Translate

czwartek, 23 października 2014

(Temat 14) Europejskie puchary w sezonie 2014/15 (2)

Kiedyś w jednym z postów napisałem, że wrócę do tematyki europejskich klubowych pucharów - co teraz czynię. Akurat jestem stosunkowo niedawno po oglądnięciu spotkania Metalist Charków-Legia Warszawa, tak więc mam wiele "świeżych" przemyśleń w głowie. Miło się pisze o piłce zwłaszcza wtedy, gdy nasze kluby odnoszą sukcesy. Oczywiście będą też uwagi krytyczne, bo ich gra ma naprawdę sporo mankamentów. Zaczynamy więc.
Poprzestaliśmy omawianie poczynań naszych zespołów na przedostatniej rundzie kwalifikacyjnej (czy eliminacyjnej). Na placu boju pozostały wtenczas tylko dwa kluby - chorzowski Ruch i stołeczna Legia. Zwłaszcza gracze Ruchu zaskoczyli nas (pozytywnie) swoją postawą i pozwólcie, że wystartuję z analizą właśnie tego zespołu. Jak do tej pory Ruch Chorzów przeszedł dwie poprzednie fazy bez "skazy porażki" (zwycięstwo i 3 remisy). Bardzo dobrym prognostykiem na dalszą rywalizację były potyczki z duńskim Esbjerg fB. Nie będę się pochylał rzecz jasna nad tamtym dwumeczem, bo już to zrobiłem wcześniej, ale napomknę tylko iż polski klub odprawił swoich rywali "z kwitkiem", a bynajmniej faworytami do zwycięstwa nie byli. O awans do fazy grupowej Ligi Europy przyszło im rywalizować z ukraińskim Metalistem Charków. I tym razem, Chorzowianie nie byli stawiani w roli faworyta. Pierwsze spotkanie rozegrano w Polsce. Tu jednak warte podkreślenia, że nie rozegrano go na domowym obiekcie klubu w Chorzowie, lecz w niedalekich Gliwicach. Dlaczego? Coś tam w eterze przewija się temat kiepskiej jakości murawy chorzowskiej areny. Jednakże ów obiekt ma w tym roku problemów co nie miara. Swego czasu wojewoda śląski zamknął część stadionu (ponoć z powodów zachowań fanów), a nie tak dawno również policja wnosiła o zamknięcie go, kiedy wykryto "bombę"... Przejdźmy jednak do samego meczu. Mecz miał dwa oblicza. Do połowy przeważali "gospodarze" i nawet strzelili gola...nieuznanego. Powód prozaiczny: spalony. Druga połowa to już dominacja przyjezdnych. Jednak w drugiej części spotkania, tak jak w pierwszej, również żadna ze stron nie zdobyła gola (uznanego dodajmy). Spójrzy na statystyki strzałów. W ich liczbie minimalną przewagę mają gracze Metalista (8-7). Za to w strzałach w światło bramki nieznacznie lepsi okazali się zawodnicy Ruchu (2-1). Nie był to "wielki" mecz. Mimo to z dużą nadzieją patrzono w przyszłóść w Chorzowie. Wszakże bezbramkowy remis to wartościowy wynik.
Do rewanżu doszło tydzień po pierwszym spotkaniu, a więc 28 sierpnia. Zabawne, bo i w tym drugim meczu grano de facto na neutralnym terenie. Charków leży na wschodzie Ukrainy, toteż z uwagi na napiętą sytuację polityczną w tej części kraju postanowiono (decyzja UEFA) rozegrać ten mecz na Stadionie Olimpijskim w Kijowie. Zapewne znaczący wpływ na taki obrót sprawy miała polska strona, która nie chciała grać w Charkowie, tłumacząc że jest tam niebezpiecznie i grożąc przy tym swoim bojkotem. Metalist miał przewagę jednak w regulaminowym czasie bramki nie padły. Ekipy powtórzyły swój "wyczyn" z pierwszego meczu. Sędzia zarządził dogrywkę, w której emocji nie brakowało. Było już ponad 100 minut tego spotkania kiedy sytuacyjnie wybił przed siebie piłkę bramkarz Ruchu, Krzysztof Kamiński. Piłkę z niemal połowy boiska bez zastanowienia wstrzelił ponownie w jego pole karne jeden z graczy Metalistu. Doskoczył do niej Wołodymyr Homeniuk, który chciał "główką" skierować ją do bramki. Przeszkodził mu Kamiński, jednak uczynił to tak niefortunnie, że "piąstkując" futbolówkę znokautował rywala. Sędzia pokazał mu "czerwień" i musiał opuścić plac gry, a do tego został odgwizdany rzut karny. Na szczęście Ruchowi przysługiwała jeszcze jedna zmiana, bo w w innym przypadku któryś z jego kolegów grających na boisku musiałby ubrać bramkarski trykot. Z boiska delegowano Marka Zieńczuka i do bramki mógł wejść rezerwowy golkiper Niebieskich - Kamil Lech. Młody zawodnik (rocznik 1994) nie pomógł jednak swojej ekipie. Gol padł w 105 minucie meczu. W drugiej części dogrywki polskiemu teamu nie udało się jednak doprowadzić chociażby do remisu i mecz zakończył się ich porażką 0:1. Taki rezultat oznaczał ich definitywne pożegnanie z tą edycją Ligi Europy. Myślę, że zasłużenie odpadli. Nie byli znacząco słabsi w dwumeczu z Metalistem, jednakże w rewanżowym spotkaniu ich przeciwnicy byli aktywniejsi i efektywniejsi. W strzałach na bramkę wyraźnie wygrali wynikiem 23-7 (w strzałach celnych również, 8-4). Nie musimy się jednak wstydzić, lecz bić brawa graczom Ruchu Chorzów. Dokonali więcej, niż od nich oczekiwano i "prawie" awansowali do fazy grupowej.
Przejdźmy teraz do Legii Warszawa. Po odpadnięciu w dość kontrowersyjnych okolicznościach z kwalifikacji do Ligi Mistrzów, przyszło im rywalizować w IV rundzie (umownie) Ligi Europy. Tym razem na ich drodze stanęli Kazachowie - FK Aktöbe. Wyniki losowania przyjęto "nad Wisłą" z zadowoleniem, aczkolwiek podkreślano, by zachować koncentrację zwłaszcza w wyjazdowym spotkaniu. Na "wschodzie" często "idzie jak po grudzie". I właśnie rywalizację z tym rywalem rozpoczęli w Kazachstanie. Mecz zakończył się wynikiem 1:0 i ku radości fanów Wojskowych to ich gracze odnieśli zwycięstwo. Bramkę strzelił w 48 minucie Ondrej Duda, który wykorzystał gapiostwo gospodarzy (rzut wolny pośredni). W rewanżu na Pepsi Arena w Warszawie zwycięstwo było jeszcze bardziej okazałe. Tym razem zwyciężyli w stosunku 2:0. Na liscie strzelców byli Michał Kucharczyk i Ivica Vrdoljak. Chorwat strzelił gola z karnego, co w jego przypadku nie jest tak oczywiste :))) Legia była po prostu lepsza w tej rywalizacji i zasłużenie awansowała do grupy Ligi Europy (w dwumeczu w strzałach celnych na bramkę wygrali 14-5).
Losowanie grup odbyło się 29 sierpnia w Monako. Wśród losujących był chociażby nasz wybitny bramkarz - Jerzy Dudek. Wyniki losowania trzeba uznać za bardzo pomyślne. Chyba nie było osób, które narzekałyby na "ciężkich" rywali. Ba! Nawet przed losowaniem trener i piłkarze Legii Warszawa mówili, że chcą trafić na możliwie trudnych rywali (w eterze pojawiał się np. Inter Mediolan), więc chyba...nie byli zadowoleni :))) Muszę przyznać, że nieco mnie zaskoczyły głosy dochodzące z warszawskiej drużyny. Otóż, po optymistycznej grze w ramach kwalifikacji do Ligi Mistrzów morale ekipy na tyle wzrosły, że już futurystycznie oznajmiano, iż zagrają w ścisłym finale (w tym roku na naszym Stadionie Narodowym w Warszawie). Hmmm...myślę, że to zbyt buńczuczne deklaracje. Zobaczymy jednak jak będzie - obym się w tej kwestii mylił. Wróćmy do rezultatu losowania. Legia trafiła (Grupa L) na Trabzonspor (Turcja), Metalist Charków (Ukraina) oraz KSC Lokeren (Belgia). Z tej trójki wydaje się być najsilniejszy zespół z Turcji, a pozostałe są raczej słabsze niż Legia. Terminarz tej grupy tak się ułożył, że pierwsze spotkanie Wojskowi rozegrali u siebie z Belgami. Mecz nie był wybitnym widowiskiem. Pierwsza połowa bez goli i z przewagą Legii. Po zmianie stron padła tylko jedna bramka. Kibice Elki byli uszczęśliwieni w 58 minucie tegoż spotkania, kiedy to Miroslav Radović zachował spokój i "plasem" wpakował piłkę do siatki. Druga połowa miała zgoła inny przebieg - KSC Lokeren przejął inicjatywę. Na nic się zdała ambicja przyjezdnych, bo wynik już nie uległ zmianie. Dodam tylko, że popularny Miro swoim golem zapisał się w historii Legii, gdyż został najskuteczniejszym jej strzelcem w międzynarodowych pucharach (w sumie ma 15 trafień).
Drugi mecz grupowy rozegrali dwa tygodnie później (2 października) na wyjeździe z Turkami. Chyba nie muszę podkreślać jak arcyważny był to mecz dla końcowego układu w tabeli. Mecz z najsilniejszym rywalem i do tego na jego terenie. Co prawda, Turcy ostatnio nie najlepsze notują wyniki, lecz "puchary" to "puchary". Mecz był też okazją do swoistego rewanżu za ubiegłoroczną edycję Ligi Europy. Wtedy to Legia również grała w grupie z Trabzonsporem i zanotowała dwie porażki (0:2 i 0:2). Mecz zaczął się świetnie dla Wojskowych, bowiem w 16 minucie już prowadzili. Michał Kucharczyk dostał długie podanie, "włączył drugi bieg" i mając dużo miejsca "poszedł na prawą nogę" i uderzył na bramkę. Na nic zdała się ambitna postawa obrońcy i bramkarza drużyny przeciwnej, bo piłka zatrzepotała w siatce koło lewego słupka golkipera. Legioniści kontrolowali mecz, a gospodarze przysłowiowo "bili głową o ścianę". Dodatkowo mieli przewagę mentalną, kiedy szkoleniowiec gospodarzy powędrował na trybuny. Krewki Vahid Halilhodzić (pamiętacie go zapewne z Mundialu 2014, na którym prowadził Reprezentację Algierii) za krytykę sędziego (padły "żołnierskie słowa") został ukarany przez sędziego. Zresztą już po bramce Kucharczyk manifestował, że polski napastnik był wtedy na pozycji spalonej. Trener, mający bośniackie pochodzenie, już zdążył w tym sezonie być wyrzucony na kibicowskie krzesełka w lidze tureckiej. Ta "barwna" postać już nawet w przeszłości prowadziła Trabzonspor, a teraz próbuje znów swoich sił w tym klubie. Dość o tej sprawie. W drugiej połowie to gospodarzy narzucili swój styl gry. Im bliżej końcowego gwizdka tym częstotliwość ich ataków była większa. Powiedzmy, że od 70 minuty tego meczu (umownie) koło "16-stki" Legii Warszawa była istna "turecka nawałnica". W nieprawdopodobnych okolicznościach piłka jednak nie wpadała do "polskiej" bramki. Świetnie spisywał się bramkarz Legii, który miał też szczęście (Turcy nawet raz trafili w poprzeczkę jego bramki). Przede wszystkim jednak, u graczy w bordowo-niebieskich pasach na koszulkach bardzo raziła w oczy indolencja strzelecka. "Cudem" Legia "dowiozła" rezultat 1:0 do końca meczu. Przyznam, że po tym spotkaniu przypomniałem sobie deklarację Legionistów o podboju Ligi Europy i uzmysłowiłem sobie, że to tylko mrzonki (obym się mylił jednak :D).
Sytuacja po dwóch kolejkach była wyśmienita dla Warszawian. Mają oni dwa zwycięstwa i przewodzą w swojej grupie. Teraz czekała ich potyczka z Metalistem, który był w zupełnie odmiennych nastrojach (zanotowali 2 klęski). Mecz rozegrano wczoraj o 18:00 polskiego czasu w Kijowie. W zasadzie Legia grała "u siebie", bo kibiców było niecałe 2,5 tysiąca i jak mniemam w przewadze byli fani "znad Wisły". Gracze Legii, którzy w tym spotkaniu grali w zielonych trykotach, pokazali w pierwszej połowie większą kulturę gry niż ich przeciwnicy. Stwarzali sobie więcej sytuacji bramkowych, co zaowocowało zdobyciem bramki w 28 minucie. Bramkarza rywali pokonał po indywidualnej akcji Ondrej Duda. W okolicach "16-stki", z boku boiska przejął piłkę, minął rajdem dwóch czy trzech graczy (jednemu założył tzw. "siatkę"!) i strzelił pod poprzeczkę. Bramkarz był bez szans. No cóż...stadiony świata moi mili! W drugiej połowie emocji było chyba jeszcze więcej. Optycznie lepiej prezentowali się gracze z Charkowa. Nie mniej jednak Michał Kucharczyk już na początku drugiej części spotkania zdecydował się na indywidualny rajd w pole karne i obrońca przeciwnej drużyny spóźnionym wślizgiem powalił go na murawę. Decyzja: rzut karny. Do piłki podszedł kapitan drużyny, Ivica Vrdoljak. Uderzył niezbyt mocno, nisko koło lewego słupka bramkarza. Niestety dla niego i drużyny bramkarz obronił jego strzał. Chorwat aż przykląkł po swoim "wyczynie". W tym sezonie w europejskich pucharach podchodził już bodajże 4 razy do piłki ustawionej na 11 metrze i...3 razy nie udawało mu się pokonać bramkarza! Może czas pomyśleć o zmianie egzekutora "jedenastek"? To nie koniec. Ledwo Legia zmarnowała "karniaka", a ich bramkarz wyciągał piłkę z siatki. Ukraińcy zdobyli bramkę głową z bliskiej odległości, jednak w obozie Legii pojawiła się ulga, gdy sędzia liniowy uniósł chorągiewkę do góry - pozycja spalona. Legia oddała pole "gospodarzom", którzy mimo przewagi nie potrafili udokumentować ją strzeleniem gola. W 69 minucie meczu Ivica Vrdoljak zagrywa piłkę ręką we własnym polu karnym. Około 17 minut po tym jak sam zmarnował swojego "karniaka" daje się wykazać w tym elemencie piłkarskiego rzemiosła swoim przeciwnikom. Do piłki podchodzi Jajá i...marnuje swoją szansę. Vrdoljak tym samym unika totalnego blamażu. Trzeba tu pochwalić bramkarza Legii, który nie dał się pokonać mocnym strzałem pod tzw. "rękawicę". Wynik się już nie zmienił. Ostatecznie Legia pokonuje Metalist 1:0 i już bardzo się przybliża do awansu z grupy i to z pierwszego miejsca.
Moim skromny zdaniem gra Legii w każdym kolejnym meczu grupowym ma tendencję zniżkującą. Na początku przygody z Europą byli "w gazie", który teraz z czasem nieco "zszedł". Może moją opinię zakrzywia ostatni mecz. Wiecie, Legia nie grała tam optymalnym składem (Tomasz Brzyski i Miroslav Radowić pauzują z powodu kontuzji czy Michał Żyro, który ma przerwę za "czerwień" z Trabzonsporem), jednak ponoć Legia ma szeroką ławkę rezerwowych i dwie "równorzędne" jedenastki. Spostrzegłem też "asymetryczne" połowy. W pierwszej Legia gra spokojnie, neutralizuje swoich rywali, utrzymuje się przy piłce i ma sytuacje bramkowe. W drugiej zaś sytuacja się zmienia, oddają pole i częściej gra toczy się na ich połowie. Ja wiem, że często to jest spowodowane tym, że mają korzystny wynik i się cofają, jednak najlepszą obroną jest atak, a nie wycofywanie się. Zresztą czy przystoi takiej drużynie jak Legia by przeciętny Metalist dyktował przebieg gry? Wszakże to zespół z problemami, najlepszy ich zawodnik wrócił do kraju, a właściciel chce ponoć klub odsprzedać. Drużyna bez gwiazd w składzie. Co do zawodników Legii Warszawa, to Michałowie Kucharczyk i Żyro są w formie i myślę, że pan Adam Nawałka powinien się im bliżej przyjrzeć odnośnie Reprezentacji Polski. Nie podoba mi się Jakub Kosecki. Serce do gry ma (chyba geny po tacie :D), ale ma problemy z jakością gry. W meczu z Metalistem był jakiś "roztargniony", "nie czuł piłki", w zasadzie tylko początek miał fajny. No i tracił piłkę na swojej połowie - Jakub, tak nie wolno! I jeszcze coś o Orlando Sá. Jak dla mnie to "przepłacony" piłkarz. Nic nie pokazał w Kijowie. Oczywiście go nie skreślam, ale jeśli ktoś mi powie że to niezbędny zawodnik dla drużyny, to okraszę takie tezy tylko uśmiechem. Teraz coś pozytywnego - Legia gra "na czysto". Zespół nie traci goli, choć mówiąc, że defensywa jest monolitem to bym "koloryzował" rzeczywistość. Robią błędy, jednak mają przy tym dużo szczęścia. Wreszcie polski zespół umie grać "na wynik", nawet jeśli ich gra nie jest porywająca. Wracając do bramek, i jeśli dobrze liczę to stracili tylko 2 bramki w 9 meczach pucharowych (liczę słynny walkower jak 2:0 dla Wojskowych). Za dwa tygodnie rewanż z Metalistem na Pepsi Arena i jeśli nie padnie tam zaskakujący wynik, to już po 4 kolejce mogą zapewnić sobie play-off Ligi Europy w sezonie 2014/15.
Moi drodzy na razie to tyle. Jeszcze macie powyżej w tabelce ujęte 10 emocjonujących dwumeczów z IV rundy kwalifikacyjnej. Może jeszcze kiedyś napiszę coś o sytuacjach w innych grupach. Sprawą pewniejszą jest, że wrócimy jeszcze do europejskich poczynań Legionistów. Tymczasem dziękuję wam, że i tym razem zdecydowaliście się poświęcić swój cenny czas, by tu zajrzeć i przeczytać zawartość. Żywię gorącą nadzieję, że fajnie się wam czytało. Jeśli macie inne zdanie odnośnie tego co jest w postach, to zawsze możecie skomentować to w komentarzach na dole strony. Nie przedłużając, trzymajcie się ciepło i zakupcie szaliki bo będzie coraz chłodniej :D Miłego dnia i do zobaczenia. Czołem! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz