Translate

czwartek, 11 grudnia 2014

(Temat 23) Królowie strzelców - "wiekowi" rekordziści

Dzień dobry. Jak wskazuje powyższy tytuł, dziś porozmawiamy o najlepszych strzelcach. Już wyjaśniam, że przedmiotem "dyskusji" nie będą Mundiale i EURO ani najsilniejsze rozgrywki klubowe o krajowe mistrzostwa (np. Niemiec, Hiszpanii czy Francji). Dziś skupimy się na rodzimej Ekstraklasie w sensie largo (jako o najwyższym poziomie ligowym w Polsce). Ideą napisania tego postu nie jest - co automatycznie może przychodzić na myśl - ukazanie rekordowych wyczynów w ilości zdobytych bramek. Nie będzie również, tak jak w jednym z poprzednich postów, zestawienia najpiękniejszych goli. Tym razem przyjrzymy się metryce czołowych strzelców, a mówiąc ściślej - ich wiekowi. Zapraszam do czytania i owocnych przemyśleń.
Otwarcie muszę przyznać, iż nasza najważniejsza liga (co by o niej nie mówić) akurat we wspomnianym wcześniej aspekcie jest wielce wdzięcznym polem badawczym. Jak skrupulatnie wyliczyłem, jej długa historia obejmuje już 80 edycji, w których "dochowaliśmy się" 91 tytułów króla strzelców - 64 piłkarzy dostąpiło zaszczytu zostania najlepszymi strzelcami w obrębie jednego sezonu. Spośród tego szerokiego grona znakomitości wybrałem dla was 10 wyjątkowych nazwisk. Będą to nietuzinkowi gracze, którzy pomimo "nieopierzonego" bądź już "emerytalnego" wieku, potrafili być niedoścignieni (czy nieprześcignieni) w bramkowej rywalizacji. Zanim przejdziemy do części właściwej dzisiejszych rozważań, to pozwolę sobie teraz na krótką (z tym może być różnie :D) dygresję. Nie da się ukryć, że tematyka dotycząca najlepszych strzelców (głównie napastników, gdyż to oni są nominalnie odpowiedzialni za zdobywanie bramek) jest z grupy tych "soczystych". Bo czy właśnie nie gole rozbudzają naszą fascynację piłką nożną? Wielu z was pewnie pamięta wyczyn Artura Boruca z meczu na EURO 2008 przeciwko Austrii (genialna dyspozycja polskiego bramkarza, czapki z głów), ale niedosyt pozostał ogromny, gdyż tylko zremisowaliśmy tamto spotkanie (oczywiście nie z winy Artura). Pewnie jeszcze mniej osób zachowało w swej pamięci (mimo zwycięstwa) postawę Grześka Bronowickiego (w obronie nie do przejścia, odbierał piłki i niemal cały mecz "rajdował" pod "16-stkę" przeciwników) w pamiętnym zwycięstwie 2:1 nad Portugalią. Za to doskonale pamiętamy chociażby gol Olisadebe przeciwko USA na Mundialu 2002 czy Milę, który wpakował piłkę do niemieckiej siatki. Czyż tak nie jest? Oczywiście, że jest i to naturalna reakcja. Wszakże "solą" futbolu nie są - z całym uznaniem - popisy bramkarzy, 100 wygranych piłek przez obrońców, genialne podania pomocników ani nawet wprawiające w zachwyt popisy techniczne. To tylko przystawki dla dania głównego, jakim są gole. To one dają zwycięstwa, awanse i to bramki zdobywane przez naszych pupili radują nas najbardziej, dają ogromny zastrzyk endorfin i sprawiają, że mamy szeroki uśmiech na twarzy (nawet, gdy gol de facto nie ma w sobie nic z piękna). Ekonomia pośrednio przyznaje mi rację, gdyż to właśnie gracze ofensywni mają w boiskowej rzeczywistości najwyższe zarobki. Wracając jednak do tematu. Poniżej zaprezentowane zostaną dwa rankingi - 5 najmłodszych i 5 najstarszych królów strzelców w historii polskiej Ekstraklasy. Z uwagi na fakt, że termin "Ekstraklasa" tak naprawdę obowiązuje oficjalnie dopiero w klubowych realiach od niecałej dekady, tak więc traktujcie ją na potrzeby tegoż artykułu bardzo umownie, dla całego okresu rozgrywek o klubowy prymat w Polsce (od 1927 roku - pierwsze rozgrywki o Mistrzostwo Polski). Teraz trochę o wybranej metodologii przy ustalaniu wieku graczy. I tak, początek okresu to dzień narodzin danego zawodnika (to raczej oczywiste :D) a koniec okresu to ostatni mecz jego drużyny w poszczególnym sezonie, niezależnie od zagrania w tym meczu czy braku uczestnictwa. O ile teraz jest wszystko prostsze - ostatnia kolejka jest rozgrywana w tym samym dniu i godzinie - to w latach dawniejszych mecze były bardziej "rozrzucone" w czasie. Istniała również opcja naliczania wieku na podstawie ostatniego gola danego gracza w sezonie bazowym, jednak na dość ograniczony materiał (będący w powszechnym użytku) zaniechałem takiej możliwości. Dodam jeszcze, że unikam przy tym wszystkim pewnej gafy, bo jak wiadomo mężczyzna to nie kobieta i w odróżnieniu od płci piękniejszej można spokojnie napisać ile ma "wiosen na karku" - a więc kamień z serca :D
5 miejsce
Artur Woźniak - 7 296 dni
(19 lat 11 miesięcy 22 dni)
Zaczynamy od "małolatów". Do "5-tki" najmłodszych załapał się Artur Woźniak. Były gracz Wisły Kraków (zmarł w 1991 roku) okazał się najlepszych "zbieraczem" bramek w sezonie 1933 (wtedy grano ligę w okresie jednego roku kalendarzowego, tzw. system wiosna-jesień). Zdobył wówczas 18 goli, a jego Wisła została 3 drużyną w kraju. Cztery lata później również otrzymał tytuł najlepszego strzelca, mimo trafieniu zaledwie 12 goli (najmniej przed wojną). Woźniakowi udało się zagrać nawet w Reprezentacji Polski (5 występów, jednak bez zdobyczy bramkowej). Niemal całą karierę zawodniczą spędził w Wiśle (strzelił dla niej przeszło 100 bramek), z którą nigdy jednak nie zdobył Mistrzostwa Polski. W późniejszych latach zajął się trenerką (m.in. Wisła Kraków, Lech Poznań i Ruch Chorzów). Działał też w naszej piłce na płaszczyźnie ogólnopolskiej. To niezwykła postać: w okresie II wojny światowej był więźniem jednego z niemieckich obozów ulokowanych na terenie dzisiejszej Austrii.
4 miejsce
Zdzisław Kapka - 7 182 dni
(19 lat 7 miesięcy 30 dni)
Ponownie Krakowianin i ponownie zawodnik Wisły. Zdzisław Kapka był najskuteczniejszym graczem w sezonie 1973/74. Trafił do bramki rywali w sumie 15-krotnie. Sezon kończono dopiero na początku sierpnia - zapewne z uwagi na udział naszej Reprezentacji w Mundialu 1974 - przez co Kapka zapewne jest na 4 a nie na 3 miejscu w naszym rankingu. Gole Kapki dały wówczas Wiśle Kraków jedynie 5 miejsce w lidze. W jej barwach zdobył łącznie ponad 90 goli. Po karierze zawodniczej został działaczem piłkarskim (m.in. był prezesem Wisły), a obecnie wyszukuje piłkarskich talentów dla swojego byłego klubu. Z Reprezentacją Polski osiągnął 3 miejsce na Mundialu 1974 (w całym turnieju zagrał ok. 15 minut - mecz z Brazylią). Ponadto z młodzieżową drużyną naszego kraju (U-18) zajął 3 miejsce na EURO 1972. Ubierał koszulkę z "Orzełkiem" paręnaście razy (w większości z nich wchodził z ławki) i udało mu się wtedy raz "wpakować" piłkę do siatki drużyny przeciwnej. Angażował się też w działalność polityczną.
3 miejsce
Andrzej Juskowiak - 7 148 dni
(19 lat 6 miesięcy 27 dni)
Teraz jesteśmy już na podium. Andrzej Juskowiak "wyprzedził" Zdzisława Kapkę jedynie o 34 dni. Pochodzący z Gostynia piłkarz, jest w gronie opisywanej "5-tki" przykładem o tyle istotnym, gdyż od jego wyczynu jak na razie młodszego króla strzelców nie było. Osiągnięcie Juskowiaka (sezon 1989/90) przypada na czas wyjątkowy w polskiej historii, kiedy to zmieniliśmy ustrój polityczny (powiedzmy :D). Juskowiak ustrzelił 18 bramek i walnie przyczynił się do zdobycia przez jego Lech Poznań Mistrzostwa Polski (wówczas 3 w historii klubu). Dwa lata później Juskowiaka w polskiej lidze już nie było - i jak się okazało - już do niej w swej zawodniczej karierze nie powrócił. Oprócz Lecha grał jeszcze m.in. w Sportingu Lizbona, Olympiakosie Pireus czy Borussii Mönchengladbach. W Reprezentacji Polski rozegrał niemal 40 spotkań i średnio w co trzecim meczu zdobywał bramkę (strzelił m.in. gola Brazylii i Francji oraz 3 gole w meczu z Mołdawią w ramach eliminacji Mundialu 1998). Był też kapitanem Biało-czerwonych. Raczej nieco zawiódł grając w jej koszulce, patrząc na jego potencjał. Wszakże, w 1992 roku wraz z kadrą olimpijską sięgnał po 2 miejsce na Turnieju Olimpijskim (został królem strzelców tamtych zawodów - 7 goli). Grał wtedy z innymi młodymi talentami takimi jak np. Jerzy Brzęczek, Wojciech Kowalczyk, Marek Koźmiński, Grzegorz Mielcarski czy Tomasz Wałdoch. Często występuje w TV, a ostatnio nawet był zatrudniony przez Lechię Gdańsk.
2 miejsce
Włodzimierz Lubański - 7 054
(19 lat 3 miesiące 25 dni)
Pora na 2 miejsce. Przypada je wybitnemu Włodzimierzowi Lubańskiemu. Urodzony w Gliwicach piłkarz jest żywą legendą Górnika Zabrze. Już od "młodych lat" pokazywał, iż jest "materiałem" na wielkiego gracza - którym niewąpliwie był. W sezonie 1965/66 został najskuteczniejszym strzelcem ligi, trafiając aż 23-krotnie. Jego Górnik zdobył wtedy mistrzostwo, gromiąc pozostałe drużyny (w przeliczeniu na "współczesną" punktację nad drugą w tabeli Wisłą Kraków miał przewagę aż 19 punktów!). Fakt, że w tamtym czasie Górnik był hegemonem ligi i łatwiej było zdobywać bramki, jednakże bez swojego wielkiego talentu nie mógłby grać w tak silnym klubie. W 3 kolejnych sezonach również został królem strzelców (prawie 100 strzelonych goli). Nikt inny nie dokonał tego 4 razy z rzędu (4 tytuły najlepszego strzelca oprócz Lubańskiego ma jeszcze tylko Kazimierz Kmiecik i Tomasz Frankowski). Występował też w Belgii i we Francji. W Reprezentacji Polski rozegrał (oficjalnie) 75 spotkań, strzelając w nich 48 bramek (rekord). W swoim debiucie (mecz z Norwegią) zdobył gola i do dzisiaj jest najmłodszym w historii strzelcem bramki dla naszej najważniejszej drużyny. Miał wtedy 16 lat 7 miesięcy i 4 dni. Z Biało-czerwonymi wygrał turniej piłkarski na Igrzyskach Olimpijskich 1972 i pojechał na Mundial 1978. Odniósłby zapewne jeszcze więcej sukcesów, gdyby nie kontuzja w meczu z Anglią (długa rehabilitacja, która nawet mogła zakończyć jego "profesjonalną" grę w piłkę nożną - nie pojechał przez nią na Mundial 1974). Uznawany jest za najlepszego polskiego napastnika wszech czasów. Po zakończeniu kariery zawodniczej pozostał w środowisku piłkarskim. Ma papiery trenerskie i kiedyś pracował z młodymi belgijskimi zawodnikami (ma dom w Belgii). Wydaje się być człowiekiem przedsiębiorczym, inteligentnym, wykształconym i z wysoką kultura osobistą. Odznaczony Orderem Odrodzenia Polski (4 klasa). Angażował się w politykę i niekiedy występuje w polskiej TV.
Miejsce 1
Ernest Wilimowski - 6 708 dni
(18 lat 4 miesiące 11 dni)
I doszliśmy do rekordzisty. Chyba ten rekord jest nie do pobicia, chociaż przed erą Messiego wydawało się, że nikt nie zdobędzie 90 oficjalnych goli w ciągu jednego roku kalendarzowego, a jednak potrafił to zrobić Argentyńczyk. Wilimowski w sezonie 1934 okazał się najlepszym strzelcem ligi, w który zdobył aż 33 bramki. To drugi wynik w historii, a więcej zdobył tylko Henryk Reyman w 1927 roku (37 bramek). Swoją skutecznością pomógł Ruchowi Hajduki Wielkie (dziś Ruch Chorzów) w zdobyciu mistrzostwa Polski. Wraz ze swoim klubem 4 razy wygrał ligę i 2 razy został królem strzelców tych rozgrywek (z powodu II wojny światowej nie dokończono sezonu 1939, w którym jego klub prowadził w tabeli a sam Wilimowski był najlepszy w klasyfikacji zdobytych bramek). Ernest urodził się w Katowicach i jako młody chłopak przeszedł do Ruchu. Z pochodzenia był Ślązakiem i polskie nazwisko ma dzięki swemu ojczymowi (jego prawdziwy ojciec zmarł i jego matka powtórnie wyszła za mąż). W Reprezentacji Polski zagrał ponad 20 meczów i niemal tyle samo zdobył bramek. Słynął swym talentem do strzelania goli, które przychodziło mu z łatwością. Wraz z kadrą Polski pojechał na Mundial 1938 do Francji. Co prawda, Polacy odpadli po pierwszym meczu, jednak pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. W spotkaniu z Brazylią padł wynik 5:6 (z dogrywką), a nasz bohater zdobył w nim 4 bramki. Wilimowski nie jest postacią nieskazitelną. Miał słabość do alkoholu (oficjalnie z tego powodu nie zabrano go na Turniej Olimpijski 1936 (Polska zajęła w nim 4 miejsce), ale przede wszystkim dużą krytykę ma jego postawa po wybuchu wojny. W wyniku swego pochodzenia miał pewne przywileje u Niemców i chcąc uniknąć przykrych skutków wojny stał się de facto Niemcem. Ponoć był apolityczny, jednak trafniej opisać go przymiotnikami: bierny i bojaźliwy. Grał w czasie wojny w reprezentacji naszych zachodnich okupantów i jego osoba była przez nich wykorzystywana do manipulacji opinii publicznej (jest zdjęcie Wilimowskiego w mundurze niemieckim). Niemniej jednak piłkarzem był wielkim. W samym tylko Ruchu zdobył ok. 110 bramek w ok. 90 meczach. Pod względem ilości zdobytych goli jest w ogóle jednym z najskuteczniejszych piłkarzy w historii piłki. Po wojnie zamieszkał w Niemczech i grał w tamtejszych klubach. Zmarł w RFN w 1997 roku - nigdy nie odwiedził naszego kraju. Jest uznawany za jednego z najlepszych polskich zawodników, którzy kiedykolwiek kopali futbolówkę.
Miejsce 5
Marcin Robak - 11 507 dni
(31 lat 6 miesięcy 3 dni)
Teraz ranking "starszaków". Na 5 miejscu znalazł się ubiegłosezonowy zwycięzca bramkowej klasyfikacji - Marcin Robak. Popisał się wtedy 22 trafieniami, a jego Pogoń Szczecin zajęła tylko 7 miejsce w tabeli. Warto powiedzieć, że sezon zaczął w barwach Piasta Gliwice i nawet strzelił dla niej jedną bramkę. Marcin Robak należy do dość niewielkiego grona graczy, którzy zostali królami strzelców Ekstraklasy i jej "zaplecza" (w sezonie 2009/10 - jako zawodnik Widzewa Łódź strzelił wówczas 18 goli w I lidze). Wydawało się, że opuści zachodniopomorski klub i będzie grał dla Guizhou Renhe (Chiny), jednak po sporym zamieszaniu w tej sprawie jego przynależność klubowa nie zmieniła się. Robak sporadycznie przywdziewał trykot naszej Reprezentacji, dla której udało mu się zdobyć jedną bramkę.
Miejsce 4
Zenon Burzawa - 12 037 dni
(32 lata 11 miesięcy 14 dni)
Ten człowiek jest "ozdobą" całego zestawienia. Zenon Burzawa to postać, która tak naprawdę "nie powinna" (patrząc zdroworozsądkowo) zdobyć tytułu najskuteczniejszego gracza polskiej ligi. Nie dość, że miał wtedy już ponad 32 lata (przy rozpoczęciu rozgrywek!), grał w (co najwyżej) piłkarsko przeciętnej ekipie i jeszcze jego niski wzrost - ale jednak pan Zenek zrobił to i przeszedł do historii naszej piłki. Był to sezon 1993/94 i reprezentując barwy klubu TS Tygodnik Miliarder Pniewy (Sokół Pniewy) strzelił 21 goli (więcej niż łącznie wszyscy jego koledzy z drużyny). Jego zespół osiągnął jedynie 10 miejsce w tabeli, co tylko zwiększa wyczyn Burzawy. Wtedy był najleciwszym królem strzelców historii czołowej polskiej ligi (obecnie jest poza "podium" w tej kategorii). W latach późniejszych jego piłkarska jakość malała i w wyniku doznania złamania nogi zakończył zawodniczą karierę. Następnie zajął się trenerką, jednak bez większych sukcesów. Jak sam wspomina, jego najlepszy mecz jaki rozegrał to wygrane 5:0 spotkanie z Polonią Warszawa (Burzawa 4-krotnie pokonał bramkarza Czarnych Koszul). Działał politycznie (był radnym miejskim z listy partyjnej - w obecnych wyborach samorządowych nie dostał się). W Reprezentacji Polski nigdy nie zagrał.
Miejsce 3
Marek Koniarek - 12 433 dni
(34 lat 0 miesięcy 14 dni)
W sezonie 1995/96 najlepszym strzelcem rozgrywek został Marek Koniarek. Katowiczanin w barwach Widzewa Łódź ustrzelił aż 29 bramek. Co prawda, rozegrano sporo kolejek (34 rundy meczów), ale wyczyn Koniarka i tak robi ogromne wrażenie. Dlaczego? W całej historii naszej ligi, tylko 3 królów strzelców "uzbierało" więcej bramek niż on - zaś po II wojnie światowej tylko jeden. Do tego wszystkiego ówczesny Widzewiak piłkarskim "młodzieniaszkiem" nie był! Przyznacie, że 34 "wiosny na karku" to jak na napastnika bardzo dużo. Tak więc jego forma strzelecka sprzed prawie 20 lat budzi szacunek. Widzew wtedy został Mistrzem Polski, nie przegrywając ani jednego meczu ligowego! Tak ogóle, to wtedy wraz z Legią Warszawa wyraźnie górowali nad resztą ekip w naszym kraju (Widzew miał nad Wojskowymi 3 punkty przewagi, a nad trzecim Hutnikiem Kraków...aż 36 punktów!). Później Widzew zagrał w Lidze Mistrzów, ale Koniarka w łódzkiej drużynie już nie było. W swojej piłkarskiej karierze grał w Polsce, Austrii i Niemczech. Jako trener prowadził m.in. GKS Katowice, Widzew Łódź (krótko) i Górnika Polkowice. Nie miał długiego "pobytu" w kadrze Polski. Zagrał tylko w dwóch spotkaniach towarzyskich i w debiucie przeciwko Reprezentacji Irlandii zdobył bramkę (Biało-czerwoni wygrali 1:0).
Miejsce 2
Piotr Reiss - 12 758 dni
(34 lat 11 miesięcy 6 dni)
Legenda Lecha Poznań, która jest już od niedawna na zawodniczej emeryturze, została najskuteczniejszym strzelcem rozgrywek w sezonie 2006/07. Strzelił 15 goli i wyprzedził w tej klasyfikacji m.in. Łukasza Piszczka, który występował wtedy w Zagłębiu Lubin (aktualnie jest obrońcą Borussii Dortmund). Miał sporo szczęścia, bo wspomniane 15 bramek rzadko wystarcza do tego typu osiągnięcia - w ostatnich 5 sezonach (z perspektywy sezonu 2006/07) trzeba było zdobyć przynajmniej 20 bramek (wyraźna "nisza" w naszej lidze, bo Reiss i tak miał pewną przewagę bramkową nad pozostałymi "rywalami"). Jego dobra postawa nie przełożyła się jednak na wybitny wynik Kolejorza w tabeli ligowej. Zespół był poza czołową trójką. Pochodzący zresztą ze stolicy Wielkopolski Reiss, oprócz gry w Lechu (4-krotnie przychodził do tego klubu) reprezentował m.in. barwy lokalnej Warty. Przez parę lat grał zza naszą zachodnią granicą. Jako Lechita wystąpił w ok. 350 meczach, w których strzelił ponad 110 bramek. W Ekstraklasie łącznie zagrał w 327 spotkaniach (39 miejsce wszech czasów) i zdobył w nich 109 goli (18 miejsce wszech czasów). W Reprezentacji Polski zagrał tylko 4-krotnie (1 gol). Reissa ukarał swego czasu Wydział Dyscypliny PZPN za grożenie arbitrowi na meczu (kara w zawieszeniu). Założył Akademię Piłkarską Reissa (dla dzieciaków od 4 roku życia) oraz Fundacja Piotra Reissa (m.in. pomaga utalentowanym dzieciakom z biednych rodzin).
Miejsce 1
Tomasz Frankowski - 13 435 dni
(36 lat 9 miesięcy 13 dni)
Sezon 2010/11 był osobistym sukcesem Tomasza Frankowskiego. Co prawda, jego zespół nie zdobył Mistrzostwa Polski (Jagielonia Białystok była wtedy 4, tracąc do 2 i 3 miejsca jeden punkt), jednakże strzelając 14 goli został najskuteczniejszym zawodnikiem tamtej edycji rozgrywek. To zresztą nie nowość dla niego - wcześniej już 3-krotnie udało mu się zostać królem strzelców naszej ligi. Wyczyn popularnego Franka jest o tyle okazały, iż dokonał go w wieku niemal 37 lat i o niemal dwa lata wyprzedził dotychczasowego rekordzistę. To nie koniec rekordów tego powszechnie lubianego i cenionego zawodnika. W swojej zawodniczej karierze (ok. 23 lat profesjonalnego kopania futbolówki), którą zakończył w 2013 roku, Frankowski strzelił w Ekstraklasie w sumie 168 bramek (3 miejsce wszech czasów) i wybiegając przy tym w 302 spotkaniach ligowych (72 miejsce wszech czasów). Zapewne sukcesy na "krajowym podwórku" byłyby jeszcze bardziej okazałe, gdyby nie jego gra dla zagranicznych klubów (ok. 9 lat). Długowieczność Franka to tylko jedna z jego rozlicznych zalet. Miał niesamowity instynkt do znajdowania się w polu karnym przeciwnika, mówiąc przysłowiowo "piłka go szukała". Był zaawansowany technicznie i zdobył wiele efektownych bramek. Przy tym wszystkim charakteryzował go niski wzrost i mała waga ciała. Grał w wielu klubach, z których tylko dwa w Polsce - Wisła Kraków (osiągnął z nią największe sukcesy: 5 tytułów Mistrza Polski, 2 tytuły Wicemistrza Polski, Puchar Polski i Superpuchar Polski oraz indywidualnie został w jej barwach 3 razy najlepszym strzelcem sezonu) oraz Jagielonia Białystok (pochodzi z Białegostoku - tu zaczynał i kończył swoją karierę piłkarską). Był piłkarskim obieżyświatem: grał we Francji, Japonii, Hiszpanii, Anglii i USA. W Reprezentacji Polski rozegrał 22 spotkania (większość po 30 roku życia) i strzelił w nich 10 bramek (z czego 8 w "meczach o punkty"). Poza tym przez jakiś czas pełnił funkcję trenera napastników naszej kadry. Prywatnie jest mężem Edyty, z którą ma trójkę dzieci (dwóch synów i córkę). Na piłkarskiej emeryturze przede wszystkim spędza czas ze swoją rodziną. Ponadto studiuje, chodzi na mecze Jagielonii oraz...robi dżemy truskawkowe :)
I to tyle. Widać tendencję (przynajmniej w naszej lidze), iż trudno przebić się do "wielkiej piłki" młodym graczom, jednakże wydłuża się za to wiek dla piłkarzy do grania na wysokim poziomie. Uprzywilejowani genetycznie w materii młodych graczy są kraje południowej Europy (np. Portugalia i Hiszpania) oraz mówiąc szerzej ludzie żyjący w ciepłym klimacie - po prostu szybciej dojrzewają (dlatego piłkarze z tych państw mają dużo sukcesów w turniejach juniorskich). W ogóle, dawniej piłkarze osiągali sukcesy w bardzo młodym wieku, a dziś mówi się że największą formę uzyskuje zawodnik w ok. 25 roku swego życia. Z kolei sukcesy "staruszków" zapewne wiążą się z postępem medycyny, rozwojem treningu czy wysokiej profesjonalizacji futbolu (np. samodyscyplina piłkarzy w kwestii diety i prowadzenie przez nich zdrowego trybu życia). I jeszcze taka uwaga podsumowująca: wiek najstarszego króla strzelców jest przeszło 2-krotnie większy od najmłodszego zwycięzcy strzeleckiej klasyfikacji! Mam nadzieję, że ten post trafił w wasze upodobania. Miłego dnia i zacznijcie robić świąteczne porządki :D Czołem! :-)

niedziela, 7 grudnia 2014

(Temat 22) Nadchodzi słoń

Miło mi znów się z wami "widzieć" moi mili. Dzisiejsze nasze rozważania dotyczyć będą wątku z peryferii najważniejszego poziomu polskiej piłki klubowej, czyli I ligi. Domyślam się, że ta tematyka może wydawać się na pierwszy rzut oka bardzo nudna, ale nie nastawiajcie się od razu "niełaskawie" do tego postu. Zwłaszcza, że będzie o pewnym ambitnym marzeniu z dużymi pieniędzmi w tle. Zapewne nie zdajecie sobie nawet sprawy o tym, że już od następnego sezonu ligowego może dojść do wydarzenia bez precedensu w Polsce. Czas na pierwsze wyjaśnienia. Moi drodzy, zajmiemy się tym razem poczynaniom piłkarskiego klubu Termalica Bruk-Bet Nieciecza.
Muszę być szczery z wami, bo w pewnym sensie ten artykuł jest "prywatą" z mojej strony :D Wszakże stadion tego klubu mieści się "rzut beretem" od miejsca mojego zamieszkania (niecałe 10 km). Może uda mi się mimo tego "brzemienia" obiektywnie skreślić parę zdań :D Teraz poważniej. Zapytacie: cóż ten klub piłkarski ma takiego w sobie, że tytułuje go niemal jak "kamień milowy" naszego piłkarstwa? Już tłumaczę. Niecieczańska drużyna nie wyróżniałaby się na tle innych ekip, gdyby nie jedna ich cecha - klub zlokalizowany jest na wsi! Ba, liczba mieszkańców tej małopolskiej wioski nie przekracza nawet 800 osób! Druga ich cecha (nie mniej istotna) to taka, że całkiem dobrze sobie poczynają na zapleczu Ekstraklasy i ku rozpaczy niektórych "grozi" im promocja do najlepszej klubowej "16-stki" w Kraju nad Wisłą. Mówiąc wprost - Termalica Bruk-Bet Nieciecza już za niedługo może rywalizować w jednej lidze z Legią Warszawa, Lechem Poznań, Wisłą Kraków, Górnikiem Zabrze... Brzmi trochę jak dowcip na Prima aprilis, ale jest to jednak prawda. Przyznacie, że koncepcja współzawodnictwa tego "rodzynka" z wielkimi i uznanymi klubowymi markami ma w sobie coś pociągające i ekscytującego. Niczym biblijny Dawid na przeciwko Goliatowi. Oczywiście przesadzam z tą metaforą, gdyż Termalica ma przysłowiową amunicję znacząco przekraczającą ów kamień w prowizorycznej procy. Nie zaniżajcie również jakości tego zespołu, patrząc przez pryzmat jego "gabarytów". Wcale nie musi być tak, że Wieśniaki będą (ewentualnie, bo przecież jeszcze nie awansowali) tylko dalekim tłem w wyścigu o mistrza kraju, choćby z uwagi na budżet klubowy, który wcale nie świeci pustkami.
Uporządkujmy nieco wątki i informacje. Na sam początek warto przeanalizować skąd wziął się sukces ekipy z Niecieczy. Nie da się ukryć, że bez odpowiedniego zaplecza finansowego nic by się nie udało zbudować. Bez pieniędzy ciężko o wymierne osiągnięcia, zwłaszcza w dobie panującego kapitalizmu. Ogromny zastrzyk gotówki i związane z tym zaplecze organizacyjne zapewnił Krzysztof Witkowski. Człowiek nieprzypadkowy dla tego regionu, bo ów biznesmen pochodzi z Niecieczy. Pan Krzysztof wielkiej fortuny dorobił się w branży budowlanej, a zwłaszcza słynie z produkcji kostki brukowej. Jego zakłady rozsiane są po całej Polsce, a w planach jest zdobycie europejskiego rynku. Warto podkreślić cenny fakt, że Bruk-Bet (bo to właśnie ta firma jest jego główną chlubą) posiada wyłącznie polski kapitał i jak sam dumnie twierdzi - jest ona największą firmą rodzinną w Polsce. Jego niewątpliwy sukces jest tym większy, gdyż osiągnął go od przysłowiowego "zera" i bez jakiegoś widocznego wsparcia ze strony tzw. "znajomości". Firma z 30-letnim przebiegiem miała szczęście do czasu rozpoczęcia swej działalności (niedługo przed zmianami ustrojowymi w Polsce w 1989 roku) i dzięki pomysłowości jego twórcy oraz niszy na rynku, doszła do statusu jakim się teraz może się śmiało szczycić. Witkowski to niewątpliwie umysł ścisły. Jako młody człowiek ukończył studia techniczne na AGH w Krakowie na kierunku technologia materiałów budowlanych (specjalizacją był beton). Później postanowił założyć własną działalność gospodarczą - oczywiście w branży budowlanej. Wszystko tak naprawdę zaczęło się od...jednej betoniarki (obecnie z uśmiechem żałuje, że sobie jej nie zostawił - taka pamiątka). Pierwsze kroki w biznesie nie były usłane różami. Zatrudniał tylko dwóch pracowników i sam też pracował fizycznie (lekko nie było, bo charakter pracy wymagał dźwigania sporych ciężarów). Wydzierżawił w tamtym czasie mały zakładzik i zaciągnął kredyt. Pieniędzy nie było. Produkował pustaki i krawężniki dla przedsiębiorstw państwowych, a potrzebny do ich wyrobu żwir pobierał z rzeki Dunajec. Teraz jego firma jest potentatem w branży. Wytwarza 8 milionów m² bruku w skali roku i daje 700 miejsc pracy (2013 rok). Skala wielkości jego gospodarczego triumfu widać chociażby po ogromnym zakładzie, jaki postawił w Tarnowie (przy drodze wojewódzkiej w kierunku Żabna). W 2008 roku założył też inną firmę - Georyt - która zajmuje się kruszywami. Jak na razie Krzysztof Witkowski nie znajduje się w czołówce najzamożniejszych ludzi w naszym kraju, ale sprawa jest rozwojowa :)
Jaki jest pan Witkowski prywatnie? Stereotypowo rzecz ujmując (bądź wzorując się na życiowym doświadczeniu) typowy milioner to: snob, rozrzutnik, zarozumialec i oryginał. No cóż, finansowy magnat znad Niecieczy raczej takowych cech nie posiada. Może ostatnia z nich ma przełożenie w jego postępowaniu, ale raczej w pozytywnym sensie. Przejawia się to w jego stosunku do lokalnego otoczenia i życia w małej miejscowości. Witkowski wspiera rodzime inicjatywy, organizuje różne lokalne przedsięwzięcia i stara się zwiększyć poziom cywilizacyjny mieszkającym tam ludziom. Wiem, że to "duże" słowa, jednak doskonale to widać w jego działalności na niwie życia kulturalnego Niecieczy. Proszę sobie wyobrazić, ze uratował tamtejszą szkołę przed likwidacją ( i kładzie na jej utrzymanie) czy wybudował ponoć najnowocześniejszą salę kinową w naszym kraju (5D). Wspomniane kino to niesłychana gratka, tak że warto coś o nim powiedzieć. Składająca się ze 120 miejsc (raczej foteli w kolorze pomarańczowym...a jakże, w końcu to barwa strojów klubu piłkarskiego :D) oferuje widzom podczas oglądania projekcji takie efekty jak np. bańki czy dym. A wybranym 16 osobom w dwóch ostatnich rzędach, to już oferowany jest top wrażeń w postaci palety zapachów czy...łaskotania nóg. Wróćmy do głównego nurtu artykułu, bo znacząco od niego odbiegłem. Tak jak mówię, Krzysztof Witkowski wspiera kulturę wyższą. Szacunek do niej odziedziczył po rodzicach (Maria i Kazimierz), tak że do dnia dzisiejszego jego mama wspiera tego typu działania i zapewne w jakimś stopniu wpływa na ochocze przyłączanie się jej syna w te jakże zacne idee. Jak sam wyjaśnia, Niecieczan jeszcze przed wojną nazywano "gazeciarzami". Wynikało to z tego faktu, że dużo czytano tam czasopism czy książek. Należy zdawać sobie przy tym sprawę, iż w strukturze tamtej społeczności znaleźć można było wielu wykształconych ludzi. Podejście do tej miejscowości jak do "wiochy" jest co najmniej nieuprawnione, a tak poza tym nieeleganckie. Słynne są w całej okolicy organizowane pod patronatem państwa Witkowskich, uroczystości z okazji Dnia Dziecka. Zjeżdża wtedy do wioski także wielu przyjezdnych i śmiało można powiedzieć, że nie jedno miasto może im zazdrościć oferowanych wtenczas atrakcji. Na scenie pojawiają się grupy taneczne i ważnym elementem są tańce ludowe wykonywane przez najmłodszych (kolejny dowód przywiązania rodziny Witkowskich do polskiej i lokalnej tradycji). Rodzinom i osobom zgromadzonym czas umila muzyka lokalnego zespołu. Do tego nikt głodny nie wychodzi: do dyspozycji są min. kiełbaski lub bardziej nowoczesny popcorn. Dzieciaki mogą brać udział w loterii z licznymi upominkami (np. rowery i telefony komórkowe) oraz bawić na przygotowanych specjalnie dla nich trampolinach czy zjeżdżalniach. Prawdziwą gratką jest przejazd zaprzężonych koni. Nie obywa się też bez stricte pożytecznej działalności, jaką niewątpliwie jest nauka udzielania pierwszej pomocy. Nad bezpieczeństwem zgromadzonych czuwają służby medyczne. Wisienką na torcie jest nocny pokaz fajerwerków. Sami przyznacie - "impry na bogato" :) Kiedyś o dobrym sercu Witkowskiego i jego żony (Danuta) przekonał się pewien ciężko chory chłopczyk z niedalekiej Dąbrowy Tarnowskiej. Wyobraźcie sobie, że na jego leczenie (urodził się bez kończyn) przeznaczono pieniądze uzyskane ze sprzedaży biletów na mecz piłkarskiej drużyny. Witkowski zdobył szacunek wśród swoich ziomków, z ust których można usłyszeć pod jego adresem zwrot: "Krzyś". Uchodzi za społecznika, osobę która lubi się dzielić, człowieka ambitnego i pomimo ogromnej fortuny całkiem "normalnego". Do tego nie obnosi się własną osobą, co widać w unikaniu przez niego spotkań z dziennikarzami (choć teraz więcej jest jego publicznych wypowiedzi, co chyba nie dziwi patrząc na dobrą postawę piłkarzy). Po prostu - filantrop nie szukający "plastikowego" uznania. Nie ma "ciągotek" do polityki, choć takowe doświadczeniu już posiada w swym CV (kiedyś objął stanowisko burmistrza gminy Żabno, do której należy m.in. Nieciecza). Teraz nieco o jego wkładzie w klub. Finansowo wspiera go już prawie od 30 lat. Ale tak "na poważnie" łoży od początku XXI wieku. Od tego czasu klub wyraźnie "chwycił wiatr w żagle" i pnie się w górę futbolowej hierarchii. Obecny wygląd obiektu też jest zasługą właściciela, która sam go de facto zbudował, dając na to potrzebne środki pieniężne. Szykuje się też ogrzewana murawa oraz sztuczne oświetlenie i zapewne sukcesywne zwiększenie jego pojemności dla widzów. Wszakże Witkowski ambitnie twierdzi, że przy ewentualnym awansie do Ekstraklasy, wcale nie zamierza się wyprowadzać z ekipą na większe stadiony (np. do Krakowa), tylko zamierza wielką piłkę sprowadzić do Niecieczy. Już teraz obiekt w Niecieczy prezentuje się przyzwoicie - ponad 2 000 miejsc, wydzielony obszar dla kamer TV czy wchodzące w ramy kompleksu stadionowego: dwa boiska treningowe (więcej o stadionie będzie w dalszej części tego artykułu). Widać, że Witkowski działa a nie czcze gada i rozwija infrastrukturę stadionową, aby spełnić wymogi ekstraklasowe postawione przez Komisję Licencyjną PZPN.
Pora bliżej przyjrzeć się samemu klubowi. Jego historia jest długa, bo liczy już sobie ponad 90 lat - założony został w 1922 roku. W swym najbliższym regionie był w pewnym sensie prekursorem futbolu, gdyż wtenczas innych tego typu zespołów po prostu nie było. Dalsze lata to rozgrywanie przez ten zespół spotkań z okolicznymi drużynami, a ich najczęstszym rywalem było nieodległe Żabno. Kiedy nastała II wojna świata w zasadzie nie grano w piłkę nożną. Natomiast jakiś czas po jej zakończeniu, klub z Niecieczy przeobrażono - co było standardem wtedy - w LZS (Ludowy Zespół Sportowy). W latach 40-stych odnieśli spektakularne zwycięstwo (2:0) w towarzyskim pojedynku z Tarnovią Tarnów, który wówczas był bardzo dobry teamem. Następną dekadę ich kibice mogą wspominać z sentymentem i rozrzewnieniem, gdyż klub intensywnie się rozwijał i stworzył stosunkowo silną grupę piłkarzy. Następne lata były coraz słabsze w sukcesy, aż wreszcie w latach 70-tych klub nawet przestał istnieć. No i wreszcie z nowym tysiącleciem piłkarze z maleńkiej Niecieczy zaczynają ekspresowo awansować do coraz to wyższych klas rozgrywkowych. W 2004 roku wygrali "swoją" Klasę A (dzięki zwycięstwu w ostatniej kolejce). Później przez 2 sezony zajmowali "tylko" 2 miejsca w Lidze okręgowej, aby za trzecim razem wyraźnie wygrać rozgrywki - 7 punktów przewagi nad 2 miejscem i 14 punktów przewagi nad 3 miejscem (była to już V liga - reorganizacja systemu rozgrywek). Będąc już w IV lidze najpierw zajęli 3 miejsce (stracili do najlepszej Unii Tarnów 4 punkty). W międzyczasie nastąpiło kolejna reorganizacja systemu rozgrywek i oficjalnie drużyna z Niecieczy znalazła się w III lidze. Zajęła w tamtych rozgrywkach co prawda 2 miejsce, które dawałoby w normalnym trybie baraż o prawo gry w II lidze, ale zwycięzca zgodnie z przepisami nie mógł zagrać w wyższej klasie i Niecieczanie mogli się radować z awansu na poziom centralny (II liga). Był to 2009 rok, a przecież jeszcze 5 lat wcześniej biegali oni po boiskach Klasy A. Już w debiutanckim sezonie okazali się sensacyjnym triumfatorem II ligi (wschodnia) i mocnym animuszem dostali promocję do zaplecza Ekstraklasy (I liga). Ich triumf nie podlegał dyskusji, gdyż nad zespołem uplasowanym tuż za nim mieli ponad 10 punktów przewagi, trafili najwięcej bramek i najmniej puścili. Od tamtej pory o małej wsi z Małopolski zrobiło się bardzo głośno.
Dziewicze współzawodnictwo z zespołami aspirującymi do gry w Ekstraklasie trudno uznać za okazałe. Ledwo zajęli w pierwszym sezonie (2010/11) 14 miejsce w tabeli - ostatnie "bezpieczne" przed spadkiem. I tak mieli przy tym sporo szczęścia. Tak się składało, iż musieli w ostatniej rundzie sezonu wygrać swój mecz (nawet remis nic im nie dawał) i liczyć na pomyślny dla nich wynik w innym spotkaniu (ich korespondencyjny rywal musiał przegrać wyjazdowe spotkanie). Ostatnim przeciwnikiem zespołu Termalika był silny Piast Gliwice (obecnie gra w Ekstraklasie). Wyniki z ostatnich 3 meczów nie dawały powodów do optymizmu kibicom Wieśniaków (raptem zdobyli 1 punkt i stracili aż 9 bramek). Jednak nadzieją był własny stadion i fakt, że Piast grał o przysłowiową "pietruszkę" (niezależnie od wyniku meczu pozostawał na 5 miejscu w tabeli). Ledwo kibice "zagrzali" swoje miejsca, a ich pupile musieli odrabiać straty. Sytuacja była ciężka, bo rywal nie zwykł przegrywać (7 porażek po 33 kolejkach) i jeszcze rzadziej tracił w meczu 2 bramki (czy więcej). Zresztą pierwsze spotkanie obu ekip padło łupem śląskiej drużyny (1:3). Jednak gospodarze otrząsnęli się i zdobyli 3 bramki, nie tracąc przy tym już żadnej. Zwyciężyli 3:1, ale to czy poczują gorycz powrotu do II ligi zależało od innego meczu. Tam - na szczęście dla nich - ich pośredni rywal przegrał 1:3, aczkolwiek do 74 minuty meczu remisował 1:1. Termalica winna dziękować zawodnikom Sandecji Nowy Sącz, gdyż nie odpuścili wspomnianego spotkania. Sportowa postawa godna podkreślenia, wszakże Sandecja jest ich lokalnym rywalem. Warto dodać, że pozostanie w lidze ułatwił GKP Gorzów Wielkopolski, który zakończył rozgrywki na ostatnim miejscu w tabeli, z 8 punktami straty do Niecieczy - w ostatnich 10 meczach sezonu raz przegrali i aż 9 spotkań oddali walkowerem (klub przestał istnieć z braku pieniędzy i usunięto go z rozgrywek). Następny sezon był już znacznie lepszy dla drużyny Termalica. Zajęli w lidze 5 miejsce i de facto do awansu brakowało im tylko 5 punktów. Znowu końcówka sezonu była marna w ich wykonaniu (ostatnie 5 kolejek to tylko 1 punkt). O ich słabości niech świadczy fakt, iż grali z zespołami potencjalnie podobnymi lub słabszymi od siebie (analogicznie w pierwszych spotkaniach z nimi zdobyli 8 punktów). Sezon następny to słodko-gorzki dramat naszych bohaterów. Słodki - zajęli bardzo wysokie 3 miejsce w lidze. Gorzki - ...to dużo pisania :) Tak naprawdę ich "nieawansowanie" można porównać do (teoretycznej) klęski naszych Biało-czerwonych z Reprezentacją San Marino. Bo było mianowicie tak. Rozegrano w całym sezonie 34 kolejki i w lwiej części z nich Termalica okupowała miejsca w ścisłej czołówce. Aż w 19 kolejkach byli na 1 bądź 2 miejscu w tabeli (miejsca premiowane awansem). Większość czasu w rundzie wiosennej wręcz liderowali w klasyfikacji generalnej. Dwie kolejki przed końcem rozgrywek prowadzili, a w następnej spadli na miejsce 2 (sukces był na "wyciągnięcie ręki"). Niestety, ostatni mecz sezonu z Flotą Świnoujście przegrali aż 1:4, a Zawisza Bydgoszcz i Cracovia Kraków wygrały swe wyjazdowe pojedynki (kolejno - 4:0 i 3:1) i w tabeli nieznacznie wyprzedzili Wieśniaków. Znowu zanotowali słaby finisz sezonu (w ostatnich 5 meczach zdobyli tylko 5 punktów i 3 razy udawało im się pokonać bramkarzy rywali). Prawdziwy dramat miał miejsce w przedostatnim meczu rozgrywek, gdy grali z bardzo średnią (chociaż ostatnie ich wyniki były dobre) Olimpią Grudziądz. Zwycięstwo oznaczało sensacyjny awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Na własnym stadionie, przy dopingu ponad tysięcznej widowni, w Dzień Dziecka (2013 rok) prowadzili 1:0 do ostatnich minut meczu i "czuć" było Ekstraklasę. Niestety lokalnym fanom miny zrzedły w ostatniej fazie meczu, gdy piłkarze z Grudziądza przeprowadzili z sukcesem dla siebie "akcję rozpaczy". W 3 minucie doliczonego czasu gry (w sumie arbiter zarządził 4 dodatkowe minuty) rywale dostali rzut wolny. Piłkę do bramki skierował ich...bramkarz, który został wydelegowany z własnej bramki (strzelił głową stojąc tyłem do bramki drużyny przeciwnej!). Pojawiły się wzmożone opinie, iż Termalica specjalnie odpuszcza mecze, aby nie awansować. Nawet pojawiła się fama o korupcji piłkarzy (wydaje się to mało prawdopodobne: klub sponsorowany przez Bruk-Bet to jeden z najbogatszych klubów w swej lidze i terminowo wypłaca swoich zawodników). Być może "zwleka się" z Ekstraklasą, aby spokojnie wybudować infrastrukturę stadionową i nie wyprowadzać piłkarzy z Niecieczy na inne obiekty. Nie wiem czy to jest zamierzone czy po prostu brakuje piłkarzom zimnej krwi (kolejny raz zawodzą na ostatnim etapie zmagań). Następny sezon znów można uznać za udany. Zajęli bardzo dobre 5 miejsce w tabeli, aczkolwiek do 2 miejsca strata była znacząca (8 punktów). Tym razem ostatnie kolejki były zgoła odmienne od 3 poprzednich (5 meczy: 3 zwycięstwa i 2 remisy). Marzenia o podboju piłkarskiej Polski musieli odłożyć do następnego sezonu (obecnego), w którym radzą sobie lepiej niż kiedykolwiek...
O tak, aktualny sezon (2014/15) to jak do tej pory jeden wielki sukces. Można rzec, iż radzą sobie wręcz spektakularnie - są liderem od 1 kolejki! Wygrali rundę jesienną (za nami jest już 18 faz spotkań) i jeśli dobrze przepracują przerwę zimową (I liga zostanie wznowiona początkiem marca przyszłego roku), to rywalizacja Niecieczan w topowej polskiej lidze w następnym sezonie będzie po prostu faktem. Dobrze, teraz łyżeczka dziegciu w tym dzbanku pełnym miodu. Termalica swego czasu miała znaczącą przewagę punktową w tabeli nad pozostałymi zespołami, lecz mieli pomiędzy 10 a 14 kolejką spory przestój. Nie potrafili wtedy odnieść zwycięstwa (3 remisy i 2 porażki) i strzelili wtedy tylko 2 bramki. Na dzisiaj układ sił w tabeli prezentuje się tak, że Termalica rywalizuje o 2 pierwsze miejsca dające upragniony awans, z dwoma klubami: Wisłą Płock i Zagłębiem Lublin (ma nad nimi 3 punkty przewagi). Inne zespoły mają już większą stratę, aczkolwiek solidnie prezentuje się Olimpia Grudziądz i Stomil Olsztyn (zwłaszcza ten drugi klub prezentował skuteczną formę w ostatnim czasie). Wyraźnie "wiatr w żagle" w drugiej części sezonu chwyciła ekipa z Płocka, udokumentowała to chociażby zwycięstwem w bezpośrednim starciu z Termalicą (było 0:2 i to jedyny przypadek klęski lidera na własnym obiekcie w tej edycji). Warto powiedzieć, że ostatnim meczem ekipy Termalica będzie ich wypad do Lubina, aby stanąć w szranki z tamtejszym Zagłębiem. Dobrze by było, aby Niecieczanie zapewnili sobie awans przed tym spotkaniem, bo Miedziowi to jednak uznana piłkarska marka. Niewątpliwie dużą zasługę w tak dobrej postawie drużyny ma ich trener - Piotr Mandrysz (prowadzi zespół od stycznia 2014 roku). Cieszy stabilizacja na tym stanowisku, bo nie tak dawno było w tym aspekcie wiele zamieszania. Warto przyjrzeć się CV szkoleniowca. Jako piłkarz był graczem takich znanych klubów jak (m.in.): Zagłębie Sosnowiec, Pogoń Szczecin (dwa razy) czy Śląska Wrocław. W trenerce jest już paręnaście lat i zdążył zasmakować się w prowadzeniu zawodników Ruchu Chorzów, Piasta Gliwice, Pogoni Szczecin i innych. Wydaje się, że jego największym osiągnięciem na ławce trenerskiej było jak do tej pory zdobycie przepustek do gry w Ekstraklasie z Piastem Gliwice w sezonie 2007/08 (po ponad 60 latach przerwy!). Nie zapominajmy też o dobrej robocie prezesa klubu. Pewnie mało kto wie, ale na tej prominentnej funkcji wcale nie zasiada Krzysztof Witkowski. Jednak prezes na pewno cieszy się jego dużym zaufaniem i wsparciem, gdyż jest nim...jego żona :) Pani Danuta Witkowska już teraz jest jedną z najważniejszych kobiet w polskiej piłce, a wkrótce może uzyskać miano tej najważniejszej. Kobieta w roli prezesa piłkarskiego klubu to wciąż rzadki widok, ale nie ewenement w dzisiejszych czasach. W Ekstraklasie kobieta "prezesuje" jak do tej pory tylko w Zawiszy Bydgoszcz (zresztą też małżonka majętnego właściciela klubu). Kiedyś podobnie było w Ruchu Chorzów. W I lidze to już proceder częstszy (kluby: Termalica Bruk-Bet Nieciecza, Flota Świnoujście, Miedź Legnica i GKS Tychy). Nie zapominajmy też o "pani z okładki", czyli Izabelli Łukomskiej-Pyżalskiej. Co prawda jej "jakość" znacząco spadła (jej Warta Poznań gra teraz dopiero w III lidze), ale swego czasu było o niej głośno (dziennikarze zainteresowali się jej osobą, głównie przez pryzmat jej zawodowej przeszłości). Tymczasem gra Niecieczy napawa dużą nadzieją, a przyszły rok unaoczni nam, czy klub pana Witkowskiego dojrzał do ekstraklasowego poziomu.
A teraz wróćmy do kwestii stadionu. Historia obecnego obiektu sięga 1947 roku, wcześniej grano bowiem na boisku zlokalizowanym poza wsią (zresztą w czasie II wojny światowej miejsce to było wykorzystywane przez Niemców do działań wojskowych i boisko zostało znacznie zniszczone). Idea przemieszczenia obiektu w inne miejsce była prozaiczna - bodajże przede wszystkim wynikało to z bardzo powszechnych wówczas wylewów rzeki Dunajec, która podtapiała "stary" plac gry i uniemożliwiała grę w piłkę nożną. Z nowym obiektem też miała miejsce mała opresja. Mianowicie teren był nierówny - pochyłość wynosiła ok. 150 cm. Uporali się z tym kłopotem okoliczni młodzi piłkarze i do tego zadania posłużyły im m.in. konie. Obecnie stadion jest pojemny na około 2260 miejsc, z czego pod dachem znajduje się prawie 800 miejsc. Dla dziennikarzy wydzielono 20 miejsc, dla tzw. VIP-ów 60 miejsc, a dla kibiców drużyny przeciwnej przeznaczono 240 miejsc. Naprzeciw zadaszonej trybuny wybudowano podwyższenie dla kamery TV i również tam zamontowano elektroniczną tablicę wyników. Można się spodziewać w niedalekiej przyszłości dalszej rozbudowy obiektu. Sama płyta boiska ma standardowe wymiary (105 m x 68 m) o nawierzchni trawiastej. Jak na razie nie ma systemu podgrzewania murawy i stadion nie jest wyposażony w sztuczne oświetlenie, ale te "wygody" zapewne pojawią się wraz z awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej. W bliskiej odległości od głównego obiektu znajdują się dwa pełnowymiarowe boiska treningowe (z czego jedno ma sztuczne oświetlenie). No i wreszcie za jedna z bramek stoi...rodzinka słoni. Oczywiście nie są one żywe, lecz sztuczne :D Słoń to symbol miejscowości Nieciecza już od bardzo dawna. Tradycja ta ma już ok. 150 lat i należy ją łączyć z lokalnym samorządem terytorialnym (włodarze Niecieczy w urzędowych pieczątkach posługiwali się grafiką słonia). Także w logu firmy Bruk-bet znajduje się to potężne zwierzę. Myślę, że to wartościowa wizytówka klubu, wszakże emanuje z niego siła, mądrość, pamięć i (mimo wszystko) spokój. Stąd też ksywka piłkarzy Niecieczy, których pieszczotliwie nazywa się Słonikami ("miniaturkowy" charakter przezwiska wynik chyba z rozmiarów samej Niecieczy). Przyznam, że przypada mi do gustu także kolorystyka klubowych strojów (pierwszy komplet ubrań: pomarańczowe koszulki i pomarańczowe spodenki). Nie dość, że kolor pomarańczowy uchodzi za kolor bogactwa i szczęścia, to również mam przez to nieodparte wrażenie podobieństwa Niecieczy do Reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej. Nie dość, że obie drużyny mają za symbol "zwierzaka z trąbą", to również biegają po murawach w tych samych barwach. Może małopolskie Słoniki nawiążą sukcesami do afrykańskich Słoni i tak jak oni będą w topie najlepszych zespołów w swym otoczeniu (czytaj: Ekstraklasie). Jest pewne warte napisania wydarzenie łączące się z obiektem zespołu Termalica (powiedzmy, że o zabawnym charakterze). Kiedyś do Niecieczy zawitała Pogoń Szczecin, aby zagrać z Termalicą mecz. Wraz z zachodniopomorską ekipą zjechała również grupka ich fanów (przynajmniej część z nich to zwykli kibole). Podejrzewano powstanie "incydentów" i widowiskiem "zaopiekowali się" policjanci. Inteligencja zadymiarzy (jak wiadomo) nie zna granic i jako "schron" przed "mundurowymi" obrali sobie pole kukurydzy, znajdujące się blisko stadionu. Właściciel Witkowski nieco się zdenerwował tym wszystkim, zdecydowanie nie chciał żadnych burd "u siebie", wykupił ów pole i nakazał zaorać :)
Dobrze, pora wreszcie zderzyć się z pewną retoryką (kibiców czy dziennikarzy), która odnosi się do samej idei "wielkiej piłki" w małej miejscowości (a tu nawet chodzi o wioskę). Powstała spora krytyka i wiele mitów, które (w mojej percepcji) są wielce krzywdzące. I tak, mówi się że taki klub nie ma racji bytu w miejscowości pokroju Niecieczy - piłka nożna jest dla kibiców (twierdzi się, że nonsensem jest budowa klubu dla garstki fanów). Tą argumentację łatwo podważyć. Przede wszystkim pokażcie mi inny stadion, gdzie zdarza się że przychodzi nawet 3 razy więcej fanów na trybunach niż w rzeczywiści ma dana miejscowość mieszkańców? Ponadto, poczynaniami Słoników fascynuje się nie tylko stricte Nieciecza, ale również okoliczny region (cierpiący zresztą na brak piłki na wysokim poziomie, bo nawet nieodległy 100-tysięczny Tarnów ma słabą drużynę). Dochodzi do tego duma ludzi, że coś dużego i wartościowego można zbudować w swym najbliższym skromnym otoczeniu. Zresztą tak nieprzychylne opinie niektórych są przykładem społecznego wykluczenia małych miejscowości - mieszkającą tam ludność spycha się na margines, deprecjonuje i daje przykład jako coś, co jest nienowoczesne i należy się tego wstydzić. Wiem, że to mocne słowa i może przesadne, ale faktem jest ogólnopolska bariera między miastem a wsią, która irracjonalnie krzywdzi część naszych rodaków. Ja wiem, że duża w tym zasługa globalizacji, ruchów lewicowych i liberalnych, "zachłyśnięcie się plastikowym Zachodem" i to nie miejsce na tego typu refleksje - ale warto i trzeba chociażby to podkreślić. Wracając do głównego nurtu problemu, na stadionie w Niecieczy przychodzi wiele kobiet z dzieciakami i jest atmosfera radosnego pikniku (miła alternatywa dla wyrywanych krzesełek i bójek z policją). Nie myślcie też, że frekwencja w Niecieczy to "czerwona latarnia" całej ligi (przynajmniej nie do końca). W innych sezonach co prawda przychodziło więcej kibiców, lecz rekord rundy jesiennej tego sezonu w Niecieczy (ok. 1 800 widzów na meczach z Widzewem Łódź i Zagłębiem Lubin) to i tak więcej niż zazwyczaj jest fanów na meczach Wisły Płock. Czasem mniej fanów odwiedzało domowe mecze Widzewa Łódź i GKS-u Katowice - to duże miasta, uznane piłkarskie marki i całkiem pojemne stadiony (ok. 10 000 miejsc). Innym zarzutom jest, że Nieciecza "kupuje" sukcesy (nie chodzi o korupcję, tylko o bogatego sponsora) i opinia, że obecna potęga klubu to kaprys milionera. Moi mili, bez pieniędzy (zwłaszcza dzisiaj, ale dawniej było podobnie) nic się nie zbuduje. Myślenie, iż stworzy się świetną piłkę na samym optymizmie to naiwna mrzonka w kapitalistycznej rzeczywistości. Mniemam, że niejedni fani chcieliby takiego bogatego właściciela dla swojego ukochanego klubu. Jeżeli już jesteśmy przy Krzysztofie Witkowskim, czy Słoniki to jego kaprys? Po części tak, ale ja wolę takie kaprysy (służące zwykłym ludziom), niż np. zegarek za jakieś paręnaście tysięcy PLN byłego ministra rządu Tuska czy garaż pełen "wypasionych" limuzyn. Nie umniejszajmy przecież Witkowskiemu jego "bliskości" do rodzinnych stron (kiedyś mieszkał w Warszawie i w Krakowie, ale nie ma lepiej niż w "domu") jakie widać w jego zachowaniu. Z sentymentu pozostawił swój stary zakład (produkuje w nim wyroby niszowe). Sam twierdzi, że posiada klub nie dla sławy czy reklamy (choć z pewnością sukcesy piłkarzy promują jego firmę), ale dla celów wyższych (społecznych). Nawet jeśli teoretycznie kiedyś przeniesie klub do dużego miasta (raczej zagra chociażby jeden sezon w Ekstraklasie pod nazwą Nieciecza) - to Tarnów (jedna z opcji) przecież leży w tym samym regionie.
To tyle. Mam nadzieję, że podobał się wam dzisiejszy post. Być może jeszcze wrócę do piłkarzy z malutkiej Niecieczy - ich awans do ekstraklasowego grona to świetny temat. Miesiąc grudzień to wyjątkowy czas i może uda mi się opublikować w nim jeden bądź dwa artykułu. Zobaczymy czy okażę się płodny w tej materii :) Do "zobaczenia". Czołem! :-)