Translate

niedziela, 31 maja 2015

(Temat 32) España 2015

Kolejny wspaniały sezon ligi hiszpańskiej przeszedł już do historii. Były emocjonujące mecze, padało wiele bramek a na stadionach żywiołowo dopingowali kibice. Na ustach cisną się same "ochy" i "achy". Nie pierwszy raz najwyższe laury były wewnętrzną sprawą dwóch klubów, czyli FC Barcelony i Realu Madryt. Pewnie wielu ten duopol mierzi czy wręcz irytuje, ale nie da się ukryć, że przynosi on wielki "plus". Rzecz w tym, iż taki stan obie drużyny mocno "nakręca" i pozwala to wykrzesać z nich wszystko co najlepsze. Ostatni okres z pewnością dla Realu nie należy do udanych. Ba, patrząc na ambicje włodarzy madryckiej drużyny można tu mówić nawet o upokorzeniu. Na mistrzostwo Hiszpanii czekają już trzy lata i co najmniej przez następne 12 miesięcy jeszcze sobie muszą poczekać. Z krajowego pucharu "wylecieli" już na etapie 1/8 i co gorsza - okazali się słabsi od lokalnego Atlético Madryt. Z tym samym przeciwnikiem polegli zresztą w "Superpucharze", który rozpoczynał sezon. Wreszcie "Królewscy" nie powtórzyli ubiegłorocznego sukcesu i nie weszli do finału prestiżowej "Ligi Mistrzów". Tego wszystkiego było stanowczo zbyt wiele i Carlo Ancelotti musiał stracić stanowisko trenera. Apetyty były jednak ogromne, czego dowodem była ofensywa transferowa. Takie nazwiska jak Tono Kroos, James Rodríguez, Keylor Navas czy Gareth Bale (przyszedł w 2013 roku) robią ogromne wrażenie i stanowią rzeczywiste wzmocnienie. Jak widać było to za mało na Barcelonę. No i właśnie, to "Barça" jest ogromnym zwycięzcą ostatnich miesięcy. Oprócz zdobytego nie tak dawno 23 tytułu mistrzowskiego, mają okazję "na dniach" sięgnąć po dwa inne puchary. Najpierw na rozbudzenie emocji zagrają w finale "Pucharu Króla" (i to na własnym obiekcie!), aby później stoczyć decydujący bój o triumf w "Lidze Mistrzów". Dla fanów "Dumy Katalonii" najbliższe tygodnie mogą być ogromnie radosne.
Wracając na niwę "Primera División" warto zastanowić się co zaważyło o klęsce Realu. W sumie zabrakło im tylko dwa punkty do wielkiego katalońskiego rywala. Rzucają się w oczy 3 aspekty mogące wyjaśnić ich niepowodzenie. Po pierwsze, na przestrzeni wszystkich kolejek prezentowali bardzo nierówną dyspozycję. Imponującą serię kolejnych zwycięstw mieszali z serią spotkań nieudanych. Barcelona za to była niezwykle powtarzalna i w zasadzie nie gubili punktów w dwóch meczach z rzędu. Największa zadyszka Realu miała miejsce od lutego do połowy marca, gdzie w 7 spotkaniach ugrali ledwie 10 puntów. Kłopoty rozpoczęły się po rozegraniu meczu z Sevillą FC (pojedynek przełożony z grudnia). Po drugie, mają stosunkowo spore "dziury" w formacjach defensywnych. Łącznie 38 puszczonych bramek to mimo wszystko zbyt dużo (średnio bramka na mecz). Tradycyjnie już byli słabsi w tej materii od Barcelony (prawie dwa razy szczelniejsza obrona - 21) oraz trzech innych zespołów. Przykro to powiedzieć, ale Iker Casillas chyba najlepsze lata ma już za sobą i jego czas w Realu raczej zmierza ku końcowi. Jest wspaniałym bramkarzem, ale ostatnio nad wyraz często zdarzają mu się "kiksy" i nie najlepsze decyzje (tak w klubie, jak i w reprezentacji). Oczywiście ilość traconych bramek nie tylko obciążą jego osobę, ale w znacznym % i owszem. No i wreszcie po trzecie - kompleks Atlético. O tak, w ostatnim czasie wyjątkowo nie radzili sobie w starciach z "klubem zza miedzy". Piłkarze Diego Simeone musieli znaleźć "złoty środek" na "Los Blancos", bo na ostatnie 8 spotkań wygrali aż cztery i tylko w jednym zostali pokonani! Chyba klęska z nimi w finale "Ligi Mistrzów" (2014 rok) podziałała niezwykle mobilizująco. No cóż, swoją postawą w dużej mierze przyczynili się do "ubogich zbiorów" Realu z ostatnich 12 miesięcy.
Kto wie czy rywalizację klubową nie zakrył pojedynek "na gole" piłkarzy. Mowa o - nie może być inaczej - wyścigu Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego. Ta para elektryzuje świat piłki już kawał czasu i...bardzo dobrze! Przed ich erą w piłce panowała doktryna o pilnowaniu własnej bramki. Futbol stawał się coraz bardziej siłowy i ogromne znaczenie miała motoryka. Nie ma co twierdzić, że obecnie jest jakoś inaczej - bo nie jest. Ale wspomniana dwójka swoim talentem udowadnia, że piłka może być i efektywna i efektowna, co tylko może cieszyć kibica. W tym sezonie ich personalna rywalizacja odbywała się w rekordowej aurze. Wyczyn sprzed roku powtórzył Ronaldo, który został królem strzelców całych rozgrywek. Zdarzyło mu się to już 3 raz w karierze - czym zrównał się z Messim - ale co najważniejsze, ustrzelił rekordową dla siebie liczbę bramek (aż 48!). Jest to drugi wynik w historii "Primera División" po...Messim (50 bramek). Pierwsza część sezonu była niezwykle udana dla Portugalczyka i mówiło się wtedy, że może nawet przekroczyć granicę 60 goli. Czas pokazał, że nie jest to takie łatwe. Na pewno na jego tegoroczny strzelecki rezultat wpłynęła duża liczba egzekwowanych rzutów karnych i gdyby zachował w nich 100 % skuteczność to doścignąłby historyczny wyczyn Argentyńczyka. Ponadto należy zdawać sobie sprawę, że "pod Ronaldo" gra cały zespół i sam zawodnik często zachowuje się samolubnie pod bramką przeciwnika. Oczywiście popularnemu "CR7" nie należy zbytnio ujmować jego piłkarskiej klasy, bo naprawdę prezentował wyborną formę.
Messi nie jest aż tak pazerny na bramki i często asystuje kolegom. Lionel w tym sezonie ligowym uzbierał 43 bramki, dzięki czemu jest na pierwszym miejscu wszech czasów pod względem łącznej liczby zdobytych goli (284 trafień). Z pewnością jest to jego najlepszy sezon od dłuższego czasu. Wpływ na to miała dyscyplina żywieniowa (zrzucił zbędną tkankę tłuszczową) i znakomita atmosfera w zespole. Nie da się ukryć, że w tym aspekcie Katalończycy górują nad kastylijską drużyną. Filozofią "Barçy" zawsze była gra drużynowa i ambicje piłkarzy miały się temu podporządkować (idea, aby w 2009 roku Zlatan Ibrahimović przyszedł do zespołu była idiotyczna). Były obawy jak będzie wyglądać relacja Messiego z Neymarem, a później z Luisem Suárezem. Te rozterki okazały się jednak "małą histerią", bo wspomniani piłkarze znakomicie się zrozumieli i potrafią uzupełniać się na boisku. Ta fantastyczna południowoamerykańska trójka w samych tylko hiszpańskich rozgrywkach ustrzeliła 81 bramek (na 110 bramek FC Barcelony). Także pod względem liczby asyst prezentowała się imponująco. Gracze ci stanowili czołówkę najlepiej podających w zespole i uczynili to 39-krotnie (ok. 50% całej drużyny). Widać, że każdy zna swoje miejsce w ekipie i widać tu mądrość samych zawodników. Neymar i Suárez jak wchodzili do zespołu to posłusznie podporządkowali się klubowym liderom i strzelanie goli nie było ich priorytetem. Obecnie wszystkich trzej łączy stosunki przyjacielskie, grają zespołowo a po meczach robią sobie wspólne "fotki". To czyni zespół silnym.
W "Lidze Mistrzów" obaj zawodnicy tworzą historię. Mają po 77 trafień i ex aequo prowadzą w klasyfikacji wszech czasów. W tegorocznej edycji obaj zgromadzili po 10 goli i okupują pierwsze miejsce, aczkolwiek przed Messim jeszcze wielki finał i może poprawić swoje indywidualne strzeleckie osiągnięcia. Ronaldo ma już 30 "wiosen na karku" i powoli jego forma będzie spadać. Swoich piłkarskich wyczynów na iberyjskiej ziemi może nawet nie powiększyć - pojawiły się bowiem informacje, że może opuścić klub z "Santiago Bernabéu". Najprawdopodobniej jednak przez najbliższe sezony będzie przywdziewał biały trykot Realu. Przed Messim natomiast jeszcze kilka lat gry na wysokim poziomie. Jeśli będzie się "dobrze prowadził" i omijać go będą kontuzję to może jeszcze pobić wiele piłkarskich rekordów (czy poprawiać rekordy należące do siebie). Starczy na dzisiaj. Najbliższe tygodnie to "spijanie samej piłkarskiej śmietanki", tak więc na brak emocji żaden fan piłki narzekał z pewnością nie będzie. Nie ma co dłużej się nad tym rozwodzić, bo może to posłużyć za treść następnych postów (artykułów). Nie przedłużając - dzięki za wytrwałość, bezczelnie proszę o więcej i miłego dnia/wieczoru. Czołem! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz