Translate

środa, 12 listopada 2014

(Temat 18) Kobieta a piłka nożna

Witam ponownie. Dzisiaj będę przekorny. No dobrze, nie tyle przekorny co prowokacyjny (tak, to jest właściwe słowo), bo temat nad jakim będę zaraz debatował nosi znamiona prowokacji. Nie ma co dalej przeciągać i sztucznie nabijać bębenka intrygi. Otóż, porozmawiam z wami dziś o relacji na linii piłka nożna-...kobieta. Tak, dobrze czytacie. Już widzę co u niektórych ten uśmieszek (ironii, politowanie itp.). Już słyszę te pojedyncze westchnienia i kurczowe marszczenie czoła z niedowierzania. Dla niejednego/niejednej niepojęte wydaję się być połączenie tak pozornie odrębnych bytów i światów jak "kobieta" i "piłka nożna". A jednak zrobię to. Podejmę rękawice rzucone przez wciąż żywe w naszym społeczeństwie stereotypy.
Nieraz się słyszy coś w stylu: „grasz jak baba!”, „mężu, o co chodzi z tym spalonym?” czy „kochanie, przełącz lepiej na mój ulubiony serial” i inne tego typu. Czy słusznie odzwierciedla to, co "płeć piękniejsza" myśli o futbolu? Czy taki stosunek powinien być nadal utrwalany? Czy jednak winno być promowanie "kopanej" pośród dziewcząt i kobiet? Pytania można mnożyć dalej. Postaram się jednak wszystko uporządkować i omówić. Po prostu, bez ogródek powiedzieć jak to wygląda moim okiem i jak wyglądać powinno. Nie będę tylko eksplorował rewirów światopoglądowych. Analiza będzie szersza, dużo szersza. Ale po kolei, nie ma co za dużo zdradzać. Let's go! Jak widać z mojego tonu nie będę się pastwił nad paniami. Żartował sobie z ich rzekomej indolencji futbolowej, nierzadko także i fizycznej czy braku wiedzy natury stricte piłkarskiej. Oj zdziwicie się. Nie będę też jak ten bajkowy rycerz ze swą tarczą (czyt. językiem) bronił godności dam (czyt. kobiet). Nic z tych rzeczy. Znaczy, nie że mi się nie chce - bo jest zgoła inaczej, a i rumaka choć z trudem bym jakoś znalazł - po prostu nasze panie potrafią obronić się same w tej kwestii i to z dobrym skutkiem. Po kolei. Ech...wzdycham, bo już tak mam, co z przykrością przyznać muszę, że wypaplałem moje stanowisko już na początku wywodu. Winienem was potrzymać w niepewności. A tu klops! Kurtyna tajemnicy spadła zbyt szybko. Trudno, stało się, luzik...na szczęście zachowałem coś jeszcze w przysłowiowym zanadrzu. Taki mój "deserek" dla was, ale to później - najpierw danie główne. Ojej chyba właśnie przyznałem się do mojej słabości do słodyczy. A tam, lubię je i co?! Hahahahaha.
Wracając do głównego nurtu tematu, drogie panie wcale nie grzeszą taką niewiedzą o piłce jakby się zdawało. Ba! Daleko szukać nie muszę. Mówiłem wam już wcześniej o mojej bardzo bliskiej znajomej - "E.". Jedną z jej rozlicznych zalet jest właśnie sympatia to boiskowych emocji i spora (co przyznaje z zadowoleniem) wiedza. Dodam, że to naturalna (nie tleniona) blondynka, więc macie prztyczek w nos naśmiewacze z "blond-idiotek" - o tak, to niesprawiedliwy i krzywdzący stereotyp. Ja jednak nie o tym. Właśnie "E." wręcz zadziwiła mnie tym co wie o piłce, a wie sporo. Do tego jej perswazja przy kibicowaniu, wręcz z "męskim" komentarzem, wzbogaconym nierzadką bogatą wiązanką inwektyw, gdzie słowo "cieniasy" jest jednym z łagodniejszych jakie używa. Ona mnie pozbawi życia jak to przeczyta :D Zaryzykuje, ale z góry proszę Cię o przebaczenie, także za to co dalej napiszę. Wiecie, "E." posiada "słabość" do byłego już gracza kadry Portugalii - Simão Pedro Fonseca Sabrosy. Jak sama twierdzi, przystojniejszego faceta nigdy wcześniej i później nie widziała. Z tej fascynacji czysto osobowej przeszła na fascynacje czysto piłkarską i ceni sobie do dnia dzisiejszego piłkę iberyjską czy z krajów portugalskojęzycznych. Nie muszę chyba mówić jak przeżyła klęskę Canarinhos na rodzimym mundialu. "E." w ogóle wyniosła miłość do kibicowania z domu. Ojciec jej to zapalony kibic, więc naturalnie zaraziła się "piłkofilią". Dobrze - uwielbiam kobiety, z którymi można obejrzeć w TV meczyk i pokibicować wspólnie. Też tak macie drodzy panowie? Pewnie niektórzy kręcą nosem, ale spora większość mi przyklaśnie z aprobatą. Dlaczego to wszystko o niej mówię? Udowadniam tym, że kobieta „też człowiek” i na piłce znać się może jak i pałać sympatią to stadionowych pojedynków. Tak, kobieta i piłka nożna się "nie gryzą"! Jasne, nie da się ukryć, że piłka nożna to domena nas - facetów. Wszelkie dane mówią jasno, że w strukturze sympatyków piłki znacznie przeważają mężczyźni. To suche fakty, więc nie ma co z nimi polemizować. Ale to nie oznacza, że futbol ma być sportem "kastowym" przeznaczonym tylko dla płci męskiej.
Nie wszędzie jednak tak jest. Przytoczyć można chociażby przykład obywatelek Iranu. Otóż, we własnym kraju Iranki nie mają przywileju kibicowania na stadionach. Ba! Popularne są też w Iranie wyświetlanie meczów w kinach, ale tam też panie nie mogą być. Te szokujące pewnie dla niektórych informacje, rozpowszechniły się przy okazji udziału Książąt Persji (przydomek reprezentacji Iranu) w tegorocznym Mundialu w Brazylii. To smutne. Cóż, to inna kultura, religia i społeczeństwo silnie patriarchalne i nam wychowanym na innych (zachodnich) wartościach to się nie podoba. Jest jakiś pozytyw, bo ów zakaz "publicznego" dopingowania piłkarzy obowiązuje chyba tylko w samym irańskim państwie. Gdy ich Reprezentacja grała (całkiem nieźle) na Mundialu, to na brazylijskich trybunach można było zaobserwować wiele pań, umalowanych w barwy państwowe Iranu, ze śniadą cerą i nawet z chustą na głowie (nie wiem jak to się fachowo nazywa) i gorąco wspierały swoich futbolowych idoli. Można miewać, że to były Iranki, a nie jakieś "podstawione" osoby (taki proceder jest np. w Chinach podczas Mundialu 2010 - "udawali" kibiców z Korei Północnej, czy kiedyś jak polscy siatkarze grali w Japonii to...spora grupka Japończyków "spontanicznie" śpiewała z japońskim akcentem "Polska" :P).
Oczywiście, słyszę już głosy oponentów, że przecież nikt w Polsce kobiet nie odizolowuje od piłki i nie blokuję ich udziału w niej. Jasne, żelazna prawda, ale nastawienie społeczne sprawia, że kobiet interesujących się boiskowymi poczynaniami jest mniej niż by mogło być, żeby nie powiedzieć powinno być. Nie będę przyklaskiwał tu jednak środowiskom (że tak je nazwę) "emancypacyjnymi", głoszącym hasła w idei feminizmu. Bo nie jestem zwolennikiem tego ruchu, zwłaszcza "dzikiego feminizmu", gdzie wszędzie szuka się (czyt. wyłapuje i protestuje) tylko męskiej dominacji, nawet tam gdzie de facto jej nie ma. Wiem, wykraczam nieco z głównego tematu na sprawy poboczne, ale nie mogłem się powstrzymać, by to napisać. Chociaż, zagadnienie feminizmu też jest ważne, by pokazać umiejscowienie futbolu w polskim społeczeństwie - wg mnie oczywiście. A kończąc feministyczny wątek mego wywodu, chcę dodać, że panie postulujący takie hasła, tak naprawdę robią kobietom krzywdę, bo kobiety i mężczyźni zawsze będą się różnić, biologicznie i mentalnie, co jest naturalne i piękne. Nie da się zmienić istniejących praw, które tylko same, na drodze "natury" mogą się nieco zmienić. Nic na siłę, nic sztucznie. Tylko nie przeszkadzać kobietom i żadnych handikapów w postaci parytetów, gdyż to de facto uwłacza paniom. Polecam refleksję nad tym.
Wracając do nastawienia społeczeństwa polskiego do kobiet i piłki. To te dowcipy o przysłowiowym "spalonym", dają prawdę temu, że wciąż deprecjonowanie kobiet w tej sferze jest widoczne. Dobrze, w TV mniej, bo jak wiadomo jest tzw. poprawność polityczna, "na straży" stoją feministki i są pewne standardy w zachowaniu publicznym, ograniczającym wszelkie przejawy jakiejkolwiek dyskryminacji. Deprecjonowanie unaocznia się przede wszystkim, w zachowaniach prywatnych (międzyludzkich). Znowu wykraczam z głównego nurtu. Wiecie, ja tylko jestem za tym, by bardziej otworzyć futbol przed paniami. Oczywiście nie popieram "usilnego" zachowania, kiedy dziewczynkom daje się do zabawy zamiast lalek piłkę i korki - nic z tego, będę "gryzł" jak ktoś mnie o to pomówi! Oczywiście, zawsze panów "futbolmaniaków" będzie więcej niż ich odpowiedników po drugiej stronie "barykady" wśród pań. To ma podłoże genetyczne. U nas mężczyzn, oglądanie meczu to namiastka dawnych pojedynków, rywalizacji, wojen. Zostaliśmy stworzeni do bojów z wrogiem, do ochrony swych kobiet, do zapewnienia bytu rodzinie, do polowań. Więc, nie dziwne, że bardzo przeżywamy porażki w piłce (i w sporcie), a radujemy się na wiktorie. U kobiet jest inaczej. One większą wagę przywiązuje do ochrony ogniska rodzinnego, do równoważenia nastrojów czy (jeśli jest taka potrzeba) do postaw pacyfistycznych. Dlatego wolą np. piec szarlotkę niż oglądać meczyk - to nie stereotypy i przypisywanie ról społecznych, tacy po prostu jesteśmy. Jesteśmy co do zasady, bo ludzie są także różni. Są faceci nie lubujący się w ogóle sportem i są też dziewczyny będące fanatyczkami w tej dziedzinie. Tak po prostu jest. Przeciętna kobieta jednak "piłkę" widzi w innych "okularach". Jest bardziej racjonalna, nie przywiązuje się tak do porażek, ale też nie nie osiąga "ekstazy" w wyniku wygranego ważnego meczu. Kobiety mają zmysł estetyki, bardzo rozbudowany zresztą. Nie dziwmy się więc drodzy panowie, że gdy my emocjonujemy się zmaganiami na murawie to możemy usłyszeć od naszej partnerki oglądającej z nami to widowisko, coś w stylu: „nie uważasz, że ten z +10+ na plecach jest przystojny?” albo „ale ten trener na konferencji prasowej ma gustowny garnitur” (drugi przykład nie dotyczy oczywiście stricte meczu piłkarskiego :D). Więc, apeluję do obu "stron konfliktu" - trochę wyrozumiałości, jesteśmy jacy jesteśmy.
W kwietniu 2012 (tuż przed rozpoczęciem EURO) można było natknąć się na wyniki badań społecznych, odnośnie spojrzenia kobiet na kibicowanie piłce nożnej - mówiąc oględnie. Badanie przeprowadziła specjalistyczna instytucja zajmująca się tego typu tematyką, na zlecenie znanej międzynarodowej i czysto komercyjnej marce (pozwólcie, że nie będę operował ich nazwami). Do rzeczy jednak. Rezultat pracy badawczej przeprowadzonej na grupie ponad 1000 dorosłych Polek może niektórych zapewne zdziwić. Przedstawia się tam obraz naszych pań, które wcale nie unikają oglądania meczów. Do tego łamie on nieco powszechnych stereotypów. Nie będę się rozpisywał bardzo nad tą materią, bo dane macie przedstawione w tabeli poniżej, jednak pokrótce i wybiórczo odniosę się do tego. Przede wszystkim (aż) 40% żeńskich respondentów twierdzi, że siada przed telewizorem wraz ze swym partnerem (dajmy na to mężem) i ogląda mecz piłkarski. Zdecydowana większość z nich robi to, bo po prostu lubi. Niech przemówią dane. 23% deklaruje, że są fankami futbolu, a 33% uważa się za osoby w jakimś stopniu pasjonujące się piłką nożną. Przy tym badanie daje kłam stereotypowi, że panie oglądają tego typu widowiska by przyglądać się "przystojniakom" - tylko 5% wskazało "urodę" piłkarzy jako powód śledzenia piłkarskich pojedynków. Jeszcze nieco o grupie pań, które nie "kochają" piłki nożnej. Otóż, zapytane o ich zdanie na temat tego dlaczego mężczyźni "namiętnie" oglądają piłkę nożną, w zdecydowanej większości (50%) odpowiadają iż...jest to dla nich "przerwa w myśleniu". Gratuluję poczucia humoru drogie panie :))) Odnośnie danych w tabeli to uprzedzam, że mogą być one niepełne i niedoszacowany (choć w minimalnym stopniu). Po prostu nie mam dostępu do pełnego raportu z badania, a jedynie bazuję na "strzępach informacji.
Kończąc ten wątek tak ad vocem ustosunkuję się do badań społecznych jako takich i przeprowadzania badań oraz działań "propagandowych" TV. No więc, powołałem się tu na wyniki badawcze, ale traktuje je z lekkim niedowierzaniem, gdyż sam byłem świadkiem jak "zbieranie danych" w tego typu instytucji wygląda. Mówiąc "nieprofesjonalnie" to tak jakby nie powiedzieć nic :))) A co do TV (wspominałem o niej przynajmniej parokrotnie w tym poście i za pewne będzie się ona jeszcze później przewijać), to jak wiadomo: "TV kłamie" i kropka. Miejmy nadzieję, że czasem jednak mówi prawdę i tego się trzymajmy :D
Różnice widać na płaszczyźnie przeżywania widowisk sportowych. Świetny przykład to nie tak odległy czas Euro 2012 w Polsce i Ukrainie. Mimo marnego wyniku S-kadry, to osiągnęliśmy ogromny sukces wizerunkowy i byliśmy świadkami ogólnonarodowej ekstazy, swoistego fenomenu w naszym społeczeństwie. Zwłaszcza, gdy wziąć pod lupę Euro 2008, gdzie wśród populacji gospodarzy mistrzostw nastroje były nieporównywalnie bardziej stonowane. U nas atmosfera i życzliwość wobec zagranicznych turystów nie zmalała aż do finału. Ale nie o tym. Pamiętacie zapewne jak ogromne rzesze kibiców zbierały się w tych tzw. "oficjalnych strefach kibica", z warszawską na czele - koło Pałacu Kultury i Nauki. Można było zaobserwować cenne z punktu widzenia socjologii zachowania ludzkie. Przede wszystkim jedna ważna rzecz - mnóstwo kobiet, do tego żywiołowo dopingujących i kolorowo ubranych. Hmmm...macie jakiś dysonans? Coś u was się "nie sumuje"? Niby kobiety (co do zasady) "olewają" tego typu rozrywkę a tu..."zonk"! Przychodzi powoli myśl do głowy, że aż tak bardzo nasze drogie Polki nie unikają "kopanej" jak się wcześniej wydawało. Właśnie, mamy czarno na białym dowód, który daje kłam temu stereotypowemu podejściu do tej problematyki.
To narodowe dopingowanie zauważyła i TV, która to pytała różnej maści ekspertów o przyczynę tego zjawiska. "Tęgie głowy" dawały interesujące odpowiedzi, niektóre wydają się być powszechnie znane. Mniej więcej wnioski były takie. Otóż, po pierwsze jest coś w naszym narodzie już od wieków utrwalone, tzw. pospolite ruszenie. Ogólnopolska mobilizacja i entuzjazm. Przykładów w historii nie trzeba długo szukać: Obrona Częstochowy (przed Szwedami), Powstanie Warszawskie (przeciwko Niemiecom) czy..."Małyszomania" (głównie z uwagi na wycisk "naszego" na niemieckich skoczkach, w sporcie w którym Niemcy mieli duże sukcesy, a my...znacznie mniej). No dobrze, na Euro 2012 nie mieliśmy "wroga", który by mobilizował naszych rodaków, ale tutaj swój upust dała już narodowa wiara (być może wynika ona z niskiego poczucia własnej wartości polskiego społeczeństwa, które jednak ogromnie chce sukcesów), że możemy zajść daleko i że Biało-czerwoni mogą namieszać. Wiemy sami , że w ciężkich okresach próby jesteśmy jednym ciałem i każdy stoi murem za drugiego, pierś w pierś. Jednoczymy się we wzniosłych wydarzeniach. Do tego dochodzi "propaganda sukcesu" promowana przez TV, ku uciesze klasy rządzącej. Co by nie mówić, ale TV potrafi rozbudzać nastroju radości, a gdy trzeba to i powagi. Tu było tak samo. Dobrze swoją robotę wykonało TV, organizatorzy, ale przede wszystkim ludzie - zwykli ludzie. Tylko piłkarze...nie sprostali, ale nie będę na nich żerował. Tak więc kobiety, tez uległy tej zbiorowej radości. Jednakże, co stwierdzono i ma potwierdzenie w badaniach, wśród pań nie miał dużego znaczenia sam aspekt rywalizacji, to czy wygramy czy nie. Znaczy...i tak i nie, ale to dalej wyjaśnię. Otóż, kobiety przychodziły głównie na te "zbiorowe kibicowanie", bo...nakręcała ich atmosfera, doznawały uczucia euforii, co powodowało tak radosne dopingowanie - po prostu dobrze się bawiły. Wynik miał dla nich znaczenie wtedy, gdy nasi przegrywali, bo wtedy doping nieco siadał (wśród panów) co i udzielało się paniom, wyczuwały to i euforia uchodziła. Jasne, nie dla wszystkich pań wynik nie był ważny. Jak wcześniej pisałem, są też kobiety żywo interesujące się futbolem czy poczynaniami swoich ulubieńców biegających po zielonej murawie za futbolówką. Wiele też zapewne zostało "przytarganych" do strefy kibica przez swych mężów, chłopaków czy kolegów. Dobrze, teraz o panach...żeby nie byli pokrzywdzeni. U nas mężczyzn, jak było wcześniej ukazane, udział w rywalizacji to silny bodziec. W trakcie oglądania widowiska sportowego ( na przykładzie "zbiorowego dopingowania" na Euro 2012) może wydzielać się u nas adrenalina, czy wręcz kortyzol ( ludzki hormon, powodujący m.in. ataki agresji, charakterystyczny dla osiłków bez widocznej szyi :D, nazywany potocznie "hormonem stresu").
Hmmm...dość o hormonach, socjologi i innych naukach. Teraz czas na "deserek". Wisienkę na torcie. Wiecie jaki jest jeden z największych przyjaciół internauty? Nie wiecie? No oczywiście...że popularna wyszukiwarka zaczynająca się na "G". Jak go o coś spytasz, to jak najlepszy kompan, grzecznie Ci odpowie. Więc i ja grzecznie tak uczyniłem wpisując w różnych konfiguracjach dwa hasła "kobieta" i "piłka nożna". I zabawne, bo często wychodzą zdjęcia tak naprawdę mało mające wspólnego z "kopaną". Widać na nich mniej lub bardziej roznegliżowane modelki (często zdjęcia po retuszu) ubrane w koszulki piłkarskie, w różnych pozach bądź fotki dziewczyn ze stadionów kandydujących do miana tzw. "miss kibiców". No cóż, spin doktorzy widzą, że ładne kobiety przyciągają mężczyzn, więc wykorzystują to z pełną premedytacją w swych kampaniach reklamowych. W sumie nie moja sprawa, aczkolwiek cierpi na tym wizerunek samych kobiet, sprowadzanych do poziomu uroczych dodatków, takich "kokardek", ukazujących je tylko z perspektywy seksualności.
Ale...jest nadzieja! Nie tylko atrakcyjne dziewczyny "wyskoczą" w wynikach wyszukiwarki internetowej. Jest dużo pozytywnych linków, gdzie jasno wynika...w Polsce piłka kobieca (choć trafniej to mówić "piłka nożna kobiet" jak już) jest i sukcesywnie się rozwija. Panie mają swoje mistrzostwa. Układ rozgrywek dzieli się na 4 poziomy, gdzie najwyższa i wyłaniającego mistrza kraju, to 12-zespołowa Ekstraliga. W sumie obecnie naliczyłem we wszystkich klasach rozgrywkowych aż 211 zespołów stricte żeńskich. Obecnymi mistrzyniami są piłkarki reprezentujące klub Medyk Konin. Historia kobiecych mistrzostw jest dość długa, bo sięga...1975 roku. Wtedy to, w dziewiczym czempionacie o prymat w klubowym piłkarstwie, zwyciężyły zawodniczki z pomorza (Checz Gdynia - obecnie III poziom rozgrywek). Geograficznie patrząc, to kluby z byłych poniemieckich terenów, Wielkopolski i Zagłębia Dąbrowskiego są najbardziej utytułowane. W ostatnich latach dominował pojedynek pomiędzy klubami z Raciborza i Konina. Próżno szukać sukcesów klubu (czy klubów) ze stołecznego miasta. Nie dość powiedzieć, że nigdy klub z Warszawy nie zdobył tytułu mistrzowskiego, mimo 39-ciu edycji tych rozgrywek (w sezonie 1976/77 nie rozegrano krajowych mistrzostw). Panie mają także swój Puchar Polski. Rozgrywany corocznie od 1985 roku. Aktualnie tym tytułem mogą się pochwalić aktualne mistrzynie polski, czyli Medyk Konin.
A teraz zwróćmy nasze spojrzenie na krajowe Reprezentacje. Najpierw w wymiarze globalnym, a później o naszych paniach w biało-czerwonych strojach. Patrząc na wyniki poszczególnych teamów w najważniejszych imprezach to łatwo wymienić ścisłą czołówkę. Tytuł "Dominatorek" aklamacyjnie przyznaje się piłkarkom USA. Amerykanki rzadko kiedy schodzą z "pudła". W ogóle są one fenomenem na krajowym "podwórku". Musicie zdawać sobie sprawę z faktu, iż piłka nożna w USA nie należy do topowych sportów - tak w uprawiających ten sport jak i w rankingach popularności. Mimo to piłkarki są tam stosunkowo znane i zdecydowanie zostawiają w tyle męską Reprezentację tego północnoamerykańskiego państwa. Sami Amerykanie postrzegają piłkę nożną jako sport..."mało męski" i "zbyt delikatny". Dlatego też kojarzy się on z paniami, które zresztą swoimi osiągnięciami na arenie międzynarodowej utrwalają taki obraz. Taka mała dygresja odnośnie statusu piłki nożnej w USA. Nazywany jest terminem soccer, a futbol dla Amerykanów to zawodnicy w kaskach i rozbudowanych ochraniaczach, "obijających się" nawzajem i biegających za owalną piłka, którą kopie się...nad bramką :))) Może piłka nożna nie jest dyscypliną niszową, ale nie ma co porównywać jej z koszykówką, baseballem czy wspomnianym futbolu amerykańskim. Ich Reprezentacja (mężczyźni) rozgrywa mecze od wielu lat (jeszcze przed wojną, m.in. 3 miejsce na Mundialu 1930), jednak prawdziwy rozwój przypada na lata 90-te XX wieku - USA organizowała Mundial w 1994 roku. Choć już wcześniej sprowadzali znanych piłkarzy ("weteranów"), którzy budowali ich ligę. Warto tu wymienić np. 2 nazwiska: Pelé i Kazimierz Deyna. Jeśli chodzi o popularność, to ma ona swoje "zrywy". Dobrym przykładem był ostatni Mundial w Brazylii. Wielu Amerykanów wtedy śledziło poczynania swoich pupili, a największą na miejscu (po Brazylijczykach) grupą kibiców na ostatnich Mistrzostwach Świata, byli właśnie Amerykanie.
Wróćmy do tematu przewodniego. Oprócz Amerykanek prym wiodą takie Reprezentacje jak: Niemcy, Norwegia, Szwecja czy Francja (Europa), Japonia, Chiny czy Korea Północna (Azja), Brazylia (Ameryka Południowa) oraz Kanada (Ameryka Północna). W tym artykule zostaną zamieszczone tabelki z medalami na poszczególnych imprezach i sami się przekonacie o podziale sił w światowej piłce nożnej kobiet. I tak, początkowo topowym zespołem były Chinki, które teraz nieco odbiegają poziomem od najlepszych. W Azji przegoniły je ostatnio Koreanki z Północy, Australijki (w XXI wieku biorą udział w Mistrzostwach Azji, wcześniej w Mistrzostwach Oceanii), a przede wszystkim Japonki. Piłkarki z Kraju Kwitnącej Wiśni w ostatnich latach robią prawdziwą furorę. W 2011 roku sensacyjnie zostały mistrzyniami świata, a rok później doszły do finału olimpijskiego (nieznacznie musiały uznać wyższość Amerykanek). Ich styl gry przypomina katalońską tiki takę, charakteryzującą się jak zapewne wiecie dużą ilością podań i ruchliwością (o tiki tace pisałem w jednym z poprzednich postów).
Jeśli chodzi o strefę Afryki i Oceanii to swym poziomem odbiegają znacznie od globalnej czołówki. Afrykańskie żeńskie reprezentacje znacznie bardziej zostają w tyle za "światem" niż ich analogiczne - męskie odpowiedniki. Hegemonkami są Nigeryjki (wygrały 8 tytułów Mistrzyń Afryki na 10 możliwych) i to do nich należy największy sukces drużyny z Czarnego Lądu - ćwierćfinał Mistrzostw Świata (Mundial 1999). Tyle spektakularnych sukcesów. W Ameryce Łacińskiej najmocniejsze są Canarinhos "w spódniczkach". Brazylijki nie mają sobie równych na swym kontynencie. Jednak w konfrontacji z najlepszymi na świecie nie zdobyły żadnego tytułu, choć parę finałów osiągnęły. Trochę im brakuję, by sięgały po najwyższe laury. W swoim składzie mają Martę, która jest tym dla żeńskiej piłki niczym Messi dla męskiej (zdobyła 5 z rzędu Złotych Piłek dla najlepszej piłkarki globu - nawet Argentyńczyk nie może się takim wyczynem pochwalić). Co prawda, Brazylijkom zdarzyło się zająć raz 2 miejsce w mistrzostwach kontynentu, ustępując pola wielkiemu rywalowi - Argentynie. Przedstawicielki Albicelestes jednak jak na razie mogą zapomnieć o poziomie "Messi (czy Messiego) i spółki". Dowodem niech będzie postawa piłkarek z tego kraju na jednym z Mundiali. Rok po sukcesie nad swoimi sąsiadkami, Argentynki spotkały się w pierwszym meczu Mistrzostw Świata z Reprezentacją Niemiec (o tej drużynie i innych z Europy później). Dostały porządną lekcje futbolu, gdyż przegrały w stosunku...0:11! W sumie zajęły ostatnie miejsce w grupie, przegrywając wszystkie mecze (bilans bramkowy: 1-18). Tak więc Argentynki nie są jakąś wielką jakością w "kobiecym futbolu". Patrząc na północ warto pochylić się nad inną całkiem dobrą Reprezentacją. Mowa o Kanadyjkach. Uprzedzam, że nie ma sensu nawet ich mierzyć z USA, jednak w ostatnich latach pokazują się z wyjątkowo dobrej strony. Na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich osiągnęły chyba największy sukces w swej historii - zdobyły brązowe krążki. Ponadto na jednym z Mundiali dotarły do strefy medalowej (ostatecznie zajęły 4 miejsce). W kontynentalnym czempionacie zwyciężyły 2-krotnie, z czego raz był znaczący, gdyż z udziałem USA. Najbliższy Mundial (2017 rok) zorganizuje właśnie Kraj Klonowego Liścia. Być może jest to spowodowane pozytywną koniunkturą na piłkę nożną (zwłaszcza kobiet) w tym państwie.
No i wreszcie Europa. Bez dwóch zdań - Niemcy+Skandynawia. Tak w skrócie przedstawia się układ sił w tej części świata. Niemki hurtowo sięgały po najważniejsze laury na kolejnych EURO. Można powiedzieć, że wraz z Amerykankami rywalizowali o miano najlepszej drużyny na świecie. Ostatnio jednak, nieco "spuściły z tonu" (z ostatniego Mundialu i Turnieju Olimpijskim przywiozły "tylko" jedno 3 miejsce), jednak o długotrwałym kryzysie jak na razie nie ma co mówić. Bardzo mocne są Norweżki i Szwedki. Zwłaszcza te pierwsze są nadzwyczaj utytułowane. Kraj, który nie jest potęgą w męskim wydaniu, a i liczbą ludności "nie powala", w swej historii doczekał się żeńskich Reprezentacji które zwyciężyły na Olimpiadzie, Mundialu i EURO. Warto też w kontekście Europy wymienić Reprezentację Francji, która jednak odbiega nieco od wymienionych wcześniej. Dobry poziom prezentuje chociażby zespół Danii czy Anglii. Takie uznane piłkarskie nacje jak Hiszpania, Włochy, Holandia czy Rosja w "kobiecej piłce" nie radzą sobie specjalnie dobrze. Włoszki miały dobry okres, ale to było dawno, gdyż w latach 90-tych.
No dobrze, a gdzie Polki? Nie będę "koloryzował" rzeczywistości i nie usłyszycie, że jesteśmy jakąś żeńską potęgą. Nasze panie jak do tej pory nie awansowały na żadną wielką imprezę. Nie mamy w zasadzie żadnych sukcesów. Poziomem piłki jesteśmy takim średniakiem - 3 szereg europejski. Historyczny pierwszy mecz rozegrały z Włoszkami w 1981 roku (0:3). Pierwszego gola zdobyły z Reprezentacją Czechosłowacji w 1984 roku (1:4). Pierwszy mecz "o punkty" rozegrały w Knurowie przeciwko Francji (1:3) w 1989. Spotkanie to było w ramach eliminacji Mistrzostw Świata (Mundial 1991). Jeśli chodzi o najwyższy triumf to nasze zawodniczki rozgromiły Izrael aż 13:0, jednak doznały kiedyś bolesnej porażki z Islandkami dostając "dyszkę" (0:10). Ostatnio brały udział w eliminacjach do przyszłego Mundialu. Rywalizowały w grupie eliminacyjnej ze Szwedkami, Szkotkami, Bośniaczkami, reprezentantkami Irlandii Północnej oraz Wysp Owczych. Zajęły zdecydowane 3 miejsce, ale do awansu było daleko. Ostatni akcent był miły, gdyż grając u siebie z Bośnią i Hercegowiną odprawiły swoje boiskowe oponentki rezultatem 3:1. Ogólnie rozegrały 10 meczów, z czego połowę wygrały i zanotowały jeden remis. Na bilans bramek tez miło popatrzeć (20:14). W ogóle do składu wchodzi nowe pokolenie, więc może w przyszłości z tej "mąki powstanie dobry chleb". A "mąka" wydaje się być dobra. Wyobraźcie sobie, że nasze dziewczęta osiągnęły w ubiegłym roku sukces niewyobrażalny i nieoczekiwany. Mianowicie w Mistrzostwach Europy do lat 17 spektakularnie zdobyły tytuł mistrzowski! W finale pokonały zespół Szwecji 1:0. Wynik dziewczyn zaskoczył chyba wszystkich. Nie dość powiedzieć, że w samej Szwecji mówi się o danych 100 000 zarejestrowanych piłkarek, a w Polsce tylko...8 000! Brawo dziewczyny! Teraz piłkarki z tego zespołu zasiliły dorosłą Reprezentację. Wymienię takie nazwiska jak: Paulina Dudek, Ewelina Kamczyk i Ewa Pajor, które z Bośniaczkami przyczyniły się do zwycięstwa. Warto się pochylić zwłaszcza nad ostatnią z dziewczyn, czyli Ewą Pajor. Młoda zawodniczka, która obecnie reprezentuje klub Medyka Konin, to nieoszlifowany piłkarski diament. UEFA doceniła jej nieprzeciętny talent przyznając jej jakiś czas temu tytuł najlepszej piłkarki w Europie poniżej 17 roku życia! Zaczęto ją powszechnie nazywać "Messim w spódnicy" (choć sama kibicuje Cristiano Ronaldo). Byłoby świetnie, gdyby piłkarsko osiągnęła tyle co słynny Argentyńczyk. Zawodniczką, która pochodzi ze wsi z centralnej Polski, zainteresowały się ponoć bardzo mocne kluby z takich krajów jak: Niemcy, USA czy Anglia. Zwłaszcza Niemcy to prestiżowy kierunek - czołówka światowa. Zobaczymy jak potoczy się kariera tej zawodniczki i jak będzie za parę lat wyglądać siła naszej żeńskiej Reprezentacji - obyśmy mieli z nich tylko radosne emocje.
Na dziś to tyle. Mam żywą nadzieję, że miło się czytało o paniach. Były stereotypy, światowa hierarcha futbolu kobiet oraz przybliżenie pozycji Biało-czerwonych. Każdy wie, że Polki w urodzie nie mają sobie równych na całym świecie, a może kiedyś i w "kopanej" będą tak nazywane. Jak na razie przyznajemy im w tej pierwszej kategorii honorowy tytuł mistrzowski, tak panowie? No ja myślę :D Dziękuję i do zobaczenia. Czołem! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz