Translate

czwartek, 31 lipca 2014

(Temat 4) Podsumowanie Mundialu 2014

Część II: Faza pucharowa

Po analizie wydarzeń w poszczególnych grupach przyszedł teraz czas na omówienie meczów play-off. Turniej wkroczył już w decydującą fazę i każde kolejne spotkanie musi mieć wyłonionego zwycięzcę. Remisów już nie ma. Jest to prawdziwa gratka dla tych, którzy lubują się w dogrywkach i seriach rzutów karnych. W zgodnej opinii kibiców piłkarskich właśnie od teraz zaczyna się realna walka o Pucharu Świata. Przed nami rozważania na temat 16 meczów, na czele z tym najważniejszym – finałem. Zaczynamy!
Mecze 1/8. Cała zabawa zaczęła się od pojedynku gospodarzy mistrzostw z Chilijczykami. Chile od zawsze w cieniu wielkiej Brazylii liczyło, że jednak tym razem to im uda osiągnąć najwyższe laury w reprezentacyjnej piłce. Historia była na ich niekorzyść. Na mistrzostwach w 1998 i 2010 roku właśnie w fazie 1/8 tarafiali na zespół Canarinhos i... przegrywali z kretesem. Areną pojedynku był stadion Mineirão w Belo Horizonte. Rozjemcą zaś dobrze znany Polakom, anglik Howard Webb. Mecz świetnie zaczęli ubrani tym razem w żółte koszulki i białe spodenki Brazylijczycy. W 18 minucie meczu wywalczyli rzut rożny, piłka została strącona na 5 metr, tam dopadł ją David Luiz i pewnym strzałem pod poprzeczkę umieścił piłkę w siatce. Claudio Bravo nie miał szans przy tym uderzeniu. Dzielni Chilijczycy jednak zdołali w niecały kwadrans po stracie bramki wyrównać. Eduardo Vargas wykorzystał niefrasobliwość Brazylijczyków przy wyrzucie piłki z autu i dośrodkował piłkę w ich pole karne, do słabo krytego Alexisa Sáncheza. Gracz "Dumy Katalonii" strzałem po ziemi, w kierunku prawego słupka bramkarza, wpisał się na listę strzelców. Myślałem, że to podłamie Brazylię, jednak już żaden z zespołów do 90 minuty meczu nie przechytrzył rywala. Dogrywka też na niewiele się zdała. Wynik po 120 minutach gry 1:1. W serii rzutów karnych więcej szczęścia mieli jednak gospodarze i mimo dwóch pudeł awansowali do ćwierćfinału.
Niedługo po meczu Brazylia-Chile na murawę Maracany wybiegły ekipy Kolumbii i Urugwaju. Cztery lata wcześniej pewnie faworytami tego pojedynku byliby piłkarze kraju z Montevideo, teraz jednak role się odwróciły. Ten mecz miał pokazać czy Kolumbia może autentycznie myśleć o tytule mistrzowskim. Mecz pokazał, że jak najbardziej. Spotkanie zakończyło się ich wygraną (2-0) przy pokazie miłej dla oka gry. Urugwaj co prawda starał się, ale byli bezradni i zasłużenie zakończyli swój udział na brazylijskim Mundialu. Gwiazdą spotkania był James Rodríguez. Strzelił obie bramki (w sumie miał już ich 5 na swoim koncie). Pierwsza to był gol "stadiony świata"! "Zgasił" piłkę na klatce piersiowej przed "16-stką" przeciwnika i kopnął ją zanim zdążyła dotknąć murawy. Wyszedł z tego fenomenalny gol pod poprzeczkę bramki, być może najładniejszy na brazylijskich obiektach. Drugi gol padł na początku drugiej połowy meczu. Był to popis kolumbijskiego teamu, który stworzył ładną i kombinacyjną akcję. Zasłużenie Kolumbia przechodzi dalej.
Następnego dnia w mieście Fortaleza bój toczyły ekipy Holandii i Meksyku. Mecz zapowiadał się bardzo emocjonująco z uwagi na imponującą formę obu reprezentacji. Pierwsza połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. Optyczną przewagę (niewielką, ale jednak) mieli piłkarze z Ameryki Łacińskiej. Oba zespoły jednak grały ostrożnie, a Holendrzy liczyli na szybkie kontry. Przed zejściem piłkarzy do szatni, Arjen Robben przewrócił się w polu karnym rywali. Karny nie został odgwizdany i mimo początkowych kontrowersji faulu nie było, gdyż sam zainteresowany przeprosił za symulację. Drugą połowę od mocnego uderzenia zaczął Meksyk. W 48 minucie Giovani dos Santos uszczęśliwił kibiców "El Tri". Po indywidualnej akcji oddał silne uderzenie z ponad 20 metrów do holenderskiej bramki. Piłka nieprzyjemnie odbiła się od murawy przed interweniującym bramkarzem i wpadła przy jego lewym słupku. Tradycyjnie w Brazylii zespół Holandii włączył drugi bieg po 60 minucie spotkania. Zwłaszcza po ostatniej w meczu przerwie na uzupełnienie płynów, ich przewaga była widoczna. Meksykanie jakby gaśli w oczach. Niestety dla nich nawet nie doczekali się dogrywki. Najpierw nieupilnowany Wesley Sneijder z sytuacyjnej piłki zdobył bramkę w 88 minucie, następnie w doliczanym czasie gry z karnego dał prowadzenie i zwycięstwo ekipie "Oranje" Klaas-Jan Huntelaar. Dodajmy, że "karniaka" wywalczył Arjen Robben i mimo, iż znany jest on z egoistycznej postawy na boisku, to jednak nie podszedł do piłki. Żal ekipy Miguela Herrery, która kończy swój udział w Mundialu. Holandia uciekła spod ostrza i gra dalej.
Stadion w Recife. Na przeciw sobie stają dwie ekipy Kostaryki i Grecji. W przedmundialowych typowaniach obie miały zostać w grupie – stało się zupełnie inaczej. Obie ekipy zaczęły spokojnie i do przerwy kibice nie ujrzeli bramek. W 52 minucie spotkania padła bramka z niczego. Gwiazdor zespołu kostarykańskiego, Bryan Ruiz, uderzył (najprawdopodobniej nieczysto) z pierwszej piłki na bramkę Grecji i ta po ziemie zatrzepotała w siatce. Strzał nie był mocny, ale bardzo precyzyjny i zaskakujący. Grecy włączyli drugi bieg, ale nie wychodziło długo nie potrafili zdobyć bramki. W międzyczasie jeden z graczy Kostaryki ujrzał czerwony kartonik, więc mieli ułatwione zadanie. Wreszcie w końcówce meczu Sokratis Papastathopoulos (trudne nazwisko) wykorzystał błąd obrony w szeregach drużyny przeciwnej i sędzia zarządził dogrywkę. Mimo kolosalnej przewagi europejskiej drużyny (m.in. 24 strzały, 13 celnych i 11 rożnych) w dogrywce gole nie padły. W bramce Kostaryki "cudów" dokonywał Keylor Navas (piłkarz meczu), który miał też szczęście kiedy kapitan Greków (Giorgios Karagounis) strzelił w poprzeczkę z dużej odległości – to byłaby wspaniała bramka! W konkursie karnych górą okazali się Kostarykanie i sensacyjnie awansowali do 1/4 turnieju – najlepszy wynik w historii tego niewiele ponad 4-milionowego kraju.
Nazajutrz w stolicy Brazylii (Brasília) na Stadionie Narodowym im. Garrinchy odbył się kolejny pojedynek fazy pucharowej. Tym razem rywalizowali gracze Francji i Nigerii. Mecz bez historii. Na przestrzeni całego spotkania Francuzi mieli optyczną przewagę, ale wielkiego widowiska nie było. Afrykańczycy grali zbyt zachowawczo, nie zaryzykowali i to się na nich zemściło. "Trójkolorowi" strzelali gole w końcówce. Wszystko się zaczęło od błędu bramkarza Nigerii, Vincenta Enyeamy. Źle interweniował na przedpolu do dośrodkowanej piłki i głową (niemal do pustej bramki) wpakował ją utalentowany młody gracz – Paul Pogba. Była to 79 minuta meczu. W doliczonym czasie gry własnego bramkarza uprzedził jeszcze kapitan zespołu, Joseph Yobo. Samobój ustalił wynik meczu (2-0). Francuzi bez furory, ale zasłużenie grają dalej.
Niedługo potem na plac boju wyszli Niemcy i Algierczycy. Cóż to był za mecz! Dodam, że Niemcy nigdy w historii nie pokonali "Lisów pustyni" (2 porażki). Algieria za to do dziś wspomina swój triumf nad naszymi zachodnimi sąsiadami na Mundialu 1982 i brak awansu z grupy po...dogadaniu się Niemiec z Austrią. Tak więc był to mecz z podtekstem. Ponadto w Algierii (kraj muzułmański) odbywał się Ramadan (post, m.in. nie wolno pić i jeść w czasie dnia) i nie wiadomo było jak to wpłynie na graczy algierskich. W pierwszej połowie Algierczycy grali bardzo aktywnie i mieli swoje sytuacje, lecz brakowało wykończenia. W drugiej połowie "Jogi" (przydomek trenera Niemiec) poprzesuwał graczy na boisku i gra zespołu weszła na właściwe dla nich tory. Mimo przewagi, w regulaminowych 90 minutach meczu sensacyjnie bramek nie było. Dopiero na początku dogrywki piłka przekroczyła linię bramkową. André Schürrle sytuacyjnie uderzył piłkę "piętką" i Niemcy wyszli na prowadzenie 1-0. Mimo wzmożonej ofensywy niemieckiej na następne bramki musieliśmy czekać aż do samego końca. W 120 minucie meczu Mesut Özil wykorzystał zamieszanie pod algierską bramką i piłka po rękawicy bramkarza wpadła do bramki. Było 2-0. Gdy wydawało się, że takim rezultatem zakończy się to spotkanie, Algierczycy zmniejszyli rozmiary porażki. Dzielnie walczyli i należała im się bramka. Mocne dośrodkowanie na 5 metr, na gola strzałem a la wślizg, zamienił Abdelmoumene Djabou. Więcej goli na stadionie w Porto Alegre nie padło. Niemcy zasłużenie awansowali, a przed Algierią czapki z głów.
Dzień później doszło do pojedynku Argentyna-Szwajcaria. Miejsce: Arena Corinthians w São Paulo. Czekałem na ten mecz, gdyż spośród ekip obecnych na Mundialu 2014 najbardziej kibicowałem graczom w niebiesko-białych pasach na koszulce. Argentyna prowadziła grę, a "Helweci" skupili się na defensywie. Przez 90 minut meczu żadna z ekip nie znalazła sposobu by wpakować piłkę do bramki przeciwnika. Gdy już wydawało się, że zostanie zarządzony "konkurs jedenastek" znowu na tym turnieju dał o sobie znać talent Lionela Messiego. W 118 minucie meczu przejął piłkę na ok. 40 metrów do bramki przeciwnika i po ponad 20-metrowym samotnym rajdzie podał do pozostawionego bez opieki Ángela di Maríe. Ten strzałem po ziemi, w kierunku prawej rękawicy bramkarza ucieszył kibiców argentyńskich. Ich awans całkowicie zasłużony. Podam statystyki: strzały Argentyny (29 - 22 celne) i Szwajcarii (14 - 7 celnych) oraz 61 % przy piłce utrzymywali się gracze z Ameryki Południowej. Leo Messi został wybrany MVP meczu.
Rywal Argentyny w 1/4 miał zostać wyłoniony z pary Belgia-USA. Mecz rozegrano 1 lipca w Salvadorze. Belgia uważana za jednego z "czarnych koni" tego turnieju do tej pory grała przyzwoicie, lecz bez fajerwerków. Zespół USA natomiast to niewygodny przeciwnik dla każdego, zwłaszcza jak ma swój dzień. W tym meczu to Europejczycy przeważali i to oni tworzyli dużo sytuacji strzeleckich (im bliżej końca meczu, tym ataki się nasilały). Amerykanie czasem się odgryzali i nawet w końcówce meczu mieli 100-procentową sytuację. Napastnik polskiego pochodzenia, Christopher Wondolowski, miał przed sobą tylko bramkarza, ale trafił w "chmurki". Bramki nie padły i przed zespołami pół godziny czasu dodatkowego. Wtedy to popis gry dał duet de Bruyne-Lukaku. Najpierw Romelu Lukaku po samotnym rajdzie prawą flanką dośrodkował w pole karne Amerykanów a tam Kevin de Bruyne zrobił kółko z piłką i umieścił ją strzałem po ziemi przy prawym słupku bramkarza. Był to początek dogrywki. Ku rozpaczy Tima Howarda (bramkarz USA) to nie był koniec zdobyczy bramkowych Belgów. Teraz role się odwróciły. Romelu Lukaku zdobywa bramkę w 105 minucie meczu po strzale z pierwszej piłki po podaniu...Kevina de Bruyne. Amerykanie jak to mają w zwyczaju nie poddawali się. Opłaciło się to w 107 minucie meczy, gdy gola z woleja (raczej nieczyste uderzenie) zdobył Julian Green. Więcej goli nie padło. Bohaterem meczu był Tim Howard, który obronił aż 16 strzałów, czym ustanowił rekord wszech czasów na Mundialu. Belgia po widowiskowym meczu (38 strzałów, z czego 27 celnych!) gra dalej.
Mecze 1/4. Ćwierćfinały zainaugurowali gracze Niemiec i Francji. Mecz na legendarnej Maracanie nieco rozczarował. Padła tylko jedna bramka, a Francuzi nie wiele zrobili by walczyć o medale. Gracze Joachima Löwa kontrolowali przebieg meczu i nie ma wątpliwości, że z tej pary to im bardziej należał się awans. Wspomnianą bramkę zdobył Mats Hummels. Była to 13 minuta meczu, a stoper niemiecki głową umieścił futbolówkę w siatce Hugo Llorisa. Ujrzeliśmy tylko 15 strzałów celnych (obie ekipy) – jak widać, nie był to wielki mecz. Niemcy pierwszym półfinalistą.
Później na murawę wyszły ekipy Brazylii i Kolumbii. Stadion w Fortalezie. Tym razem to nie "królowie futbolu" byli w roli faworyta. Cały świat czekał co zrobi Kolumbia. Niestety mecz nie ułożył się po ich myśli. W 7 minucie meczu kapitan Brazylii, Thiago Silva, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego wpakował (kroczem) piłkę z bliskiej odległości do kolumbijskiej siatki. Nie minęła 70 minuta spotkania a Brazylijczycy podwyższyli na 2-0. Znów stały fragment gry. Tym razem z rzutu wolnego uderzał David Luiz. Obrońca obdarzony bujnym fryzem popisał się genialnym, około 30-metrowym uderzeniem . Piłka trafiła niemal w okienko bramki Davida Ospiny. Kolumbijczyków było stać tylko na honorowego gola. W 80 minucie meczu z karnego bramkę zdobył James Rodriguez. Był to jego 6 trafienie i został królem strzelców tej edycji mistrzostw. Dodajmy, że w polu karnym faulowany był Carlos Bacca (wszedł z ławki). Brazylia zagra o finał z drużyną Niemiec, a ze smutkiem rozstajemy się z Kolumbijczykami.
Ćwierćfinał nr 3 rozegrała para Argentyna-Belgia. Jako fan "Albicelestes" obawiałem się tego meczu. Belgowie pokazali, że są wstanie zajść bardzo daleko na Mundialu 2014. Jak się okazało Argentyńczycy potrafili zneutralizować rywala. Mecz był wyrównany. Jak się okazało strzelenie jednej bramki zdecydowało kto będzie walczył o medale, a kto pojedzie do domu. W 8 minucie meczu Gonzalo Higuaín ożywił kibiców na stadionie. Piłka odbiła się od jednego z graczy belgijskich i poleciała do niego, uderzył ją bez przyjęcia z okolic 15 metra i po ziemi wpadła do bramki. W 55 minucie ten sam zawodnik po indywidualnej akcji winien podwyższyć na 2-0, ale piłka po jego strzale trafiła w poprzeczkę bramki strzeżonej przez Thibauta Courtoisa. Jak wspomniałem wcześniej padła tylko 1 bramka w tym meczu. Argentyna zagra w półfinale.
Ostatni mecz 1/4 odbył się na stadionie Fonte Nova w Salvadorze. Bój toczyli Holendrzy i Kostarykanie. Oba zespoły wyszły z 5 obrońcami. Faworyt wydawał się jeden, ale...Kostaryka pokazała, że radziła sobie w Brazylii z zespołami uznawanymi za silniejsze. O pierwszej połowie nie mówmy – po prostu się odbyła. Od 60 minuty meczu znowu Holandia zaczęła przeważać nad rywalem. Działy się na boisku "piłkarskie cuda"! Znowu piłka nie mogła wpaść do kostarykańskiej bramka. Była to zasługa genialnego bramkarza bramkarza Keylora Navasa, ale też niebywałemu szczęściu (lub nieporadności Holendrów). Piłka obijała bramkę, obrońcy wybijali ją z linii, Holendrzy mijali się z nią...działo się bardzo dużo, głównie pod polem karnym Kostaryki. Aż dziw bierze, że bramek w tym meczu nie padło. Holendrom nie szło, tak że Arjen Robben pokazywał swoją irytację. O awansie miały zadecydować karne. Luis van Gall zaryzykował i w końcówce meczu wymienił bramkarza – wszedł Tim Krul. To był strzał w "10-tkę"! Obronił dwa karne, a że jego koledzy trafiali wszystko celnie i pewnie, to awansowali do półfinału. Spór wywołało (trener Jacek Gmoch grzmiał o postawie holenderskiego golkipera) jego rozpraszające rywali zachowanie, jednak sędzia przymykał na to oko. Holandia uzupełniła stawkę półfinalistów.
Mecze 1/2. W walce o Puchar Świata zostały już tylko 4 kraje: Argentyna, Brazylia, Holandia i Niemcy. Cała zabawa zaczęła się meczem w Belo Horizonte pomiędzy Brazylią i Niemcami. Pogrom to mało powiedziane! To była kompromitacja gospodarzy! Grali niczym amatorzy z graczami zawodowymi. Między 11 a 29 minutą meczu wpadło aż 5 bramek. Júlio Césara pokonywali kolejno: Thomas Müller, Miroslav Klose, Toni Kroos x2 oraz Sami Khedira. Dla Klosego to była 16 bramka w finałach Mistrzostw Świata – rekord wszech czasów. Brazylijczycy na trybunach nie mogli przestać płakać. Piłkarzy grali na sztywnych nogach, a Niemcy obnażali ogromne braki w formacji obronnej swoich przeciwników. W drugiej połowie André Schürrle dołożył w odstępie 10 minut dwie bramki i blamaż "Canarinhos" stał się faktem. Gospodarzy stać było wyłącznie na honorowego gola, autorstwa Oscara w końcówce meczu. Porażka 1-7 jest najwyższa w historii tej reprezentacji (w 1920 roku dostali "baty" od Urugwaju, na wyjeździe było 0-6). Niemcy w wielkim finale po świetnym meczu, a Brazylię czeka rywalizacja o brąz.
Drugi półfinał miał zgoła odmienny przebieg. Bramek nie uświadczyliśmy. Obie drużyny skupiły się na obronie.Niech przemówią o spotkaniu jego statystyki. Przez 120 minut gry obie ekipy oddały łącznie tylko 15 strzałów na bramkę, z czego 8 było celnych. Zespoły prezentowały wyrównany poziom. O awansie do finału miały zdecydować rzuty karne. Ty razem w holenderskie bramce pozostał Jasper Cillessen. Przyznam, że przed mundial obu bramkarze (także stojącego na linii bramkowej u Argentyny, Sergio Romero) nie traktowałem za wybitnych w swym fachu. Romero jednak w tym turnieju nie zawiódł, a po karnych był bohaterem w swym kraju. Obronił dwie "jedenastki" (w tym strzał Wesleya Sneijdera!). Jego holenderskiemu oponentowi ta sztuka nie udała się ani razu, mimo iż Argentyńczycy nie oddawali perfekcyjnych strzałów. Argentyna po 24 latach przerwy ponownie w finale Mistrzostw Świata!
Mecz o 3 miejsce. O brązowym medalu miał zadecydować pojedynek Brazylia-Holandia. Dla obu ekip nie miały one jednak wielkiego znaczenia. W mediach pojawiały się informacje jakoby Luisowi van Gaalowi w ogóle nie zależało na tym meczu. "Tego meczu nie powinno w ogóle być" – miał powiedzieć holenderski szkoleniowiec. W podobnym tonie wypowiadał się także napastnik "Oranje", Arjen Robben. Ja osobiście krytykuję taką postawę. To jest niesportowe. Rozumiem ambicję, ale nie jej przerost. Mecz o 3 miejsce ma sens, zwłaszcza dla nacji uboższych w piłkarskie osiągnięcia. Tak czy siak spotkanie odbyło się na stadionie w Brasílii. Zaszczytu bycia rozjemcą meczu dostąpił Dżamal Hajmudi (Algieria). Gospodarze znowu przełknęli gorycz porażki. Tym razem skończyło się "tylko" na wyniku 0-3. Zabawa zaczęła się już na samym początku. Katastrofalnie grająca obrona Brazylii dopuściła do utraty dwóch bramek, zanim jeszcze dobiegła 20 minuta meczu. Najpierw karny na Arjenie Robbenie w 83 sekundzie meczu (faul przed polem karnym!) na gola zamienił Robin van Persie. W 16 minucie meczu po beznadziejnie wybitej piłce przez Davida Luiza gola pod poprzeczkę bramki zdobył obrońca, Daley Blind. Dodam, że przy tej akcji powinien być odgwizdany spalony. W 68 minucie meczu w polu karnym był faulowany Brazylijczyk Oskar...ale dostał jedynie żółty kartonik za rzekome symulowanie. Wynik meczu w doliczonym czasie gry ustalił Georginio Wijnaldum. Akcja była kombinacją zagrań: Wijnaldum-Robben-Janmaat-Wijnaldum. Brązowe krążki zawisły na szyjach Holendrów.
Finał. W finale spotkali się Niemcy z Argentyńczykami. To 8 finał w historii graczy "Die Mannschaft" i 5 graczy południowoamerykańskich. Obie ekipy już grały ze sobą w finale, do tego dwukrotnie. Najpierw górą byli Argentyńczycy (3-2, Mundial 1986), a później zespół Niemiec (1-0, Mundial 1990). Miejscem spotkania ( nie mogło być inaczej) słynna Maracanã w gorącym Rio de Janeiro. Na głównego sędziego meczu FIFA desygnowała Nicole Rizzoliego (Włochy). Mecz w polskiej TV relacjonował Dariusz Szpakowski (to już jego XX Mundial w roli komentatora – brawo!) wraz z Grzegorzem Mielcarskim. Na żywo obie ekipy dopingowali kibice w liczbie prawie 75 tysięcy. 13 lipca 2014 roku o godzinie 16 czasu lokalnego (21 czasu polskiego) rozpoczął się finał XX Mundialu! Początek meczu należał do Argentyny. Dwie sytuacje miał Gonzalo Higuaín. Druga to była "setka"! Argentyński napastnik urodzony we Francji nie popisał się. Później jeszcze był rajd Lionela Messi, ale bez zdobyczy bramkowej. Później do głosu doszli Niemcy. Sytuacje miał André Schürrle i na strzał z dystansu zdecydował się bodajże Toni Kroos. W doliczonym czasie pierwszej połowy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzył piłkę głową Benedikt Höwedes i ta poleciała centralnie w słupek (akcja na spalonym, odgwizdany). Do połowy 0-0. Druga połowa też bezbramkowa. Sytuacji było jak na lekarstwo. Analogicznie jak w pierwszej części meczu: początek dla Argentyny, później przewaga Niemiec. Już w 47 minucie meczu Leo Messi miał okazję by wpisać się na listę strzelców, jednak po jego strzale piłka minimalnie obok słupka bramki strzeżonej przez Manuela Neuera. Warte podkreślenia jest zachowanie niemieckiego golkipera z 58 minuty meczu. Bez pardonu atakował piłkę na granicy swojego pola karnego czym wręcz znokautował Gonzalo Higuaína. To mogło zakończyć się poważną kontuzją! Jak dla mnie to rzut wolny. FIFA winna pochylić się nad tym, ile może bramkarz – chyba zbyt dużo. Bardzo groźną sytuację (bodajże na początku dogrywki) miał André Schürrle. Jego strzał jednak leciał wprost w bramkarza. Wyborną okazję, by wyprowadzić "Albicelestes" na prowadzenie miał Rodrigo Palacio. Miał przed sobą tylko bramkarza, lecz piłka przez niego uderzona nawet nie leciała w światło bramki. To się zemściło. W 113 minucie meczu do siatki rywali trafil Mario Götze. Były gracz Borussii Dortmund przyjął na "klatę" piłkę dośrodkowywaną mu przez André Schürrle i mocny uderzeniem pokonał Sergio Romero. Bramkarz nie miał tu wiele do powiedzenia. Więcej goli nie już nie padło. Niemcy po raz 4 w historii zostali mistrzami świata w piłce nożnej! Mimo, iż dopingowałem Argentynie to szczerze muszę przyznać, że wygrał zespół lepszy w tym spotkaniu. Mecz był dość wyrównany, aczkolwiek w strzałach celnych była przepaść na rzecz Niemiec (7-2). Brawo dla Reprezentacji Niemiec, która już niebawem zagra z Polską na Stadionie Narodowym w Warszawie w ramach eliminacji do Euro 2016 (gospodarz: Francja). Będą wielkie emocje!
To już koniec części drugiej mojego wywodu o wydarzeniach mundialowych w Brazylii, zatytułowanej jako "Faza pucharowa". Wszystkich chętnych zapraszam do przeczytania części trzeciej – "Uwagi ogólne". W niej przedstawię to wszystko, co uważam za ważne, podniosłe wydarzenia, najładniejsze gole, sporne sytuacje...sami zresztą przeczytacie :-) Publikacja niebawem. Dziękuję za przeczytanie. Czołem! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz