gdzie przebywała Reprezentacja Polski), przez co obudził
śpiące tam towarzystwo...jak się łatwo domyślić fama o
"imprezie zakrapianej alkoholem" się rozniosła.
[Barwny "Franek"]
Franciszek Smuda - człowiek instytucja. Sam się cieszyłem jak
obrano popularnego Franka na zarządcę "folwarku"
zwanego Reprezentacją Polski. Facet miał to coś, co powodowało że
wyciska z prowadzonych przez siebie drużyn, nawet nie 100% a 110%.
Do tego jego podopieczni grają "futbol optymistyczny" i
"gryzą murawę". Jednak Reprezentacja to nie klub - w
ogóle inna para kaloszy. Na EURO 2012 sukcesu jednak nie było,
mimo efektownej gry (ok. 30 minut na mecz). Pewnie ocenialibyśmy jego
kadencję znacznie lepiej, gdyby piłkarze byli bardziej skuteczni w
wykańczaniu akcji... Przejdźmy do tematu. Osoba Smudy jest bardzo
kontrowersyjna. Najpierw o jego problemem z poprawnym wypowiadaniem
się. Mogła bawić jego nieudolność w budowaniu zdań przed
kamerami TV. Nie da się ukryć, że Smuda wielkim mówcą nie jest.
Jednakże uważam, że nie jest to w ogóle istotne. Ważne jest
natomiast to, jaki ma się warsztat stricte trenerski. Liczy się
umiejętność trafiania do zawodników, a przede wszystkim
najważniejsze są osiągane wyniki. Tak więc denerwują mnie
wypowiedzi, że Smuda był słabym szkoleniowcem, bo "cienko"
wygląda medialnie. A ja się pytam...co to za argument??? Pan
Franciszek wywoływał niemałą konsternacje swoimi "złotymi
myślami". Kiedy był pytany czy w kadrze nie jest potrzebny
psycholog, to "palną" myląc psychologa z psychiatrą, że
w jego zespole nie ma wariatów. Po jednym z meczów powiedział, że
może zagrać nawet...z ZSRR (to raczej przejęzyczenie, ale zabawne
:D). Innym razem stwierdził, z rozbrajającą szczerością, że nie
będzie brał piłkarzy..."z kibla" albo że nie został
zrobiony "miękkim ch...". Jednak z Reprezentacji Smuda
stracił to co u niego kibice bardzo szanowali - niezależność.
Zachowywał się tak by nie podpaść PZPN. Uparty i pamiętliwy jest
czego przykładem jest konflikt z Arturem Borucem i wyrzuceniem
bramkarza z kadry. Był jednak niekonsekwentny, czego dobitnym
przykładem jest początkowe kpiny z "wielonarodościowej"
Reprezentacji Niemiec (tzw. Farbowane Lisy), a później sam
hurtowo sprowadzał piłkarzy z zagranicznymi paszportami. Nigdy
przedtem na taką skalę nie korzystaliśmy z usług takich
zawodników. Nie jestem tego zwolennikiem, przynajmniej nie w takiej
proporcji i nie jak dany piłkarz "duma" nad wyborem naszej
kadry długie miesiące. Po Smudzie przyszedł Waldemar Fornalik,
który jednak nie osiągnął lepszych wyników od swego poprzednika
i w porównaniu do niego wniósł znacznie mniejszy "koloryt"
do Reprezentacji Polski.
[Bilet proszę]
Problem z biletem na mecz Biało-czerwonych miał niejeden
kibic znad Wisły. Poniżej wymienione zostaną 4 przypadki "wpadek"
z wejściówkami na stadion, które miały miejsce w (niespełna) 4
ostatnich latach! Poraża brak profesjonalizmu. Był czerwiec 2011
roku. Nasi gracze grali serię sparingów, która miała ich
przygotować do rywalizacji na EURO 2012. Na stadionie Legii
Warszawa rozegraliśmy mecz z silną Francją (0:1). Wielu kibiców
raczej wspomina tamto spotkanie niezbyt miło i nie o porażkę
naszych Orłów chodzi. Tłumy kibiców nie mogły bowiem
wejść na trybuny obiektu, gdyż...zepsuły się czytniki biletów.
Części udało się zobaczyć drugą połowę (dzięki duplikatom
biletów), a część w ogóle zrezygnowała. Rzeczniczka PZPN
(Agnieszka Olejkowska) chcąc zmniejszyć odpowiedzialność
piłkarskiego związku tłumaczyła...że mówiono kibicom aby
zjawili się na stadionie wcześniej! Śmiać się czy płakać? A
tak po za tym...ceny tych biletów wahały się od 50 do 130 PLN. We
wrześniu 2012 roku wybuchła inna afera z biletami w tle. Tym razem
miejscem "akcji" był Wrocław (Stadion Miejski).
Kibice chcieli zakupić bilety na mecz eliminacji Mundialu 2010
z Mołdawią (2:0), ale spotkała ich niestety przykra niespodzianka.
Przed stadionem powstały kolejki jak "w nie tak dawnych czasach
do sklepów". Skandal ten został wywołany przez otwarcie tylko
2 kas biletowych. Tym razem pani Olejkowska w imieniu "Laty i
spółki" całą winą za zaistniałe zamieszanie obarczyła
stronę wrocławską. Ci z kolei odbili piłeczkę, twierdząc że
wypełnili wszelkie wymogi, jakie wcześniej uzgodnili z polską
centralą piłkarską. Miesiąc później (październik 2012 roku)
kolejny zgrzyt z "bilecikami". Tym razem w innym meczu
eliminacji Mundialu 2010 mieliśmy zagrać z Anglią (1:1, tak
chodzi o mecz na "Basenie Narodowym" :D). Kadencja
Grzegorza Laty kończyła się i jak widać popularny Bolek
jeszcze raz chciał, aby było o nim głośno w środowisku
piłkarskim. W tym przypadku sprawa dotyczyła podziału puli
biletów. Wyobraźcie sobie, że z 55 tysięcy wejściówek niemal
połowę (25 tysięcy) zagarnął PZPN. Znowu "oczami świeciła"
pani Olejkowska. Cała sprawę tłumaczyła tak, iż te bilety
związek przeznacza m.in. polskim medalistom Igrzysk Olimpijskich
czy angielskim kibicom. Całą sytuacją zbulwersowany był znany
komentator sportowy - Tomasz Zimoch. Wystosował nawet list otwarty
do PZPN i nazwał cały proceder oszustwem. Może pan Tomasz zachował
się nieco "pod publikę", jednakże trudno nie zauważyć
w zachowaniu działaczy PZPN elementów zwykłej machlojki. I jeszcze
o meczu towarzyskim z Irlandią (listopad 2013 roku, 0:0). Kiedy
piłkarze biegali po murawie Stadionu Miejskiego w Poznaniu,
to na ich trybunach doszło do kuriozalnej sytuacji. Odpowiedzialne
za to osoby powinny się wstydzić. Mianowicie na trybunie prasowej,
gdzie swoje stanowiska mają dziennikarze zjawili się...zwykli
kibice i zajęli te miejsca. Od razu mówię, że to nie o brak
kultury naszych fanów chodzi, ale głupota ludzi odpowiedzialnych za
sprzedaż biletów. Okazało się, że rozdysponowano wśród kibiców
wejściówki na miejsca przeznaczone dla sprawozdawców sportowych.
Za całe zajście przeprosił rzecznik PZPN...tym razem nie
Olejkowska :D...Jakub Kwiatkowski. Więcej profesjonalizmu i szacunku
dla polskiego kibica.
[Cięty język pana Janka]
W naszym zestawieniu nie mogło zabraknąć osoby, okrzykniętego
niegdyś mianem Człowieka, który zatrzymał Anglię - pana
Janka Tomaszewskiego. Nie da się ukryć, że to kolejny facet z
wyrazistą osobowością w polskim futbolu. Co prawda, już od lat
zawodowo nie kopie futbolówki, ale za to prowadzi swoiste medialne
boje. Zagorzały zwolennik reform w PZPN i naprawy naszego
piłkarstwa. Pan Janek jest wybitnie twórczy w tworzeniu skandali,
prowokacji i kontrowersyjnych wypowiedzi. Jego słowa często szokują
i obrażają, jednak jest w swych osądach szczery. Mówi wiele
prawdziwych rzeczy, które jednak wydać się mogą zwykłym
populizmem. Często jednak przegina. Przytoczę teraz niektóre
wypowiedzi postawy, które zrobiły zamieszanie w przestrzeni
publicznej. O Franciszku Smudzie: "futbolowa pornografia"
(gra Lecha Poznań za kadencji Smudy), "trzeba go wyp...
dyscyplinarnie", "ma swoje zdanie, ale sam się z
nim nie zgadza" czy "prostak". O Grzegorzu
Lacie: "prostak", "tylko menele prowadzą
takie rozmowy" (rozmowy Laty i przyjęcie przez niego
koperty z pieniędzmi) czy "gejzer intelektu". O Leo
Beenhakkerze: "pluje nam wszystkim w twarz" czy "nie
wyrzucić, tylko właśnie wyp...!". O PZPN: "Polski
Związek Piłki Nienormalnej", "ryba śmierdzi od
głowy" czy "burdel". Inne wypowiedzi:
"stado baranów" (skorumpowani w środowisku
piłkarskim), "jak zapłodnić krowę lodem? Położyć ją
na lud i sama się wyd..." czy "będę dopingował
Reprezentację Niemiec".
[Dola Prezesa]
Płynne przechodzimy teraz do kolejnych "wpadek" odnośnie
Reprezentacji Polski. Do tablicy przywołujemy tym razem prezesów
PZPN. Zaczniemy od Grzegorza Laty. Pozwólcie, że napiszę teraz
wybrane jego "wybryki", bo jego osoba uwikłana jest w
innych wątkach, o których jest w innych częściach tego artykułu.
"Krótka piłka" o Grzegorzu Lato: wybitny piłkarz-marny
prezes-płytki człowiek. Od czego by tu zacząć? Trochę się tego
nazbierało :))) "Spadek" jaki pozostał po tym panu jest
przeogromny...w liczbę "wtop". Już przy wyborach na
prezesa związku miał powiedzieć, że jeśli nie go nie naprawi po
roku to odejdzie. I co? Subiektywnie rzecz biorąc PZPN nie stał się
"normalniejszy", a Lato ze stołka nie zleciał... Słynne
było jego "poczucie humoru" i specyficzny "rechot".
Rzucał "sucharami" na prawo i lewo. Znany jest jego żart:
"Ile Grzegorz Lato miał na setkę? 3 sekundy!" -
imitując przy tym nachylanie kieliszka z wódką (nawet śmieszny). A już żenadą
był żart o swojej żonie Zdzisławy, którą nazwał mianem
"piździsi". Grzegorz Lato reklamuje dachy - to
akurat nie dowcip, a sposób pana Grzegorza na zarabianie pieniędzy
(hmmm... pamiętacie otwarty dach na Stadionie Narodowym? :D). Miał
też "złote myśli", np.: "Macie co chcecie! Teraz
my będziemy was j...!" czy "Podamy sobie na koniec
ręce jak +biali ludzie+". Brak talentu dyplomacji pokazał
mówiąc, że "Euro zorganizujemy z Niemcami"
(odnośnie problemów organizacyjnych za naszą wschodnią granicą).
Do tego nieudolne starania o stołek w UEFA, nieznajomość
angielskiego, idiotyczna decyzja o zakupieniu działki w Wilanowie
pod zabudowę nowej siedziby PZPN (pomysł Zarządu PZPN, za czasów
Laty), afera z przyjęciem koperty z pieniędzmi (schował ją do
sejfu...by "zabezpieczyć" :D), wyzysk kibiców poprzez
Karty Kibica i niewyobrażalne miesięczne zarobki. Do tego jego
wszechogarniająca arogancja. Za prezesem Latą płakać nie będziemy
:) Przejdźmy teraz do osoby Zbigniewa Bońka. Porównywać go z
Grzegorzem Latą nie ma najmniejszego sensu. Skrócić to można do
stwierdzenia: "niebo a ziemia". Zibi kieruje
związkiem na wyraźnie lepszym poziomie niż jego poprzednik.
Prawda, że ma lepszy pijar, ale mimo wszystko widać postęp.
Najlepiej obrazuje, że PZPN się reformuje atmosfera wobec tej
instytucji. Jeszcze nie dawno "hurtowo" śpiewano na
polskich stadionach: "PZPN! PZPN! J...! J..., PZPN!",
a teraz już tego nie ma (przynajmniej nie w takim wymiarze). Jednak
Boniek to barwa postać i jest wdzięcznym tematem. Co do
Bońka-Prezesa to (może to naciągane), ale wśród wpadek można
wymienić jeszcze kwestię sponsoringu Reprezentacji Polski.
Nazw nie będę wymieniał, aczkolwiek nazwa jednego z nich kojarzy
się z wyzyskiem. Po raz pierwszy bodaj pozwolono, aby twarzą naszej
kadry był ktoś z gałęzi bukmacherskiej (może to i dobry
kierunek). Sam Boniek jak został prezesem to reklamował (m.in. w
internecie) zakłady sportowy, co wydaje się być naciąganiem prawa
związkowego.
[Doping]
Plaga "piłkarzy-koksowników" dotarła także nad Wisłę.
Nie wszyscy zawodnicy dochodzą do swych sukcesów talentem i
wylewaniem potów na treningach. Są tacy, którzy zażywają
niedozwolone substancji, które sztucznie polepszają im wydolność
czy szybkość. Smutny proceder. Poniżej opisane zostaną dwie
historie z polskiej piłki z dopingiem w tle. Od razu zaznaczam, że
w obu sprawach wina nie jest taka oczywista, jednak fetor posądzenia
o oszustwo pozostał. Najpierw wątek olimpijski. Tak naprawdę
ostatni wielki sukces Reprezentacji Polski na wielkiej imprezie, to
występ naszej młodzieży na Turnieju Olimpijskim w
Barcelonie w 1992 roku. Wspaniała przygoda uwieńczona zajęciem
drugiego miejsca i tylko nieznaczna porażka (2:3) w finale na Camp
Nou z faworyzowaną Hiszpanią. Jednakże niemiłe zdarzenie
zaistniało przed imprezą. Otóż, w prowadzonej przez Janusza
Wójcika kadrze olimpijskiej, 3 piłkarzy (m.in. późniejszy kapitan
dorosłej Reprezentacji Polski - Piotr Świerczewski) posądzonych
zostało o zażywanie substancji wspomagających. Najprawdopodobniej
był to zarzut szkalujący, który nie miał potwierdzenia w
rzeczywistości. Dowodem "czystości" piłkarzy były testy
przeprowadzone już na Olimpiadzie, które nie stwierdziły
żadnych nielegalnych substancji w ich organizmach. Innym przypadkiem
jest doping Jakuba Wawrzyniaka. Reprezentant Polski i były gracz
m.in. Widzewa Łódź i Legii Warszawa "wpadł" 5 kwietnia
2009 roku. Miało to miejsce po jednym z meczów w lidze greckiej
(był wówczas zawodnikiem Panathinaikosu Ateny). Niedozwolonym
środkiem jaki znaleziono w jego organizmie była niejaka
metyloheksamina. Miała się ona znajdować w specyfiku, jaki
Wawrzyniak zażywał by wspomóc swoje odchudzanie. Gracz nie zgadzał
się z wynikami i przebadano tzw. "próbkę B". Niestety
dla niego, ona również dała wynik pozytywny. Piłkarz bronił się,
że nie był świadomy nielegalności swojego postępowania. Miał
nie wiedzieć, że w odżywce na odchudzanie znajduje się zakazana
substancja. Sam jednak twierdzi, że miał dobrą wagę i...w
zasadzie nie wie dlaczego kupił ten środek w jednym z warszawskich
sklepów. Wawrzyniaka surowo ukarano. Dostał zakaz gry w piłkę
nożną na rok (pod koniec stycznia 2010 roku pozwolono mu grać), a
dotychczasowi pracodawcy z Aten rozwiązali z nim umowę. Jednak
wrócił do Legii i odbudował swoją pozycję. Gra też w
Reprezentacji Polski i jak sam z dystansem mówi o sobie: "Jestem
w Reprezentacji Polski zmiennikiem piłkarza, którego nie ma"
(odnośnie posuchy w naszej kadrze na dobrych lewych obrońców).
[Do rączki]
Tematyka jaka teraz będzie rozważana jest niestety doskonale znana
ludziom w naszym kraju. Tak w sporcie, jak i na innych polach życia
publicznego. Korupcja, bo to ona jest naszą "bohaterką",
silnie dotknęła (i pewnie dotyka) środowisko piłkarskie. Przed
wami niektóre przykłady znanych ludzi polskiej piłki, którzy
brali udział w łapówkarskich aferach. Łukasz Piszczek to nie
tylko wybitny zawodnik Reprezentacji Polski i Borussii Dortmund, ale
także osoba skazana prawomocnym wyrokiem sądu, za organizowanie
zrzutki na zakup meczu i nakłanianie innych osób do braniu udziału
w korupcyjnym procederze. Chodzi o okres, gdy Piszczek biegał
jeszcze po polskich boiskach w koszulce Miedziowych, czyli
Zagłębia Lubin. W jednym z sezonów (ostatnia kolejka) mieli
rozegrać wyjazdowy mecz z Cracovią. Ewentualny remis dawał
"Piszczkowi i spółce" zajęcie 3 miejsca w lidze i awans
do europejskich pucharów (Puchar UEFA). W Krakowie padł
wynik 0:0 i kosztem Amica Wronki zostali 3 drużyną w Polsce w
tamtym czasie. Piłkarze Cracovii odpuścili mecz za 100 000 PLN,
jakie uzbierali między sobą piłkarze lubińskiej ekipy. Łukasz
Piszczek sam zgłosił się do organów ścigania. W 2011 są wydał
wyrok: 1 rok wiezienia w zawieszeniu na 3 lata, grzywna w wysokości
100 000 PLN oraz zwrot sumy w wysokości ok. 48 000 PLN na rzecz
UEFA. Piszczek nie grał w ustawionym meczu, co oczywiście nie
umniejsza jego postępku. W wyniku korupcji nie grał w meczach
Reprezentacji Polski przez pół roku. To nie wszystko. Jego ówczesny
klub - Zagłębie Lubin - domagał się przed Sądem w Legnicy, na
drodze postępowania cywilnego, zapłacenia mu przez Piszczka (oraz
Michała Chałbińskiego) sumy 300 000 PLN. Klub chciał tym samym
oddania im pieniędzy jakie Wydział Dyscypliny PZPN nałożył
na nich za udział (pośredni) w piłkarskiej korupcji (dodatkowo
odjęto Zagłębiu \3 punkty w tabeli). Sam Piszczek tłumaczył się
młodym wiekiem i tym, że w drużynie była ustalona hierarchia.
Podobno "musiał" się podporządkować. Bulwersujące jest
przede wszystkim to, że później w jednym z meczów
reprezentacyjnych...przywdział opaskę kapitana! Innym piłkarzem
"umoczonym" w korupcję jest Andrzej Woźniak. Starsi
kibice zapewne kojarzą to nazwisko. To ten bramkarz z łysiejącą
głową, który zagrał genialne spotkanie z Francją na Stade de
France w 1995 roku (1:1, eliminacje EURO 1996). Zarzuty
korupcyjne dotyczącą strefy piłkarskiej kiedy już nie był
czynnym piłkarzem. Księcia Paryża (bo taki przydomek
przylgnął do niego po meczu z Trójkolorowymi) zatrzymało
CBA (Centralne Biuro Antykorupcyjne) w 2008 roku.
Woźniak przyznał się do ciążących na nim zarzutów. Sąd skazał
go na karę 2,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, zapłatę 30
000 PLN grzywny, zakaz pracy w sporcie na okres 1 roku oraz pokrycie
kosztów sądowych. W tym samym roku (2009) Wydział Dyscypliny
PZPN ukarał go 5-letnią dyskwalifikacją oraz grzywną (10 000
PLN). I na "deserek" Janusz Wójcik. Człowiek
"nietuzinkowy" :) Wójcik prowadził piłkarską drużynę
olimpijską (1989-92) i osiągnął z nią niebywały sukces -
wicemistrzostwo olimpijskie w 1992 roku! Prowadził także dorosłą
Reprezentację Polski (1997-99), ale bez większych sukcesów. Tyle
pochwał. Wójcik jest znany również z niesławnych czynów. Zanim
ukarano go za ustawianie meczów piłkarskich, Sąd skazał go za
prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Dostał za to 10 000 PLN
grzywny do zapłaty oraz 2-letni zakaz prowadzenia samochodu. W 2008
roku został zatrzymany za udział w aferze korupcyjnej. Miało to
dotyczyć jego pracy trenerskiej w Świcie Nowy Dwór Mazowiecki w
2004 roku. W 2012 roku Wydział Dyscypliny PZPN nałożył na
niego 4-letnią dyskwalifikację, a w 2014 roku Sąd we Wrocławiu
ogłosił wyrok. Wójcika ukarano karą 2 lat więzienia w
zawieszeniu na 5 lat, 2-letnim zakazem pracy jako trener piłkarski
oraz zapłatą grzywny w wysokości 65 000 PLN. Warto napisać, że
były trener kadry przyznał się do winy i wyraził żal. Janusz
Wójcik znany jest ze swoich krytycznych i bezpośrednich wypowiedzi.
W środowisku futbolowym mówią na niego Strażak - bo
potrafi "zrobić wynik" z zespołem, który był w kryzysie
("gasi pożar"). Teraz już wiemy, że czasem "gasił"
za pomocą...korupcyjnych pieniędzy.
[Era Leo]
Kiedy pracę z kadrą zakończył Paweł Janas i obrano nowego
"zarządcę" w osobie Leo Beenhakkera, chyba nikt nie
sądził że jest to aż tak nietuzinkowa osoba i że nudno nie
będzie. Holendra, który rozpowszechnił w Kraju nad Wisłą
takie angielskie frazy jak: "step by step" czy
"international level", dotyczyły przynajmniej dwie
intrygujące historie. Pierwsza unaocznia się nam "miłość"
do Feyenoordu Rotterdam. Z tym klubem łączą go zażyłe relacje,
wszakże to jego rodzinne miasto. W sumie to nic kontrowersyjnego,
ale... czy godzi się "doradzać" klubowi w Holandii, gdy
pracuje się jako selekcjoner Reprezentacji Polski? Moim skromnym
zdaniem Leo "dał plamę", zachowując się nieelegancko
wobec swoich pracodawców z PZPN i zwykłych polskich fanów. Co
prawda PZPN "nie pomyślał" i nie zastrzegł tego w umowie
z nim, jednak klasę człowieka (raczej jej braku) nie możemy zakryć
"papierkiem". Holender wpadł na pomysł, aby pełnić
funkcję doradcy wymienionego klubu po nieudanym dla siebie i Polski
EURO 2008. Widać jego zaangażowanie dla Biało-czerwonych
wyraźnie wtedy spadło. Leo nie był lubiany w polskiej centrali
piłkarskich. Mówiło się o jego arogancji, "olewce" czy
wybuchowym charakterze. Do kiedy były wyniki (pierwszy w historii
awans do finałów EURO) to przymykano na to oczy. Później
jednak sytuacja się odmieniła - Polsce i Leo było sobie nie po
drodze. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zakończyć
wzajemną współpracę po EURO 2008, a nie przedłużać na
eliminacje Mundialu 2010. I właśnie zbliżamy się do
drugiego "szumu" z Beenhakkerem w tle. Skandaliczne
zdarzenia miały miejsce 9 września 2009 roku po klęsce naszych
Orłów w Mariborze z gospodarzami, Słowenią (0:3). Po tym
meczu jeśli nie do końca, to przynajmniej znacznie zmniejszyły się
szanse naszej kadry na awans do finałów Mundialu 2010 w RPA.
Ówczesny prezes PZPN, Grzegorz Lato, zwolnił Holendra ze
stanowiska trenera...przed kamerami TV! Dodam, że uprzednio nie
poinformował o swojej decyzji samego zainteresowanego. No cóż,
"Grzesia standardy" :D O usunięciu Leo od sterów naszej
Reprezentacji się już zanosiło od dłuższego czasu, ale trzeba do
umieć zrobić z godnością i szacunkiem. Później prezes Lato miał
szukać Beenhakkera po stadionie i kiedy go wreszcie odnalazł, to
przeprowadził "ważną rozmowę" na...parkingu. To jeszcze
nie koniec rabanu. Holender nie powrócił z naszymi piłkarzami do
Polski, tylko wybrał się do swojego rodzinnego kraju i w
tamtejszych mediach nie oszczędził gorzkich słów pod adresem
Laty. Miał nawet powiedzieć o nim coś w stylu, że "za dużo
wypił alkoholu". Jakiś czas po tej żenadzie w Słowenii,
Grzegorz Lato tłumaczył całe swoje postępowanie względem
Beenhakkera, pewnym zdarzeniem z polskiej szatni. Ponoć po tym
nieudanym spotkaniu chciał spotkać się z trenerem i piłkarzami,
ale Leo...trzasnął mu drzwiami przed nosem, więc "nie mając
wyboru" zdymisjonował go najpierw publicznie.
[Kibice też dali plamę]
Kibiców mamy (co do zasady) wspaniałych. Jednak były incydenty z
ich udziałem, które śmiało możemy nazwać haniebnymi. Smutne
wydarzenia miały miejsce w październiku 1977 roku w Chorzowie.
Polscy piłkarze grali przeciwko Portugalii w ramach eliminacji
Mundialu 1978. Zwycięstwo lub remis dawały nam bilety na
argentyńskie areny. W pierwszej połowie, legendarnego gola zdobył
Kazimierz Deyna. Ówczesny kapitan Biało-czerwonych pokonał
bramkarza rywali...bezpośrednio z rzutu rożnego! Jaka reakcja
polskich kibiców na trybunach? Oklaski? Radosna euforia? Bynajmniej.
Co prawda na początku wiwatowali, jednak gdy zorientowali się kto
jest autorem zdobyczy bramkowej, to rozniosły się ogłuszające
gwizdy. Gdy trener Jacek Gmoch (prowadził wtedy Reprezentację)
postanowił zdjąć z boiska bohatera meczu, to kibice ponownie
pokazali "klasę", wygwizdując piłkarza Legii Warszawa.
Właśnie o przynależność klubową rzecz się miała - na Śląsku
stołecznego klubu, mówiąc delikatnie, "nie kochają"
(część winy jest po stronie Legii, która pozyskiwała piłkarzy
grożąc im tzw. "wojem"). Podobnie Deynę potraktowano we
wcześniejszym meczu grupowym przeciwko Danii (wrzesień 1977 roku,
4:1). Wstyd. A tak na marginesie...z Portugalczykami zremisowaliśmy
1:1 i awansowaliśmy na Mistrzostwa Świata. Jeszcze większą
infamią kibice (raczej "kibole", żeby nie obrazić
normalnych piłkarskich fanów) okryli się 15 lat później.
Miejscem akcji ponownie był Chorzów. Tym razem chodzi o spotkanie
eliminacyjne do Mundialu 1994. W maju 1993 roku Polacy byli
bliscy pokonania Anglików i po dobrym meczu zremisowali 1:1. Tak
naprawdę Synowie Albionu byli zdecydowanie słabsi wówczas
od naszych Orłów i powinni się cieszyć, że wywieźli z
Polski punkt. Jednak wyczyn piłkarzy zakryli swoim "wyczynem"
bandyci, górnolotnie zwanymi kibicami (oczywiście nie wszyscy
zachowywali się skandalicznie, ale znaczna grupa). Od razu mówię,
że angielscy kibice byli jak "potulne baranki", a całe
"widowisko" stworzyła polska strona. Niesnaski istniały
między samymi kibicami polskimi oraz ich całym środowiskiem a
policją (wtedy już nie było milicji). Rozpoczęły się regularne
boje. W ruch poszły pięści, policyjne pałki, betonowe elementy
stadionu i pewnie wszystko "co pod rękę podeszło". To
jednak nie wszystko...niestety. Przed meczem, jednego kibica pchnięto
nożem w tramwaju, w skutku czego poniósł śmierć. W Katowicach
natomiast obrzucono kamieniami hotel, w którym przebywali kibice z
Anglii. Teraz jak czytam teksty osób, które z sentymentem odwołują
się do tamtych wydarzeń, to aż chce się "dać w pysk"
(przepraszam za kolokwializm). To jest zwykła hołota i
kryminaliści. Rozpierają was hormony i nie macie jak je rozładować?
To idźcie np. pobiegać. Jeśli to za mało, to idźcie do lasu i
dajcie sobie "wp..." (przepraszam za wulgaryzm) z innymi
frustratami, po uprzednim umówieniu oczywiście. Na stadionach nie ma
dla was miejsca. Teraz jest już znacznie lepiej pod tym względem
niż kiedyś (nie ma porównania na do lat 80-tych czy przede
wszystkim 90-tych) i to cieszy. Czasem nawet atmosfera jest za
spokojna - tzw. "stadionowi piknikowcy". Nie jest dobrze
jak widz podczas meczu "wcina miskę bigosu", jednak o
fruwających kamieniach nie może być mowy!
[Kontener]
Jako Małopolanin jestem cały czerwony ze wstydu. Cała organizacja
meczu towarzyskiego Polska-Australia to był mało śmieszny dowcip.
Spotkanie odbyło się w sierpniu 2010 roku w Krakowie (obiekt Wisły
Kraków). Problem w tym, że...poważnego meczu piłkarskiego wówczas
nie powinno rozgrywać w tym miejscu! Obiekt budowany "lata
świetlne" i zdecydowanie przepłacony. Nie zdążono ukończyć
prac przed pojedynkiem z Australijczykami. Wyobraźcie sobie, że z 4
trybun tylko 2 było do użytku kibiców. Przed spotkaniem
stwierdzono, że płyta boiska nie jest równomiernie naświetlona.
Także parking to nieporozumienie (nawet ostrzegano kibiców, aby nie
przyjeżdżali samochodami). Ale to nie wszystko! "Najzabawniejsza"
była sprawa przebieralni zawodniczej, której...de facto nie
było. Na szczęście zdążono wybudować jedną i nasi rywale mogli
mogli przebywać w normalnych warunkach. Biało-czerwoni
natomiast mieli do dyspozycji...kontener! Ponoć warunki w nim były
wręcz ekskluzywne, jednak to nie zmienia faktu, że nie tak to
powinno wyglądać. Nawet piłkarze nie polepszyli ogólnego wrażenia
związanego z tym meczem, bo na boisku polegli 1:2. W jakim żyjemy
państwie? To pachnie machlojką. Jak ktoś zawodzi, więc niech za
to odpowiada (nie mam informacji czy za skandal z budową
krakowskiego obiektu kogoś ukarano). Trochę profesjonalizmu w
organizowaniu meczów piłkarskich, zwłaszcza jeśli gra
Reprezentacja Polski.
[Koszulka ważna rzecz]
(Obsydianowa rewolta) Nie brakowało absurdów na niwie
strojów reprezentacyjnych. "W oczy kłuje" m.in. sprawa
kontrowersyjnych koszulek barwy obsydianowej (czy obsydianu?). Myślę,
że nawet niejedna pani (wiadomo, że my mężczyźni to "gatunek
daltonistów" :D) nie ma pojęcia co to za kolor. "Stety-niestety" Polacy już wiedzą, że to odmiana granatowej barwy,
a z niewiedzy wyprowadzili nas "łaskawie" eksperci jednej
z amerykańskich marek odzieży (jej nazwy nie wymie"N"ię
:D), która oficjalnie ubiera naszą kadrę. Dobrze, że naprawiono
błąd (Polska w "obsydianie" zagrała tylko jeden mecz - 3
marca 2010 roku z Bułgarią) i wyprodukowano "tradycyjne"
stroje. Czy to burza w szklance wody? Być może. Są oczywiście
głosy, że to krótkotrwała decyzja, że tylko na wyjazdy, że na
sparingi, że siatkarze też często grają w ciemnych strojach, że
nawet nasza Reprezentacja Polski miewała w przeszłości różne
barwy. Istnieje możliwość, że zamieszanie wywołały pewne
jednostki czy środowiska, by jakoś na tym skorzystać. Nawet gdyby,
to...wara od takich pomysłów! Moi mili nie dajmy robić sobie "wody
z mózgu". Tu chodzi o naszą tożsamość. Żyjemy w czasach, w
których musimy usilnie dbać o to, aby nasza kultura, język czy
wspomniane barwy zachować dla przyszłych pokoleń i żebyśmy nie
"rozpuścili" się w globalnej "masie". Szanujmy
siebie i zwracajmy na to uwagę. Damy palec to stracimy rękę. Tu
chodzi o świadomość bycia Polakiem. Wiem, że to pompatyczna mowa,
ale tak jest i trzeba to mówić. Naszymi znakami są: biel, czerwień
i biały orzeł w koronie. Kropka. ("Logoptak")
Apropos naszego godła... Poprzednicy "Bońka i spółki"
wpadli na "genialny" pomysł, by usunąć z
reprezentacyjnych koszulek..."orzełka". No trzymajcie
mnie. "Bezmózgowców" nie brakuje w naszym państwie :/ Sam
prezes Lato, który zapewne sam całował po zdobyciu bramki ów
emblemat Polski, teraz jest twarzą pomysłu wymazania go z naszej
piłki. Powód? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o...sami
wiecie o co. Ponoć przez ten "zabieg marketingowy" zwiększy
się związkowy budżet. Nie jestem ekspertem od reklam czy umów
handlowych, ale nawet gdy jest w tym działaniu sens ekonomiczny, to
nie wszystko jednak jest na sprzedaż drodzy panowie decydenci z
PZPN. Acha..."orzełek" został zastąpiony tzw.
"logoptakiem", który jest znakiem rozpoznawczym PZPN. Na
szczęście z tego pomysłu ( bodaj częściowo, ale jednak) także
się wycofano i "orzełek" pozostał. (Korony brak)
To jednak nie wszystko. Mniej znana jest inna ingerencja w wygląd
odzienia naszych reprezentantów. Tym razem na mniejszą skalę, ale
jednak, stworzono koszulki z "orzełkiem"...ale bez jego
ważnego atrybutu, czyli korony. Chyba starszemu pokoleniu nie muszę
tłumaczyć, że Orzeł bez korony był godłem PRL-u. Tym razem na
"łebski" pomysł wpadła inna firma, tym razem z Niemiec
(ich n"A"zwy też nie wymienię :D). Tłumaczono tą
decyzję tym, iż to tylko kolekcja okolicznościowa i limitowana.
Nawiązuje ona do polskich strojów na Mundialu 1974, kiedy
właśnie wspomniana firma ubierała naszych piłkarza. Miejmy
nadzieję, że idiotyzmów w temacie polskich strojów w przyszłości
już nie będzie.
Na tym zakończymy część I naszej analizy. Przyznacie, że trochę
tych nieprzyjemnych historii przetoczyło się przez naszą "wielką"
piłkę. Nie będę teraz uchylał rąbka tajemnicy co będzie w części
II (i ostatniej), bo jak przeczytacie to sami się dowiecie :)))
Powiem tylko, że głośnych spraw odnośnie poczynań naszej kadry i
jego otoczenia nie brakuje. Publikacja następnego postu
spodziewajcie się już wkrótce. Tymczasem miłego dnia/wieczoru. Do
"zobaczenia". Czołem! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz