Translate

piątek, 25 lipca 2014

(Temat 2) Czy to koniec tiki taki?

Nie tak dawno zakończone mistrzostwa świata w Brazylii przyniosły wiele nieoczekiwanych rezultatów. Z pewnością gra i odpadnięcie Hiszpanii już w grupie, na pierwszym szczebelku drabinki mundialowej, wpisuję się po stronie największych rozczarowań. Już na powitanie turnieju "La Furia Roja" dostała srogą lekcję gry w piłkę nożną. Holendrzy niemiłosiernie wypunktowali braki swojego rywala, aplikując im aż 5 bramek. Gra Ikera Cassilasa i spółki wyglądała źle i była w kawałkach, niczym puzzle porozrzucane po podłodze. Fala krytyki spadła na zespół. Zaczęto analizować grę...analizować tiki takę. Czy to zmierzch ery tego systemu gry, który gwarantował jeszcze nie tak dawno Hiszpanii prymat w futbolu? Czyżby to koniec na dłużej ich złotej drogi, gdzie kroczyli wciąż naprzód a rywale tylko oglądali ich plecy?
Na poprzednim mundialu w RPA start też nie był różowy (porażka ze Szwajcarią 0-1 w pierwszym meczu grupowym), ale zespół później pokazał swą siłę, zdobywając Puchar Świata. Pozostawała nadzieja była, że scenariusz się powtórzy. Niestety, prognozy te okazały się zwykłą mrzonką. Następny mecz i znowu porażka. Dzielni i zaangażowani w grę Chilijczycy odprawili Hiszpanów de facto do domu. Wyrok tym razem brzmiał 0-2. To koniec. Wciąż aktualni mistrzowie świata na kolanach. Jeszcze "mecz o honor" (skąd my Polacy to znamy?) z piłkarzami z Antypodów. Klasowy gol Villi i ładnie wyglądające 3-0 z "Kangurami" jednak nikogo nie pocieszyły, nikomu nie przesłoniły obrazu klęski. Zwłaszcza publika mniej interesująca się i śledząca futbol mrużyła oczy z niedowierzaniem. Parę lat wystarczyło Hiszpanom, żeby stworzyli w powszechnej ludzkiej świadomości przeświadczenie – mit, że to Hiszpanie są piłkarskimi królami. Bo byli! Jednak królowie przychodzą i odchodzą. Na szczycie już byli Francuzi, Brazylijczycy, Argentyńczycy... Pokolenia wielkich graczy rządziło na przestrzeni lat, lecz ich władza wieczna nie była. Przemijanie – proces naturalny. Teraz przyszła kolej na piłkarzy w czerwonych koszulkach i granatowych spodenkach. Tylko o jakim kresu my mówimy? Końcu sukcesów na lata? Nie, nic tych rzeczy. Kończy się po prostu era tego wybitnego pokolenia piłkarzy hiszpańskich, tak w drużynie narodowej jak i w topowych klubach. Zastąpią ich nowi. W Hiszpanii zdolnej młodzieży nie brakuje. Szkolenie jest tam wzorcowe i lepiej działa chyba tylko prężna "niemiecka machina". No dobrze, pewności nie ma kiedy i czy znów ujrzymy piłkarzy pokroju Andrésa Iniesty, Xaviego, Ikera Cassilasa, Sergio Ramosa, Xabiego Alonso... Czy pojawi znów się tak zgrana paczka, by zasłużyć na miano "Wielkiej Hiszpanii 2"? A może w przyszłości nadejdzie pokolenie jeszcze wybitniejsze ("Wielka Hiszpania 2.0")? Nie wiadomo. Czas jest najlepszą odpowiedzią. Jednak myślę, że iberyjscy kibice winni być spokojni – predyspozycje ku temu hiszpański futbol ma.
Co z samym stylem gry? Nie ma pewności, ale termin "tiki taki" wprowadził do futbolowego obiegu Javier Clemente. Sama nazwa jest starsza i wywodzić się może od hiszpańskiej miana pewnej popularnej zabawki, zwanej po angielsku clackers (w wolnym tłumaczeniu: "stukaczki"). A teraz udajmy się w czasoprzestrzenną podróż. Przenieśmy się około...25 lat wstecz. Korzenie tiki taki sięgają misji Johana Cruyffa w FC Barcelonie - z czasem na FC Barcelonie wzorowały się inne kluby w Primera División. W okresie swej pracy (1988-96) wpajał on swoim podopieczną swoją wizję futbolu: inicjatywa w grze, kolektyw zespołowy i duża częstotliwość podań. Cruyff swój pomysł prowadzenie klubu silnie czerpał z własnych doświadczeń, gdy był czynnym piłkarzem. Wybitnym piłkarzem dodajmy. Miał też szczęście, bo grał swego czasu w Ajaxie Amsterdam i narodowym zespole, gdzie furorę robił innowacyjny styl gry w tych czasach – tzw. "futbol totalny". Dzięki niemu chociażby "Oranje" na mundialach w 1974 roku i 1978 roku dochodzili do ścisłego finału. To futbol na tak, futbol radosny i elastyczny. Po Cruyffie jego "barcelońskie dzieło" rozwijali jego rodacy: Luis van Gall i Frank Rijkaard. Ale prawdziwy rozkwit stylu przypada na "urzędowanie" Josepa Guardioli. Zawodnicza legenda katalońskiego klubu swoją pracę z zespołem zaczęła w 2008 roku. Miał "bzika" na punkcie utrzymywania się przy piłce (im dłużej tym lepiej) – co silnie egzekwował od swych podopiecznych. Był to złoty okres dla historii katalońskiego klubu. Cały świat podziwiał ich grę i podawał za wzór do naśladowania. FC Barcelona zdobywała trofea na wielu frontach. Imponowała seriami zwycięstw w lidze, strzelała mnóstwo bramek, brylowała w ilości podań i czasu bycia przy piłce. Świat piłkarski był u jej stóp.
Sukces klubu w dużej mierze przełożył się na styl zespołu narodowego. Katalończycy stanowią w nim bardzo ważne ogniwo. Do tego "kataloński trend" rozsiał się na inne kluby hiszpańskie. Przez ostatnie lata wszystko się kręciło – tiki taka przynosiła triumfy. Do czasu feralnego brazylijskiego mundialu. Myślę, że należy oddzielić osiągnięte wyniki na brazylijskim mundialu od samego stylu gry preferowanego przez hiszpańskich graczy i trenerów. Vicente del Bosque (z przykrością to mówię, bo cenię jego warsztat pracy) zrobił wiele błędów. Najpoważniejszy wydaje się być postawienie na skład osobowy – "starych mistrzów". Aspekt sytości miał spore znaczenie. Ci piłkarze zdobyli wszystko chyba co mogli i istniał u nich problem ze znalezieniem w sobie motywacji, serca do gry, agresywności. Dochodził także wiek, bo część zawodników "La Furia Roja" było po 30 roku życia. Z uwagi na ciężki i długi sezon oraz wspomniany wiek, zawodnicy mieli problemy motoryczne (wydawali się ociężali i powolni). Zresztą od około dwóch sezonów czołowi zawodnicy kadry (zwłaszcza z katalońskiego klubu) znacznie obniżyło loty. Trener zaufał paru piłkarzom, którzy nie sprostali wyzwaniu. Diego Costy jednak nie wręcz nie istniał na boisku i jedyny jego ślad to wywalczenie wątpliwego karnego w polu karnym "Oranje". Fernando Torres w całym sezonie nie imponował skutecznością (11 oficjalnych bramek zdobytych dla Chelsea F.C.), a w meczu z Holandią powinien przynajmniej raz umieścić piłkę w siatce rywali. Wreszcie Iker Cassilas. Słaba forma z uwagi na pozycję nr 2 w klubie. Żal było patrzeć jak słaniał się na kolanach pragnąc powstrzymać rozpędzonego Arjena Robbena.
Tiki taka, co dziwić nie powinno, frapowała trenerów drużyn przeciwnych. Szukali sposobu jak się jej przeciwstawić. W nielicznych przypadkach udało się ją zneutralizować. Dobrym przykładem jest tu szkoleniowiec José Mourinho. Zatrzymywał barceloński klub stawiając przysłowiowy "autobus" przed polem karnym i stosując "futbol negatywny" – prowadząc Chelsea i Inter w LM. Ja wiem, że tiki taka nie każdemu pewnie przypadła do gustu. Może przynudzać. Ja jednak widzę w niej ducha zespołowości i do perfekcji doprowadzone zgranie między poszczególnymi zawodnikami. Zespół staje się jednym organizmem. Widać inteligencję, gdy piłka wymieniana jest w krótkim odstępie czasu przez kolejnych graczy. Niczym taran zespół prze do przodu. Przy tiki tace piłka nożna przypomina grę w szachy. Zespół będący przy piłce czyta ustawienie oponentów, zagnieżdża się na ich połowie przed "16-stką", rozprowadza swoich graczy i nakazując im ciągły ruch. Niczym ruchami pionków po szachownicy rozprowadza piłkarzy, próbujący wywieść w pole przeciwników, aby odsłonili oni swego króla szachowego (bramkarz) i wtedy szach-mat!
Dla mnie to finezyjna gra i znacznie bardziej wolę to, niż jakieś pochodne włoskiego catenaccio. Ludzkie upodobania są różne. Tiki taka będzie miała i swoje grono sympatyków, i grupę osób dla których takie granie zabija piękno futbolu. No cóż...gusta, a o tym się nie polemizuje. Tiki taka przetrwa dopóki będzie przynosiła owoce w postaci wyniku. Wymaga dużych umiejętności czysto piłkarskich i zmysłu przeglądu pola czy inteligencji piłkarzy. Więc tylko wysoko rozwinięte nacje mogę się (z powodzeniem) podjąć wdrożenia jej w swoją filozofię gry. Tiki taka jest też alternatywą dla zespołów, u których niezbyt solidny jest wymiar fizyczny. W niej liczy się bardzo zwrotność i dynamika, więc stricte siła fizyczna schodzi w niej na dalszy plan. Tiki taka nie dogorywa i sądzę, że będzie się dalej rozprzestrzeniać. Dlaczego? Hiszpanie nie przestaną w nią grać ot tak, od już. To (jeśli już) wymaga zmian systemowych i powolnego wprowadzenia, poczynając od szkolenia pierwszych roczników. Ewolucja – nie rewolucja. Dalej...tiki taka jest naśladowana w innych krajach. Oczywiście każdy kojarzy misję Josepa Guardioli w Bundeslidze. Ja wiem że to rodzynek, ale zawsze. Z dużym sukcesem została wprowadzona na grunt japoński. Norio Sasaki zadziwił cały piłkarski świat. Nowatorsko zastosował w kobiecej piłce dużą intensywność i ruchliwość zawodniczek, co doprowadziło żeńską reprezentacje Kraju Kwitnącej Wiśni do ogromnych laurów. Jego podopieczne na kobiecym mundialu w 2011 roku sensacyjnie sięgnęły po tytuły mistrzowskie, a rok później zdobyły srebrne krążki olimpijskie (nieznacznie ulegając w finale dominatorkom kobiecego futbolu – ekipie USA). Tiki taka "żyje" i ma się całkiem nieźle.
Tiki taka jest, jak już wiecie, systemem gry używanym w piłce nożnej. Charakteryzuje się długim czasem utrzymywania się przy piłce zespołu preferującego ten styl i mnożeniem podań. Często są to podania do blisko ustawionego kolegi z zespołu. Z wolna tworzy się w nim atak, którym skrupulatnie zdobywa się teren na połowie przeciwnika. Jednakże przy stracie piłki zawodnicy stosują wysoki i agresywny pressing. Obrońcy są wysunięci daleko przed swoim golkiperem, a na bocznych obrońcach spoczywa obowiązek częstych wypadów przy ataku. Muszą mieć świetne przygotowanie motoryczne i mieć "ciąg na bramkę". Charakterystyczna jest też spora częstotliwość przy wymienianiu się pozycji między zawodnikami. Zdarza się, że zespół grający tiki takę rezygnuje z nominalnego napastnika, grając jedynie pomocnikami. Wreszcie te słynne taktyczne "trójkąty". Zawodnicy mogą w "trójkach" rozgrywać między sobą futbolówkę. Jest to bardzo duże utrudnienie dla rywali próbujących przejąć piłkę lub przerwać akcję. Dzięki zastosowaniu "trójkątów" zespół łatwiej i szybciej przedostaje się w obręb "16-stki" swoich oponentów boiskowych. Każdy z zawodników na boisku ma możliwość brania udziału w minimum dwóch takich trójkątach. Tyle o zarysie taktycznym tego stylu.
Zakończony mundial paradoksalnie może dobrze wpłynąć na rozwój tiki taki. Wyraziście pokazał on pewne braki Reprezentacji Hiszpanii i preferowanej przez nich gry. Hiszpanie rzadko decydowali się na rozwiązanie akcji przed polem karnym przeciwnika – nie oddawali strzałów z dystansu. Nawet kiedy był wynik niekorzystny i czas uciekał uparcie dążyli do akcji w obrębie "16-stki". Kulało także szybkie wznowienie długim podaniem bramkarza. Gracze iberyjscy woleli wolno rozgrywać akcje od linii defensywnej. Szkoda, że tego nie zastosowali, gdyż byłoby to urozmaicenie gry i czynnik zaskakujący. No i na koniec... w nieskończoność mnożenie podań, nawet gdy była dogodna okazji do zdobyczy bramkowej. Hiszpańscy gracze sprawiali wrażenie jakby chcieli z piłką wejść do bramki. Jeżeli przynajmniej te 3 "słabości" zostaną poprawione i wdrożone w całą filozofię gry, to finalny efekt może być porażający. Tiki taka może być jeszcze efektywniejsza! To nie żart. Hiszpańscy trenerzy powinni też przeobrazić grę w bardziej elastyczną - pod danego przeciwnika i dane wydarzenia na boisku. Zespół Hiszpanii grał niestety tak samo: przy prowadzeniu, remisie czy w okresie gonienia wyniku styl gry nie zmieniał się. Wiadomo, że to co jest sztywne jest słabe, a elastyczność zawsze jest korzystniejsza. Po wyeliminowaniu tych "usterek" tiki taka może awansować jeszcze o poziom do góry. Poziom teraz niewyobrażalny, zwłaszcza mając w pamięci miażdżącą jakość ekipy z Camp Nou za kadencji Guardioli, bo wtedy swym rywalom zawiesili poprzeczkę naprawdę wysoko. Dziękuję. Czołem! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz