(Temat 21) Największe piłkarskie stadiony na świecie
Top 4
Po przeanalizowaniu
największych futbolowych stadionów ulokowanych w Europie, pora
teraz dotknąć tej tematyki w zasięgu globalnym. W tym artykule
zabiorę was w wycieczkę po 4 obiektach, które przodują w rankingu
największych na świecie. Wycieczka będzie daleka, bo odwiedzimy
dwa kontynenty. Mimo, iż to Europa i Ameryka Południowa uchodzą za
największe "futbolowe fabryki", to jednak żadna z
przedstawionych poniżej aren piłkarskich nie została tam
wybudowana. Zaskoczeni? Nie dziwię się :) Teraz trochę o zasadach
ustalania rankingu. Brane są pod uwagę obiekty czynne, na którym
grane są mecze piłkarskie (lub m.in. w piłkę nożną), a podstawą
ustalania kolejności jest szczytowa ilość miejsc siedzących
ulokowanych na obiekcie, aby oglądać widowisko na płycie boiska (co
do zasady). Miłej zabawy :)
Miejsce 4
Stadion
Narodowy Bukit Jalil (Malezja)
100 200 widzów
Zaczynamy od Azji Południowo-Wschodniej. Stadion postawiono w Kuala
Lumpur (stolica Malezji). Dane dotyczące jego pojemności i
struktury krzesełek są do dyskusji, jednak na potrzeby tego
zestawienia przyjmuje się podaną wcześniej wartość. W meczach
międzynarodowych jego pojemność wyraźnie się zmniejsza do 87 411
miejsc. Początek budowy tego obiektu przypada na 1 styczeń 1992
roku. Równo 5 lat później, w Nowy
Rok (1997), został
wybudowany. Jednak trwały na nim prace przez następny rok i 1
stycznia 1998 stadion otworzono. Stadion stworzyli rodzimi wykonawcy,
a właścicielem jest rząd (państwo) Malezji. Warte podkreślenia
jest informacji, iż zakończono prace nad nim 3 miesiące przed
terminem (a więc można :D). Jego powstanie należy łączyć z rolą
Kuala Lumpur jako gospodarzem Igrzysk
Wspólnoty Narodów
(ang. Commonwealth
Games) w 1998 roku.
Teraz mała dygresja odnośnie tej imprezy. Są to ogólnosportowe
zawody, w swym formacie zbliżone do Letnich
Igrzysk Olimpijskich,
w których udział biorą sportowcy z państw byłego Imperium
Brytyjskiego (tak więc np. Polska nie uczestniczy w nich). Na
stadionie odbyły się konkurencje lekkoatletyczne oraz ceremonie:
otwarcia i zamknięcia imprezy. Następnie obiekt ten został głównym
domem piłkarskiej Reprezentacji Malezji. Tym samym w cień poszła
inna stołeczna budowla - Stadion
Niepodległości.
Oprócz wcześniej wspomnianych, stadion gościł parę innych
ważnych zawodów, np: Igrzyska
Azji Południowo-Wschodniej
(m.in. Ceremonia
Otwarcia,
2001 rok), Puchar
Azji
(współorganizator, 2007 rok) czy jest miejscem rozgrywania
prestiżowych meczów w malezyjskiej piłce klubowej. A chociażby w
2011 roku grali na tym stadionie piłkarze dwóch uznanych
angielskich marek - Arsenalu Londyn i Chelsea F.C. (azjatyckie
tournée).
Stadion jest jednym z elementów (jego "perełką")
malezyjskiego Narodowego
Kompleksu Sportowego
(zajmuje powierzchnię 1,2 km²). Obiekt posiada boisko trawiaste o
wymiarach 105 m x 68 m. Dookoła niego znajduje się 9-torowa bieżnia
lekkoatletyczna o nawierzchni syntetycznej. Zawodnicy mają też do
dyspozycji miejsce rozgrzewkowe o wymiarach 60 m x 6 m. Nad widownią
zainstalowane jest zadaszenie (100% miejsc pod dachem). Dach ma
bardzo atrakcyjny wygląd. Wybrane informacje: koszt budowy - 800 mln
RM (ringgitów malezyjskich), miejsca dla niepełnosprawnych - 200,
oświetlenie - reflektory o natężeniu 1 500 lx (luksów) oraz
tablice wyników - 2 duże elektroniczne nad bramkami (kolorowe).
Arena ta uchodzi powszechnie za najlepszą w całym kraju.
Miejsce
3
Estadio Azteca (Meksyk)
105
064 widzów
Wchodzimy teraz na podium. W porównaniu do malezyjskiego obiektu,
ten jest powszechnie znany. Stadion znajduje się w Meksyku (stolica
państwa Meksyk). Nazwę tłumaczy się na polski jako Stadion
Azteków
i odnosi się do indiańskiego ludu (Aztekowie), który niegdyś
zamieszkiwał tereny dzisiejszego państwa meksykańskiego. Budowla
jest określana przydomkiem El
Coloso de Santa Ursula
(ten "piłkarski olbrzym" znajduje się się w dzielnicy
Santa Ursula). Początek jego budowy rusza w 1961 roku, by parę lat
później oddać go do użytku. Jego otwarcie miało charakter bardzo
uroczysty. Pofatygował się sam ówczesny prezydent Meksyku, Gustavo
Díaz Ordaz, który kurtuazyjnym kopnięciem piłki oficjalnie
zapoczątkował bytność tego stadionu. Oprócz prezydenta państwa
i publiki na trybunach rzędu 100 000 osób uświetnili to wydarzenie
swym przybyciem szef FIFA, burmistrz miasta czy prezesi klubów: Club
América, Atlante FC i Club Necaxa. Następnie odbył się tam mecz
piłkarski i pierwszą historyczną bramkę strzelił Brazylijczyk
Arlindo dos Santos. Odpowiedzialnymi za realizację projektu
stworzenia tegoż obiektu byli panowie architekci Vazquez i
Alcerreca. Stadion de
facto
powstał w efekcie dużego popytu na futbol przez meksykańskie
społeczeństwo. Moi mili, zwłaszcza rok 1956 jest tutaj kluczowy.
Wtedy to stołeczne miasto zorganizowało Mistrzostwa
Panamerykańskie
(luty-marzec). Impreza skupiała reprezentacje narodowe z tamtej
części świata (przybyła m.in. Argentyna i Brazylia). W dniu 26
lutego w meczu otwarcia wystąpiły Reprezentacje Meksyku i Kostaryki
(1:1). Stadion (nie chodzi o naszego "bohatera") był
zapełniony do ostatniego miejsca (73 tysiące widzów), jednak poza
stadionem znajdowało się kolejnych 40 tysięcy! Próbowali oni
wedrzeć się na obiekt mimo braku biletów. Widząc to, jedna z
meksykańskich firm (która pod inną nazwą jest dzisiaj
właścicielem stadionu) wpadła na pomysł wybudowania właśnie tej
imponującej budowli. Płyta boiska o nawierzchni trawiastej (105 m x
68 m), bez bieżni lekkoatletycznej i z zadaszonymi trybunami (70%
jest pod dachem). Rekord frekwencji to niebywałe 132 247 widzów!
Ustanowiono go podczas...pojedynku bokserskiego. Natomiast największa
publika na meczu piłkarskim to budzące respekt 119 853 osób (ilość
nie dziwi, bo wtedy Meksyk rozegrał spotkanie z drużyną
Canarinhos).
Operatorem stadionu jest Reprezentacja Meksyku i Club América.
Posiada aż 856 sali dla VIP
(mowa o executive
suites),
dla porównania Stadion
Narodowy
w Warszawie ma ich "tylko" 69. Dla dziennikarzy wydzielono
200 stanowisk (miejsc). W 1985 roku poddano go renowacji. Ogólny
koszt budowy wyceniany jest na 260 mln MXN (peso meksykańskich). Do
obiektu łatwo się dostać korzystając z usług miejskiego metra.
Stadion to kawał historii piłki nożnej. Odbyły się na nim
legendarne spotkania, m.in. Włochy-RFN (4:3, 1/2 Mundialu
70,
znany jako Mecz
Stulecia),
Brazylia-Włochy (4:1, finał Mundialu
70,
ponoć najlepszy finał w historii) czy Argentyna-Anglia (2:1, 1/4
Mundialu 86
- to właśnie ten mecz kiedy Diego Maradona najpierw wpakował gola
ręką, a następnie pokonał bramkarza bo rajdzie z własnej połowy
boiska!). Wybrane zawody: dwa Mistrzostwa
Świata
(1970 i 1986 rok - m.in. obydwa finałowe mecze), piłkarski Turniej
Olimpijski
(1968 rok, m.in. mecz o 3 miejsce), Mistrzostwa
Świata U-20
(1983 rok, m.in. mecz finałowy), Mistrzostwa
Świata U-17
(2011 rok, m.in. mecz finałowy), Puchar
Konfederacji
(1999 rok, m.in. mecz finałowy) czy Igrzyska
Panamerykańskie
(1975 rok). Ważnym wydarzeniem było pojawienie się na tym obiekcie
w 1999 roku Ojca Świętego Jana Pawła II podczas jego pielgrzymki
do Meksyku (tzw. Spotkanie
wszystkich pokoleń,
125 tysięcy osób). Dorosłej Reprezentacji Polski nigdy nie udało
się zagrać na murawie tego stadionu. Jedynie młodzieżowa
reprezentacja miała taką możliwość podczas Mundialu
U-20 (1983
rok). Rozegrali tam ćwierćfinał i półfinał (w sumie zajęli 3
miejsce).
Miejsce
2
Salt Lake Stadium (Indie)
120 000 widzów
Pora na drugą lokatę naszego rankingu. Czeka nas długa podróż z
Meksyku, bo aż...15 tysięcy km! Miejsce docelowe: Indie. Wiecie,
tak duży obiekt nie powinien chyba dziwić w tej części świata, z
uwagi na populację tego azjatyckiego kraju (ponad 1 250 milionów
ludzi!). Mówiąc oględnie to duuużo więcej niż mieszkańców
Polski :))) Jednakże państwo to nie kojarzy się z futbolem i nie
osiąga na jego niwie żadnych znaczących sukcesów, mimo iż przez
pewien okres w swej historii było pod panowaniem Imperium
Brytyjskiego. Dlatego też grę w krykieta (bardzo u nich
popularnego) rozpowszechnili właśnie europejscy kolonialiści,
jednak piłka nożna jakoś nie przyjęła się. Stadion
zlokalizowany jest w regionie kraju zwanym Bengalem Zachodnim, w jego
stolicy Kalkucie, w części miasta zwanej Bidhannagar. Urbanizacja
tego miejsca dokonała się dzięki uprzedniemu wysuszeniu słonego
jeziora - stąd też nazwa obiektu (z ang. Stadion
Słonego Jeziora).
Niech nie dziwi was angielskie nazewnictwo, gdyż lata podległości
zrobiły raczej swoje i język angielski ma tam status urzędowego
(nie tylko on zresztą). Istnieje jeszcze druga nazwa - Yuba
Bharati Krirangan
(z beng. Stadion
Młodzieży Indyjskiej
- wolne tłumaczenie). Co do jego wielkości to są dane odnośnie
"tylko" 68 tysięcy miejsc, co zapewne należy łączyć z
przepisami o rozgrywaniu meczów międzynarodowych (mają one wyższe
standardy i kładą duży nacisk na sprawy bezpieczeństwa). Jego
otwarcie datuje się na styczeń 1984 roku. Wtedy to odbył się
towarzyski turniej piłkarski. Moi drodzy znowu mamy polski akcent.
Otóż w turnieju wystąpiła Reprezentacja Polski. Oprócz naszych
Orłów
wystąpili: Argentyna, Chiny, Indie, Rumunia U-21 oraz węgierski
Vasas Budapeszt. Meczem otwarcia była rywalizacja Indii z Polską.
Rozegrano go 11 stycznia, padł wynik 2:1 dla Polski, a pierwszą
bramkę zdobył Dariusz Dziekanowski (10 minuta). Cały turniej
wygrali Biało-czerwoni,
pokonując w meczu finałom Reprezentację Chin 1:0. Stadion posiada
boisko trawiaste (obecnie są dane o nawierzchni sztucznej) o
wymiarach 105 m x 68 m oraz syntetyczną bieżnię lekkoatletyczną.
Zadaszenie obejmuje 70% miejsc. Sam dach zbudowany jest z rur
metalowych, blach aluminiowych oraz betonu. Powierzchnia stadionu
wynosi 309 200 m², co daje 76, 40 ac (akrów). Cała budowla ma
kształt eliptyczny, a same trybuny posiadają wyraźnie wydzielony 3
warstwy. Przyznam, że stadion "nie powala" swym wyglądem.
Jego estetyka dalece odbiega od ideału. Stadion posiada m.in. dwie
elektroniczne tablice wyników i warty opisania system gaśniczy.
Otóż, wybudowano 4 podziemne zbiorniki z wodą o pojemności 10 000
galonów (to bodajże równowartość ok. 45 000 litrów). Obiekt
sportowy jest własnością włodarzy Bengalu Zachodniego. Najemcami
z kolei są obecnie 4 indyjskie kluby (nie wymienię ich nazw, bo to
nic nie wniesie do tematu :D) oraz Reprezentacja Indii, która często
rozgrywa tu swoje mecze. Chyba najważniejszymi zawodami jakie odbyły
się na tym stadionie były (niektóre konkurencje) Igrzyska
Azji Południowej
z 1987 roku.
Miejsce
1
Stadion im. 1 maja na wyspie Rungra (Korea Północna)
150 000 widzów
Czas na rekordzistę. Z Indii przeniesiemy się teraz na
północny-wschód Azji. Zapewne większość z was zrobi wielkie
oczy, gdy przeczyta w jakim państwie ten ogromnych gabarytów obiekt
wybudowano. To rejon świata, gdzie ludzie umierają z głodu. Nie ma
co owijać w bawełnę - mowa o...Korei Północnej! Stadion
wybudowano w ciągu zaledwie 2,5 roku i uroczyście otworzono 1 maja
1989 roku - tak też stadion nazwano. Dzień to nader wymowny,
zwłaszcza w państwie tak wybitnie dotkniętym komunizmem - Święto
Pracy obchodzone
w pierwszy dzień maja, również za PRL-u był hucznym wydarzeniem,
podkreślającym rolę "ludu pracującego miast i wsi".
Stadion znajduje się na niewielkiej wyspie Rungra na rzece
Taedong-gang, w mieście Pjongjang (stolica kraju, którą kiedyś
nazywano Phenian). Najprawdopodobniej dane dotyczące pojemności są
zawyżone, jednak nie ma możliwości ich weryfikacji, gdyż jest to
kraj "zamknięty" i pozostaje opierać się na danych
oficjalnych. Trzeba powiedzieć wprost, że mecze piłkarskie są tam
rzadkością, a jeśli już są rozgrywane to z udziałem
Reprezentacji Korei Północnej (męskiej i żeńskiej). Do czego
więc obiekt właściwie służy? Do propagandy! Przede wszystkim
odbywają się tam ogromne wielotysięczne parady - tzw. Mass
Games.
Ludzie tworzą "żywe obrazy" i w świat idzie silny sygnał
jakie to północnokoreańskie państwo jest "potężne" i
"radosne". Nawet rozwija się turystyka międzynarodowa i
ludzie z "zepsutego Zachodu" przyjeżdżają i płacą
nawet 300 €, by mieć możliwość uczestniczenia w tym efektownym
wydarzeniu. Obiekt wybudowano z myślą o Światowym
Festiwalu Młodzieży i Studentów,
które w dniach 1-8 lipca 1989 roku miała zorganizowała Korea
Północna. Przedsięwzięcie poważne, bo przyjechało 22 tysiące
osób z 177 krajów. Uroczyste rozpoczęcie tegoż festiwalu miało
miejsce właśnie na stadionie. Główne boisko ma 22 500 m²,
natomiast całkowita powierzchnia budowli wynosi 207 000 m². Wznosi
się ona 60 m nad ziemią. Najbardziej efektowne jest zadaszenie,
nadające stadionowi charakterystyczny wygląd. Mi osobiście bardzo
się ono podoba. Otóż, umieszczonych na zewnątrz 16 łuków układa
się w owalny obwód, zakrywając w całości miejsca na trybunach, a
ich forma przypomina białe płatki kwiatu magnolii. Stadion ma
bodajże 80 pomieszczeń (np. kryty basen i sauna). W kwietniu 1995
roku na obiekcie było 190 000 widzów, co jest jego rekordem do dnia
dzisiejszego. W tym roku pojawiły się informacje, iż zarządzono
renowację budowli. Ponoć ma być zainstalowana sztuczna
nawierzchnia na płycie boiska oraz oświetlenie z prawdziwego
zdarzenia. Hmmm...będzie to "słono" kosztować, mimo iż
apelowano niedawno o międzynarodową pomoc dla niedożywionych
obywateli tego państwa (potrzeba minimum 70+ mln €). Jak widać
niektórzy dygnitarze uważają, że społeczeństwu potrzeba
"igrzysk" a "chleba" to już niekoniecznie...
Mam "deserek". Pozostał jeszcze jeden stadion, który jest
poza rankingiem. Ów obiekt de facto nie jest już czynny i
posiada "jedynie" 56 000 miejsc siedzących. Jednakże to
największy stadion w historii, którego można by nazwać piłkarskim.
Jego pojemność to nawet...250 000 miejsc! Robi wrażenie :)
To jeszcze nie jest wszystko. Zbudowano go "rzut beretem"
od granic Polski. Stadion Strachov, bo to o niego ten
"raban", leży bowiem na wzgórzu Pragi (stolica Czech).
Budowę tego obiektu rozpoczęto w 1926 roku i początkowo miał
drewniane trybuny, które zastąpiono betonowymi w 1932 roku. "Ojcem"
tego przedsięwzięcia był architekt Alois Dryák. Po II wojnie
światowej stadion poddawano dalszej rozbudowie w latach 1948 i 1975.
Plac gry ma imponujące wymiary (310,5 m x 202,5 m) i dzieli się
bodajże na 8 piłkarskich boisk, z czego 2 to boiska futsalowe.
Początkowo (okres przedwojenny) stadion służył jako miejsce dla
pokazów na masową skalę gimnastyki synchronicznej, które
organizowało Towarzystwo Gimnastyczne Sokół. Później
(okres powojenny) odbywały się tu zawody lekkoatletyczne czy też
państwowe władze (komunistyczne) organizowały na nim różne
przedsięwzięcia o podłożu propagandowym. Po zmianach ustrojowych
obiekt ten nie miał zastosowania i niszczał. Pojawiła się nawet
idea by go zburzyć, jednakże zrezygnowano z tego ostatecznego
kroku. Paręnaście lat temu lokalny klub (Sparta Praga) wraz z
władzami miasta podjęły działania modernizacyjne. Obecnie budowla
jest ośrodkiem treningowym wspomnianego klubu. Pojawiły się swego
czasu pomysły z zagospodarowaniem tego "giganta" - jako
obszaru handlowego (np. sklepy i hotele) czy zrobienie tu wioski
olimpijskiej. Nie jest to z pewnością najpiękniejszy i
najnowocześniejszy stadion na świecie, jednak swą obszernością
deklasuje wszystkie areny piłkarskie.
Na
dziś to tyle. Znacie już największe piłkarskie areny na świecie.
No cóż, nie zawsze po ich murawach biegają najlepsi zawodnicy, ale
ogromu ich kubatury nikt im nie zabierze. My Polacy nie mamy się
jednak czego wstydzić. Mamy przecież całkiem spory Stadion
Narodowy
i parę nieco mniejszych. Do tego dochodzi ich nienaganna estetyka,
nowość i nowoczesność. Nie, że robię tu "propagandę
sukcesu", ale jeszcze 10 lat temu Rzeczpospolita była w tej
materii "pustynią". Cieszy posiadanie takiej
infrastruktury stadionowej, lecz mamy deficyt na pokolenia bardzo
dobrych piłkarzy. Czas pokaże czy się ich doczekamy - chociaż ostatnio nasza piłkarska Reprezentacja radzi sobie wybitnie dobrze. Uśmiechu moi
mili. Dziękuję za odwiedziny i do zobaczenia. Czołem! :-)
czwartek, 27 listopada 2014
(Temat 20) Największe
stadiony piłkarskie w Europie
Top 5
Dzisiaj czas na ranking.
Na pewno i wam się zdarza przy oglądaniu meczu piłkarskiego, że
oprócz śledzenia poczynań zawodników na murawie, spoglądacie
również na trybuny i sam stadion. Nie zdziwię się jeśli ogromne
grono z was ma jakiś swój jeden ulubiony. Ja dla przykładu
podziwiam estetykę Stadionu Narodowego w Warszawie, czyli
popularne Orle Gniazdo. Ktoś powie, że jest banalny swym
kiczem, ale mi i tak się podoba - jest oryginalny z silnym polskim
akcentem. Jednak tematem dzisiejszego postu nie będzie estetyka. Nie
będziemy debatować nad czymś tak względnym i niewymiernym jak pojęcie
"piękna". Skupimy się za to na czymś co łatwo jest
zmierzyć - pojemności trybun. Poniżej macie zestawienie 5-ciu
największych piłkarskich aren w Europie. Lista zawiera tylko
stadiony czynne obecnie, a ich przeznaczeniem jest rozgrywanie meczów
piłkarskich (co do zasady). Za kryterium wielkości została obrana
szczytowa pojemność stadionu, tzn. tyle ile jest on wstanie
maksymalnie ulokować widzów na miejscach siedzących (z jednym
wyjątkiem). Zapraszam do wspólnego podróżowania po
najogromniejszych europejskich stadionach!
Miejsce 5
Estadio
Santiago Bernabéu (Hiszpania)
81 044 widzów
Obiekt doskonale znany fanom piłkarskim
z każdego zakątka naszego globu. Szczególnym sentymentem darzą go
kibice hiszpańskiego Realu Madryt, gdzie na co dzień odbywają się
jego mecze. Swoje spotkania rozgrywa na nim też Reprezentacja
Hiszpanii. Otwarty 14 grudnia 1947 roku, po 3-letnim okresie budowy.
Nosi imię po legendarnym prezesie madryckiego klubu (od roku 1955).
Zastąpił dotychczasowy stadion klubu, 15-tysięczny Estadio de
Chamartín. Obiekt ulokowany w
Chamartín - obecnie to część Madrytu. Stadion to kawał historii
futbolu europejskiego i światowego. Rozegrano na nim finał Mundialu
(1982 rok), finał EURO
(1964) i 4-krotnie gościł klubowych finalistów Pucharu
Europy (1957, 1969, 1980 i 2010
rok - ostatni to już Liga Mistrzów). Przydomek budowli Królewskich
to Chamartín lub
Nowy Chamartín. W swojej
historii był kilkakrotnie odnawiany i poszerzany. Pojawiają się
ambitne projekty zwiększenia go o ponad 7 000 miejsc i zamontowanie
rozsuwanego dachu. W ubiegłym roku klub ogłosił możliwość
odsprzedania nazwy stadionu za 400 mln €.
Płyta boiska ma
wymiary 105 m x 68 m. Obiekt ma sztuczne oświetlenie o natężeniu 1
800 luksów oraz loże VIP
w liczbie 245. Dominującym kolorem krzesełek trybun jest błękit.
Jeśli chodzi o transport do stadionu to cieszy fakt, że ma on
własną stację madryckiego metra (Linia 10 - Santiago
Bernabéu), a w pobliżu
znajduję się także port lotniczy Madryt-Barajas (niecałe 15 km).
Adres: Avda. de Concha Espina 1, 28036; Madrid - España.
Miejsce
4
Signal Iduna Park [Westfalenstadion] (Niemcy)
81 264 widzów
Domowy stadion ekipy Borussii Dortmund. Jest w ogóle
największą tego typu budowlą w całych Niemczech. W Polsce
powszechnie znany z udziału w ekipie znad Zagłębia Ruhry 3
polskich piłkarzy, z Robertem Lewandowskim na czele. Obiekt ten
należy łączyć z datą przyznania Niemcom (wtedy RFN - Niemcy
Zachodnie) organizacji Mistrzostw Świata w 1974 roku, gdyż
wybudowano go specjalnie na okazję tej imprezy. Budowa trwała ok. 3
lata i zakończyła się niedługo przed rozpoczęciem mistrzostw.
Koszty inwestycji wzięło na swoje barki miasto Dortmund. Co do
pojemności stadionu to są różne dane i być może ma nieco mniej
niż wartość przedstawiona w tym poście. Jeśli chodzi o rekord
frekwencji (wielokrotny) to wynosi on 83 tysiące widzów i padał w
2004 roku. Muszę przyznać, że ten ranking miał dotyczyć
pojemności wg miejsc siedzących (najlepiej wyłącznie siedzących),
jednak dla tej areny zrobiłem wyjątek. Jedna z trybun Südtribüne
(z niem. Trybuna Południowa)
jest prawdziwą wizytówką obiektu na świat. Jest czymś takim dla
fanów Borussii Dortmund czym dla kibiców Legii Warszawa była słynna
Żyleta.
Posiada tylko miejsca stojące (pewnie dlatego podczas meczów robi
takie ogromne wrażenie) i pod tym względem jest największa w całej
Europie (24 454 miejsc). Dla potrzeb rozgrywania meczów o randze
międzynarodowej jego pojemność ograniczana jest do ok. 65 tysięcy
miejsc. Charakterystycznymi elementami tego stadionu, od razu
rzucającym się w oczy, są żółte pylony (słupy) usytuowane na
zewnątrz, których zadaniem jest podtrzymywanie dachu. Są one nowym
"wyposażeniem" postawionym na potrzeby Mundialu
2006
(decyzja o ich wybudowaniu związana była z wymogami FIFA). Stadion
posiada 5 ekranów (jeden zewnętrzny), 5 000 miejsc dla VIP
(loże VIP:
11), klubowe muzeum (Borusseum,
otwarte w 2008 roku) czy wielotysięczny parking (wokół obiektu).
Płyta boiska ma wymiary 105 m x 68 m - nawierzchnia trawiasta z
system podgrzewania, tak że można rozgrywać spotkania nawet w
okresie zimowym. Obecna nazwa stadionu (od firmy ubezpieczeniowej) ma
charakter komercyjny i wynika z dawnych problemów finansowych klubu.
Zgodnie z ustaleniami będzie ona obowiązywać od 1 grudnia 2005
roku do 2021 roku. Dzięki temu krokowi budżet klubowy zwiększył
się o 120 mln €. Stadion był obiektem dwóch Mundiali
z lat 1974 i 2006 (m.in. mecz Niemcy-Polska 1:0) oraz zorganizował
finał Pucharu
UEFA
(sezon 2000/01). Warty odnotowania jest fakt, iż stadion (raczej
fani Borussii Dortmund) dzierży rekord Europy pod względem łącznej
frekwencji za sezon. Otóż, w sezonie 2011/12 trybuny stadionu
odwiedziła widownia w granicach...1 370 000 osób!
Miejsce
3
Stade de France (Francja)
81 338 widzów
Przyznam, że mam "słabość" do tego
obiektu. Nie jest to spowodowane jakąś nadmierną sympatią z mojej
strony do futbolu francuskiego bynajmniej, tylko ogromnym sentymentem
do francuskich Mistrzostw Świata FIFA z 1998 roku. Obiekt robi
piorunujące wrażenie, z powodu trybun wyglądających jak pionowa
ściana i akustyki robiącej ogromny hałas. Stadion zaczęto budować
w maju 1995 roku. Koszt inwestycji wyniósł 290-370 mln €. W
styczniu 1998 roku uroczyście go otworzono piłkarskim meczem
międzypaństwowym (Francja-Hiszpania 1:0, bramka Zinedine Zidane).
Całe przedsięwzięcie z budową stadionu ściśle łączy się ze
wspomnianym wcześniej Mundialem '98. W jego ramach Stade
de France
gościł aż 9 meczów, w tym mecz półfinałowy i finałowy. To
właśnie to miejsce było świadkiem ogromnego triumfu
Trójkolorowych
nad Brazylią 3-0 w ścisłym finale imprezy. Sam obiekt
zlokalizowany jest w miejscowości Saint-Denis w północnej części
aglomeracji Paryża. W ramach imprez sportowych, na stadionie
odbywają się regularnie mecze rugby i piłki nożnej. Jest
chociażby corocznym gospodarzem piłkarskiego Pucharu
Francji.
Stadion posiada bieżnię lekkoatletyczną. Wśród imprez o randze
międzynarodowej warto wymienić: Mundial
(1998 rok), finały klubowej Ligi
Mistrzów
(2000 i 2006 rok) i Lekkoatletycznych
Mistrzostw Świata
(2003 rok). Koncertowali na nim m.in. Depeche Mode. Stade
de France
jest największym modułowym stadionem świata, posiadającym 3
"pierścienie" w kondygnacji trybun. Posiada także
największe w Europie stadionowe ekrany diodowe. Każdy z dwóch
telebimów ma po 196 metrów². Zadaszenie znajduje się 46 metrów,
jego całkowita powierzchnia to 6 hektarów, a masa oscyluje koło 13
tysięcy ton. Jest tu polski akcent. Materiały wykorzystywane przy
konstrukcji dachu zostały wykonane przez kilka polskich firm. Rekord
frekwencji wynosi 81 100 widzów, ustanowiony został w 2010 roku i
padł podczas...meczu rugby. W zależności od odbywającej się
imprezy stadion może pomieścić nawet 90 000 obserwatorów. Wśród
intrygujących faktów jest to, że do zapewnienia bezpieczeństwa
widowiska na obiekcie, wymaga się zmobilizowania nawet 1 300
stewardów. Boisko posiada naturalną murawę o wymiarach 105 metrów
na 70 metrów i płyta boiska oświetlenia jest światłem o natężeniu
1 600 luksów. Na trybunach wyodrębniono 172 loże VIP.
Niestety szwankuje komunikacja do stadionu. Obiekt ma stosunkowo
niewielką liczbę miejsc parkingowych. Najlepiej podróżować
środkami transportu publicznego, m.in. można skorzystać z promów
rzecznych. Do 2025 roku operatorem stadionu jest Konsorcjum
Stade de France.
Miejsce
2
Wembley Stadium (Anglia)
90 000 widzów
Ten londyński stadion z sentymentem wspominają
starsi fani piłki nożnej w Polsce, gdyż to w tym miejscu
Biało-czerwoni
rozegrali pamiętny bój z Anglią w 1973 roku (1:1, genialny Janek
Tomaszewski w bramce) i kosztem gospodarzy awansowali na Mundial
1974.
Trzeba wiedzieć, że stadion w obecnej formie jest nowiutki - ma
dopiero 7 lat. Otóż, stary stadion (otwarty w 1923 roku) zamknięto
w 2000 roku, a 3 lata później wyburzono. Oficjalnie budowa obecnego
obiektu ruszyła w lipcu 2002 roku, a zakończyła się z pewnym
"poślizgiem" w marcu 2007 roku. Całkowity koszt
inwestycji (przewyższył początkowe założenia) szacowany jest na
astronomiczną kwotę 1,2 mld €! Jego budowy podjęła się
(przetarg) jedna z firm australijskich. Charakterystycznym elementem
tego obiektu jest wznoszącym się nad nim łuk. Jego wysokość
sięga 133 metrów, rozpięty jest na 315 metrów, a odchylenie od
pionu wynosi 22°. Warto tu podkreślić, iż uznawany jest on za
najdłuższy na świecie pojedynczy element konstrukcyjny dachu. Ów
dach jest wspierany specjalnymi liniami właśnie przez łuk. Dach
jest częściowo rozsuwany i znajduje na wysokości 52 metrów nad
poziomem murawy. Całkowita powierzchnia tej struktury
architektonicznej wynosi 40 000 m² (13 722 m² to część ruchoma).
Z nim też wiąże się rekord w skali globalnej. Otóż, to
największy całkowicie zadaszony stadion na świecie pod względem
liczby miejsc siedzących na trybunach. Sama idea rozsuwanego dachu
wynikała z potrzeby uniknięcia nadmiernego zacieniowania płyty
boiska, co przekładałoby się na nieprawidłowy rozwój trawy.
Puste trybuny emanują czerwienią, gdyż właśnie na taki kolor w
zdecydowanej większości są pomalowane krzesełka. Sama płyta
boiska jest prostokątem o bokach 105 m i 68 m i jest 4 metry w
porównaniu do starego stadionu. Na początku bardzo krytykowano
jakość murawy, tak że powoływano się m.in. na ten aspekt przy
braku awansu na EURO
2008
(słynna porażka z Chorwacją 2:3). Pierwszy oficjalny mecz z
prawdziwego zdarzenia to mecz młodzieżówek (U-21) Reprezentacji
Anglii i Włoch (wynik 3:3). Stadion jest wielofunkcyjny. Oprócz
meczów piłki nożnej można na nim grać rugby, futbol amerykański
czy przeprowadzić zawody lekkoatletyczne oraz może być miejscem
różnych atrakcji, np. koncertów. Stadion był gospodarzem wielu
wydarzeń sportowych. Przede wszystkim to główna arena olimpijska
(ceremonia otwarcia i zamknięcia, mecze piłki nożnej kobiet i
mężczyzn czy zawody lekkoatletyczne - Igrzyska
Olimpijskie 2012).
Ponadto odbyły się tam m.in. dwa finały Ligi
Mistrzów
(2010/11 i 2012/13), Puchar
Świata
w rugby (2015), regularnie odbywają się tam finały Pucharu
Anglii
oraz mecze Reprezentacji Anglii. Jest już pewne, że w 2020 roku (po
porozumieniu z Niemcami) stadion będzie gościł ścisłych
finalistów EURO.
Teraz trochę danych: całkowita długość i szerokość budowli:
315 m x 300 m, liczba toalet: 2618 (największe skupisko na
świecie!), największa liczba pracowników przebywających na placu
budowy: 3 500, łączna długość kabli energetycznych: 56 km, ilość
betonu wykorzystanego do budowy obiektu: 23 000 ton, ilość loży
VIP:
166, ilość miejsc na parkingu: 2 900, ilość miejsc na parkingu
autobusowym: 500 oraz ilość dostępnych przystanków metra: 2.
Miejsce
1
Camp Nou (Hiszpania)
99 354 widzów
Któż nie zna tego legendarnego stadionu? Ten
piłkarski "gigant" ulokowany jest w Barcelonie, w regionie
Katalonii (północno-wschodnia Hiszpania). To domowy obiekt klubu FC
Barcelona. W całej historii tego klubu to trzeci z kolei stadion -
po Camp del Carrer
Indústria
(otwarty w 1909 roku) i Les
Corts
(otwarty w 1922 roku). Nazwę można przetłumaczyć na polski jako
"Nowy
Stadion"
i nawiązuje do wcześniejszego ("starego") Les
Corts.
W meczach międzynarodowych liczba miejsc jest redukowana do ok. 97
tysięcy. Jego budowa ruszyła w dniu 28 marca 1954, natomiast
otwarto go uroczyście dnia 24 września 1957 roku. Mamy tu wyraźny
polski akcent. Otóż, meczem inauguracyjnym ten obiekt był
pojedynek FC Barcelony z Legią Warszawa (wynik 4:2 dla Barçy).
Idea postawienie tej areny wynikała z dużego zainteresowania ze
strony fanów, którym dotychczasowy stadion nie mógł sprostać
(mimo pojemności rzędu 60 tysięcy miejsc). Mimo ogromu jaki budzi
u ludzi ten obiekt, proszę sobie wyobrazić, iż w latach 1980-93
stadion mógł się pochwalić oficjalną liczbą miejsc sięgającą
aż 121 749! Trybuny stadionu mają format wyraźnie wyodrębnionych 3
pierścieni, z których najmniejszy jest ten najbliżej płyty
boiska. Kolorystyka zainstalowanych tam krzesełek nawiązuje do
bordowo-granatowych barw klubu. Stadion od 1975 roku posiada dwie
duże elektroniczne tablice wyników (u góry za każdą z bramek).
Płyta boiska posiada nawierzchnię trawiastą (naturalna) o
wymiarach 105 m x 68 m. Odbywało się na nim wiele ważnych meczów
piłkarskich (międzypaństwowych i klubowych). Był jedną z aren Mistrzostw Europy 1964,
Mundialu 1982
(m.in. miejsce pojedynku Polska-Belgia 3:0) i Turnieju
Olimpijskiego 1992
(m.in. miejsce finału Hiszpania-Polska 3:2). Akurat Reprezentacja
Hiszpanii nie gościła na tym obiekcie od 2002 roku
(Hiszpania-Portugalia 1:1, towarzyski). Jeżeli skupimy się na piłce
klubowej to warto wymienić: finał Puchar
Zdobywców Pucharów
(1971/72 i 1981/82), finał Puchar
Europy
(1988/89) oraz finał Ligi
Mistrzów
(1998/99). W dniu 17 listopada 1982 roku odbyło się bardzo ważne
wydarzenie. Otóż, św. Jan Paweł II odprawił tam 2-godzinną Mszę
św. (honorowe członkostwo miasta Barcelona oraz przynależność do
FC Barcelona). Trybuny odwiedziło wtedy około 121 000 osób. W tym
roku poszła w eter wiadomość, iż stadion będzie powiększony do
105 tysięcy miejsc, koszt tej inwestycji szacowany jest na kwotę
600 mln €. Trochę stadionowych danych: kosz budowy - 288 mln peset
(dawna waluta Hiszpanii), ilość loży VIP
- 23 (400 miejsc), ilość miejsc dziennikarskich - 282, ilość
miejsc biznesowych - 1000, wysokość obiektu - 48 m, całkowita
powierzchnia obiektu - 550 000 m². Na stadionie znajduje się:
oficjalna siedziba FC Barcelony, klubowa administracja, muzeum
klubowe (najchętniej zwiedzane muzeum w całej Katalonii) czy
kapliczka z Czarną
Madonną.
Doszliśmy do kresu naszej wędrówki po rekordowych europejskich
stadionach. Przyznacie, że "pakowność" tych obiektów w
granicach 80-100 tysięcy miejsc działa na ludzką wyobraźnię. Gdy
dodać do tego doping tych ludzi to już w ogóle "bomba"
:) Jeśli nie macie dość tego typu wrażeń, to zapraszam was już
dziś do lektury następnego posta. Jego tematem będą największe
stadiony na świecie - publikacja wkrótce moi mili :) Myślę, że
niektórzy z was będą zaskoczeniu składem tego rankingu...zresztą
sami zobaczycie. Tymczasem dziękuję i mówię "do zobaczenia".
Czołem! :)
sobota, 22 listopada 2014
(Temat 19) Najpiękniejsze
bramki Reprezentacji Polski w XXI wieku
Dzień dobry. Dziś
postanowiłem, że tematem będą polskie gole - po prostu. Skupiłem
się nad tymi najładniejszymi, tzn. decydującymi aspektami przy ich
wyborze były: piękno samego uderzenia, kombinacyjny geniusz akcji
bramkowej czy pamiętne okoliczności (niecodzienne zachowanie
piłkarza czy gol przekładający się na wymierny sukces naszych
Orłów). Tak, uprzywilejowane będą te zdobycze bramkowe,
które miały miejsce w ważnych meczach, w spotkaniach o punkty,
dające nam awanse i wreszcie z silnym rywalem. Jednak, właśnie nie
tylko. Strzały, które mają w sobie kunszt piłkarski jak
najbardziej brane są pod uwagę. Pewnie zdziwicie się, ale nasza
piłkarska Husaria może poszczycić się naprawdę wieloma
pięknymi akcjami (tu prztyczek, bo "całych" wspaniałych
meczów jest jednak "jak na lekarstwo" - "bieda"
mówiąc krótko). Poniżej macie zestawienie 30 bramek, które padły
po 31 grudnia 2000 roku do czasów obecnych. Przyznam, że pod
analizę brane było aż 50 goli, więc niemalże połowę musiałem
skreślić i subiektywną decyzją wybrałem tylko 30, które były
"naj". Nie będzie to ranking (tzn. nie będę przydzielał
miejsc) tylko chronologicznie (od "najstarszej" poczynając)
ukazane zostaną poszczególne gole z krótkim (mam nadzieję :P)
komentarzem. Dopiero na końcu odważę się przedstawić mój TOP
10 (od 1 do 10 miejsca) i proszę was o głosowanie na
"Najpiękniejszą/najlepszą bramkę Polski w XXI wieku"
w sondzie zamieszczonej na dole strony. Wspólnie wybierzemy tą
wyjątkową. Miłego czytania (a przede wszystkim oglądania) moi
mili. Zapraszam do wspólnej zabawy.
Zaczynamy od 2001
roku. Wybrałem dwa trafienia z tego jakże szczęśliwego dla
nas okresu (awansowaliśmy wtedy na Mundial 2002...po 16
latach przerwy!). Naszą epopeję zaczyna Nigeryjczyk z polskim
paszportem, czyli EmmanuelOliOlisadebe.
Popisał się w pierwszej połowie w meczu z Norwegią
(marzec/wyjazdowy mecz/eliminacje Mundialu) wspaniałym
przyjęciem piłki, obrotem i plasem. Drugi gol jest autorstwa Pawła
Kryszałowicza. Zawodnik Amica Wronki miał wtedy niesamowitą
formę. Oto jego słynna akcja i wspaniałe uderzenie w meczu z Walią
(czerwiec/wyjazdowy mecz/eliminacje Mundialu). W zasadzie tyle
pięknych goli z tamtego roku - wahałem się jedynie nad trafieniem
Kryszałowicza (rewanż z Norwegią). Teraz 2002 rok. Również
dwie bramki. Pierwsza z Marcinem Żewłakowem. Wybrałem
tego gola z uwagi na piękną sytuację i strzał głową oraz, że
to jednak Mundial. Ponadto Żewłak strzelił gola
USA...minutę dwie minuty po wejściu na boisko z ławki
(czerwiec/Mundial). Drugi gol jest już ze spotkania przeciwko
Nowej Zelandii (październik/towarzyski). Spaniałą "bombą"
z dystansu po rzucie wolnym pośrednim popisał się Krzysztof
Ratajczyk. "Palce lizać" po uderzeniu zawodnika
Austrii Wiedeń. W zasadzie jest jeszcze jeden gol z tego okresu,
którego warto wspomnieć sytuacyjny lob Radosława Kałużnego
(Irlandia Północna). Kolej na 2003 rok. Z góry przepraszam,
ale musiałem sporo skreślić goli i wybrałem "tylko" 4.
Pierwsza bramkę zdobył Rafał Lasocki przeciwko
Macedonii (luty/towarzyski). Przepiękny "szczupak" w
okienko. Drugą bramkę zdobył Mirosław Szymkowiak z
San Marino (kwiecień/eliminacje EURO). Wspaniałe uderzenie z
dystansu w okienko - wiem, że rywal jest "nie najwyższych
lotów. We październiku Polacy w zimnej aurze pokonali towarzysko
Włochów. Gola na 3:1 strzelił Jacek Krzynówek.
Uderzył mocno a piłka jeszcze się odbiła od poprzeczki bramki. I
wreszcie 4 bramka. Autorem Marcin Burkhardt - przeciwko
Malcie (grudzień/towarzyski. Wiem, że rywal słaby i to spotkanie
towarzyskie, lecz rzadko się strzela z około 40 metrów z pierwszej
piłki i z powietrza do bramki, prawda? :) Wśród tych z których
zrezygnowałem są: Kamil Kosowski (San Marino), Tomasz Dawidowski
(Kazachstan), dwa rajdy Andrzeja Niedzielana (Węgry), Jacek
Krzynówek (Włochy) i krytykowany Grzegorz Rasiak (Litwa). Z 2004
roku wybrałem dla was tylko dwie bramki - obie zdobył
niezawdodny Maciej Żurawski, obie padły we wrześniu i
wreszcie obie były w ramach eliminacji Mundialu. Pierwsza
jest z meczu przeciwko Irlandii Północnej (wyjazd). Gol zdobyty
bezpośrednio po dośrodkowaniu...z linii bramkowej. Drugi
natomiast pochodzi w przegranym 1:2 spotkaniu z Anglią (u siebie).
Wspaniałym uderzeniem (ponoć zamknął oczy) uradował nas
wszystkich Żuraw już na początku drugiej połowy, brawa.
Gole, które nie uwzględniłem w zestawieniu: aż dwa autorstwa
Tomasza Frankowskiego (Austria i Walia) oraz ponownie Maciej Żurawski
(Walia).
Wybrałem dla was tylko
jedną bramkę z 2005 roku. Może nie jest to najpiękniejsze
uderzenie w historii polskiej piłki, może ranga słaba i rywal też
"nie powala", ale gol ma swoją historię. Przyznam, że
jest to moja laurka dla strzelca ów gola, czyli GrzegorzaKiełbasaPiechny. Zawodnik niezwykły. Prosty
człowiek z małej miejscowości, który zapisał się w historii
polskiego futbolu. Został królem strzelców: ligi okręgowej,
IV ligi, III ligi, II ligi i wreszcie
Ekstraklasy! Dorabiał m.in. w masarnii. Zagrał tylko w
jednym meczu Reprezentacji Polski, wszedł z ławki i...zdobył
gola. Macie jego bramkę z października tamtego roku, z meczu
towarzyskiego przeciwko Estonii. Gole, które pominąłem: Paweł
Brożek (Meksyk), Mirosław Szymkowiak i Grzegorz Rasiak (oba
przeciwko Izraelowi) oraz Mariusz Lewandowski i Sebastian Mila (oba
przeciwko Estonii). Teraz analiza 2006 roku. Odbyły się
wtedy Mistrzostwa Świata z udziałem Biało-czerwonych,
jednak marnym wynikiem. Dopiero od jesieni nasi gracze rozegrali
bardzo dobre spotkania, z Portugalią (2:1) na czele. Wybrałem tylko
2 bramki. Pierwsza Łukasza Garguły z Finlandią
(wrzesień/eliminacje EURO). Piękny strzał z dystansu
ówczesnego zawodnika GKS Bełchatów. Drugi gol - nie mogło być
inaczej - Euzebiusza Smolarka przeciwko Portugalii
(październik/eliminacje EURO). Zdecydowałem się na bramkę
na 2:0. Był to najlepszy mecz w pierwszej dekadzie XXI wieku w
wykonaniu naszej S-kadry. Bramki nieuwzględnione w
zestawieniu: kapitalny strzał z dystansu Grzegorza Rasiaka (Wyspy
Owcze) i Radosław Matusiak (Belgia). Zbliżamy się do półmetka,
gdyż teraz jest 2007 rok. Tym razem trzy gole, które
podkreśliłem. Najpierw genialne "okienko" Jacka
Krzynówka przeciwko Rosji (sierpień/towarzyski). Gol,
którego niestety rzadko się wspomina. Miesiąc później Jacek
Krzynówek znów był klasą dla samego siebie, ratując nam
remis z Portugalią (wrzesień/eliminacje EURO). Pamiętny
strzał z dystansu...po prostu pięknie :) I jeszcze gol Euzebiusza
Smolarka, który był wówczas w życiowej formie, przeciwko
Reprezentacji Belgii (październik/eliminacje EURO). Gol à
la Lubański przeciwko Anglii z 1973 roku. Wielki mecz Ebiego,
który zdobył obie bramki, mecz wygraliśmy i zapewniliśmy sobie
pierwszy w dziejach udział w turnieju głównym EURO. Inne
bramki warte uwagi z tamtego roku: Euzebiusz Smolarek (trzeci gol z
Kazachstanem i drugi gol z Belgią). Już mamy 2008 rok. Nie
padało wtedy ogrom przepięknych bramek, ale i tak wybór był
trudny, bo wygrałem dwie spośród około 5. W meczu z Czechami
(październik/eliminacje Mundialu), w którym wygraliśmy 2:1
wybrałem gola Jakuba Błaszczykowskiego, który
pięknym "lobikiem" pokonał bramkarza rywali. Mam
sentyment do trafienia Pawła Brożka, lecz postanowiłem tej bramki
nie uwzględniać. Drugi gol jest autorstwa Roberta
Lewandowskiego, którego zdobył przeciwko Irlandii
(listopad/towarzyski). Moi mili, to był majstersztyk. Popularny
Lewy, przyjął piłkę mając rywala na plecach, obrócił
się i "kropnął" pięknym strzałem nie do obrony.
Polecam również gole: Mariusz Lewandowski (towarzyski z Czechami),
Paweł Brożek (Czechy) oraz Rafał Boguski (Serbia). W 2009 roku
również mam dwie propozycje. Pierwsza jest niedocenianego (w mojej
opinii) "polskiego" Brazylijczyka - Rogera Guerreiro.
Były gracz Legii Warszawa zdobył wspaniałego gola w meczu z Walią
(luty/towarzyski). Był to jedyny gol tamtego spotkania, ale za to
jaki! Roger zdecydował się na techniczny lob z dystansu i piłka
znalazła się w siatce. W Prima Aprilis swój nieprzeciętny
talent pokazał za to Euzebiusz Smolarek. Tym razem
przeciwko zespołowi San Marino (kwiecień/eliminacje Mundialu).
Wiem, że rywal "nie najlepszy", ale bramka wybitnej urody,
bo zdobyta po przyjęciu na "klatę" futbolówki i
uderzeniu jej z przewrotki. Był to gol na 9:0, a wygraliśmy tamten
mecz aż 10:0 (rekord naszej Reprezentacji). Inne ładne bramki:
Rafał Boguski, który zdobył najszybszą bramkę w historii gier
Biało-czerwonych (w 22 sekundzie przeciwko San Marino) oraz
Maciej Rybus (Kanada).
Już jesteśmy w 2010
roku. Mam dwie faworytki, które padły co prawda w meczach
towarzyskich, ale za to z renomowanymi zespołami. Najpierw
technicznym strzałem zdobył gola przeciwko USA (październik)
niezawodny Jakub Błaszczykowski. Jeszcze lepiej
pokazał się Ludovic Obraniak, który pokonał
bramkarza WKS (listopad). Francuz z polskim paszportem trafił na 2:1
technicznym strzałem, z dystansu, z bocznej części boiska i to w
samo "okienko". Inne warte odnotowania gole: Jakub
Błaszczykowski i Robert Lewandowski (oba przeciwko Bułgarii). W
2011 roku podaż na piękne nie była wielka. Trochę na siłę
wybrałem uderzenie Roberta Lewandowskiego z meczu
towarzyskiego przeciwko Norwegii. Tym razem Lewy zdecydował
się na strzał z dalszej odległości i był on na tyle mocny i
celny, że piłka zatrzepotała w norweskiej siatce. Mimo iż nasza
Reprezentacja ograła wtedy Argentynę (co najwyżej rezerwy) oraz
zremisowała z Niemcami (rezerwy) to wybitnej urody bramek było
brak. Jedynie dwójkowa akcja
Błaszczykowski-Lewandowski-Błaszczykowski (Gruzja) warta jest
napisania. Pora na pamiętny 2012 rok. Z tego okresu mam 3
bramki-faworytki. Pięknej urody była ta zdobyta przeciwko
Reprezentacji Andory przez Roberta Lewandowskiego
(czerwiec/towarzyski). Lewandowski przyjął piłkę "na klatę"
w polu karnym drużyny przeciwnej i efektownymi "nożycami"
podwyższył wynik na 2:0. Następnie jest Jakub Błaszczykowski
z meczu przeciwko Rosji (czerwiec/EURO). Pamiętny gol z
dystansu, w którym piłka wpadła przy samym słupku - brawo! No i
przepiękne uderzenie Ludovica Obraniaka przeciwko
graczom Urugwaju (listopad/towarzyski). Bramka była tylko na
"otarcie łez", gdyż przegraliśmy wtedy 1:3. Inne bramki
godne uwagi: Robert Lewandowski (Grecja) oraz Kamil Glik (Anglia).
Już jesteśmy przy 2013 roku. Ładnym uderzeniem popisał się
Mateusz Klich w meczu z Danią (sierpień/towarzyski).
Tarnowianin uderzył z pierwszej piłki nie do obrony, jednak duże
brawa za indywidualną akcję i asystę Jakuba Błaszczykowskiego.
Drugą bramką jest ta strzelona przez Piotra Zielińskiego
przeciwko San Marino (wrzesień/eliminacje Mundialu). Uderzył
soczyście z rzutu wolnego i to z dość sporej odległości - co
prawda bramkarz rywali nieco zawinił. Inne piękne bramki: "piętka"
Daniela Łukasika (Rumunia - mecz uznany za nieoficjalny) oraz rajd
Roberta Lewandowskiego (Czarnogóra). A teraz przechodzimy do
obecnego, 2014 roku. Wybrałem dwie bramki. Tym razem będzie
to uderzenie plasem "weterana" Sebastiana Mili
z Niemcami (październik/eliminacje EURO). Seba miał bardzo
trudny okres. Został nie tak dawno odsunięty od składu i
miał...spory nadmiar tkanki tłuszczowej. Jednakże "zacisnął
zęby" i ma drugą/trzecią młodość. Jego bramka dała nam
pewność, że po raz pierwszy w historii ogramy Reprezentację
Niemiec. Drugi gol jest Arkadiusza Milika. Chłopak
jest w ewidentnym "gazie" i strzela aż miło. Strzelił co
prawda z Niemcami głową, ale wybrałem jego bramkę przeciwko
Szkocji (październik/eliminacje EURO). Była to kombinacyjna
akcja między Grzegorzem Krychowiakiem, Arturem Jędrzejczykiem i
właśnie Milikiem. Pozostałe bramki: Karol Linetty (Norwegia), gole
Kamila Grosik Grosickiego i Roberta Lewandowskiego (z meczu z
Gibraltarem) oraz Arkadiusz Milik (Niemcy). Oczywiście wśród najpiękniejszych bramek jest również uderzenie z rzutu wolnego Arkadiusza Milika, w ostatnim meczu naszej kadry z Reprezentacją Szwajcarii (gol zamieszczono na filmiku, który jest poniżej). Arek uderzył bezpośrednio na bramkę. Futbolówka poleciała nad murem ustawionym przez Szwajcarów i wpadła pod poprzeczkę bramki. Ostatnio nasi zawodnicy są bardzo skuteczni w stałych fragmentach gry - to bardzo cieszy.
W mojej opinii najlepszą bramką jaką zdobyli nasi reprezentanci w
(niemalże) ostatnich 14 latach, była ta z "rosyjskiej wojenki" podczas EURO 2012. Kuba Błaszczykowski zdecydował się na
strzał zza "16-stki" i idealnie umieścił piłkę przy
słupku bramki - "palce lizać". Czemu właśnie ten gol?
Nie ukrywam, ze darzę sympatia Błaszczykowskiego (tak piłkarza jak
i człowieka), ale to nie był aspekt decydujący. Przepiękny gol padł na
ważnej imprezie, a dla nas Polaków wręcz arcyważnej, czyli
finałach EURO z 2012 roku. Do tego rywal - Rosja - nie dość
że piłkarsko od nas jednak są lepsi, to jeszcze patrząc z historycznej perspektywy to wybitnie nas oni "emocjonują". Do tego
okoliczności: porażka znacznie nam ograniczała możliwość awansu
z grupy, mecz przegrywaliśmy i graliśmy słabo w pierwszej połowie. Przede wszystkim jednak kunszt strzelecki naszego zawodnika. Drugie miejsce
w moim zestawieniu przydzieliłem Obraniakowi, a raczej jego bramce
"stadiony świata" z Urugwajem. Cóż mogę powiedzieć o
tym golu? Po prostu za to lubimy futbol. Widać, że popularny Ludo
ma talent nietuzinkowy - szkoda tylko, że nie do końca go pokazywał
w naszej kadrze. Jego gol nawet przebija efektownością i pięknem
"czysto piłkarskim" uderzenie Błaszczykowskiego, jednakże w moim mniemaniu ma on mniejszą wartość poprzez rangę spotkania. Wszakże został zdobyty "tylko" w
meczu towarzyskim - stawka nieporównywalna, nie te emocje i
odpowiedzialność. Ostatnie miejsce na podium przydzieliłem "młodemu" Smolarkowi i jego uderzeniu z Portugalczykami w ramach eliminacji
Mistrzostw Europy 2008. Wybrałem jego drugi gol (na 2:0).
Chyba najlepszy występ w jego karierze reprezentacyjnej, przynajmniej ścisły top. Sam mecz
uznawany jest za najlepszy ( z perspektywy Biało-czerwonych) w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku. Do
tego rywal bardzo mocny - Portugalia - która do tamtego czasu miała
bodajże najdłuższą serię nieprzegranych meczów o punkty
(spotkania eliminacyjne) spośród wszystkich reprezentacji europejskich! Gol
bardzo charakterystyczny, widać w nim formę Ebiego, opanowanie zawodnika - nie ma
co gadać, po prostu tę bramkę wiele kibiców w naszym kraju
wspomina z wielką radością i sentymentem. Teraz pokrótce
pozostałe wyróżnione przeze mnie bramki. Na czwartej pozycji gol
Jacka Krzynówka z Rosją. Przepiękne uderzenie, o którym dziś bardzo mało się mówi. Ów strzał był ,mówiąc wprost, nie do obrony. Nieco niżej oceniłem uderzenie
Roberta Lewandowskiego z Irlandią. Robi jednak ona wrażenie, ponieważ bramka
ta była zdobyta na dłużej szybkości, z dystansu i stosunkowo na małej przestrzeni (Lewy był kryty przez obrońcę). Do tego
przyjął piłkę tyłem do bramki. Bardzo efektowny gol. Dalej
jest inny gol Kuby Błaszczykowskiego. Tym razem z towarzyskiego
meczu przeciwko Amerykanom (wyjazd). Wspaniała technika polskiego
zawodnika, który uderzył piłkę zewnętrzną częścią stopy.
Futbolówka nabrała dużej rotacji i "zawinęła się" tuż przy
słupku bramki. Kolejnym miejscem w rankingu (siódma lokata) to
niezapomniany gol Maćka Żurawskiego z meczu Polska-Anglia. Co prawda przegraliśmy wtedy 1:2, ale wyrównujący gol był ozdobą tamtej
rywalizacji i łatwiej było nam dzięki niemu "lizać rany" po klęsce. Wspaniale uderzona piłka wleciała w samo "okienko"
bramki, tak że bramkarz rywali nawet nie zareagował. No i doszliśmy do popisu strzeleckiego Obraniaka z WKS-em (Wybrzeże Kości Słoniowej). Uderzył on
zaskakująco z rzutu wolnego, z boku boiska, na długi słupek i do
tego technicznie. Piłka przelobowała afrykańskiego
golkipera, wpadając w samo "okienko" strzeżonej przez
niego bramki. Na dziewiątym miejscu umieściłem uderzenie Pawła
Kryszałowicza przeciwko Walii w 2001 roku. Warto podkreślić tu
doskonałe podanie Marka Koźmińskiego i nietypowe (Kryszał
ma w tym swoją markę :D) uderzenie naszego napastnika.
Ostatnie miejsce w najlepszej "dziesiątce" przyznałem
(wiem, że zaryzykowałem :D) Krzysztofowi Ratajczykowi z meczu
towarzyskiego z Nową Zelandią (2002 rok). Wiem, że mecz z tych
"mniej ważnych" i z rywalem "nie powalającym",
jednakże piękno tamtego uderzenia bardzo przypadło mi do gustu.
Polski zawodnik uderzył piłkę po rzucie wolnym pośrednim, z tzw.
"nabiegnięcia". Piłka z dużą rotacją wkręciła się do
bramki. Z doświadczenia wiem, że strzał wykonany w taki sposób
nabiera sporej szybkości i paraboli, a samemu strzelającemu
(przynajmniej mi) daje sporą radochę. Było tyle wspaniałych bramek, iż
postanowiłem wybrać do tego wszystkiego 5 bramek rezerwowych (zresztą jest też klip
powyżej tego akapitu z innymi golami naszej Reprezentacji, które
nie uwzględniłem w "30-stce" najlepszych). Wybrałem gole: Mirka
Szymkowiaka (wspaniałe uderzenie z dystansu przeciwko słabemu San
Marino), Ebiego Smolarka ("inteligentna" bramka na 1:0 z
Belgami), Sebastiana Mili (po prostu...strzelił ją Niemcom!), Arka
Milika (przepiękne uderzenie z rzutu wolnego przeciwko Szwajcarii)
oraz Rafała Lasockiego (przepiękny "szczupak" na
macedońską bramkę). Tabelę z najlepszymi bramkami (wybranymi przeze mnie) macie poniżej. Zapewne macie inne typy niż ja :)
Na dziś to tyle. Jeszcze
raz przypominam o oddaniu głosu na najładniejszą bramkę (waszym
zdaniem), którą zdobyła nasza Reprezentacja po 2001 roku - sonda
znajduje się na dole tej strony. Nie wiem jak wy, ale ja lubię sobie oglądać te wspaniałe akcje bramkowe i usta wręcz same
"wykrzywiają" mi się w uśmiech :) Zwłaszcza jak widzę
gole z Niemcami (2014) i komentarze Sebastiana Mili. A co do samych
goli...to może w którymś z następnych postów przeanalizujemy
wszystkie piękne gole naszych kadrowiczów, także te z XX wieku.
Zobaczymy. Moi mili, dziękuję wam za waszą dzisiejszą obecność
i miłego dnia czy wieczoru. Czołem! :-)
środa, 12 listopada 2014
(Temat 18) Kobieta a piłka
nożna
Witam ponownie. Dzisiaj
będę przekorny. No dobrze, nie tyle przekorny co prowokacyjny (tak, to jest właściwe słowo), bo temat nad jakim będę zaraz debatował
nosi znamiona prowokacji. Nie ma co dalej przeciągać i sztucznie
nabijać bębenka intrygi. Otóż, porozmawiam z wami dziś o relacji
na linii piłka nożna-...kobieta. Tak, dobrze czytacie. Już widzę
co u niektórych ten uśmieszek (ironii, politowanie itp.). Już
słyszę te pojedyncze westchnienia i kurczowe marszczenie czoła z
niedowierzania. Dla niejednego/niejednej niepojęte wydaję się być
połączenie tak pozornie odrębnych bytów i światów jak "kobieta"
i "piłka nożna". A jednak zrobię to. Podejmę rękawice
rzucone przez wciąż żywe w naszym społeczeństwie stereotypy.
Nieraz się słyszy coś
w stylu: „grasz jak baba!”, „mężu, o co chodzi z tym
spalonym?” czy „kochanie, przełącz lepiej na mój ulubiony
serial” i inne tego typu. Czy słusznie odzwierciedla to, co "płeć
piękniejsza" myśli o futbolu? Czy taki stosunek powinien być
nadal utrwalany? Czy jednak winno być promowanie "kopanej"
pośród dziewcząt i kobiet? Pytania można mnożyć dalej.
Postaram się jednak wszystko uporządkować i omówić. Po prostu,
bez ogródek powiedzieć jak to wygląda moim okiem i jak wyglądać
powinno. Nie będę tylko eksplorował rewirów światopoglądowych.
Analiza będzie szersza, dużo szersza. Ale po kolei, nie ma co za
dużo zdradzać. Let's go! Jak widać z mojego tonu nie będę się
pastwił nad paniami. Żartował sobie z ich rzekomej indolencji
futbolowej, nierzadko także i fizycznej czy braku wiedzy natury
stricte piłkarskiej. Oj zdziwicie się. Nie będę też jak ten bajkowy rycerz ze swą tarczą (czyt. językiem) bronił godności dam
(czyt. kobiet). Nic z tych rzeczy. Znaczy, nie że mi się nie chce -
bo jest zgoła inaczej, a i rumaka choć z trudem bym jakoś znalazł
- po prostu nasze panie potrafią obronić się same w tej kwestii i
to z dobrym skutkiem. Po kolei. Ech...wzdycham, bo już tak mam, co z
przykrością przyznać muszę, że wypaplałem moje stanowisko już
na początku wywodu. Winienem was potrzymać w niepewności. A tu
klops! Kurtyna tajemnicy spadła zbyt szybko. Trudno, stało się,
luzik...na szczęście zachowałem coś jeszcze w przysłowiowym zanadrzu. Taki mój "deserek" dla was, ale to później - najpierw danie główne.
Ojej chyba właśnie przyznałem się do mojej słabości do
słodyczy. A tam, lubię je i co?! Hahahahaha.
Wracając do głównego
nurtu tematu, drogie panie wcale nie grzeszą taką niewiedzą o
piłce jakby się zdawało. Ba! Daleko szukać nie muszę. Mówiłem wam już wcześniej o mojej bardzo bliskiej znajomej - "E.".
Jedną z jej rozlicznych zalet jest właśnie sympatia to boiskowych
emocji i spora (co przyznaje z zadowoleniem) wiedza. Dodam, że to
naturalna (nie tleniona) blondynka, więc macie prztyczek w nos naśmiewacze z "blond-idiotek" - o tak, to niesprawiedliwy
i krzywdzący stereotyp. Ja jednak nie o tym. Właśnie "E."
wręcz zadziwiła mnie tym co wie o piłce, a wie sporo. Do tego jej
perswazja przy kibicowaniu, wręcz z "męskim" komentarzem,
wzbogaconym nierzadką bogatą wiązanką inwektyw, gdzie słowo
"cieniasy" jest jednym z łagodniejszych jakie używa.
Ona mnie pozbawi życia jak to przeczyta :D Zaryzykuje, ale z góry
proszę Cię o przebaczenie, także za to co dalej napiszę. Wiecie,
"E." posiada "słabość" do byłego już gracza kadry Portugalii -
Simão Pedro Fonseca Sabrosy. Jak sama twierdzi, przystojniejszego
faceta nigdy wcześniej i później nie widziała. Z tej fascynacji
czysto osobowej przeszła na fascynacje czysto piłkarską i ceni sobie
do dnia dzisiejszego piłkę iberyjską czy z krajów portugalskojęzycznych. Nie muszę chyba mówić jak przeżyła klęskę
Canarinhos na rodzimym mundialu. "E." w ogóle wyniosła
miłość do kibicowania z domu. Ojciec jej to zapalony kibic, więc
naturalnie zaraziła się "piłkofilią". Dobrze - uwielbiam
kobiety, z którymi można obejrzeć w TV meczyk i pokibicować
wspólnie. Też tak macie drodzy panowie? Pewnie niektórzy kręcą
nosem, ale spora większość mi przyklaśnie z aprobatą. Dlaczego
to wszystko o niej mówię? Udowadniam tym, że kobieta „też
człowiek” i na piłce znać się może jak i pałać sympatią to
stadionowych pojedynków. Tak, kobieta i piłka nożna się "nie
gryzą"! Jasne, nie da się ukryć, że piłka nożna to domena
nas - facetów. Wszelkie dane mówią jasno, że w strukturze
sympatyków piłki znacznie przeważają mężczyźni. To suche
fakty, więc nie ma co z nimi polemizować. Ale to nie oznacza, że
futbol ma być sportem "kastowym" przeznaczonym tylko dla
płci męskiej.
Nie wszędzie jednak tak
jest. Przytoczyć można chociażby przykład obywatelek Iranu. Otóż,
we własnym kraju Iranki nie mają przywileju kibicowania na
stadionach. Ba! Popularne są też w Iranie wyświetlanie meczów w
kinach, ale tam też panie nie mogą być. Te szokujące pewnie dla
niektórych informacje, rozpowszechniły się przy okazji udziału
Książąt Persji (przydomek reprezentacji Iranu) w
tegorocznym Mundialu w Brazylii. To smutne. Cóż, to inna kultura,
religia i społeczeństwo silnie patriarchalne i nam wychowanym na
innych (zachodnich) wartościach to się nie podoba. Jest jakiś
pozytyw, bo ów zakaz "publicznego" dopingowania piłkarzy
obowiązuje chyba tylko w samym irańskim państwie. Gdy ich
Reprezentacja grała (całkiem nieźle) na Mundialu, to na
brazylijskich trybunach można było zaobserwować wiele pań,
umalowanych w barwy państwowe Iranu, ze śniadą cerą i nawet z
chustą na głowie (nie wiem jak to się fachowo nazywa) i gorąco wspierały swoich futbolowych idoli. Można miewać, że to były
Iranki, a nie jakieś "podstawione" osoby (taki proceder
jest np. w Chinach podczas Mundialu 2010 - "udawali"
kibiców z Korei Północnej, czy kiedyś jak polscy siatkarze grali w
Japonii to...spora grupka Japończyków "spontanicznie" śpiewała z japońskim akcentem "Polska" :P).
Oczywiście, słyszę już
głosy oponentów, że przecież nikt w Polsce kobiet nie odizolowuje
od piłki i nie blokuję ich udziału w niej. Jasne, żelazna prawda,
ale nastawienie społeczne sprawia, że kobiet interesujących się
boiskowymi poczynaniami jest mniej niż by mogło być, żeby nie
powiedzieć powinno być. Nie będę przyklaskiwał tu jednak
środowiskom (że tak je nazwę) "emancypacyjnymi",
głoszącym hasła w idei feminizmu. Bo nie jestem zwolennikiem tego
ruchu, zwłaszcza "dzikiego feminizmu", gdzie wszędzie
szuka się (czyt. wyłapuje i protestuje) tylko męskiej dominacji,
nawet tam gdzie de facto jej nie ma. Wiem, wykraczam nieco z głównego
tematu na sprawy poboczne, ale nie mogłem się powstrzymać, by to
napisać. Chociaż, zagadnienie feminizmu też jest ważne, by
pokazać umiejscowienie futbolu w polskim społeczeństwie - wg mnie
oczywiście. A kończąc feministyczny wątek mego wywodu, chcę
dodać, że panie postulujący takie hasła, tak naprawdę robią
kobietom krzywdę, bo kobiety i mężczyźni zawsze będą się
różnić, biologicznie i mentalnie, co jest naturalne i piękne. Nie
da się zmienić istniejących praw, które tylko same, na drodze
"natury" mogą się nieco zmienić. Nic na siłę, nic
sztucznie. Tylko nie przeszkadzać kobietom i żadnych handikapów w postaci parytetów, gdyż to de facto uwłacza paniom. Polecam
refleksję nad tym.
Wracając do nastawienia
społeczeństwa polskiego do kobiet i piłki. To te dowcipy o
przysłowiowym "spalonym", dają prawdę temu, że wciąż
deprecjonowanie kobiet w tej sferze jest widoczne. Dobrze, w TV
mniej, bo jak wiadomo jest tzw. poprawność polityczna,
"na straży" stoją feministki i są pewne standardy w
zachowaniu publicznym, ograniczającym wszelkie przejawy
jakiejkolwiek dyskryminacji. Deprecjonowanie unaocznia się przede
wszystkim, w zachowaniach prywatnych (międzyludzkich). Znowu
wykraczam z głównego nurtu. Wiecie, ja tylko jestem za tym, by
bardziej otworzyć futbol przed paniami. Oczywiście nie popieram
"usilnego" zachowania, kiedy dziewczynkom daje się do
zabawy zamiast lalek piłkę i korki - nic z tego, będę "gryzł" jak ktoś mnie o to pomówi! Oczywiście, zawsze panów
"futbolmaniaków" będzie więcej niż ich odpowiedników po
drugiej stronie "barykady" wśród pań. To ma podłoże
genetyczne. U nas mężczyzn, oglądanie meczu to namiastka dawnych
pojedynków, rywalizacji, wojen. Zostaliśmy stworzeni do bojów z wrogiem, do
ochrony swych kobiet, do zapewnienia bytu rodzinie, do polowań. Więc,
nie dziwne, że bardzo przeżywamy porażki w piłce (i w sporcie), a
radujemy się na wiktorie. U kobiet jest inaczej. One większą wagę
przywiązuje do ochrony ogniska rodzinnego, do równoważenia
nastrojów czy (jeśli jest taka potrzeba) do postaw pacyfistycznych.
Dlatego wolą np. piec szarlotkę niż oglądać meczyk - to nie
stereotypy i przypisywanie ról społecznych, tacy po prostu
jesteśmy. Jesteśmy co do zasady, bo ludzie są także różni. Są
faceci nie lubujący się w ogóle sportem i są też dziewczyny
będące fanatyczkami w tej dziedzinie. Tak po prostu jest. Przeciętna kobieta
jednak "piłkę" widzi w innych "okularach". Jest
bardziej racjonalna, nie przywiązuje się tak do porażek, ale też
nie nie osiąga "ekstazy" w wyniku wygranego ważnego
meczu. Kobiety mają zmysł estetyki, bardzo rozbudowany zresztą.
Nie dziwmy się więc drodzy panowie, że gdy my emocjonujemy się
zmaganiami na murawie to możemy usłyszeć od naszej partnerki oglądającej
z nami to widowisko, coś w stylu: „nie uważasz, że ten z +10+ na
plecach jest przystojny?” albo „ale ten trener na konferencji
prasowej ma gustowny garnitur” (drugi przykład nie dotyczy oczywiście stricte meczu piłkarskiego :D). Więc, apeluję do obu "stron
konfliktu" - trochę wyrozumiałości, jesteśmy jacy jesteśmy.
W kwietniu 2012 (tuż
przed rozpoczęciem EURO) można było natknąć się na wyniki badań
społecznych, odnośnie spojrzenia kobiet na kibicowanie piłce
nożnej - mówiąc oględnie. Badanie przeprowadziła specjalistyczna
instytucja zajmująca się tego typu tematyką, na zlecenie znanej
międzynarodowej i czysto komercyjnej marce (pozwólcie, że nie będę
operował ich nazwami). Do rzeczy jednak. Rezultat pracy badawczej
przeprowadzonej na grupie ponad 1000 dorosłych Polek może
niektórych zapewne zdziwić. Przedstawia się tam obraz naszych pań, które
wcale nie unikają oglądania meczów. Do tego łamie on nieco
powszechnych stereotypów. Nie będę się rozpisywał bardzo nad tą
materią, bo dane macie przedstawione w tabeli poniżej, jednak pokrótce i wybiórczo odniosę się do tego.
Przede wszystkim (aż) 40% żeńskich respondentów twierdzi, że
siada przed telewizorem wraz ze swym partnerem (dajmy na to mężem) i
ogląda mecz piłkarski. Zdecydowana większość z nich robi to, bo
po prostu lubi. Niech przemówią dane. 23% deklaruje, że są
fankami futbolu, a 33% uważa się za osoby w jakimś stopniu
pasjonujące się piłką nożną. Przy tym badanie daje kłam
stereotypowi, że panie oglądają tego typu widowiska by przyglądać
się "przystojniakom" - tylko 5% wskazało "urodę"
piłkarzy jako powód śledzenia piłkarskich pojedynków. Jeszcze
nieco o grupie pań, które nie "kochają" piłki nożnej.
Otóż, zapytane o ich zdanie na temat tego dlaczego mężczyźni
"namiętnie" oglądają piłkę nożną, w zdecydowanej
większości (50%) odpowiadają iż...jest to dla nich "przerwa
w myśleniu". Gratuluję poczucia humoru drogie panie :)))
Odnośnie danych w tabeli to uprzedzam, że mogą być one niepełne
i niedoszacowany (choć w minimalnym stopniu). Po prostu nie mam
dostępu do pełnego raportu z badania, a jedynie bazuję na
"strzępach informacji.
Kończąc ten wątek tak
ad vocem ustosunkuję się do badań społecznych jako takich i
przeprowadzania badań oraz działań "propagandowych" TV.
No więc, powołałem się tu na wyniki badawcze, ale traktuje je z
lekkim niedowierzaniem, gdyż sam byłem świadkiem jak "zbieranie
danych" w tego typu instytucji wygląda. Mówiąc
"nieprofesjonalnie" to tak jakby nie powiedzieć nic :))) A
co do TV (wspominałem o niej przynajmniej parokrotnie w tym poście
i za pewne będzie się ona jeszcze później przewijać), to jak
wiadomo: "TV kłamie" i kropka. Miejmy nadzieję, że
czasem jednak mówi prawdę i tego się trzymajmy :D
Różnice widać na
płaszczyźnie przeżywania widowisk sportowych. Świetny przykład
to nie tak odległy czas Euro 2012 w Polsce i Ukrainie. Mimo marnego
wyniku S-kadry, to osiągnęliśmy ogromny sukces
wizerunkowy i byliśmy świadkami ogólnonarodowej ekstazy, swoistego
fenomenu w naszym społeczeństwie. Zwłaszcza, gdy wziąć pod lupę
Euro 2008, gdzie wśród populacji gospodarzy mistrzostw nastroje
były nieporównywalnie bardziej stonowane. U nas atmosfera i
życzliwość wobec zagranicznych turystów nie zmalała aż do
finału. Ale nie o tym. Pamiętacie zapewne jak ogromne rzesze
kibiców zbierały się w tych tzw. "oficjalnych strefach
kibica", z warszawską na czele - koło Pałacu Kultury i Nauki.
Można było zaobserwować cenne z punktu widzenia socjologii
zachowania ludzkie. Przede wszystkim jedna ważna rzecz - mnóstwo
kobiet, do tego żywiołowo dopingujących i kolorowo ubranych.
Hmmm...macie jakiś dysonans? Coś u was się "nie sumuje"?
Niby kobiety (co do zasady) "olewają" tego typu rozrywkę
a tu..."zonk"! Przychodzi powoli myśl do głowy, że aż
tak bardzo nasze drogie Polki nie unikają "kopanej" jak
się wcześniej wydawało. Właśnie, mamy czarno na białym dowód,
który daje kłam temu stereotypowemu podejściu do tej problematyki.
To narodowe dopingowanie
zauważyła i TV, która to pytała różnej maści ekspertów o
przyczynę tego zjawiska. "Tęgie głowy" dawały
interesujące odpowiedzi, niektóre wydają się być powszechnie znane.
Mniej więcej wnioski były takie. Otóż, po pierwsze jest coś w
naszym narodzie już od wieków utrwalone, tzw. pospolite
ruszenie. Ogólnopolska mobilizacja i entuzjazm. Przykładów w
historii nie trzeba długo szukać: Obrona Częstochowy (przed
Szwedami), Powstanie Warszawskie (przeciwko Niemiecom)
czy..."Małyszomania" (głównie z uwagi na wycisk
"naszego" na niemieckich skoczkach, w sporcie w którym
Niemcy mieli duże sukcesy, a my...znacznie mniej). No dobrze, na
Euro 2012 nie mieliśmy "wroga", który by mobilizował naszych rodaków, ale
tutaj swój upust dała już narodowa wiara (być może wynika ona z niskiego poczucia własnej wartości polskiego społeczeństwa, które jednak ogromnie chce sukcesów), że możemy zajść daleko i że
Biało-czerwoni mogą namieszać. Wiemy sami , że w
ciężkich okresach próby jesteśmy jednym ciałem i każdy stoi murem za
drugiego, pierś w pierś. Jednoczymy się we wzniosłych wydarzeniach.
Do tego dochodzi "propaganda sukcesu" promowana przez TV,
ku uciesze klasy rządzącej. Co by nie mówić, ale TV potrafi
rozbudzać nastroju radości, a gdy trzeba to i powagi. Tu było tak
samo. Dobrze swoją robotę wykonało TV, organizatorzy, ale przede
wszystkim ludzie - zwykli ludzie. Tylko piłkarze...nie sprostali,
ale nie będę na nich żerował. Tak więc kobiety, tez uległy tej
zbiorowej radości. Jednakże, co stwierdzono i ma potwierdzenie w
badaniach, wśród pań nie miał dużego znaczenia sam aspekt
rywalizacji, to czy wygramy czy nie. Znaczy...i tak i nie, ale to
dalej wyjaśnię. Otóż, kobiety przychodziły głównie na te
"zbiorowe kibicowanie", bo...nakręcała ich atmosfera,
doznawały uczucia euforii, co powodowało tak radosne dopingowanie -
po prostu dobrze się bawiły. Wynik miał dla nich znaczenie wtedy,
gdy nasi przegrywali, bo wtedy doping nieco siadał (wśród panów)
co i udzielało się paniom, wyczuwały to i euforia uchodziła.
Jasne, nie dla wszystkich pań wynik nie był ważny. Jak wcześniej
pisałem, są też kobiety żywo interesujące się futbolem czy
poczynaniami swoich ulubieńców biegających po
zielonej murawie za futbolówką. Wiele też zapewne zostało
"przytarganych" do strefy kibica przez swych mężów,
chłopaków czy kolegów. Dobrze, teraz o panach...żeby nie byli
pokrzywdzeni. U nas mężczyzn, jak było wcześniej ukazane, udział
w rywalizacji to silny bodziec. W trakcie oglądania widowiska
sportowego ( na przykładzie "zbiorowego dopingowania" na
Euro 2012) może wydzielać się u nas adrenalina, czy wręcz kortyzol (
ludzki hormon, powodujący m.in. ataki agresji, charakterystyczny dla
osiłków bez widocznej szyi :D, nazywany potocznie "hormonem
stresu").
Hmmm...dość o
hormonach, socjologi i innych naukach. Teraz czas na "deserek".
Wisienkę na torcie. Wiecie jaki jest jeden z największych
przyjaciół internauty? Nie wiecie? No oczywiście...że popularna
wyszukiwarka zaczynająca się na "G". Jak go o coś
spytasz, to jak najlepszy kompan, grzecznie Ci odpowie. Więc i ja
grzecznie tak uczyniłem wpisując w różnych konfiguracjach dwa
hasła "kobieta" i "piłka nożna". I zabawne, bo
często wychodzą zdjęcia tak naprawdę mało mające wspólnego z
"kopaną". Widać na nich mniej lub bardziej roznegliżowane
modelki (często zdjęcia po retuszu) ubrane w koszulki piłkarskie,
w różnych pozach bądź fotki dziewczyn ze stadionów kandydujących
do miana tzw. "miss kibiców". No cóż, spin doktorzy
widzą, że ładne kobiety przyciągają mężczyzn, więc
wykorzystują to z pełną premedytacją w swych kampaniach
reklamowych. W sumie nie moja sprawa, aczkolwiek cierpi na tym
wizerunek samych kobiet, sprowadzanych do poziomu uroczych dodatków,
takich "kokardek", ukazujących je tylko z perspektywy
seksualności.
Ale...jest nadzieja! Nie
tylko atrakcyjne dziewczyny "wyskoczą" w wynikach
wyszukiwarki internetowej. Jest dużo pozytywnych linków, gdzie
jasno wynika...w Polsce piłka kobieca (choć trafniej to mówić
"piłka nożna kobiet" jak już) jest i sukcesywnie się
rozwija. Panie mają swoje mistrzostwa. Układ rozgrywek dzieli się
na 4 poziomy, gdzie najwyższa i wyłaniającego mistrza kraju, to
12-zespołowa Ekstraliga. W sumie obecnie naliczyłem we
wszystkich klasach rozgrywkowych aż 211 zespołów stricte żeńskich.
Obecnymi mistrzyniami są piłkarki reprezentujące klub Medyk Konin.
Historia kobiecych mistrzostw jest dość długa, bo sięga...1975
roku. Wtedy to, w dziewiczym czempionacie o prymat w klubowym
piłkarstwie, zwyciężyły zawodniczki z pomorza (Checz Gdynia -
obecnie III poziom rozgrywek). Geograficznie patrząc, to kluby z
byłych poniemieckich terenów, Wielkopolski i Zagłębia
Dąbrowskiego są najbardziej utytułowane. W ostatnich latach dominował pojedynek pomiędzy klubami z Raciborza i Konina. Próżno
szukać sukcesów klubu (czy klubów) ze stołecznego miasta. Nie
dość powiedzieć, że nigdy klub z Warszawy nie zdobył tytułu
mistrzowskiego, mimo 39-ciu edycji tych rozgrywek (w sezonie 1976/77
nie rozegrano krajowych mistrzostw). Panie mają także swój Puchar
Polski. Rozgrywany corocznie od 1985 roku. Aktualnie tym tytułem
mogą się pochwalić aktualne mistrzynie polski, czyli Medyk Konin.
A teraz zwróćmy nasze
spojrzenie na krajowe Reprezentacje. Najpierw w wymiarze globalnym, a
później o naszych paniach w biało-czerwonych strojach. Patrząc na
wyniki poszczególnych teamów w najważniejszych imprezach to łatwo
wymienić ścisłą czołówkę. Tytuł "Dominatorek"
aklamacyjnie przyznaje się piłkarkom USA. Amerykanki rzadko kiedy
schodzą z "pudła". W ogóle są one fenomenem na krajowym
"podwórku". Musicie zdawać sobie sprawę z faktu, iż
piłka nożna w USA nie należy do topowych sportów - tak
w uprawiających ten sport jak i w rankingach popularności. Mimo to piłkarki są
tam stosunkowo znane i zdecydowanie zostawiają w tyle męską
Reprezentację tego północnoamerykańskiego państwa. Sami
Amerykanie postrzegają piłkę nożną jako sport..."mało
męski" i "zbyt delikatny". Dlatego też kojarzy się
on z paniami, które zresztą swoimi osiągnięciami na arenie
międzynarodowej utrwalają taki obraz. Taka mała dygresja odnośnie
statusu piłki nożnej w USA. Nazywany jest terminem soccer,
a futbol dla Amerykanów to zawodnicy w kaskach i rozbudowanych
ochraniaczach, "obijających się" nawzajem i biegających za owalną
piłka, którą kopie się...nad bramką :))) Może piłka nożna nie
jest dyscypliną niszową, ale nie ma co porównywać jej z
koszykówką, baseballem czy wspomnianym futbolu amerykańskim. Ich
Reprezentacja (mężczyźni) rozgrywa mecze od wielu lat (jeszcze
przed wojną, m.in. 3 miejsce na Mundialu 1930), jednak prawdziwy rozwój
przypada na lata 90-te XX wieku - USA organizowała Mundial w 1994
roku. Choć już wcześniej sprowadzali znanych piłkarzy
("weteranów"), którzy budowali ich ligę. Warto tu
wymienić np. 2 nazwiska: Pelé i Kazimierz Deyna. Jeśli chodzi o
popularność, to ma ona swoje "zrywy". Dobrym przykładem
był ostatni Mundial w Brazylii. Wielu Amerykanów wtedy śledziło
poczynania swoich pupili, a największą na miejscu (po Brazylijczykach) grupą
kibiców na ostatnich Mistrzostwach Świata, byli właśnie
Amerykanie.
Wróćmy do tematu
przewodniego. Oprócz Amerykanek prym wiodą takie Reprezentacje jak:
Niemcy, Norwegia, Szwecja czy Francja (Europa), Japonia, Chiny czy
Korea Północna (Azja), Brazylia (Ameryka Południowa) oraz Kanada
(Ameryka Północna). W tym artykule zostaną zamieszczone tabelki z
medalami na poszczególnych imprezach i sami się przekonacie o
podziale sił w światowej piłce nożnej kobiet. I tak, początkowo
topowym zespołem były Chinki, które teraz nieco odbiegają
poziomem od najlepszych. W Azji przegoniły je ostatnio Koreanki z Północy,
Australijki (w XXI wieku biorą udział w Mistrzostwach Azji,
wcześniej w Mistrzostwach Oceanii), a przede wszystkim Japonki.
Piłkarki z Kraju Kwitnącej Wiśni w ostatnich latach robią
prawdziwą furorę. W 2011 roku sensacyjnie zostały mistrzyniami
świata, a rok później doszły do finału olimpijskiego
(nieznacznie musiały uznać wyższość Amerykanek). Ich styl gry
przypomina katalońską tiki takę, charakteryzującą się jak
zapewne wiecie dużą ilością podań i ruchliwością (o tiki tace
pisałem w jednym z poprzednich postów).
Jeśli chodzi o strefę
Afryki i Oceanii to swym poziomem odbiegają znacznie od globalnej
czołówki. Afrykańskie żeńskie reprezentacje znacznie bardziej
zostają w tyle za "światem" niż ich analogiczne - męskie
odpowiedniki. Hegemonkami są Nigeryjki (wygrały 8 tytułów
Mistrzyń Afryki na 10 możliwych) i to do nich należy największy
sukces drużyny z Czarnego Lądu - ćwierćfinał Mistrzostw Świata
(Mundial 1999). Tyle spektakularnych sukcesów. W Ameryce Łacińskiej
najmocniejsze są Canarinhos "w spódniczkach". Brazylijki
nie mają sobie równych na swym kontynencie. Jednak w konfrontacji
z najlepszymi na świecie nie zdobyły żadnego tytułu, choć parę
finałów osiągnęły. Trochę im brakuję, by sięgały po
najwyższe laury. W swoim składzie mają Martę, która jest tym dla
żeńskiej piłki niczym Messi dla męskiej (zdobyła 5 z rzędu
Złotych Piłek dla najlepszej piłkarki globu - nawet Argentyńczyk
nie może się takim wyczynem pochwalić). Co prawda, Brazylijkom
zdarzyło się zająć raz 2 miejsce w mistrzostwach kontynentu,
ustępując pola wielkiemu rywalowi - Argentynie. Przedstawicielki
Albicelestes jednak jak na razie mogą zapomnieć o poziomie "Messi
(czy Messiego) i spółki". Dowodem niech będzie postawa piłkarek z
tego kraju na jednym z Mundiali. Rok po sukcesie nad swoimi
sąsiadkami, Argentynki spotkały się w pierwszym meczu Mistrzostw
Świata z Reprezentacją Niemiec (o tej drużynie i innych z Europy
później). Dostały porządną lekcje futbolu, gdyż przegrały w
stosunku...0:11! W sumie zajęły ostatnie miejsce w grupie,
przegrywając wszystkie mecze (bilans bramkowy: 1-18). Tak więc
Argentynki nie są jakąś wielką jakością w "kobiecym
futbolu". Patrząc na północ warto pochylić się nad inną
całkiem dobrą Reprezentacją. Mowa o Kanadyjkach. Uprzedzam, że nie ma sensu nawet ich mierzyć z USA, jednak w ostatnich latach pokazują
się z wyjątkowo dobrej strony. Na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich
osiągnęły chyba największy sukces w swej historii - zdobyły
brązowe krążki. Ponadto na jednym z Mundiali dotarły do strefy
medalowej (ostatecznie zajęły 4 miejsce). W kontynentalnym czempionacie
zwyciężyły 2-krotnie, z czego raz był znaczący, gdyż z udziałem
USA. Najbliższy Mundial (2017 rok) zorganizuje właśnie Kraj
Klonowego Liścia. Być może jest to spowodowane pozytywną
koniunkturą na piłkę nożną (zwłaszcza kobiet) w tym państwie.
No i wreszcie Europa. Bez
dwóch zdań - Niemcy+Skandynawia. Tak w skrócie przedstawia się
układ sił w tej części świata. Niemki hurtowo sięgały po
najważniejsze laury na kolejnych EURO. Można powiedzieć, że wraz
z Amerykankami rywalizowali o miano najlepszej drużyny na świecie.
Ostatnio jednak, nieco "spuściły z tonu" (z ostatniego
Mundialu i Turnieju Olimpijskim przywiozły "tylko" jedno
3 miejsce), jednak o długotrwałym kryzysie jak na razie nie ma co
mówić. Bardzo mocne są Norweżki i Szwedki. Zwłaszcza te pierwsze
są nadzwyczaj utytułowane. Kraj, który nie jest potęgą w męskim
wydaniu, a i liczbą ludności "nie powala", w swej historii
doczekał się żeńskich Reprezentacji które zwyciężyły na
Olimpiadzie, Mundialu i EURO. Warto też w kontekście Europy
wymienić Reprezentację Francji, która jednak odbiega nieco od
wymienionych wcześniej. Dobry poziom prezentuje chociażby zespół
Danii czy Anglii. Takie uznane piłkarskie nacje jak Hiszpania,
Włochy, Holandia czy Rosja w "kobiecej piłce" nie radzą
sobie specjalnie dobrze. Włoszki miały dobry okres, ale to było
dawno, gdyż w latach 90-tych.
No dobrze, a gdzie Polki?
Nie będę "koloryzował" rzeczywistości i nie usłyszycie,
że jesteśmy jakąś żeńską potęgą. Nasze panie jak do tej pory
nie awansowały na żadną wielką imprezę. Nie mamy w zasadzie
żadnych sukcesów. Poziomem piłki jesteśmy takim średniakiem - 3
szereg europejski. Historyczny pierwszy mecz rozegrały z Włoszkami
w 1981 roku (0:3). Pierwszego gola zdobyły z Reprezentacją
Czechosłowacji w 1984 roku (1:4). Pierwszy mecz "o punkty"
rozegrały w Knurowie przeciwko Francji (1:3) w 1989. Spotkanie to było
w ramach eliminacji Mistrzostw Świata (Mundial 1991). Jeśli chodzi
o najwyższy triumf to nasze zawodniczki rozgromiły Izrael aż 13:0,
jednak doznały kiedyś bolesnej porażki z Islandkami dostając
"dyszkę" (0:10). Ostatnio brały udział w eliminacjach do
przyszłego Mundialu. Rywalizowały w grupie eliminacyjnej ze
Szwedkami, Szkotkami, Bośniaczkami, reprezentantkami Irlandii
Północnej oraz Wysp Owczych. Zajęły zdecydowane 3 miejsce, ale do
awansu było daleko. Ostatni akcent był miły, gdyż grając u
siebie z Bośnią i Hercegowiną odprawiły swoje boiskowe oponentki
rezultatem 3:1. Ogólnie rozegrały 10 meczów, z czego połowę
wygrały i zanotowały jeden remis. Na bilans bramek tez miło
popatrzeć (20:14). W ogóle do składu wchodzi nowe pokolenie, więc
może w przyszłości z tej "mąki powstanie dobry chleb".
A "mąka" wydaje się być dobra. Wyobraźcie sobie, że nasze
dziewczęta osiągnęły w ubiegłym roku sukces niewyobrażalny i
nieoczekiwany. Mianowicie w Mistrzostwach Europy do lat 17
spektakularnie zdobyły tytuł mistrzowski! W finale pokonały
zespół Szwecji 1:0. Wynik dziewczyn zaskoczył chyba wszystkich. Nie
dość powiedzieć, że w samej Szwecji mówi się o danych 100 000
zarejestrowanych piłkarek, a w Polsce tylko...8 000! Brawo
dziewczyny! Teraz piłkarki z tego zespołu zasiliły dorosłą
Reprezentację. Wymienię takie nazwiska jak: Paulina Dudek, Ewelina Kamczyk i
Ewa Pajor, które z Bośniaczkami przyczyniły się do zwycięstwa.
Warto się pochylić zwłaszcza nad ostatnią z dziewczyn, czyli Ewą
Pajor. Młoda zawodniczka, która obecnie reprezentuje klub Medyka
Konin, to nieoszlifowany piłkarski diament. UEFA doceniła jej nieprzeciętny
talent przyznając jej jakiś czas temu tytuł najlepszej piłkarki w
Europie poniżej 17 roku życia! Zaczęto ją powszechnie nazywać
"Messim w spódnicy" (choć sama kibicuje Cristiano
Ronaldo). Byłoby świetnie, gdyby piłkarsko osiągnęła tyle co
słynny Argentyńczyk. Zawodniczką, która pochodzi ze wsi z
centralnej Polski, zainteresowały się ponoć bardzo mocne kluby z
takich krajów jak: Niemcy, USA czy Anglia. Zwłaszcza Niemcy to
prestiżowy kierunek - czołówka światowa. Zobaczymy jak potoczy
się kariera tej zawodniczki i jak będzie za parę lat wyglądać
siła naszej żeńskiej Reprezentacji - obyśmy mieli z nich tylko
radosne emocje.
Na dziś to tyle. Mam
żywą nadzieję, że miło się czytało o paniach. Były
stereotypy, światowa hierarcha futbolu kobiet oraz przybliżenie
pozycji Biało-czerwonych. Każdy wie, że Polki w urodzie nie mają
sobie równych na całym świecie, a może kiedyś i w "kopanej"
będą tak nazywane. Jak na razie przyznajemy im w tej pierwszej
kategorii honorowy tytuł mistrzowski, tak panowie? No ja myślę :D
Dziękuję i do zobaczenia. Czołem! :-)
wtorek, 11 listopada 2014
(Temat 17) Skandale Reprezentacji Polski
Część II
Witam. Dzisiaj dokończenie poprzedniego postu. Tak, że piłkarze (i
nie tylko) trochę "nawywijali", więc sensacyjnych
historii w tym poście również będzie aż nadmiar. Pogadamy m.in.
o: kieliszkach, przemytniku, kontenerze, ubrudzonym stadionie,
fotomontażach... Nie ma co streszczać zawartości, bo nie
przeczytacie całości :) Zapraszam.
[Nie tylko My]
Warto przytoczyć kilka sytuacji, w których to nasi rywale (ogólnie
ujmując) nie popisali się. Prawdziwy skandal miał miejsce w
kwietniu 1972 roku w Starej Zagorze (Bułgaria). Biało-czerwoni
rozegrali wyjazdowy mecz z Bułgarią w ramach eliminacji Igrzysk
Olimpijskich. Jak powszechnie wiadomo udało nam się dalej
awansować i na Turnieju Olimpijskim nasi gracze okazali się
najlepszą drużyną. Wróćmy jednak do meczu z Bułgarami. Pierwsza
połowa była "nasza", co udokumentowaliśmy prowadzeniem
1:0 (gola zdobył Włodzimierz Lubański). Druga część meczu natomiast to jakaś kpina. Głównym "bohaterem" został
rumuński sędzia. Najpierw podyktował wątpliwy rzut karny dla
gospodarzy, a Lubańskiemu za "nadmierne dyskusje" pokazał
czerwoną kartkę i nakazał opuszczenie placu gry. Następnie jeden z
polskich piłkarzy przejął piłkę, przebiegł "kawał"
boiska i wpakował piłkę do bułgarskiej bramki. Co na to główny
rozjemca meczu? Bułgarzy zaczęli protestować i sędzia gwizdnął
pozycję spaloną. Dodam, że nie ma mowy o "spalonym",
gdyż finalne podanie nastąpiło na połowie drużyny atakującej
oraz arbiter liniowy sędziujący mecz w Starej Zagorze nie podniósł
chorągiewki! To jeszcze nie wszystko. Gospodarze wyszli na
prowadzenie 2:1, a następnie podwyższyli na 3:1. Ostatnia bramka
zresztą pokazała jaki był to mecz - mimo ewidentnej pozycji
spalonej gol uznano. Polacy przegrali 1:3 z...sędzią. Na szczęście
jakiś miesiąc później, w meczu rewanżowym w Warszawie, nasze
Orły udowodniły kto jest lepszy pokonując rywali 3:0. Na
Mundialu 1974 też stała się nam krzywda. W
decydującym meczu o wejście do finału imprezy, nasi zawodnicy
zmierzyli się z gospodarzami, ekipą RFN. Przed meczem nad boiskiem
była potężna ulewa i stan płyty boiska nadawał bardziej do
sportów wodnych niż rozgrywaniu meczów piłkarskich. Próbowano
usuwać nadmiar wody z murawy, ale starania spaliły na panewce
(ciągle padał deszcz). Oczywiście Niemcy nie mieli wpływu na
pogodę, ale w takich warunkach mecz nie miał prawa się odbyć i
powinno znaleźć się uczciwe rozwiązanie tej sytuacji. Wiadomo, że
nacisk kładła TV i reklamodawcy i ostatecznie spotkanie się odbyło.
Polacy byli nieznacznie lepsi, ale przegrali 0:1. Popisał się
jednak Janek Tomaszewski, który obronił "jedenastkę".
Trzeba podkreślić, iż my musieliśmy ten mecz wygrać aby
awansować, a gospodarzom wystarczał tylko remis. Wszakże, nie od
dziś wiadomo, że trudne warunki sprzyjają obronie a nie atakowi.
Żeby być sprawiedliwym - warunki były równe dla obu drużyn.
Spotkanie nazwano Meczem na wodzie (niem. Wasserschlag)
i jest jednym z najważniejszych w historii naszego futbolu.
Kontrowersji nie brakowało też w czerwcu 2005 roku. W Baku graliśmy
z Azerbejdżanem (3:0, eliminacje Mundialu 2006). Mecz
zakończył się sukcesem naszej drużyny, a po zdobyciu gola na 3:0
(strzelcem był Maciej Żurawski) byliśmy świadkami niecodziennego
widowiska - "usilnej" frustracji szkoleniowca. Chodzi o
Brazylijczyka Carlosa Alberto Torresa, trenera Reprezentacji
Azerbejdżanu. Postać to niezwykła nie tylko z wybuchowego
charakteru, ale przede wszystkim z piłkarskich sukcesów (mistrz
świata z 1970 roku jako gracz Brazylii). Krewki Brazylijczyk nie
mógł się pogodzić z porażką swojej drużyny, sugerował bramkę
ze spalonego, krzyczał, obrażał, wymachiwał rękoma, swoimi
gestami dawał do zrozumienia korupcję sędziów czy wreszcie
"naruszył nietykalność cielesną" sędziego
technicznego. Hiszpański arbiter główny (Alberto Undiano Mallenco)
wyrzucił go na trybuny. Agresja szkoleniowca przeszła też na
azerskich fanów, tak że musiały interweniować służby
odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Trener podał się do dymisji.
Emocji było sporo również na Euro 2008. W Wiedniu Polacy
zmierzyli się z gospodarzami, Austriakami. W pierwszej połowie nasi
grali bardzo słabo, ale to oni jako jedyni zdobyli bramkę...co
prawda ze spalonego, ale gol został uznany. W drugiej połowie to
Biało-czerwoni mieli inicjatywę w grze, ale wynik gole nie
padały. Gdy były już doliczone minuty do tego meczu Austriacy
dośrodkowali z rzutu wolnego piłkę w pole karne polskiego teamu.
Austriacki gracz czując, że jest przytrzymywany rzucił się na
ziemię i...sędzia gwizdnął karnego! Do piłki podszedł Ivica
Vastić i w 93 minucie gry doprowadził do remisu. "Karniak"
z tych "naciąganych". Zbigniew Boniek, który był gościem
w TV, mówił wprost że to nie była sytuacja do odgwizdania i że
arbiter bardzo chciał pomóc gospodarzem.Podobnego zdania był też
śp. Lech Kaczyński. Ówczesny Prezydent Polski w wywiadzie
pomeczowym dla polskiej TV, szczerze przyznał że nie uznaje
sytuacji z rzutem karnym dla gospodarzy, gdy jest doliczony czas gry
i przegrywają. Michał Listkiewicz bronił sędziego, uważając że
rzut karny był słusznie podyktowano. Popularnemu Listkowi
wtórowała również UEFA. A kim jest właściwie sprawca
ogólnopolskiego oburzenia? To angielski sędzia Howard Webb.
Dyplomowany policjant z charakterystyczną łysiną w sierpniu 2014
roku oficjalnie zakończył karierę sędziego piłkarskiego - chyba
nie będziemy płakać :)
[Obywatelstwa]
Nie będzie o powołaniu zagranicznych piłkarzy do kadry i nadawania
im "od ręki" polskich paszportów. Spojrzymy na kwestię
obywatelstwa z nieco innej strony - zresztą sami się przekonacie. O
Andrzeju Bucolu było niezwykle głośno w Polsce w drugiej połowie
lat 80-tych. Jeden z architektów sukcesu polskiej reprezentacji na
Mundialu 1982 (przypomnijmy, że wtedy zostaliśmy 3 drużyną
na świecie), popularny Krupniok, Gliwiczan czy piłkarz Legii
Warszawa - był powszechnie doceniany, lubiany i szanowany...do
czasu. Wszystko zmieniło się o 180° w 1987 roku. Wtedy to Buncol
przyjął obywatelstwo RFN (dzisiejsze Niemcy). W Polsce uznano czyn
piłkarza za sprawę polityczną i nazwano go zdrajcą. Ówczesna
propaganda państwowa nie zostawiła na nim suchej nitki. Buncol
tłumaczy, że zrobił to tylko dlatego, bo wówczas kluby niemieckie
musiały zachowywać odgórnie nałożone limity dla obcokrajowców
(w drużynie mogło grać tylko 3 piłkarzy spoza RFN - w ekipie
naszego bohatera było ich za to 5). Polski piłkarz, którego kiedyś
wybitny komentator Jan Ciszewski nazwał "małym Buncolkiem",
nie zrzekł się przy tym polskiego obywatelstwa i nie ma sobie nic
do zarzucenia. Obecnie mieszka zza naszą zachodnią granicą (szkoli
tamtejszą piłkarską młodzież) i twierdzi, że czuje się tam jak
w domu. Inna historia dotyczy EURO 2008. Gdy polegliśmy w
pierwszym meczu z Niemcami 0:2 (dwie bramki Łukasza Podolskiego), pojawił
się głos w naszym kraju by odbierać polskie paszporty zawodnikom
występującym w innych reprezentacjach. Apel taki wystosował do
Prezydenta Polski jeden z posłów. Przede wszystkim chodziło o
grających w drużynie Mannschaft dwóch piłkarzy o polskich
korzeniach: Łukasza Podolskiego i Miroslava Klose. Nic z tego jak
wiemy nie wyszło, ale dyskusja była. Myślę, że "prawo nie
działa wstecz" i jeśli już chcemy karać tak piłkarzy, to
mówmy im teraz: "wybierzesz barwy innej Reprezentacji, to
tracisz przywilej jakim jest polskie obywatelstwo" (oczywiście
obywatelstwo to coś więcej niż "przywilej" i "papierek"
- tutaj patrzę na to przez pryzmat formalny). Może warto przemyśleć
ten krok, by podkreślić rangę bycia Polakiem.
[Salut rzymski]
W dniu 3 grudnia 1933 roku miało miejsce historyczne wydarzenie.
Wtedy pierwszy raz w historii nasza Reprezentacja rozegrała mecz
piłkarski z Niemcami. Miejscem pojedynku był Berlin. Sytuację,
którą pokrótce opiszę budzi kontrowersje dopiero dzisiaj, z
perspektywy wielu lat. Bogatsi o doświadczenie z lat późniejszych,
takie zdarzenie oceniamy obecnie jednoznacznie negatywnie. O czym tak
naprawdę mowa? Podczas tego spotkania, gdy na płycie boiska
pojawili się nasi gracze i zagrano nasz hymn, publika obecna na
trybunach berlińskiego obiektu wstała oraz wyciągnęła ręce przed
siebie w specyficznym geście, zwanym salutem rzymskim. Jest on
jednym ze znaków ideologii, która doprowadziła do śmierci
milionów ludzi podczas II wojny światowej. Należy pamiętać, że
wtedy jeszcze traktowano to jak oryginalny zwyczaj, nie kojarzony z
czymś co trzeba eliminować z życia publicznego. Nie licząc tego,
innych "skandali" w tamtym meczu nie było. Kibice
niemieccy uszanowali swoich rywali znad Wisły, panowała pełna
kultura i nawet za udane akcje naszych graczy potrafili bić brawa z
podziwu. Ponadto sam mecz był wynikowo jak najbardziej udany dla
Biało-czerwonych. Co prawda przegraliśmy 0:1, ale gola
straciliśmy w końcówce meczu, a Niemcy wówczas byli znacznie
wyżej w hierarchii światowego futbolu niż my (wiele się w tej
kwestii nie zmieniło). Ostatnio, jakiś młody Polak grający w
niemieckim klubie pokazał ów gest w kierunku kibiców, po tym jak
jego klub zdobył bramkę. Ręce opadają. Oby na stadionach (i poza nimi) tego typu zachowań już nie było.
[Trenerskie wybory]
Chyba zawsze, gdy selekcjonerzy ogłaszają nazwiska powołanych
graczy (zwłaszcza przed wielkimi turniejami) pojawiają się "ale".
Były ogólnopolskie dyskusje, a raczej krytyki, skierowane na
trenerów kadry za ich "rzekome" błędy. Czasem
rzeczywiście "skreślenie" niektórych nazwisk wywoływało
zaskoczenie i intuicyjne pytanie: "Dlaczego?".
Czasem okazało się, że ruch trenera okazał się "genialnym"
a w innych przypadkach jego wybory personalne były łatwym
argumentem dla krytykantów słabych rezultatów Biało-czerwonych.
Kazimierz Górski wywołał niemałą konsternację, gdy podał
jakich zawodników zabierze do RFN (Mistrzostwa Świata w 1974
roku). Jak sam twierdził, gdyby nie utalentowani piłkarze, to jego
ekipa nie osiągnęłaby sukcesów. To tylko częściowa prawda.
Przecież ekip z wielkimi gracza było wielu, nieliczni jednak
sięgali po chwalebne laury - nazwiska nie grają. Pan Kazimierz
pokazał odwagę i nie zabrał Jana Domarskiego, wydawałoby się
podstawowego zawodnika. Powiem więcej, jego "substytut"
okazał się prawdziwym odkryciem (mowa o Andrzeju Szarmachu,
strzelcu 5 bramek na turnieju). Górski zaryzykował i opłaciło
się. Pokazał, że nie jest przypadkowym człowiekiem na stołku
selekcjonera. Domarski przecież zdobył "złotego" gola w
meczu z Anglikami i dzięki remisowi 1:1 pojechaliśmy na
mistrzostwa. Grzegorz Lato, który został bohaterem Polski i całego
Mundialu nie spisywał się dotychczas w kadrze nadmiernie
dobrze, a jednak Górski postawił na tego gracza. Dwóch innych
zawodników - Mirosław Bulzacki i Lesław Ćmikiewicz - było do tej
pory pierwszymi wyborami pana Kazimierza, jednak na docelowej
imprezie ich pozycja uległa zmianie. Pierwszy z nich siedział tylko
na "ławie", a drugi regularnie...wchodził z ławki.
Zamiast tego grał młodziutki Władysław Żmuda. Środkowy obrońca
został wybrany najlepszym zawodnikiem młodego pokolenia! Dobrym
przykładem jest też Jerzy Engel. Gdy objął Reprezentację miał
swój pomysł na zespół, w którym widział Pawła Kryszałowicza
zamiast Artura Wichniarka. Pierwszy grał w Amice Wronki, a drugi w
Arminii Bielefeld (został w 2001 i 2002 królem strzelców w 2 lidze
niemieckiej!). Kryszałowicz rozegrał świetne kwalifikacje do
Mundialu 2002 i udowodnił, że trener miał rację. Przecież
Emmanuel Olisadebe był odkryty właśnie przez Engela (najpierw w
Polonii Warszawa, a następnie w Reprezentacji Polski). Uważa się,
że popełnił błąd przy braku powołania na Mistrzostwa Świata
Tomasza Iwana. Niespodzianką był natomiast udział w turnieju
(ławka rezerwowych) piłkarza Odry Wodzisław - Pawła Sibika. Paweł
Janas to już w ogóle miał "fantazję". Na Mundial
2006 nie zabrał 3 głośnych nazwisk: Jerzego Dudka, Tomasza
Kłosa i Tomasza Frankowskiego! Oczywiście bramkarzem nr 1 był
Artur Boruc (zagrał dobry turniej), ale doświadczenie Dudka
przydałoby się w budowaniu atmosfery w grupie. Kłos to dla mnie
świetny obrońca i w mojej opinii to duża pomyłka selekcjonera. No i
Frankowski...nie miał formy od pół roku, ale mógłby się przydać
jako zmiennik na podmęczonego rywala. Nie powinno się powoływać
graczy za tzw. "zasługi", ale w tym przypadku byłoby to
wskazane. Wszakże popularny Franek walnie przyczynił się do
sukcesu Biało-czerwonych w kwalifikacjach (7 goli w meczach
"o punkty"). Na turniej za to zabrał Łukasza Fabiańskiego
- w tamtych okolicznościach uznawano to w jakimś stopniu za
sensację. Dalej jest Leo Beenhakker. Najpierw wyszukał dla kadry
Grzegorza Bronowickiego (w spotkaniu z Portugalią zagrał genialne
spotkanie!), by nie zabrać go na dziewicze dla Polski EURO 2008.
Oprócz niego nie zabrał Radosława Matusiaka, który zagrał bardzo udane kwalifikacje (Holendra tłumaczy późniejszy brak formy tego
gracza) czy Grzegorza Rasiaka. Znowu uznania w oczach szkoleniowca
nie uzyskał Artur Wichniarek. Także pozostawienie "w domu"
Pawła Brożka wydaje się być sporym błędem. Na Mistrzostwa
Europy został zabrany "ulubieniec" trenera - Tomasz
Zahorski (Górnik Zabrze). Oprócz niego pojechali m.in. Michał
Pazdan i Jakub Wawrzyniak (zwłaszcza nazwisko pierwszego było
bardzo zaskakujące). Franciszek Smuda też na tym polu "brylował".
Lubował się w korzystaniu z usług tzw. "zaciągu
zagranicznego", który urósł do granic absurdu. Wyrzucił z
kadry Artura Boruca i Sławomira Peszko (ich umiejętności stricte
piłkarskie jednak były argumentem do pozostawienia ich w kadrze).
Także nie był zwolennikiem doświadczonego obrońcy - Michała
Żewłakowa. Dobrym krokiem było za to zabranie Rafała Wolskiego.
Młody zawodnik oczywiście pojechał tam jako "turysta",
ale zebrane doświadczenie może pozytywnie przełożyć się na jego
reprezentacyjną przyszłość. Został jeszcze trener Adam Nawałka.
Powoływał bardzo wielu zawodników. Dużą sensację wywołały dwa
nazwiska: Rafał Leszczyński (zawodnik z 1 ligi - drugi poziom
rozgrywek w Polsce!) oraz Rafał Kosznik. Świetnym wyborem natomiast
okazał się Sebastian Mila. "Weteran" odpłacił się
trenerowi za zaufanie swoją dobrą grą (zwłaszcza gol przeciwko
Niemcom, 2:0). Jak widać trenerzy potrafią zaskakiwać, oby
podejmowali tylko dobre decyzje.
["Ucięte głowy"]
Pomysłowość nie zna granic...wróć!...głupota nie zna granic.
Bardzo głośne słowa krytyki (zwłaszcza za naszą zachodnią
granicą) miało pewne medialne wydarzenie przed EURO 2008.
Wyobraźcie sobie, że dwa polskie tabloidy (ich tytułów nie
wymienię) wywołały burzę swym fotomontażem, którego zamieściły
w jednym ze swoich artykułów. Ukazany został Leo Beenhakker
(ówczesny trener Reprezentacji Polski), który trzymał dwie
odrąbane głowy: Michaela Ballacka (wtedy kapitan Reprezentacji
Niemiec) i Joachim Löw (trener Niemiec). Cały artykuł został
okraszonym chwytliwym tytułem: "Leo, przynieś nam ich
głowy!". "Brawo" panowie "dziennikarze".
Płytkie i obleśne. Oczywiście to była zwykła prowokacja
ukierunkowana na zrobienie sensacji, a przede wszystkim zwiększenia
nakładów. Leo przeprosił obu Niemców medialnie i osobiście.
Zareagowała Rada Etyki Mediów, która nakazała przeprosić
pokrzywdzone strony. Jedna z tych "gazet" chyba nie darzy
sympatią holenderskiego szkoleniowca, bo później stworzyli
fotomontaż z...jego uciętą głową. Niepochlebny mu tekst został
zatytułowany: "Macie głowę Beenhakkera".
Nieładnie... Powszechnie się mówi, iż wspomniane gazety posiadają
(przynajmniej w dużym procencie) kapitał niemiecki.
[Uwaga, stadion!]
Stadiony wybudowane na EURO 2012 mamy piękne i już! Możemy
być dumni. Niestety, nie brakowało również w ich sprawie
żenujących historii. Od czego by tu zacząć? Najlepiej od
stadionu, który w miarę chwalebnie przebrnął misję "EURO
2012", czyli Stadion Miejski w Poznaniu (obecnie pod
nazwą INEA Stadion). Domowy obiekt Lecha Poznań i Warty
Poznań w ogóle jako pierwsza arena EURO 2012 została oddana
do użytku. Nie obyło się jednak bez problemów. Po pierwsze,
znacznie przeszacowano koszt modernizacji obiektu. Po drugie,
zawiodła...murawa. Z uwagi na niewłaściwe naświetlenie trawy
promieniami słonecznymi jej stan, mówiąc delikatnie, nie był
zadowalający. Musiano wymienić murawę przed imprezą docelową,
jaką były Mistrzostwa Europy. Teraz gdański stadion (PGE
Arena Gdańsk). Nasz "Bursztynek" :) Rzeczywiście
piękny stadion, jednakże był o niego spory zgrzyt. Skompromitowaliśmy
się z organizacją na tym obiekcie meczu towarzyskiego z Francją
(0:1, czerwiec 2011 roku). Policja zablokowała możliwość
rozegrania tego spotkania (2 tygodnie przed terminem meczu).
Tłumaczono to poziomem przygotowania stadionu (był placem budowy) i
co z tego wynika niemożnością zapewnienia bezpieczeństwa kibicom.
Mecz przełożono do Warszawy (Stadion Legii Warszawa), a Gdańskowi,
ludziom odpowiedzialnym za budowę stadionu oraz odpowiedzialnym za
urządzanie meczów Reprezentacji Polski pozostał tylko wstyd. Pora
na Dolnośląskie i tamtejszy Stadion Miejski we Wrocławiu.
Obiekt borykał się (czas przeszły?) z różnorakimi problemami.
Raz, to budowa "szła jak po grudzie" (można by o tym
oddzielny artykuł napisać :D). Dwa, jego nierentowność. Wreszcie
trzy - "najzabawniejszy"- jego...pranie. Mianowicie
elewację budowli stanowi cienka siatka (membrana) wykonana z włókna
szklanego i teflonu, która niestety się brudzi. Sęk w tym,
że...miała być odporna na zanieczyszczenie. Jeszcze w marcu 2011
zapewniano o tym publikę, powołując się na 10-letnią gwarancję
wykonawcy, by w 2012 roku poddać elewację czyszczeniu. Wymagane są
do tego specjalne detergenty (środki czyszczące) oraz spore
zaangażowanie pracujących przy tym osób (mówimy o
powierzchni...22 800 m²!). Przechodzimy wreszcie do naszej dumy
przed duże "D" - Stadionu Narodowego w Warszawie. Z
popularnym Orlim Gniazdem niestety "wtop" było
ogrom. We wrześniu 2011 roku planowano na nim rozegranie
prestiżowego meczu towarzyskiego z Niemcami (2:2). Słowo
"planowano" jest tu jak najbardziej na miejscu. W czerwcu
wspomnianego roku Ministerstwo Sportu ogłosiło, że mecz zostanie
przeniesiony na PGE Arena Gdańsk. Powód? Prozaiczny -
warszawski stadion nie było gotowy (opóźnienia w budowie). Głośna
była sprawa ze schodami. Mowa o wadliwych schodach kaskadowych,
które są bardzo ważne dla zagadnienia bezpieczeństwa kibiców -
pełnią rolę drogi ewakuacyjnej. Niestety wykonano fuszerkę!
Okazało się, że wadliwe schody zbudowano z betonowych
półfabrykatów i sztywno połączono, problem był z ich sklejeniem
a na belkach i słupach podtrzymujących wspomniane schody pojawiły
się pęknięcia. Nie przyłożono się również do tzw. "szczelin
dylatacyjnych" i w wyniku tego zaniechania deszczówka zalała
pomieszczenia pod trybunami (m.in. pokój VIP). W czerwcu 2012
roku podczas pierwszego meczu Biało-czerwonych na EURO
2012 z Reprezentacją Grecji (1:1) nie popisano się z rozsuwanym
dachem obiektu. Ów dach został zamknięty i piłkarze grali w
zasadzie w hali. Decyzję grania pod dachem podjęła UEFA, która
miała na względzie niekorzystne prognozy meteorologiczne (miała
być ulewa). Rzeczywiście padało, ale przez takie działanie
warunki do gry były ciężkie (gorąco i utrudnione oddychanie).
Mieli narzekać na te niedogodności polscy piłkarze. To nie
wszystko, bo na trybunach pojawiła się woda - wadliwie zrobiono na
stadionie system odpływowy. Cała sprawa doprowadziła do nowej
ksywki warszawskiej budowli - Sauna Narodowa. Z kole niedługo
później (październik 2012 roku) arena w Warszawie zaskarbiła
sobie nowe miano - Basen Narodowy. W pamiętnym meczu z Anglią
(1:1) tym razem dach postanowiono nie zamykać. Intensywne opady
deszczu sprawiły, że gra nie była po prostu możliwa. Płyta
boiska bardziej nadawała się do gry w piłkę wodną niż nożną.
Mimo to długo zwlekano z decyzją odwołania meczu. Ostra krytyka
nie dotknęła tylko kwestii nie rozsunięcia dachu, ale też jakością
murawy (zawiódł system odprowadzania wody). Staliśmy się
pośmiewiskiem na oczach Europy i świata. Miał też miejsce pewien
incydent. Dwóch fanów wdarło się na boisko i "bawiło się w
basenie", dając radochę zgromadzonym na trybunach. Za swoje
zachowanie usłyszeli wyrok sądowy: 2-letni zakaz stadionowy i
umorzenie sprawy ("znikoma szkodliwość czynu zabronionego").
Sam mecz, który był w ramach eliminacji Mundialu 2014, udało
się rozegrać na następny i padł wynik remisowy, 1:1 (Orły
miały przewagę w tym spotkaniu). Jak podał NIK (Najwyższa Izba
Kontroli), obiekt przepłacono o 460 milionów PLN (w sumie wydano na
niego ok. 2 miliardy PLN!)! Oby w przyszłości nasze stadiony
przynosiły nam tylko same radości.
[Wódeczka i imprezy]
Hahahahaha, to zagadnienie w tym poście wcześniej czy później po
prostu musiało nadejść. W Polsce alkohol ma długą i bogatą
tradycję, także dziś możemy już mówić wręcz o polskiej
kulturze picia. Na usta aż się ciśnie postawa szlachty w okresie I
Rzeczpospolita. Słynęli oni z nadużywania trunków i hucznych
zabaw. Nie dziwmy się więc, że i nasi piłkarze zaglądają do
kieliszka. Winni jednak zdawać sobie sprawę, ile i gdzie mogą
posmakować płynu "żrącego" gardło. Pół biedy jeśli
piją w czasie wolnym - gorzej jeśli piją (i to w sporej ilości)
na zgrupowaniach kadry czy wręcz przed meczami Biało-czerwonych.
Poniżej macie moi drodzy zestawienie pijackich wybryków naszych
graczy. Będzie to skrót, bo...trochę się tego nazbierało,
niestety. Zapewne to tylko kropla w morzu (wódki chciałoby się
rzec), bo solidarność wśród piłkarzy blokuje wypływ na jaw
wszystkich tego typu afer. Zaczynamy więc. Jest wiosna 1936 roku.
Ruch Hajduki Wielkie (dzisiaj Ruch Chorzów) w sparingu doznaje
"batów" od II-ligowej wtedy Cracovii. Sensacja wielkich
lotów, bo gracze Ruchu byli wtedy hegemonami polskiej ligi. Co
prawda, krakowscy gracze zagrali świetne spotkanie, jednakże ich
zwycięstwo w głównej mierze było wynikiem...libacji śląskiej
drużyny do wczesnych godzin rannych. Mięli problemy podczas meczu z
utrzymywaniem równowagi i wzrokiem! Cracovia wygrała aż 9:0.
Najlepszy wówczas gracz Ruchu (i jeden z najlepszych graczy
Reprezentacji Polski w jej historii), Ernest Wilimowski, oficjalnie
dlatego nie pojechał z kadrą na Igrzyska Olimpijskie 1936
(Polska zajęła wtedy 4 miejsce). Mówi się, że zdecydowano o
pozostawieniu go w domu bo za swoją grę w klubie miał zarabiać
pieniądze ( na Olimpiadzie grali piłkarscy amatorzy, a nie
zawodowi gracze) i wódka była tylko pretekstem. Innym powodem był
sam śląski klub, który hurtowo wygrywał w lidze, co nie podobało
się polskiej centrali piłkarskiej. Innym przykładem jest Ernest
Pohl. Także Górnoślązak, także Ernest, także wybitny zawodnik i
także duża skłonność do alkoholu. Pohl (czy Pol) nie tylko
strzelał mnóstwo goli, ale również lubił sobie dość często
"golnąć". Krążyły o nim legendy. Sam o sobie miał
mówić: "Ernest pije, ale Ernest gra". Ponoć miał
umawiać się z kelnerami, aby ci mu dolewali "pewną ciecz"
do zupy - taki miał ciąg do alkoholu. W kadrze Polski zawieszono go
na parę miesięcy paradoksalnie za...piwo. Gdy ówczesny trener
Reprezentacji Polski (Ryszard Koncewicz) złapał go na piciu
"bursztynowego trunku", to ten uznał że nie jest
"szczeniakiem", nie posłuchał szkoleniowca i został
ukarany. Miało to miejsce na jesieni 1962 roku, po meczu z
Czechosłowacją. Kolejna historia miała miejsce na Mundialu
1974. Tym razem to "aferka". Podopieczni Górskiego
dostali "przepustkę" i do 23:00 bawili się na mieście.
Dostali też przykaz, że nie ma mowy o piciu alkoholu. Na zbiórkę
spóźnił się (30 minut) obrońca Adam Musiał i do tego czuć było
od niego zapach piwa. Pan Kazimierz postanowił niesfornego
wychowanka wyrzucić z zespołu. Na "prośby" do trenera
udał się Jan Tomaszewski i Kazimierz Deyna. Trener się ugiął,
ale w meczu ze Szwecją Adam Musiał nie wystąpił (II faza
turnieju). Polacy zwyciężyli piłkarzy ze Skandynawii 1:0, ale
zagrali bodaj najgorsze spotkanie w całych mistrzostwach.
Największym skandalem pijackim była tzw. Afera na Okęciu w
1980 roku - ale o tym już było pisane w tym artykule (we
wcześniejszym poście). A teraz o czasach "współczesnych".
Po przegranym meczu Polaków we Lwowie 0:1 (sierpień 2008 roku), na
imprezę zakrapianą "dozą" alkoholu zdecydowało się
trzech reprezentantów Polski: Artur Boruc, Dariusz Dudka i Radosław
Majewski. Trener Leo Beenhakker się zdenerwował i zawiesił na czas
nieokreślony wspomnianych piłkarzy. We wrześniu 2010 roku (po
towarzyskim meczu z Australią, 1:2) z kadry wylecieli natomiast
Maciej Iwański i Sławomir Peszko. Peszko został złapany jak
wychodził nad ranem z pokoju Iwańskiego podczas zgrupowania kadry.
Sprawę miał "załagadzać" kapitan zespołu - Michał
Żewłakow. Ledwo miesiąc później (październik 2010 roku) kolejny
skandal. Znowu Franciszek Smuda pozbywa się dwóch piłkarzy za
spożywanie alkoholu. Tym razem na ustach całej piłkarskiej Polski
był Artur Boruc i Michał Żewłakow. Miało to miejsce podczas lotu
samolotem, którym to Reprezentacja Polski wracała z towarzyskiej
potyczki przeciwko USA (2:2, Chicago). Tym razem raczono się winem.
Trener miał dać im "ochrzan" na miejscu. Dla Boruca to
już drugi taki wyskok. No i "barwny" przypadek Sławka
Peszko (recydywista :D). Tym razem nie upił się na
zgrupowaniu...ale i tak Smuda "wywalił" go z
najważniejszej drużyny w kraju (w wyniku czego nie zagrał na EURO
2012). Cała historia miała miejsce poza granicami Polski i w
czasie kiedy Peszko przebywał w swoim klubie (liga niemiecka). Miał
się on spotkać z Łukaszem Podolskim i Marcinem Wasilewskim. Po
imprezie Peszko wracał do siebie taksówką i wtedy miało dojść
do niemiłego incydentu. Pijany zawodnik uznał, że taksówkarz chce
go oszukać i miał próbować wyrwać taksometr. "Poszkodowany"
miał zabrać awanturnika na niemiecką policję, gdzie go
zatrzymano. Smuda nawet pofatygował się do tamtejszej jednostki
policji, by "wyjaśnić" cały przebieg wydarzeń. Myślę,
że nasi reprezentanci powinni brać przykład z Łukasza
Podolskiego, który...nawet piwa nie pije :)
[Wykiwani]
Teraz o Mundialu 2006, ale jednak w nieco
innym kontekście. Niezły "Meksyk" powstał z zakupem praw
telewizyjnych i publicznym pokazywaniu tej imprezy w Polsce. Bodajże
jedyną stacją, która pozyskała prawa emisji mistrzostw była (nie
"P"odam jej nazwy :D) "telewizja ze słoneczkiem".
Jak pamięć mnie nie myli, w eter poszła wieść że mecze będę
zablokowane (puszczone na kanale płatnym). Odezwały się głośne
słowa krytyki i nawet wytoczono zarzut, że to łamanie prawa o
braku powszechnego dostępu do (górnolotnie mówiąc) dobra
narodowego. Wszakże, piłka nożna to sport nr 1 w naszym kraju i
taka teza ma mocne podstawy. Zresztą "telewizja ze słoneczkiem"
pokazała już w tym roku jak traktuje nas kibiców. Krok z
"zamurowaniem" siatkarskiego Mundialu mówi wiele.
Na otwartym kanale pokazano tylko mecz otwarcia i finał - ale łaska!
Wróćmy do tematu. Finalny wynik tamtej mundialowej afery był taki,
że wspomniana telewizja ugięła się i dużą część meczów
udostępniła publicznie. Później Telewizja Polska również
zakupiła możliwość pokazywania spotkań i powstał swoisty
"medialny tandem". Miejmy nadzieję, że finały EURO
2016 (tak, "telewizja ze słoneczkiem" jak na razie ma
wyłączne prawo ich pokazywania na terenie Polski) nie wpadnie na
"fenomenalną" ideę zatarasowania mistrzostw przed
społecznym "wglądem".
["Zibi"]
Zbigniew Boniek był świetnym piłkarzem, jest utalentowanym
kapitalistą i bynajmniej "nie szarą" postacią. Pisałem
już o jego prezesurze i udziału w tzw. Aferze na Okęciu. To
jednak kropla w jego morzu "wyskoków". Skupmy się na
początek nad okresem jego życia, którego roboczo można nazwać:
Boniek-Trener. Zibiemu trenerka wybitnie nie szła. Ne miał sukcesów
z klubami i w niesławie zakończył współpracę z nami. Pamiętny
był mecz 0:1 z Łotwą u siebie w eliminacjach Mistrzostw Europy.
Przygoda z kadrą była krótka, bo nawet nie było to pół roku.
Jednak niesmakiem była sama forma jego rezygnacji z piastowanego stanowiska. Otóż, ogłosił ją 3 grudnia 2002 roku...będąc
bodajże na wakacjach poza granicami Rzeczpospolitej Polskiej! Trochę
klasy zabrakło. Inna kwestia to Boniek-Biznesmen. Pojawiły się
"gorące" informacje o tym, że rzekomo pan Zbigniew miałby
być umoczony we włoskiej aferze hazardowej. Głośna sprawa, którą
bada na Półwyspie Apenińskim tamtejszy wymiar sprawiedliwości,
dotyczy ustawiania meczów w Seria A i Seria B.
Zbigniew Boniek za pomocą Twittera dosadnie skomentował
doniesienia włoskiej bulwarówki mianem "brednie". Sprawa
jest rozwojowa, jak do tej pory Zibi nie jest o nic formalnie
oskarżony. Wreszcie Boniek-Piłkarz. Hoho..."temat-rzeka".
Charakterek to on zawsze miał. Chyba nie bez przyczyny w jego
imieniu można odnaleźć gniew ;) Żeby nie było, na drugie
ma Kazio :) Niepokorny, ambitny i krnąbrny. Jednakże nie owija w
bawełnę - a to budzi szacunek u większości. Tak się składa, że
skandal na lotnisku był jego recydywą. Rok wcześniej nasz "rudy
geniusz" futbolu trochę "nawywijał" swoim
zachowaniem. Po wyjazdowym meczu z Holandią w ramach eliminacji Euro
1980 (1:1, 17.10.1979, Amsterdam) charakter Bońka dał o sobie
znać. Wdał się on w "pyskówkę" z przedstawicielami
mediów (tzw. Szczekanie na dziennikarzy), co skutkowało jego
przymusowym półrocznym rozbratem z występami w Reprezentacji
Polski. Na koniec jeszcze jedno wydarzenie dotyczące pana Zbigniewa,
choć tym razem mówię to z przymrużeniem oka. Mianowicie dla
udanym dla nas Mundialu 1982, w decydującym meczu o awans do
1/2 turniej spotkały się zespoły Polski i ZSRR. Moi mili, ten mecz
oprócz sukcesu sportowego naszej Reprezentacji, miał silne
znaczenie polityczne. Przeto pod koniec 1981 roku wprowadzono w
Polsce stan wojenny i grożono społeczeństwu (propagandowe
zastraszanie), że jeśli nie będzie spokoju to nasi "towarzysze"
z ZSRR wjadą do nas swoimi czołgami. Nie muszę mówić, że naszym
graczom ambicji w tamtym spotkaniu bynajmniej nie brakowało.
Zremisowali 0:0 i dzięki korzystnym wynikom w innych meczach
uzyskali "promocję" do najlepszej czwórki turnieju.
Jednak zabawna sytuacja miała miejsce po meczu, kiedy z Bońkiem
przeprowadzono wywiad w TV. Boniek paradował tam w...koszulce CCCP
(ZSRR) :D Nie krył przy tym radości z osiągniętego wyniku.
[Inne]
(Furtok-Szczypiornista) W piłce nożnej tylko bramkarz
(i to we własnym polu karnym) może zagrywać futbolówkę. Zasada
ta wydaje się być oczywista... Jak nas uczy historia, nie dla
wszystkich jest to klarowne. W kwietniu 1993 roku Polska podejmowała
San Marino (eliminacje Mundialu 1994). Nie wiem, czy nasi
gracze nie podeszli poważnie do tego meczu czy piłkarze-amatorzy z
tego "państewka" zagrali świetny mecz, ale długo
utrzymywał się wynik bezbramkowy. W 70 minucie "popisał"
się ówczesny piłkarz GKS Katowice - Jan Furtok. Mianowicie, piłkę
dośrodkowaną w pole karne przez Romana Koseckiego wykończył...ręką!
Zagrał tak umiejętnie, że sędzia nie dopatrzył żadnego
przewinienia i bramkę uznał. Sam Furtok mówi, że nie planował
tak zdobyć gola, tylko...zadziałał instynkt :) Pan Janek jednak
grać w piłkę umiał, m.in. zdarzyło mu się zająć kiedyś 2
miejsce w klasyfikacji strzelców w lidze niemieckiej (sezon
1990/91). (Gadocha i kasa) To był głośny konflikt.
Polacy mają zagrać ostatni mecz w grupie Mundialu 1974 z
Włochami. Dla naszych graczy był to mecz jedynie o prestiż (nasi
gracze zapewnili sobie już wcześniej awans do II fazy mistrzostw),
a gracze Italii byli natomiast jedną nogą od powrotu do domu.
Zwycięstwo Biało-czerwonych oznaczało, że wraz z Argentyną
przejdą dalej - inny rezultat promował graczy Azzurri.
Argentynie zależało bardzo na "ambicji" naszych Orłów
i ponoć mieli nawet przeznaczyć im pewną sumę pieniędzy - taki
"doping" :D Wszystko fajnie, ale...podobno całą sumę
sobie przywłaszczył Robert Gadocha. Skrzydłowy kadry Orłów
Górskiego twierdzi, że żadnych pieniędzy nawet nie widział i
całe zamieszanie wywołała jego żona z zemsty (dziś są po
rozwodzie). Rzecz "obijać się" miała o sumę 24 000 USD.
Polacy zwyciężyli wtedy Włochów 2:1 po dwóch genialnych
bramkach, a honorowego gola dla naszych rywali zdobył pod koniec
meczu (nasz "milusiński" :D) Fabio Capello. Oficjalnie
jedyną "zapłatą" Argentyńczyków za nasze zwycięstwo
miały być skrzynki z jabłkami. To się nazywa mieć gest! :)
(Hymn) Jest pewna rzecz, która mnie razi. Jest to
mianowicie sposób wykonywania naszego hymnu. Nie pamiętam, o które
mecze chodzi (coś mi świta o Niemczech, ale mogę się mylić), ale
grano naszą ojczystą melodię w "ślimaczym" tempie.
Przecież ona jest jakby nie była...wojskowa! To jest i ma być
żwawa "nuta". Nie wiem jakie są zasady jego grania, ale
trzeba pomyśleć o odgórnym przykazie, a nie żeby było pole do
indywidualnej interpretacji. Jeśli dobrze pamiętam, w meczu
Szwecja-Polska zagrano hymn tak, aż mi szczęka opadła. Tym razem w
pozytywnym sensie. Para szwedzkich śpiewaków (bodaj przy dźwiękach
orkiestry) zaśpiewali nasz hymn po polsku! Coś wspaniałego i warte
powielania. Także podoba mi się zwyczaj ze siatkarskich aren, gdy
kibice w biało-czerwonych barwach "hymnowali" a
cappella. (Koszulka Koseckiego) To była chyba
najdziwniejsza czerwona kartka dla polskiego piłkarza na meczu kadry
w historii. Do tego przedziwne zachowanie samego "zainteresowanego".
Październik 1995 roku. Mecz Słowacja-Polska w ramach eliminacji
EURO 1996. Polakom mówiąc kolokwialnie "nie szło".
W zasadzie eliminacje były przegrane. Nerwy puszczają Piotrowi
Świerczewskiemu i Romanowi Koseckiemu. Oboje "wylatują" z
boiska. Pan Roman jednak dostał "czerwień" za...pokazaniu
torsu :D Jak Kosecki miał zostać zmieniony i schodził z murawy, to
zdjął manifestacyjnie koszulkę. Gdy sędzia pokazał mu kartonik,
pocałował "orzełka" (skądinąd piękny gest), położył
swoją koszulkę przy bocznej linii i udał się do szatni. Był to
zresztą ostatni mecz w Reprezentacji Polski tego wybitnego zawodnika
(29 lat/19 goli). Nie tak powinien wyglądać pożegnalny występ
Reprezentanta Polski. Ale pan Roman wiele dał kadrze i oby to
wydarzenie nie zasłoniło jego niewątpliwie dużych zasług.
Biało-czerwoni mecz przegrali 1:4, mimo iż pierwsi zdobyli
bramkę. (Kucharz) Mundial 2006 - Konferencja
prasowa po nieudanym pierwszym meczu turnieju z Ekwadorem (0:2). W
sali w Barsinghausen dziennikarze przecierali oczy ze zdumienia. Do
spotkania nie pofatygował się Paweł Janas (wówczas trener kadry)
oraz nikt z piłkarzy. Natomiast przybył Michał Listkiewicz
(wówczas prezes PZPN), Antoni Piechniczek i...kucharz Reprezentacji
Polski :D hahahahaha Oczywiście głosów oburzenia nie brakowało.
Słodko-gorzka historia. Do dziś stanowi to wytyk w kierunku trenera
Janasa. Ów kucharz nawet nie powiedział słowa (bodaj nikt nie
zadał mu pytania). Z szacunku do nie niego wymienię go z imienia i
nazwiska - Tomasz Leśniak, i brawa mu za odwagę oraz chęć,
których niektórym wyraźnie zabrakło. ("Mrówa")
"Zabawna" historia. Na przełomie 2002 i 2003 roku piłkarz
Schalke 04 Gelsenkirchen przechowywał 110 kartonów z
papierosami...nieopodatkowanych (z przemytu) dodajmy. Następnie
"lwią część" z nich sprzedał innym osobom z profitem.
Straty (niezapłacone podatki) obliczono na ponad 3 000 €.
Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości w niemieckim mieście Essen,
domagają się dla nieuczciwego zawodnika 180 000 €. Później
wydano wyrok, w którym skazano gracza na karę grzywny w wysokości
43 500 €. O kim mowa? o Tomaszu Hajcie! Popularny Gianni grał
wtedy jeszcze w Reprezentacji Polski (na pozycji obrońcy,
przypomnijmy). O Hajcie można rozmawiać godzinami - taka to
osobowość. Abstrahując od tego, że jego czyn jest niemoralny i
przestępczy, to dlaczego on właściwie brał udział w tym procederze?
Wszakże chodzi o "marne" parę tysięcy €, które przy
jego zarobkach w czołowym klubie Bundesligi wyglądały wręcz
śmiesznie. (Zakazy stadionowe Klicha) W listopadzie
2013 roku we Wrocławiu odbyło się towarzyskie spotkanie Polski ze
Słowacją. Po marnej grze Orły poległy 0:2. Jednak nie o
tym. Dzień po tym meczu piłkarz Reprezentacji Polski, Mateusz
Klich, zdenerwowany zachowaniem kibiców na stadionie, "wyleciał"
z komentarzem na Twitterze: "40.000 zakazów
stadionowych po wczoraj. Byłem na trybunach i to, co się tam
dzieje, to jest masakra...:/ byle zjeść i ponap...".
Chłopak pochodzi z moich rodzinnych stron, więc mam do niego
sentyment, lecz niech zastanowi się co pisze. Później co prawda
częściowo odwołał swoje "zakazy stadionowe", jednak
wiadomość poszła w eter. Pewnie Mateusz ma dużo racji, ale
krytykować też trzeba umieć. Mi też się wiele rzeczy nie podoba
u naszych kibiców, więc rozumiem po części jego zachowanie. Może fani dali plamę na
tamtym meczu, ale "twitterowiec" również. Tak czy
inaczej - zamieszanie powstało. (Zasługi Gmocha przez duże
"Z") I jeszcze słów "kilka" o panu
Jacku Gmochu. Wszyscy znamy jego oryginalne mowy i barwne określenia
(np. "główkarze" :D). Jednak jedna z jego
wypowiedzi była "poniżej pasa". Nawet mnie ona obruszyła.
Gmoch mianowicie zawłaszczył sobie wszystkie zasługi Reprezentacji
Polski w latach 1972-86! Bardzo nieładnie panie trenerze. To pewnie
temat na dłuższą rozprawę, jednak tak pokrótce. Jacek Gmoch u
boku śp. Kazimierza Górskiego miał bardzo ważną i innowacyjną
wówczas funkcję, a mianowicie tzw. "bank informacji"
(rozpracowywał rywali). Jednak nie on był pierwszym trenerem, nie
on podejmował decyzje i nie ponosił za nie odpowiedzialności. W
ogóle Gmoch nie zwraca uwagę kwestie mentalne, a przecież one są
nie mniej ważne niż "suche" informacje. Pan Kazimierz
potrafił zrobić świetną atmosferę i świetnie trafiał do
zawodników. Ponadto sukcesy nie byłyby możliwe, gdyby nie
utalentowane generacje piłkarzy i trenerów klubowych czy też np.
paradoksalnie...bieda (dzieciaki spędzały całe godziny kopiąc
piłkę na trzepakach). Na słowa Gmocha ostro zareagowało (i
słusznie) środowisko Orłów Górskiego. Mam nadzieję, że
pan Jacek "źle dobrał słowa" i zakrzywiły one obraz
jego poglądu. Oby tak było.
I to byłoby na tyle. Aż włos się jeży na głowie, jak się
pomyśli że to tylko wybrane historie. Niektóre z nich śmieszą,
inne denerwują, jeszcze inne są w oparach głupoty i absurdu a są
też te, które niczym nie różnią się od kryminału. W jednym
chyba się zgodzimy - tych sytuacji w ogóle nie powinno być.
Posiłkując się słowami piosenki: "Jeszcze będzie
przepięknie, jeszcze będzie normalnie" - oby (przynajmniej
i aż tyle). Miłego dnia drodzy czytelnicy. Czołem! :-)