(Temat 32) España 2015
Kolejny wspaniały sezon
ligi hiszpańskiej przeszedł już do historii. Były emocjonujące
mecze, padało wiele bramek a na stadionach żywiołowo dopingowali
kibice. Na ustach cisną się same "ochy" i "achy".
Nie pierwszy raz najwyższe laury były wewnętrzną sprawą dwóch
klubów, czyli FC Barcelony i Realu Madryt. Pewnie wielu ten duopol
mierzi czy wręcz irytuje, ale nie da się ukryć, że przynosi on
wielki "plus". Rzecz w tym, iż taki stan obie drużyny
mocno "nakręca" i pozwala to wykrzesać z nich wszystko co
najlepsze. Ostatni okres z pewnością dla Realu nie należy do
udanych. Ba, patrząc na ambicje włodarzy madryckiej drużyny można
tu mówić nawet o upokorzeniu. Na mistrzostwo Hiszpanii czekają już
trzy lata i co najmniej przez następne 12 miesięcy jeszcze sobie
muszą poczekać. Z krajowego pucharu "wylecieli" już na
etapie 1/8 i co gorsza - okazali się słabsi od lokalnego Atlético
Madryt. Z tym samym przeciwnikiem polegli zresztą w "Superpucharze",
który rozpoczynał sezon. Wreszcie "Królewscy" nie
powtórzyli ubiegłorocznego sukcesu i nie weszli do finału
prestiżowej "Ligi Mistrzów". Tego wszystkiego było
stanowczo zbyt wiele i Carlo Ancelotti musiał stracić stanowisko
trenera. Apetyty były jednak ogromne, czego dowodem była ofensywa
transferowa. Takie nazwiska jak Tono Kroos, James Rodríguez, Keylor
Navas czy Gareth Bale (przyszedł w 2013 roku) robią ogromne
wrażenie i stanowią rzeczywiste wzmocnienie. Jak widać było to za
mało na Barcelonę. No i właśnie, to "Barça"
jest ogromnym zwycięzcą ostatnich miesięcy. Oprócz zdobytego nie
tak dawno 23 tytułu mistrzowskiego, mają okazję "na dniach"
sięgnąć po dwa inne puchary. Najpierw na rozbudzenie emocji
zagrają w finale "Pucharu Króla" (i to na własnym
obiekcie!), aby później stoczyć decydujący bój o triumf w "Lidze
Mistrzów". Dla fanów "Dumy Katalonii"
najbliższe tygodnie mogą być ogromnie radosne.
Wracając na niwę
"Primera División" warto zastanowić się co
zaważyło o klęsce Realu. W sumie zabrakło im tylko dwa punkty
do wielkiego katalońskiego rywala. Rzucają się w oczy 3 aspekty
mogące wyjaśnić ich niepowodzenie. Po pierwsze, na przestrzeni
wszystkich kolejek prezentowali bardzo nierówną dyspozycję.
Imponującą serię kolejnych zwycięstw mieszali z serią spotkań
nieudanych. Barcelona za to była niezwykle powtarzalna i w zasadzie
nie gubili punktów w dwóch meczach z rzędu. Największa zadyszka
Realu miała miejsce od lutego do połowy marca, gdzie w 7
spotkaniach ugrali ledwie 10 puntów. Kłopoty rozpoczęły się po
rozegraniu meczu z Sevillą FC (pojedynek przełożony z grudnia). Po
drugie, mają stosunkowo spore "dziury" w formacjach
defensywnych. Łącznie 38 puszczonych bramek to mimo wszystko zbyt
dużo (średnio bramka na mecz). Tradycyjnie już byli słabsi w tej
materii od Barcelony (prawie dwa razy szczelniejsza obrona - 21) oraz trzech innych zespołów. Przykro to powiedzieć, ale Iker
Casillas chyba najlepsze lata ma już za sobą i jego czas w Realu
raczej zmierza ku końcowi. Jest wspaniałym bramkarzem, ale ostatnio
nad wyraz często zdarzają mu się "kiksy" i nie najlepsze
decyzje (tak w klubie, jak i w reprezentacji). Oczywiście ilość
traconych bramek nie tylko obciążą jego osobę, ale w znacznym % i
owszem. No i wreszcie po trzecie - kompleks Atlético. O tak, w
ostatnim czasie wyjątkowo nie radzili sobie w starciach z "klubem
zza miedzy". Piłkarze Diego Simeone musieli znaleźć "złoty
środek" na "Los Blancos", bo na ostatnie 8
spotkań wygrali aż cztery i tylko w jednym zostali pokonani! Chyba
klęska z nimi w finale "Ligi Mistrzów" (2014 rok)
podziałała niezwykle mobilizująco. No cóż, swoją postawą w
dużej mierze przyczynili się do "ubogich zbiorów" Realu
z ostatnich 12 miesięcy.
Kto wie czy rywalizację
klubową nie zakrył pojedynek "na gole" piłkarzy. Mowa o
- nie może być inaczej - wyścigu Cristiano Ronaldo i Lionela
Messiego. Ta para elektryzuje świat piłki już kawał czasu
i...bardzo dobrze! Przed ich erą w piłce panowała doktryna o
pilnowaniu własnej bramki. Futbol stawał się coraz bardziej siłowy
i ogromne znaczenie miała motoryka. Nie ma co twierdzić, że
obecnie jest jakoś inaczej - bo nie jest. Ale wspomniana dwójka
swoim talentem udowadnia, że piłka może być i efektywna i
efektowna, co tylko może cieszyć kibica. W tym sezonie ich
personalna rywalizacja odbywała się w rekordowej aurze. Wyczyn
sprzed roku powtórzył Ronaldo, który został królem strzelców
całych rozgrywek. Zdarzyło mu się to już 3 raz w karierze - czym
zrównał się z Messim - ale co najważniejsze, ustrzelił rekordową
dla siebie liczbę bramek (aż 48!). Jest to drugi wynik w historii
"Primera División" po...Messim (50 bramek).
Pierwsza część sezonu była niezwykle udana dla Portugalczyka i
mówiło się wtedy, że może nawet przekroczyć granicę 60 goli.
Czas pokazał, że nie jest to takie łatwe. Na pewno na jego
tegoroczny strzelecki rezultat wpłynęła duża liczba egzekwowanych
rzutów karnych i gdyby zachował w nich 100 % skuteczność to
doścignąłby historyczny wyczyn Argentyńczyka. Ponadto należy
zdawać sobie sprawę, że "pod Ronaldo" gra cały zespół
i sam zawodnik często zachowuje się samolubnie pod bramką
przeciwnika. Oczywiście popularnemu "CR7" nie
należy zbytnio ujmować jego piłkarskiej klasy, bo naprawdę
prezentował wyborną formę.
Messi nie jest aż tak
pazerny na bramki i często asystuje kolegom. Lionel w tym sezonie
ligowym uzbierał 43 bramki, dzięki czemu jest na pierwszym miejscu
wszech czasów pod względem łącznej liczby zdobytych goli (284
trafień). Z pewnością jest to jego najlepszy sezon od dłuższego
czasu. Wpływ na to miała dyscyplina żywieniowa (zrzucił zbędną
tkankę tłuszczową) i znakomita atmosfera w zespole. Nie da się
ukryć, że w tym aspekcie Katalończycy górują nad kastylijską
drużyną. Filozofią "Barçy" zawsze była gra
drużynowa i ambicje piłkarzy miały się temu podporządkować
(idea, aby w 2009 roku Zlatan Ibrahimović przyszedł do zespołu
była idiotyczna). Były obawy jak będzie wyglądać relacja
Messiego z Neymarem, a później z Luisem Suárezem. Te rozterki
okazały się jednak "małą histerią", bo wspomniani
piłkarze znakomicie się zrozumieli i potrafią uzupełniać się na
boisku. Ta fantastyczna południowoamerykańska trójka w samych
tylko hiszpańskich rozgrywkach ustrzeliła 81 bramek (na 110 bramek
FC Barcelony). Także pod względem liczby asyst prezentowała się
imponująco. Gracze ci stanowili czołówkę najlepiej podających w
zespole i uczynili to 39-krotnie (ok. 50% całej drużyny). Widać,
że każdy zna swoje miejsce w ekipie i widać tu mądrość samych
zawodników. Neymar i Suárez jak wchodzili do zespołu to posłusznie
podporządkowali się klubowym liderom i strzelanie goli nie było
ich priorytetem. Obecnie wszystkich trzej łączy stosunki
przyjacielskie, grają zespołowo a po meczach robią sobie wspólne
"fotki". To czyni zespół silnym.
W "Lidze
Mistrzów" obaj zawodnicy tworzą historię. Mają po 77
trafień i ex aequo prowadzą w klasyfikacji wszech czasów. W
tegorocznej edycji obaj zgromadzili po 10 goli i okupują pierwsze
miejsce, aczkolwiek przed Messim jeszcze wielki finał i może poprawić swoje
indywidualne strzeleckie osiągnięcia. Ronaldo ma już
30 "wiosen na karku" i powoli jego forma będzie spadać. Swoich piłkarskich wyczynów na iberyjskiej ziemi może nawet nie powiększyć - pojawiły się bowiem informacje, że
może opuścić klub z "Santiago Bernabéu". Najprawdopodobniej jednak przez najbliższe sezony będzie przywdziewał biały trykot Realu. Przed
Messim natomiast jeszcze kilka lat gry na wysokim poziomie. Jeśli
będzie się "dobrze prowadził" i omijać go będą
kontuzję to może jeszcze pobić wiele piłkarskich rekordów (czy
poprawiać rekordy należące do siebie). Starczy na dzisiaj.
Najbliższe tygodnie to "spijanie samej piłkarskiej śmietanki", tak więc na brak emocji żaden fan piłki narzekał z pewnością nie
będzie. Nie ma co dłużej się nad tym rozwodzić, bo może to
posłużyć za treść następnych postów (artykułów). Nie
przedłużając - dzięki za wytrwałość, bezczelnie proszę o
więcej i miłego dnia/wieczoru. Czołem! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz