(Temat 2) Czy to koniec tiki taki?
Nie tak dawno zakończone
mistrzostwa świata w Brazylii przyniosły wiele nieoczekiwanych
rezultatów. Z pewnością gra i odpadnięcie Hiszpanii już w
grupie, na pierwszym szczebelku drabinki mundialowej, wpisuję się
po stronie największych rozczarowań. Już na powitanie turnieju
"La Furia Roja" dostała srogą lekcję gry w piłkę
nożną. Holendrzy niemiłosiernie wypunktowali braki swojego rywala,
aplikując im aż 5 bramek. Gra Ikera Cassilasa i spółki wyglądała
źle i była w kawałkach, niczym puzzle porozrzucane po podłodze.
Fala krytyki spadła na zespół. Zaczęto analizować
grę...analizować tiki takę. Czy to zmierzch ery tego systemu gry,
który gwarantował jeszcze nie tak dawno Hiszpanii prymat w futbolu?
Czyżby to koniec na dłużej ich złotej drogi, gdzie kroczyli wciąż
naprzód a rywale tylko oglądali ich plecy?
Na poprzednim mundialu w
RPA start też nie był różowy (porażka ze Szwajcarią 0-1 w
pierwszym meczu grupowym), ale zespół później pokazał swą siłę,
zdobywając Puchar Świata. Pozostawała nadzieja była, że
scenariusz się powtórzy. Niestety, prognozy te okazały się zwykłą
mrzonką. Następny mecz i znowu porażka. Dzielni i zaangażowani w
grę Chilijczycy odprawili Hiszpanów de facto do domu. Wyrok
tym razem brzmiał 0-2. To koniec. Wciąż aktualni mistrzowie świata
na kolanach. Jeszcze "mecz o honor" (skąd my Polacy to
znamy?) z piłkarzami z Antypodów. Klasowy gol Villi i ładnie
wyglądające 3-0 z "Kangurami"
jednak nikogo nie pocieszyły, nikomu nie przesłoniły obrazu
klęski. Zwłaszcza publika mniej interesująca się i śledząca
futbol mrużyła oczy z niedowierzaniem. Parę lat wystarczyło
Hiszpanom, żeby stworzyli w powszechnej ludzkiej świadomości
przeświadczenie – mit, że to Hiszpanie są piłkarskimi królami.
Bo byli! Jednak królowie przychodzą i odchodzą. Na szczycie już
byli Francuzi, Brazylijczycy, Argentyńczycy... Pokolenia wielkich
graczy rządziło na przestrzeni lat, lecz ich władza wieczna nie
była. Przemijanie – proces naturalny. Teraz przyszła kolej na
piłkarzy w czerwonych koszulkach i granatowych spodenkach. Tylko o
jakim kresu my mówimy? Końcu sukcesów na lata? Nie, nic tych
rzeczy. Kończy się po prostu era tego wybitnego pokolenia piłkarzy
hiszpańskich, tak w drużynie narodowej jak i w topowych klubach.
Zastąpią ich nowi. W Hiszpanii zdolnej młodzieży nie brakuje.
Szkolenie jest tam wzorcowe i lepiej działa chyba tylko prężna
"niemiecka machina". No dobrze, pewności nie ma kiedy i
czy znów ujrzymy piłkarzy pokroju Andrésa Iniesty, Xaviego, Ikera
Cassilasa, Sergio Ramosa, Xabiego Alonso... Czy pojawi znów się tak
zgrana paczka, by zasłużyć na miano "Wielkiej Hiszpanii 2"?
A może w przyszłości nadejdzie pokolenie jeszcze wybitniejsze
("Wielka Hiszpania 2.0")? Nie wiadomo. Czas jest najlepszą
odpowiedzią. Jednak myślę, że iberyjscy kibice winni być
spokojni – predyspozycje ku temu hiszpański futbol ma.
Co z samym stylem gry? Nie ma pewności, ale termin "tiki taki" wprowadził do futbolowego obiegu Javier Clemente. Sama nazwa jest starsza i wywodzić się może od hiszpańskiej miana pewnej popularnej zabawki, zwanej po angielsku clackers (w wolnym tłumaczeniu: "stukaczki"). A teraz udajmy się w czasoprzestrzenną podróż. Przenieśmy się
około...25 lat wstecz. Korzenie tiki taki sięgają misji Johana
Cruyffa w FC Barcelonie - z czasem na FC Barcelonie wzorowały się
inne kluby w Primera División. W okresie swej pracy (1988-96) wpajał
on swoim podopieczną swoją wizję futbolu: inicjatywa w grze,
kolektyw zespołowy i duża częstotliwość podań. Cruyff swój
pomysł prowadzenie klubu silnie czerpał z własnych doświadczeń,
gdy był czynnym piłkarzem. Wybitnym piłkarzem dodajmy. Miał też
szczęście, bo grał swego czasu w Ajaxie Amsterdam i narodowym
zespole, gdzie furorę robił innowacyjny styl gry w tych czasach –
tzw. "futbol totalny". Dzięki niemu chociażby "Oranje"
na mundialach w 1974 roku i 1978 roku dochodzili do ścisłego
finału. To futbol na tak, futbol radosny i elastyczny. Po Cruyffie
jego "barcelońskie dzieło" rozwijali jego rodacy: Luis
van Gall i Frank Rijkaard. Ale prawdziwy rozkwit stylu przypada na
"urzędowanie" Josepa Guardioli. Zawodnicza legenda
katalońskiego klubu swoją pracę z zespołem zaczęła w 2008 roku.
Miał "bzika" na punkcie utrzymywania się przy piłce (im
dłużej tym lepiej) – co silnie egzekwował od swych
podopiecznych. Był to złoty okres dla historii katalońskiego
klubu. Cały świat podziwiał ich grę i podawał za wzór do
naśladowania. FC Barcelona zdobywała trofea na wielu frontach.
Imponowała seriami zwycięstw w lidze, strzelała mnóstwo bramek,
brylowała w ilości podań i czasu bycia przy piłce. Świat
piłkarski był u jej stóp.
Sukces klubu w dużej
mierze przełożył się na styl zespołu narodowego. Katalończycy
stanowią w nim bardzo ważne ogniwo. Do tego "kataloński
trend" rozsiał się na inne kluby hiszpańskie. Przez ostatnie
lata wszystko się kręciło – tiki taka przynosiła triumfy. Do
czasu feralnego brazylijskiego mundialu. Myślę, że należy
oddzielić osiągnięte wyniki na brazylijskim mundialu od samego
stylu gry preferowanego przez hiszpańskich graczy i trenerów.
Vicente del Bosque (z przykrością to mówię, bo cenię jego
warsztat pracy) zrobił wiele błędów. Najpoważniejszy wydaje się
być postawienie na skład osobowy – "starych mistrzów".
Aspekt sytości miał spore znaczenie. Ci piłkarze zdobyli wszystko
chyba co mogli i istniał u nich problem ze znalezieniem w sobie
motywacji, serca do gry, agresywności. Dochodził także wiek, bo
część zawodników "La Furia Roja" było po 30
roku życia. Z uwagi na ciężki i długi sezon oraz wspomniany wiek,
zawodnicy mieli problemy motoryczne (wydawali się ociężali i
powolni). Zresztą od około dwóch sezonów czołowi zawodnicy kadry
(zwłaszcza z katalońskiego klubu) znacznie obniżyło loty. Trener
zaufał paru piłkarzom, którzy nie sprostali wyzwaniu. Diego Costy
jednak nie wręcz nie istniał na boisku i jedyny jego ślad to
wywalczenie wątpliwego karnego w polu karnym "Oranje".
Fernando Torres w całym sezonie nie imponował skutecznością (11
oficjalnych bramek zdobytych dla Chelsea F.C.), a w meczu z Holandią
powinien przynajmniej raz umieścić piłkę w siatce rywali.
Wreszcie Iker Cassilas. Słaba forma z uwagi na pozycję nr 2 w
klubie. Żal było patrzeć jak słaniał się na kolanach pragnąc
powstrzymać rozpędzonego Arjena Robbena.
Tiki taka, co dziwić nie
powinno, frapowała trenerów drużyn przeciwnych. Szukali sposobu
jak się jej przeciwstawić. W nielicznych przypadkach udało się
ją zneutralizować. Dobrym przykładem jest tu szkoleniowiec José
Mourinho. Zatrzymywał barceloński klub stawiając przysłowiowy
"autobus" przed polem karnym i stosując "futbol
negatywny" – prowadząc Chelsea i Inter w LM. Ja wiem, że
tiki taka nie każdemu pewnie przypadła do gustu. Może przynudzać.
Ja jednak widzę w niej ducha zespołowości i do perfekcji
doprowadzone zgranie między poszczególnymi zawodnikami. Zespół
staje się jednym organizmem. Widać inteligencję, gdy piłka
wymieniana jest w krótkim odstępie czasu przez kolejnych graczy.
Niczym taran zespół prze do przodu. Przy tiki tace piłka nożna
przypomina grę w szachy. Zespół będący przy piłce czyta
ustawienie oponentów, zagnieżdża się na ich połowie przed
"16-stką", rozprowadza swoich graczy i nakazując im
ciągły ruch. Niczym ruchami pionków po szachownicy rozprowadza
piłkarzy, próbujący wywieść w pole przeciwników, aby odsłonili
oni swego króla szachowego (bramkarz) i wtedy szach-mat!
Dla mnie to finezyjna gra i znacznie bardziej wolę to, niż jakieś pochodne włoskiego catenaccio. Ludzkie upodobania są różne. Tiki taka będzie miała i swoje grono sympatyków, i grupę osób dla których takie granie zabija piękno futbolu. No cóż...gusta, a o tym się nie polemizuje. Tiki taka przetrwa dopóki będzie przynosiła owoce w postaci wyniku. Wymaga dużych umiejętności czysto piłkarskich i zmysłu przeglądu pola czy inteligencji piłkarzy. Więc tylko wysoko rozwinięte nacje mogę się (z powodzeniem) podjąć wdrożenia jej w swoją filozofię gry. Tiki taka jest też alternatywą dla zespołów, u których niezbyt solidny jest wymiar fizyczny. W niej liczy się bardzo zwrotność i dynamika, więc stricte siła fizyczna schodzi w niej na dalszy plan. Tiki taka nie dogorywa i sądzę, że będzie się dalej rozprzestrzeniać. Dlaczego? Hiszpanie nie przestaną w nią grać ot tak, od już. To (jeśli już) wymaga zmian systemowych i powolnego wprowadzenia, poczynając od szkolenia pierwszych roczników. Ewolucja – nie rewolucja. Dalej...tiki taka jest naśladowana w innych krajach. Oczywiście każdy kojarzy misję Josepa Guardioli w Bundeslidze. Ja wiem że to rodzynek, ale zawsze. Z dużym sukcesem została wprowadzona na grunt japoński. Norio Sasaki zadziwił cały piłkarski świat. Nowatorsko zastosował w kobiecej piłce dużą intensywność i ruchliwość zawodniczek, co doprowadziło żeńską reprezentacje Kraju Kwitnącej Wiśni do ogromnych laurów. Jego podopieczne na kobiecym mundialu w 2011 roku sensacyjnie sięgnęły po tytuły mistrzowskie, a rok później zdobyły srebrne krążki olimpijskie (nieznacznie ulegając w finale dominatorkom kobiecego futbolu – ekipie USA). Tiki taka "żyje" i ma się całkiem nieźle.
Tiki taka jest, jak już wiecie, systemem gry używanym w piłce nożnej. Charakteryzuje się długim czasem utrzymywania się przy piłce zespołu preferującego ten styl i mnożeniem podań. Często są to podania do blisko ustawionego kolegi z zespołu. Z wolna tworzy się w nim atak, którym skrupulatnie zdobywa się teren na połowie przeciwnika. Jednakże przy stracie piłki zawodnicy stosują wysoki i agresywny pressing. Obrońcy są wysunięci daleko przed swoim golkiperem, a na bocznych obrońcach spoczywa obowiązek częstych wypadów przy ataku. Muszą mieć świetne przygotowanie motoryczne i mieć "ciąg na bramkę". Charakterystyczna jest też spora częstotliwość przy wymienianiu się pozycji między zawodnikami. Zdarza się, że zespół grający tiki takę rezygnuje z nominalnego napastnika, grając jedynie pomocnikami. Wreszcie te słynne taktyczne "trójkąty". Zawodnicy mogą w "trójkach" rozgrywać między sobą futbolówkę. Jest to bardzo duże utrudnienie dla rywali próbujących przejąć piłkę lub przerwać akcję. Dzięki zastosowaniu "trójkątów" zespół łatwiej i szybciej przedostaje się w obręb "16-stki" swoich oponentów boiskowych. Każdy z zawodników na boisku ma możliwość brania udziału w minimum dwóch takich trójkątach. Tyle o zarysie taktycznym tego stylu.
Dla mnie to finezyjna gra i znacznie bardziej wolę to, niż jakieś pochodne włoskiego catenaccio. Ludzkie upodobania są różne. Tiki taka będzie miała i swoje grono sympatyków, i grupę osób dla których takie granie zabija piękno futbolu. No cóż...gusta, a o tym się nie polemizuje. Tiki taka przetrwa dopóki będzie przynosiła owoce w postaci wyniku. Wymaga dużych umiejętności czysto piłkarskich i zmysłu przeglądu pola czy inteligencji piłkarzy. Więc tylko wysoko rozwinięte nacje mogę się (z powodzeniem) podjąć wdrożenia jej w swoją filozofię gry. Tiki taka jest też alternatywą dla zespołów, u których niezbyt solidny jest wymiar fizyczny. W niej liczy się bardzo zwrotność i dynamika, więc stricte siła fizyczna schodzi w niej na dalszy plan. Tiki taka nie dogorywa i sądzę, że będzie się dalej rozprzestrzeniać. Dlaczego? Hiszpanie nie przestaną w nią grać ot tak, od już. To (jeśli już) wymaga zmian systemowych i powolnego wprowadzenia, poczynając od szkolenia pierwszych roczników. Ewolucja – nie rewolucja. Dalej...tiki taka jest naśladowana w innych krajach. Oczywiście każdy kojarzy misję Josepa Guardioli w Bundeslidze. Ja wiem że to rodzynek, ale zawsze. Z dużym sukcesem została wprowadzona na grunt japoński. Norio Sasaki zadziwił cały piłkarski świat. Nowatorsko zastosował w kobiecej piłce dużą intensywność i ruchliwość zawodniczek, co doprowadziło żeńską reprezentacje Kraju Kwitnącej Wiśni do ogromnych laurów. Jego podopieczne na kobiecym mundialu w 2011 roku sensacyjnie sięgnęły po tytuły mistrzowskie, a rok później zdobyły srebrne krążki olimpijskie (nieznacznie ulegając w finale dominatorkom kobiecego futbolu – ekipie USA). Tiki taka "żyje" i ma się całkiem nieźle.
Tiki taka jest, jak już wiecie, systemem gry używanym w piłce nożnej. Charakteryzuje się długim czasem utrzymywania się przy piłce zespołu preferującego ten styl i mnożeniem podań. Często są to podania do blisko ustawionego kolegi z zespołu. Z wolna tworzy się w nim atak, którym skrupulatnie zdobywa się teren na połowie przeciwnika. Jednakże przy stracie piłki zawodnicy stosują wysoki i agresywny pressing. Obrońcy są wysunięci daleko przed swoim golkiperem, a na bocznych obrońcach spoczywa obowiązek częstych wypadów przy ataku. Muszą mieć świetne przygotowanie motoryczne i mieć "ciąg na bramkę". Charakterystyczna jest też spora częstotliwość przy wymienianiu się pozycji między zawodnikami. Zdarza się, że zespół grający tiki takę rezygnuje z nominalnego napastnika, grając jedynie pomocnikami. Wreszcie te słynne taktyczne "trójkąty". Zawodnicy mogą w "trójkach" rozgrywać między sobą futbolówkę. Jest to bardzo duże utrudnienie dla rywali próbujących przejąć piłkę lub przerwać akcję. Dzięki zastosowaniu "trójkątów" zespół łatwiej i szybciej przedostaje się w obręb "16-stki" swoich oponentów boiskowych. Każdy z zawodników na boisku ma możliwość brania udziału w minimum dwóch takich trójkątach. Tyle o zarysie taktycznym tego stylu.
Zakończony
mundial paradoksalnie może dobrze wpłynąć na rozwój tiki taki.
Wyraziście pokazał on pewne braki Reprezentacji Hiszpanii i
preferowanej przez nich gry. Hiszpanie rzadko decydowali się na
rozwiązanie akcji przed polem karnym przeciwnika – nie oddawali
strzałów z dystansu. Nawet kiedy był wynik niekorzystny i czas
uciekał uparcie dążyli do akcji w obrębie "16-stki".
Kulało także szybkie wznowienie długim podaniem bramkarza. Gracze
iberyjscy woleli wolno rozgrywać akcje od linii defensywnej. Szkoda,
że tego nie zastosowali, gdyż byłoby to urozmaicenie gry i czynnik
zaskakujący. No i na koniec... w nieskończoność mnożenie podań,
nawet gdy była dogodna okazji do zdobyczy bramkowej. Hiszpańscy
gracze sprawiali wrażenie jakby chcieli z piłką wejść do bramki.
Jeżeli przynajmniej te 3 "słabości" zostaną poprawione i wdrożone w całą
filozofię gry, to finalny efekt może być porażający. Tiki taka
może być jeszcze efektywniejsza! To nie żart. Hiszpańscy trenerzy
powinni też przeobrazić grę w bardziej elastyczną - pod danego
przeciwnika i dane wydarzenia na boisku. Zespół Hiszpanii grał niestety tak
samo: przy prowadzeniu, remisie czy w okresie gonienia wyniku styl
gry nie zmieniał się. Wiadomo, że to co jest sztywne jest słabe,
a elastyczność zawsze jest korzystniejsza. Po wyeliminowaniu tych
"usterek" tiki taka może awansować jeszcze o poziom do
góry. Poziom teraz niewyobrażalny, zwłaszcza mając w pamięci
miażdżącą jakość ekipy z Camp Nou za kadencji Guardioli, bo
wtedy swym rywalom zawiesili poprzeczkę naprawdę wysoko. Dziękuję.
Czołem! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz