(Temat 18) Kobieta a piłka nożna
Witam ponownie. Dzisiaj
będę przekorny. No dobrze, nie tyle przekorny co prowokacyjny (tak, to jest właściwe słowo), bo temat nad jakim będę zaraz debatował
nosi znamiona prowokacji. Nie ma co dalej przeciągać i sztucznie
nabijać bębenka intrygi. Otóż, porozmawiam z wami dziś o relacji
na linii piłka nożna-...kobieta. Tak, dobrze czytacie. Już widzę
co u niektórych ten uśmieszek (ironii, politowanie itp.). Już
słyszę te pojedyncze westchnienia i kurczowe marszczenie czoła z
niedowierzania. Dla niejednego/niejednej niepojęte wydaję się być
połączenie tak pozornie odrębnych bytów i światów jak "kobieta"
i "piłka nożna". A jednak zrobię to. Podejmę rękawice
rzucone przez wciąż żywe w naszym społeczeństwie stereotypy.
Nieraz się słyszy coś
w stylu: „grasz jak baba!”, „mężu, o co chodzi z tym
spalonym?” czy „kochanie, przełącz lepiej na mój ulubiony
serial” i inne tego typu. Czy słusznie odzwierciedla to, co "płeć
piękniejsza" myśli o futbolu? Czy taki stosunek powinien być
nadal utrwalany? Czy jednak winno być promowanie "kopanej"
pośród dziewcząt i kobiet? Pytania można mnożyć dalej.
Postaram się jednak wszystko uporządkować i omówić. Po prostu,
bez ogródek powiedzieć jak to wygląda moim okiem i jak wyglądać
powinno. Nie będę tylko eksplorował rewirów światopoglądowych.
Analiza będzie szersza, dużo szersza. Ale po kolei, nie ma co za
dużo zdradzać. Let's go! Jak widać z mojego tonu nie będę się
pastwił nad paniami. Żartował sobie z ich rzekomej indolencji
futbolowej, nierzadko także i fizycznej czy braku wiedzy natury
stricte piłkarskiej. Oj zdziwicie się. Nie będę też jak ten bajkowy rycerz ze swą tarczą (czyt. językiem) bronił godności dam
(czyt. kobiet). Nic z tych rzeczy. Znaczy, nie że mi się nie chce -
bo jest zgoła inaczej, a i rumaka choć z trudem bym jakoś znalazł
- po prostu nasze panie potrafią obronić się same w tej kwestii i
to z dobrym skutkiem. Po kolei. Ech...wzdycham, bo już tak mam, co z
przykrością przyznać muszę, że wypaplałem moje stanowisko już
na początku wywodu. Winienem was potrzymać w niepewności. A tu
klops! Kurtyna tajemnicy spadła zbyt szybko. Trudno, stało się,
luzik...na szczęście zachowałem coś jeszcze w przysłowiowym zanadrzu. Taki mój "deserek" dla was, ale to później - najpierw danie główne.
Ojej chyba właśnie przyznałem się do mojej słabości do
słodyczy. A tam, lubię je i co?! Hahahahaha.
Wracając do głównego
nurtu tematu, drogie panie wcale nie grzeszą taką niewiedzą o
piłce jakby się zdawało. Ba! Daleko szukać nie muszę. Mówiłem wam już wcześniej o mojej bardzo bliskiej znajomej - "E.".
Jedną z jej rozlicznych zalet jest właśnie sympatia to boiskowych
emocji i spora (co przyznaje z zadowoleniem) wiedza. Dodam, że to
naturalna (nie tleniona) blondynka, więc macie prztyczek w nos naśmiewacze z "blond-idiotek" - o tak, to niesprawiedliwy
i krzywdzący stereotyp. Ja jednak nie o tym. Właśnie "E."
wręcz zadziwiła mnie tym co wie o piłce, a wie sporo. Do tego jej
perswazja przy kibicowaniu, wręcz z "męskim" komentarzem,
wzbogaconym nierzadką bogatą wiązanką inwektyw, gdzie słowo
"cieniasy" jest jednym z łagodniejszych jakie używa.
Ona mnie pozbawi życia jak to przeczyta :D Zaryzykuje, ale z góry
proszę Cię o przebaczenie, także za to co dalej napiszę. Wiecie,
"E." posiada "słabość" do byłego już gracza kadry Portugalii -
Simão Pedro Fonseca Sabrosy. Jak sama twierdzi, przystojniejszego
faceta nigdy wcześniej i później nie widziała. Z tej fascynacji
czysto osobowej przeszła na fascynacje czysto piłkarską i ceni sobie
do dnia dzisiejszego piłkę iberyjską czy z krajów portugalskojęzycznych. Nie muszę chyba mówić jak przeżyła klęskę
Canarinhos na rodzimym mundialu. "E." w ogóle wyniosła
miłość do kibicowania z domu. Ojciec jej to zapalony kibic, więc
naturalnie zaraziła się "piłkofilią". Dobrze - uwielbiam
kobiety, z którymi można obejrzeć w TV meczyk i pokibicować
wspólnie. Też tak macie drodzy panowie? Pewnie niektórzy kręcą
nosem, ale spora większość mi przyklaśnie z aprobatą. Dlaczego
to wszystko o niej mówię? Udowadniam tym, że kobieta „też
człowiek” i na piłce znać się może jak i pałać sympatią to
stadionowych pojedynków. Tak, kobieta i piłka nożna się "nie
gryzą"! Jasne, nie da się ukryć, że piłka nożna to domena
nas - facetów. Wszelkie dane mówią jasno, że w strukturze
sympatyków piłki znacznie przeważają mężczyźni. To suche
fakty, więc nie ma co z nimi polemizować. Ale to nie oznacza, że
futbol ma być sportem "kastowym" przeznaczonym tylko dla
płci męskiej.
Nie wszędzie jednak tak
jest. Przytoczyć można chociażby przykład obywatelek Iranu. Otóż,
we własnym kraju Iranki nie mają przywileju kibicowania na
stadionach. Ba! Popularne są też w Iranie wyświetlanie meczów w
kinach, ale tam też panie nie mogą być. Te szokujące pewnie dla
niektórych informacje, rozpowszechniły się przy okazji udziału
Książąt Persji (przydomek reprezentacji Iranu) w
tegorocznym Mundialu w Brazylii. To smutne. Cóż, to inna kultura,
religia i społeczeństwo silnie patriarchalne i nam wychowanym na
innych (zachodnich) wartościach to się nie podoba. Jest jakiś
pozytyw, bo ów zakaz "publicznego" dopingowania piłkarzy
obowiązuje chyba tylko w samym irańskim państwie. Gdy ich
Reprezentacja grała (całkiem nieźle) na Mundialu, to na
brazylijskich trybunach można było zaobserwować wiele pań,
umalowanych w barwy państwowe Iranu, ze śniadą cerą i nawet z
chustą na głowie (nie wiem jak to się fachowo nazywa) i gorąco wspierały swoich futbolowych idoli. Można miewać, że to były
Iranki, a nie jakieś "podstawione" osoby (taki proceder
jest np. w Chinach podczas Mundialu 2010 - "udawali"
kibiców z Korei Północnej, czy kiedyś jak polscy siatkarze grali w
Japonii to...spora grupka Japończyków "spontanicznie" śpiewała z japońskim akcentem "Polska" :P).
Oczywiście, słyszę już
głosy oponentów, że przecież nikt w Polsce kobiet nie odizolowuje
od piłki i nie blokuję ich udziału w niej. Jasne, żelazna prawda,
ale nastawienie społeczne sprawia, że kobiet interesujących się
boiskowymi poczynaniami jest mniej niż by mogło być, żeby nie
powiedzieć powinno być. Nie będę przyklaskiwał tu jednak
środowiskom (że tak je nazwę) "emancypacyjnymi",
głoszącym hasła w idei feminizmu. Bo nie jestem zwolennikiem tego
ruchu, zwłaszcza "dzikiego feminizmu", gdzie wszędzie
szuka się (czyt. wyłapuje i protestuje) tylko męskiej dominacji,
nawet tam gdzie de facto jej nie ma. Wiem, wykraczam nieco z głównego
tematu na sprawy poboczne, ale nie mogłem się powstrzymać, by to
napisać. Chociaż, zagadnienie feminizmu też jest ważne, by
pokazać umiejscowienie futbolu w polskim społeczeństwie - wg mnie
oczywiście. A kończąc feministyczny wątek mego wywodu, chcę
dodać, że panie postulujący takie hasła, tak naprawdę robią
kobietom krzywdę, bo kobiety i mężczyźni zawsze będą się
różnić, biologicznie i mentalnie, co jest naturalne i piękne. Nie
da się zmienić istniejących praw, które tylko same, na drodze
"natury" mogą się nieco zmienić. Nic na siłę, nic
sztucznie. Tylko nie przeszkadzać kobietom i żadnych handikapów w postaci parytetów, gdyż to de facto uwłacza paniom. Polecam
refleksję nad tym.
Wracając do nastawienia
społeczeństwa polskiego do kobiet i piłki. To te dowcipy o
przysłowiowym "spalonym", dają prawdę temu, że wciąż
deprecjonowanie kobiet w tej sferze jest widoczne. Dobrze, w TV
mniej, bo jak wiadomo jest tzw. poprawność polityczna,
"na straży" stoją feministki i są pewne standardy w
zachowaniu publicznym, ograniczającym wszelkie przejawy
jakiejkolwiek dyskryminacji. Deprecjonowanie unaocznia się przede
wszystkim, w zachowaniach prywatnych (międzyludzkich). Znowu
wykraczam z głównego nurtu. Wiecie, ja tylko jestem za tym, by
bardziej otworzyć futbol przed paniami. Oczywiście nie popieram
"usilnego" zachowania, kiedy dziewczynkom daje się do
zabawy zamiast lalek piłkę i korki - nic z tego, będę "gryzł" jak ktoś mnie o to pomówi! Oczywiście, zawsze panów
"futbolmaniaków" będzie więcej niż ich odpowiedników po
drugiej stronie "barykady" wśród pań. To ma podłoże
genetyczne. U nas mężczyzn, oglądanie meczu to namiastka dawnych
pojedynków, rywalizacji, wojen. Zostaliśmy stworzeni do bojów z wrogiem, do
ochrony swych kobiet, do zapewnienia bytu rodzinie, do polowań. Więc,
nie dziwne, że bardzo przeżywamy porażki w piłce (i w sporcie), a
radujemy się na wiktorie. U kobiet jest inaczej. One większą wagę
przywiązuje do ochrony ogniska rodzinnego, do równoważenia
nastrojów czy (jeśli jest taka potrzeba) do postaw pacyfistycznych.
Dlatego wolą np. piec szarlotkę niż oglądać meczyk - to nie
stereotypy i przypisywanie ról społecznych, tacy po prostu
jesteśmy. Jesteśmy co do zasady, bo ludzie są także różni. Są
faceci nie lubujący się w ogóle sportem i są też dziewczyny
będące fanatyczkami w tej dziedzinie. Tak po prostu jest. Przeciętna kobieta
jednak "piłkę" widzi w innych "okularach". Jest
bardziej racjonalna, nie przywiązuje się tak do porażek, ale też
nie nie osiąga "ekstazy" w wyniku wygranego ważnego
meczu. Kobiety mają zmysł estetyki, bardzo rozbudowany zresztą.
Nie dziwmy się więc drodzy panowie, że gdy my emocjonujemy się
zmaganiami na murawie to możemy usłyszeć od naszej partnerki oglądającej
z nami to widowisko, coś w stylu: „nie uważasz, że ten z +10+ na
plecach jest przystojny?” albo „ale ten trener na konferencji
prasowej ma gustowny garnitur” (drugi przykład nie dotyczy oczywiście stricte meczu piłkarskiego :D). Więc, apeluję do obu "stron
konfliktu" - trochę wyrozumiałości, jesteśmy jacy jesteśmy.
W kwietniu 2012 (tuż
przed rozpoczęciem EURO) można było natknąć się na wyniki badań
społecznych, odnośnie spojrzenia kobiet na kibicowanie piłce
nożnej - mówiąc oględnie. Badanie przeprowadziła specjalistyczna
instytucja zajmująca się tego typu tematyką, na zlecenie znanej
międzynarodowej i czysto komercyjnej marce (pozwólcie, że nie będę
operował ich nazwami). Do rzeczy jednak. Rezultat pracy badawczej
przeprowadzonej na grupie ponad 1000 dorosłych Polek może
niektórych zapewne zdziwić. Przedstawia się tam obraz naszych pań, które
wcale nie unikają oglądania meczów. Do tego łamie on nieco
powszechnych stereotypów. Nie będę się rozpisywał bardzo nad tą
materią, bo dane macie przedstawione w tabeli poniżej, jednak pokrótce i wybiórczo odniosę się do tego.
Przede wszystkim (aż) 40% żeńskich respondentów twierdzi, że
siada przed telewizorem wraz ze swym partnerem (dajmy na to mężem) i
ogląda mecz piłkarski. Zdecydowana większość z nich robi to, bo
po prostu lubi. Niech przemówią dane. 23% deklaruje, że są
fankami futbolu, a 33% uważa się za osoby w jakimś stopniu
pasjonujące się piłką nożną. Przy tym badanie daje kłam
stereotypowi, że panie oglądają tego typu widowiska by przyglądać
się "przystojniakom" - tylko 5% wskazało "urodę"
piłkarzy jako powód śledzenia piłkarskich pojedynków. Jeszcze
nieco o grupie pań, które nie "kochają" piłki nożnej.
Otóż, zapytane o ich zdanie na temat tego dlaczego mężczyźni
"namiętnie" oglądają piłkę nożną, w zdecydowanej
większości (50%) odpowiadają iż...jest to dla nich "przerwa
w myśleniu". Gratuluję poczucia humoru drogie panie :)))
Odnośnie danych w tabeli to uprzedzam, że mogą być one niepełne
i niedoszacowany (choć w minimalnym stopniu). Po prostu nie mam
dostępu do pełnego raportu z badania, a jedynie bazuję na
"strzępach informacji.
Kończąc ten wątek tak
ad vocem ustosunkuję się do badań społecznych jako takich i
przeprowadzania badań oraz działań "propagandowych" TV.
No więc, powołałem się tu na wyniki badawcze, ale traktuje je z
lekkim niedowierzaniem, gdyż sam byłem świadkiem jak "zbieranie
danych" w tego typu instytucji wygląda. Mówiąc
"nieprofesjonalnie" to tak jakby nie powiedzieć nic :))) A
co do TV (wspominałem o niej przynajmniej parokrotnie w tym poście
i za pewne będzie się ona jeszcze później przewijać), to jak
wiadomo: "TV kłamie" i kropka. Miejmy nadzieję, że
czasem jednak mówi prawdę i tego się trzymajmy :D
Różnice widać na
płaszczyźnie przeżywania widowisk sportowych. Świetny przykład
to nie tak odległy czas Euro 2012 w Polsce i Ukrainie. Mimo marnego
wyniku S-kadry, to osiągnęliśmy ogromny sukces
wizerunkowy i byliśmy świadkami ogólnonarodowej ekstazy, swoistego
fenomenu w naszym społeczeństwie. Zwłaszcza, gdy wziąć pod lupę
Euro 2008, gdzie wśród populacji gospodarzy mistrzostw nastroje
były nieporównywalnie bardziej stonowane. U nas atmosfera i
życzliwość wobec zagranicznych turystów nie zmalała aż do
finału. Ale nie o tym. Pamiętacie zapewne jak ogromne rzesze
kibiców zbierały się w tych tzw. "oficjalnych strefach
kibica", z warszawską na czele - koło Pałacu Kultury i Nauki.
Można było zaobserwować cenne z punktu widzenia socjologii
zachowania ludzkie. Przede wszystkim jedna ważna rzecz - mnóstwo
kobiet, do tego żywiołowo dopingujących i kolorowo ubranych.
Hmmm...macie jakiś dysonans? Coś u was się "nie sumuje"?
Niby kobiety (co do zasady) "olewają" tego typu rozrywkę
a tu..."zonk"! Przychodzi powoli myśl do głowy, że aż
tak bardzo nasze drogie Polki nie unikają "kopanej" jak
się wcześniej wydawało. Właśnie, mamy czarno na białym dowód,
który daje kłam temu stereotypowemu podejściu do tej problematyki.
To narodowe dopingowanie
zauważyła i TV, która to pytała różnej maści ekspertów o
przyczynę tego zjawiska. "Tęgie głowy" dawały
interesujące odpowiedzi, niektóre wydają się być powszechnie znane.
Mniej więcej wnioski były takie. Otóż, po pierwsze jest coś w
naszym narodzie już od wieków utrwalone, tzw. pospolite
ruszenie. Ogólnopolska mobilizacja i entuzjazm. Przykładów w
historii nie trzeba długo szukać: Obrona Częstochowy (przed
Szwedami), Powstanie Warszawskie (przeciwko Niemiecom)
czy..."Małyszomania" (głównie z uwagi na wycisk
"naszego" na niemieckich skoczkach, w sporcie w którym
Niemcy mieli duże sukcesy, a my...znacznie mniej). No dobrze, na
Euro 2012 nie mieliśmy "wroga", który by mobilizował naszych rodaków, ale
tutaj swój upust dała już narodowa wiara (być może wynika ona z niskiego poczucia własnej wartości polskiego społeczeństwa, które jednak ogromnie chce sukcesów), że możemy zajść daleko i że
Biało-czerwoni mogą namieszać. Wiemy sami , że w
ciężkich okresach próby jesteśmy jednym ciałem i każdy stoi murem za
drugiego, pierś w pierś. Jednoczymy się we wzniosłych wydarzeniach.
Do tego dochodzi "propaganda sukcesu" promowana przez TV,
ku uciesze klasy rządzącej. Co by nie mówić, ale TV potrafi
rozbudzać nastroju radości, a gdy trzeba to i powagi. Tu było tak
samo. Dobrze swoją robotę wykonało TV, organizatorzy, ale przede
wszystkim ludzie - zwykli ludzie. Tylko piłkarze...nie sprostali,
ale nie będę na nich żerował. Tak więc kobiety, tez uległy tej
zbiorowej radości. Jednakże, co stwierdzono i ma potwierdzenie w
badaniach, wśród pań nie miał dużego znaczenia sam aspekt
rywalizacji, to czy wygramy czy nie. Znaczy...i tak i nie, ale to
dalej wyjaśnię. Otóż, kobiety przychodziły głównie na te
"zbiorowe kibicowanie", bo...nakręcała ich atmosfera,
doznawały uczucia euforii, co powodowało tak radosne dopingowanie -
po prostu dobrze się bawiły. Wynik miał dla nich znaczenie wtedy,
gdy nasi przegrywali, bo wtedy doping nieco siadał (wśród panów)
co i udzielało się paniom, wyczuwały to i euforia uchodziła.
Jasne, nie dla wszystkich pań wynik nie był ważny. Jak wcześniej
pisałem, są też kobiety żywo interesujące się futbolem czy
poczynaniami swoich ulubieńców biegających po
zielonej murawie za futbolówką. Wiele też zapewne zostało
"przytarganych" do strefy kibica przez swych mężów,
chłopaków czy kolegów. Dobrze, teraz o panach...żeby nie byli
pokrzywdzeni. U nas mężczyzn, jak było wcześniej ukazane, udział
w rywalizacji to silny bodziec. W trakcie oglądania widowiska
sportowego ( na przykładzie "zbiorowego dopingowania" na
Euro 2012) może wydzielać się u nas adrenalina, czy wręcz kortyzol (
ludzki hormon, powodujący m.in. ataki agresji, charakterystyczny dla
osiłków bez widocznej szyi :D, nazywany potocznie "hormonem
stresu").
Hmmm...dość o
hormonach, socjologi i innych naukach. Teraz czas na "deserek".
Wisienkę na torcie. Wiecie jaki jest jeden z największych
przyjaciół internauty? Nie wiecie? No oczywiście...że popularna
wyszukiwarka zaczynająca się na "G". Jak go o coś
spytasz, to jak najlepszy kompan, grzecznie Ci odpowie. Więc i ja
grzecznie tak uczyniłem wpisując w różnych konfiguracjach dwa
hasła "kobieta" i "piłka nożna". I zabawne, bo
często wychodzą zdjęcia tak naprawdę mało mające wspólnego z
"kopaną". Widać na nich mniej lub bardziej roznegliżowane
modelki (często zdjęcia po retuszu) ubrane w koszulki piłkarskie,
w różnych pozach bądź fotki dziewczyn ze stadionów kandydujących
do miana tzw. "miss kibiców". No cóż, spin doktorzy
widzą, że ładne kobiety przyciągają mężczyzn, więc
wykorzystują to z pełną premedytacją w swych kampaniach
reklamowych. W sumie nie moja sprawa, aczkolwiek cierpi na tym
wizerunek samych kobiet, sprowadzanych do poziomu uroczych dodatków,
takich "kokardek", ukazujących je tylko z perspektywy
seksualności.
Ale...jest nadzieja! Nie
tylko atrakcyjne dziewczyny "wyskoczą" w wynikach
wyszukiwarki internetowej. Jest dużo pozytywnych linków, gdzie
jasno wynika...w Polsce piłka kobieca (choć trafniej to mówić
"piłka nożna kobiet" jak już) jest i sukcesywnie się
rozwija. Panie mają swoje mistrzostwa. Układ rozgrywek dzieli się
na 4 poziomy, gdzie najwyższa i wyłaniającego mistrza kraju, to
12-zespołowa Ekstraliga. W sumie obecnie naliczyłem we
wszystkich klasach rozgrywkowych aż 211 zespołów stricte żeńskich.
Obecnymi mistrzyniami są piłkarki reprezentujące klub Medyk Konin.
Historia kobiecych mistrzostw jest dość długa, bo sięga...1975
roku. Wtedy to, w dziewiczym czempionacie o prymat w klubowym
piłkarstwie, zwyciężyły zawodniczki z pomorza (Checz Gdynia -
obecnie III poziom rozgrywek). Geograficznie patrząc, to kluby z
byłych poniemieckich terenów, Wielkopolski i Zagłębia
Dąbrowskiego są najbardziej utytułowane. W ostatnich latach dominował pojedynek pomiędzy klubami z Raciborza i Konina. Próżno
szukać sukcesów klubu (czy klubów) ze stołecznego miasta. Nie
dość powiedzieć, że nigdy klub z Warszawy nie zdobył tytułu
mistrzowskiego, mimo 39-ciu edycji tych rozgrywek (w sezonie 1976/77
nie rozegrano krajowych mistrzostw). Panie mają także swój Puchar
Polski. Rozgrywany corocznie od 1985 roku. Aktualnie tym tytułem
mogą się pochwalić aktualne mistrzynie polski, czyli Medyk Konin.
A teraz zwróćmy nasze
spojrzenie na krajowe Reprezentacje. Najpierw w wymiarze globalnym, a
później o naszych paniach w biało-czerwonych strojach. Patrząc na
wyniki poszczególnych teamów w najważniejszych imprezach to łatwo
wymienić ścisłą czołówkę. Tytuł "Dominatorek"
aklamacyjnie przyznaje się piłkarkom USA. Amerykanki rzadko kiedy
schodzą z "pudła". W ogóle są one fenomenem na krajowym
"podwórku". Musicie zdawać sobie sprawę z faktu, iż
piłka nożna w USA nie należy do topowych sportów - tak
w uprawiających ten sport jak i w rankingach popularności. Mimo to piłkarki są
tam stosunkowo znane i zdecydowanie zostawiają w tyle męską
Reprezentację tego północnoamerykańskiego państwa. Sami
Amerykanie postrzegają piłkę nożną jako sport..."mało
męski" i "zbyt delikatny". Dlatego też kojarzy się
on z paniami, które zresztą swoimi osiągnięciami na arenie
międzynarodowej utrwalają taki obraz. Taka mała dygresja odnośnie
statusu piłki nożnej w USA. Nazywany jest terminem soccer,
a futbol dla Amerykanów to zawodnicy w kaskach i rozbudowanych
ochraniaczach, "obijających się" nawzajem i biegających za owalną
piłka, którą kopie się...nad bramką :))) Może piłka nożna nie
jest dyscypliną niszową, ale nie ma co porównywać jej z
koszykówką, baseballem czy wspomnianym futbolu amerykańskim. Ich
Reprezentacja (mężczyźni) rozgrywa mecze od wielu lat (jeszcze
przed wojną, m.in. 3 miejsce na Mundialu 1930), jednak prawdziwy rozwój
przypada na lata 90-te XX wieku - USA organizowała Mundial w 1994
roku. Choć już wcześniej sprowadzali znanych piłkarzy
("weteranów"), którzy budowali ich ligę. Warto tu
wymienić np. 2 nazwiska: Pelé i Kazimierz Deyna. Jeśli chodzi o
popularność, to ma ona swoje "zrywy". Dobrym przykładem
był ostatni Mundial w Brazylii. Wielu Amerykanów wtedy śledziło
poczynania swoich pupili, a największą na miejscu (po Brazylijczykach) grupą
kibiców na ostatnich Mistrzostwach Świata, byli właśnie
Amerykanie.
Wróćmy do tematu
przewodniego. Oprócz Amerykanek prym wiodą takie Reprezentacje jak:
Niemcy, Norwegia, Szwecja czy Francja (Europa), Japonia, Chiny czy
Korea Północna (Azja), Brazylia (Ameryka Południowa) oraz Kanada
(Ameryka Północna). W tym artykule zostaną zamieszczone tabelki z
medalami na poszczególnych imprezach i sami się przekonacie o
podziale sił w światowej piłce nożnej kobiet. I tak, początkowo
topowym zespołem były Chinki, które teraz nieco odbiegają
poziomem od najlepszych. W Azji przegoniły je ostatnio Koreanki z Północy,
Australijki (w XXI wieku biorą udział w Mistrzostwach Azji,
wcześniej w Mistrzostwach Oceanii), a przede wszystkim Japonki.
Piłkarki z Kraju Kwitnącej Wiśni w ostatnich latach robią
prawdziwą furorę. W 2011 roku sensacyjnie zostały mistrzyniami
świata, a rok później doszły do finału olimpijskiego
(nieznacznie musiały uznać wyższość Amerykanek). Ich styl gry
przypomina katalońską tiki takę, charakteryzującą się jak
zapewne wiecie dużą ilością podań i ruchliwością (o tiki tace
pisałem w jednym z poprzednich postów).
Jeśli chodzi o strefę
Afryki i Oceanii to swym poziomem odbiegają znacznie od globalnej
czołówki. Afrykańskie żeńskie reprezentacje znacznie bardziej
zostają w tyle za "światem" niż ich analogiczne - męskie
odpowiedniki. Hegemonkami są Nigeryjki (wygrały 8 tytułów
Mistrzyń Afryki na 10 możliwych) i to do nich należy największy
sukces drużyny z Czarnego Lądu - ćwierćfinał Mistrzostw Świata
(Mundial 1999). Tyle spektakularnych sukcesów. W Ameryce Łacińskiej
najmocniejsze są Canarinhos "w spódniczkach". Brazylijki
nie mają sobie równych na swym kontynencie. Jednak w konfrontacji
z najlepszymi na świecie nie zdobyły żadnego tytułu, choć parę
finałów osiągnęły. Trochę im brakuję, by sięgały po
najwyższe laury. W swoim składzie mają Martę, która jest tym dla
żeńskiej piłki niczym Messi dla męskiej (zdobyła 5 z rzędu
Złotych Piłek dla najlepszej piłkarki globu - nawet Argentyńczyk
nie może się takim wyczynem pochwalić). Co prawda, Brazylijkom
zdarzyło się zająć raz 2 miejsce w mistrzostwach kontynentu,
ustępując pola wielkiemu rywalowi - Argentynie. Przedstawicielki
Albicelestes jednak jak na razie mogą zapomnieć o poziomie "Messi
(czy Messiego) i spółki". Dowodem niech będzie postawa piłkarek z
tego kraju na jednym z Mundiali. Rok po sukcesie nad swoimi
sąsiadkami, Argentynki spotkały się w pierwszym meczu Mistrzostw
Świata z Reprezentacją Niemiec (o tej drużynie i innych z Europy
później). Dostały porządną lekcje futbolu, gdyż przegrały w
stosunku...0:11! W sumie zajęły ostatnie miejsce w grupie,
przegrywając wszystkie mecze (bilans bramkowy: 1-18). Tak więc
Argentynki nie są jakąś wielką jakością w "kobiecym
futbolu". Patrząc na północ warto pochylić się nad inną
całkiem dobrą Reprezentacją. Mowa o Kanadyjkach. Uprzedzam, że nie ma sensu nawet ich mierzyć z USA, jednak w ostatnich latach pokazują
się z wyjątkowo dobrej strony. Na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich
osiągnęły chyba największy sukces w swej historii - zdobyły
brązowe krążki. Ponadto na jednym z Mundiali dotarły do strefy
medalowej (ostatecznie zajęły 4 miejsce). W kontynentalnym czempionacie
zwyciężyły 2-krotnie, z czego raz był znaczący, gdyż z udziałem
USA. Najbliższy Mundial (2017 rok) zorganizuje właśnie Kraj
Klonowego Liścia. Być może jest to spowodowane pozytywną
koniunkturą na piłkę nożną (zwłaszcza kobiet) w tym państwie.
No i wreszcie Europa. Bez
dwóch zdań - Niemcy+Skandynawia. Tak w skrócie przedstawia się
układ sił w tej części świata. Niemki hurtowo sięgały po
najważniejsze laury na kolejnych EURO. Można powiedzieć, że wraz
z Amerykankami rywalizowali o miano najlepszej drużyny na świecie.
Ostatnio jednak, nieco "spuściły z tonu" (z ostatniego
Mundialu i Turnieju Olimpijskim przywiozły "tylko" jedno
3 miejsce), jednak o długotrwałym kryzysie jak na razie nie ma co
mówić. Bardzo mocne są Norweżki i Szwedki. Zwłaszcza te pierwsze
są nadzwyczaj utytułowane. Kraj, który nie jest potęgą w męskim
wydaniu, a i liczbą ludności "nie powala", w swej historii
doczekał się żeńskich Reprezentacji które zwyciężyły na
Olimpiadzie, Mundialu i EURO. Warto też w kontekście Europy
wymienić Reprezentację Francji, która jednak odbiega nieco od
wymienionych wcześniej. Dobry poziom prezentuje chociażby zespół
Danii czy Anglii. Takie uznane piłkarskie nacje jak Hiszpania,
Włochy, Holandia czy Rosja w "kobiecej piłce" nie radzą
sobie specjalnie dobrze. Włoszki miały dobry okres, ale to było
dawno, gdyż w latach 90-tych.
No dobrze, a gdzie Polki?
Nie będę "koloryzował" rzeczywistości i nie usłyszycie,
że jesteśmy jakąś żeńską potęgą. Nasze panie jak do tej pory
nie awansowały na żadną wielką imprezę. Nie mamy w zasadzie
żadnych sukcesów. Poziomem piłki jesteśmy takim średniakiem - 3
szereg europejski. Historyczny pierwszy mecz rozegrały z Włoszkami
w 1981 roku (0:3). Pierwszego gola zdobyły z Reprezentacją
Czechosłowacji w 1984 roku (1:4). Pierwszy mecz "o punkty"
rozegrały w Knurowie przeciwko Francji (1:3) w 1989. Spotkanie to było
w ramach eliminacji Mistrzostw Świata (Mundial 1991). Jeśli chodzi
o najwyższy triumf to nasze zawodniczki rozgromiły Izrael aż 13:0,
jednak doznały kiedyś bolesnej porażki z Islandkami dostając
"dyszkę" (0:10). Ostatnio brały udział w eliminacjach do
przyszłego Mundialu. Rywalizowały w grupie eliminacyjnej ze
Szwedkami, Szkotkami, Bośniaczkami, reprezentantkami Irlandii
Północnej oraz Wysp Owczych. Zajęły zdecydowane 3 miejsce, ale do
awansu było daleko. Ostatni akcent był miły, gdyż grając u
siebie z Bośnią i Hercegowiną odprawiły swoje boiskowe oponentki
rezultatem 3:1. Ogólnie rozegrały 10 meczów, z czego połowę
wygrały i zanotowały jeden remis. Na bilans bramek tez miło
popatrzeć (20:14). W ogóle do składu wchodzi nowe pokolenie, więc
może w przyszłości z tej "mąki powstanie dobry chleb".
A "mąka" wydaje się być dobra. Wyobraźcie sobie, że nasze
dziewczęta osiągnęły w ubiegłym roku sukces niewyobrażalny i
nieoczekiwany. Mianowicie w Mistrzostwach Europy do lat 17
spektakularnie zdobyły tytuł mistrzowski! W finale pokonały
zespół Szwecji 1:0. Wynik dziewczyn zaskoczył chyba wszystkich. Nie
dość powiedzieć, że w samej Szwecji mówi się o danych 100 000
zarejestrowanych piłkarek, a w Polsce tylko...8 000! Brawo
dziewczyny! Teraz piłkarki z tego zespołu zasiliły dorosłą
Reprezentację. Wymienię takie nazwiska jak: Paulina Dudek, Ewelina Kamczyk i
Ewa Pajor, które z Bośniaczkami przyczyniły się do zwycięstwa.
Warto się pochylić zwłaszcza nad ostatnią z dziewczyn, czyli Ewą
Pajor. Młoda zawodniczka, która obecnie reprezentuje klub Medyka
Konin, to nieoszlifowany piłkarski diament. UEFA doceniła jej nieprzeciętny
talent przyznając jej jakiś czas temu tytuł najlepszej piłkarki w
Europie poniżej 17 roku życia! Zaczęto ją powszechnie nazywać
"Messim w spódnicy" (choć sama kibicuje Cristiano
Ronaldo). Byłoby świetnie, gdyby piłkarsko osiągnęła tyle co
słynny Argentyńczyk. Zawodniczką, która pochodzi ze wsi z
centralnej Polski, zainteresowały się ponoć bardzo mocne kluby z
takich krajów jak: Niemcy, USA czy Anglia. Zwłaszcza Niemcy to
prestiżowy kierunek - czołówka światowa. Zobaczymy jak potoczy
się kariera tej zawodniczki i jak będzie za parę lat wyglądać
siła naszej żeńskiej Reprezentacji - obyśmy mieli z nich tylko
radosne emocje.
Na dziś to tyle. Mam
żywą nadzieję, że miło się czytało o paniach. Były
stereotypy, światowa hierarcha futbolu kobiet oraz przybliżenie
pozycji Biało-czerwonych. Każdy wie, że Polki w urodzie nie mają
sobie równych na całym świecie, a może kiedyś i w "kopanej"
będą tak nazywane. Jak na razie przyznajemy im w tej pierwszej
kategorii honorowy tytuł mistrzowski, tak panowie? No ja myślę :D
Dziękuję i do zobaczenia. Czołem! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz