Translate

piątek, 17 października 2014

(Temat 13) Piłkarski cud

Marzenie się ziściło. Dokonaliśmy czegoś, co wydawało się niemal niemożliwe. Ach, aż teraz nie mogę w to uwierzyć. Szok pomieszany z radością. Pokonaliśmy Niemców! Jupi! :D Dla nas, Polaków, są pewne potyczki sportowe, które wykraczają poza sport. Tak to już jest z nami, że gdy po drugiej stronie barykady stoją Niemcy czy Rosjanie, to zwiększa się u nas mobilizacja i ekscytacja. Nie będę wam tu mówił czemu akurat te dwie nacje działają na nas jak ta przysłowiowa "czerwona płachta". Przecież wszyscy wiemy dlaczego tak jest, a jakbym zajął się genezą i analizą tego zagadnienia, to "posądzono" by ten blog mianem historycznego a nie sportowego :))) Tak więc czas wrócić do sportu, a jak nieco "odchylę się" na inne perspektywy to...no cóż, to jedna z moich rozlicznych wad i musicie mi wybaczyć :)))
Dobrze, pośmialiśmy się, ale już wracam do meritum tegoż postu. Jak widać kipię od dobrego humoru, co chyba nie dziwi po tym co zobaczyłem 11 października 2014 roku na Stadionie Narodowym. Oczywiście nie miałem zaszczytu, by moje pośladeczki zaznały krzesełek warszawskiego "gniazda", ale i tak oglądanie tego spotkania online dostarczyło mi taką dawkę szczęścia i euforii, że jeszcze jestem na "kacu". Ludzie, powiem to jeszcze raz, bo nie wierzę - ograliśmy Niemców! Uszczypnijcie mnie, bo może to piękny, ale jednak sen...ałaaa! Nie tak mocno :D No dobrze, przynajmniej wiem, że jestem na jawie. Ach, jest pięknie. O ile Rosjan często pokonujemy to z Niemcami już tak łatwo nam nie jest. Oczywiście mowa o futbolu. Na innych niwach sportowej rywalizacji jest bardziej różowo. Tak, że napomknę o fakcie, iż w tym roku kalendarzowym nasze zespoły drużynowe "biły" Niemców aż miło. Do tego nie były to jakieś tam sparingi, lecz mecze o punkty. Kanonadę rozpoczęli szczypiorniści, którzy dwukrotnie jedną bramką pozostawili Niemców w przegranym polu. Nasi "Gladiatorzy" jak zwykle dostarczyli nam spory zastrzyk wielkich emocji, a przebieg wyjazdowego rewanżu miał swoją dramaturgię - na szczęście w końcowym rozrachunku była salwa radości po polskiej stronie. Później przedstawiciele basketu (chyba nieoczekiwanie - wybaczcie nie jestem fanem koszykówki) okazali się dwukrotnie lepsi nad naszym zachodnim sąsiadem w eliminacjach do europejskiego czempionatu. No i gloria naszych "złotych" siatkarzy w półfinale tegorocznego mundialu, rozgrywanego zresztą na polskiej ziemi. Brakowało tylko sukcesu naszych piłkarzy...ale i Ci dołączyli do chwały naszego sportowego "oręża".
Trzeba być uczciwym i powiedzieć, że najtrudniejsze zadanie mieli właśnie futboliści i zwłaszcza ten triumf ma największą wagę. Wszakże, rywal ten był dla nas nieosiągalny - do października tego roku nigdy z nimi nie wygraliśmy. Około 80 lat rywalizacji, około 20 spotkań i...nic. Co najwyżej parę "remisików" i goli tyle co na lekarstwo. Z ekipą Die Mannschaft wyjątkowo było nam nie po drodze, szło nam jak krew z nosa. Pikanterii dodaje fakt, iż nie tak dawno zespół Niemiec okazał się najlepszy na świecie, gromiąc po drodze chociażby drużynę Canarinhos. Państwo, które ma bodajże drugą co do wielkości liczbę zarejestrowanych piłkarze. Kraj z wielką piłkarską tradycją, który tylko w w ostatniej dekadzie zdobyli 5 medali w Mundialach i Euro! Robi wrażenie? No ja myślę. Jak gdyby nic przyjeżdżają do Warszawy z pewnością zwycięstwa i obchodzą się wyłącznie smakiem. No wiem, że od teraz nie staliśmy się piłkarską potęgą. Spokojnie, jeszcze nam brakuje dużo, więc Ci co sądzą inaczej to są proszeni o zejście na ziemie. Nie chcę się chwalić, ale przewidywałem nasze zwycięstwo (we wcześniejszym poście). Tak tylko mówię :))) Nie ma co dokonywać szerokiej analizy przyczyn tego wielkiego zwycięstwa, ale parę zdań na ten temat wręcz trzeba skreślić. Zacznę od...Reprezentacji Niemiec. Na pewno ich problemy kadrowe czy "zachłyśnięcie się" zwycięstwem brazylijskiego Mundialu ułatwił nam zadanie. To samo z ich porażającym brakiem skuteczności. Jednak nie ma co ujmować chwały naszym piłkarzom. Mieli dobry dzień, ogromne zaangażowanie w grę, kupę szczęścia i wspaniałą publikę, która ich poniosła. Wiecie, kocham taką grę. Nie chodzi o samą grę, bo nasi piłkarze w tym meczu pokazali, że wirtuozami wielkimi nie są, Chodzi natomiast o ogromną ambicję oraz "serducho" do gry. Czułem dumę, jak nasi gracze rzucali się na piłkę, aby ją zablokować. Dawno tego nie czułem. To żaden przytyk w kierunku naszych Orłów, bo pewnie rzadko kiedy nie zaangażowali się w mecz kadry. Jednak w meczu z Niemcami widziałem, że "gryzą murawę". Aż chce się powiedzieć, że były krew, pot i łzy. Kibic zrozumieć potrafią wiele. Porażki też. Kibic nie zrozumie jednak tego, gdy gracze grają "na pół gwizdka". Wiec już za samą postawę na boisku "chłopaki Nawałki" mają szacunek fanów. Jednak za odniesiony wynik w meczu o punkty przechodzą do historii polskiej piłki. Tak, zostali legendami polskiej "kopanej". Kiedyś powiedziałem nawet, iż jeśli "przydarzy" nam się zwycięstwo nad piłkarzami z kraju Angeli Merkel, to autorzy sukcesu będą w chwale na długie lata - chyba się nie pomylę.
Wszystkim piłkarzom owacje na stojąco. Za "serducho" i wynik. Bez wyjątku, dla każdego z osobno jak i całej ekipę, piłkarzom na murawie i rezerwowym. Jednak paru osobom trzeba wystawić specjalną laurkę. Zacznę od człowieka, o którym wydaje się, iż mówi się chyba zbyt mało. Mowa o Adamie Nawałce - "ojcu sukcesu". Człowiek, za którym do tej pory wyniki bynajmniej "nie szły". Bardzo dobrze, że taki "kop-mecz" się udał chłopakom. Da to spokój Nawałce poprzez przychylność publiki. Może się skupić na pracy, a nie na obawie, że każdy kolejny mecz może być ostatnim. Oczywiście, należy się liczyć z pewną presją kontynuacji dobrych wyników, ale przecież stres to "chleb powszedni" każdego selekcjonera. Wracając do "kop-meczu" z Niemcami myślę, iż obrazowo sprawa wygląda jak z żaglowcem na pełnym morzu. Płynie pełna naprzód, gdy zacznie wiać wiatr w żagle. Tak też jest z naszą Reprezentacją. Zwycięstwo to napędzi ich "żagle", iż dopłyną aż do Francji w 2016 roku. Miejmy taką gorącą nadzieję. Pojawi się wewnątrz zespołu pozytywne myślenie i jedność - to tylko może wyjść jej na dobre. Wracając do zasłużonych, to nie sposób ominąć nazwisko Szczęsnego. Wojtek zagrał bardzo dobrze. Przypomina mi się jego postawa z meczu z Niemcami z...2011 roku z Gdańska. Tam też bronił wyśmienicie, nawet wyciągał trudniejsze piłki. Trzeba go pochwalić. Co do jego przyszłości i tym czy może zostać liderem kadry to będę ostrożny. Niby jest spokojny i pewny siebie, ale czasem "spala się" w meczu o stawkę (chociażby jego postawa z Grecją na EURO 2012). Ogromne słowa uznania dla Sebastiana Mili. Faceta nie da się nie lubić. Jak słuchało się jego pomeczowych wywiadów to usta same się uśmiechały. Nie jest on już młodzieniaszkiem (mam nadzieję, że Sebastian się nie obrazi) i emanuje mądrością oraz pewnością na boisku. Sam twierdzi, że zostało mu jeszcze kilka lat dobrej gry, więc jemu bardzo zależy by awansować z kadrą do finałów EURO - będzie to dla niego wisienką na torcie jego piłkarskiej kariery. A jego historia, spora nadwaga to wręcz niewiarygodne. "Szacun" dla niego. Kto jeszcze? Może Arkadiusz Milik. Chłopak ma papiery na genialnego gracza. Chociażby przez datę urodzenia (28 luty), czyli dokładnie wtedy kiedy wybitny polski snajper, Włodzimierz Lubański. Ba! Arek również poważną piłkę zaczął od gry w Górniku Zabrze, gdzie już pokazywał swój nieprzeciętny talent. Młody Tyszanin wyjechał na Zachód i długo nie mógł się odnaleźć, ale ostatnio pokazuje formę w Ajaxie Amsterdam i miejmy nadzieję, że będzie częściej grał w holenderskim klubie. Reasumując: brawo wszystkim chłopakom!
A teraz nieco o 3 meczu naszej kadry. Szkoci przyjechali do Warszawy, aby "napsuć krwi" naszym graczom. Wiadomo było, że będzie to piłkarski bój. Przyznam, że inaczej wyobrażałem sobie ten wynik i przebieg samego meczu. O ile przewidywałem zwycięstwo naszych Orłów nad z Niemcami, to już mecz następny mnie nieco zaskoczył. Trochę szkoda, że nie udało się wygrać. Jednak nie narzekam, gdyż 7 punktów po 3 pierwszych meczach trzeba uznać za sukces. Co mnie zaskoczyło? Po pierwsze wynik. Spodziewałem się niskiego rezultatu - "mecz o jedną bramkę". A tu aż 4 bramki, a mogłoby być i więcej. Niestety znów ukazała się nasza niemoc w grze defensywnej. Łukasze Szukała i Piszczek wybitnie słabo się prezentowali. Nader dużo zamieszania w naszych szykach obronnych robili szkoccy piłkarze. To mnie dziwi, bo wirtuozami nigdy oni nie byli i nie są. No dobrze, nasi rywali poczynili pewne postępy (zagrali lepiej niż w meczu z nami z marca tego roku), jednak nie przesadzajmy. Bardzo łatwo odrobili straty i przeważali w grze. Po drugie, właśnie wspomniany przebieg gry. Moi mili, Szkoci mieli zdecydowanie częściej piłkę przy nodze i wiedli prym w pojedynku z Biało-czerwonymi. To mnie dziwi. Jeżeliby szukać przyczyn takiej sytuacji to można upierać się nad brakiem sił naszych zawodników. Wiele kosztowało nas spotkanie z Niemcami. Nasi rywale grali "tylko" z Gruzinami u siebie. No, ale...skąd ten zryw naszych graczy po 70 minucie meczu? Wydaje się, że taktyka była taka by spokojnie wejść w mecz i czekać co zrobi rywal. Zwłaszcza, że obie ekipy nie preferują gry pozycyjnej. Jednak czy przystoi, by Polacy grając u siebie z takim rywalem jak ten we wtorkowy wieczór oddali im pole i cofnęli się pod własną bramkę? Odpowiedź jest oczywista. Wielka szkoda, że po strzelonej bramce nie "rzuciliśmy się" na przeciwnika. Przyznam, że w 12 minucie tamtego meczu mówiłem w myślach "jest świetnie" i jakby ktoś powiedziałby mi, że ten mecz skończy się wtedy 2:2 to byłbym wielce zdenerwowany. Jednakże biorąc pod uwagę, że przegrywaliśmy 1:2 i mogło być nawet 1:3, to należy cieszyć się podziałem punktów.
Znowu muszę pochwalić pana Sebastiana. Moi mili, od jego wejścia na boisko ożywiła nasze poczynania na boisku, coś działo się w środku pola gry. I to genialne dogranie piłki do Kamila Grosickiego i jego strzał w słupek - coś wspaniałego. Mila ma to "dotknięcie" piłki. Nie jestem jednak za tym by grał on od "pierwszego gwizdka". Myślę, że może on pełnić rolę typowego "asa z rękawa". Zawodnik, który wchodzi w pełni sił na podmęczonego rywala i ma nieco więcej pola do gry, gdy u rywala zmęczenie powoduje rozluźnienie dyscypliny taktycznej i współpracy między formacjami. Coś na kształt Tomasza Frankowskiego za ery Pawła Janasa na stołku selekcjonera. Brawo Krzysztof Mączyński, Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski. Brawo Kamil Glik. Akurat nasz stoper nie zagrał tak dobrze jak z Niemcami, jednak harował na boisku, a "rozwalony" łuk brwiowy jest bardzo wymowny. Wreszcie Kamil Grosika Grosicki, które jestem bardzo wielkim zwolennikiem w kadrze. To jak robi przysłowiowy "szum" na murawie jest nader pożyteczne. I ta jego akcja w drugiej połowie - rajd i dośrodkowanie w pole karne. Lewandowski nieco przygaszony - zwłaszcza faulem w 10 minucie gry (atak wyprostowaną nogą bez kartki!), jednak walczył zastawiał się i mimo bólu i kulejącej nogi dograł do końca spotkania. Brawo Lewy. A Arkadiusz Milik? Trochę marnował sytuacji, z tą nieskuteczną główką z bliskiej odległości. Jednak znów zdobył gola, chłopak coś ma. Myślę, że jeśli zgra się z Robertem Lewandowski to będą oni bardzo groźni dla kolejnych rywali naszych Reprezentantów. Bardzo trafnie ujął Arek to ile daje Lewy dla kadry w jednym z wywiadów. Stwierdził on, że obrońcy głównie skupiają się nad kryciem naszego najlepszego napastnika, przez co on ma więcej miejsca. Myślę, że to świetnie. Nawet jeśli Lewandowski nie strzela goli i asystuje, to samą swoją obecnością na murawie pomaga zespołowi skupiając na swojej osobie uwagę defensorów. Kto jest zawodem meczu? Sędzia meczu - Alberto Undiano Mallenco. Myślałem, że jako Hiszpan nie pozwoli na ostrą grę. Było wiele fauli, które były bez odzewu z jego strony. A faul na Robercie Lewandowskim to już kompromitacja. Ten hiszpański rozjemca piłkarski miał etykietkę "kartkowicza", jednakże chyba "zgubił" owe kartki, gdyż rzadko kiedy ich używał. Słabiutko panie Alberto. Sam mecz mógł się jednak podobać. Miał dramaturgię, gole i zwroty akcji. Do końca nie było wiadomo jak mecz się zakończy. Do rangi symbolu urasta lejąca się krew z głowy Kamila Glika, dziura w ochraniaczu Lewandowskiego, słupek Grosickiego. Do tego te zrywy w grze Biało-czerwonych. Po prostu mecz był wielkim widowiskiem (chodzi oczywiście o emocje, bo gra pozostawiła wiele do życzenia).
Acha...skleroza nie boli. Przecież jestem winien wam paru słów o zawodniku, który pokazał się z bardzo dobrej strony w tym spotkaniu. Mowa o Arturze Jędrzejczyku. Piłkarz grający w rosyjskiej ekstraklasie jest w ewidentnym "gazie". Zagrał bardzo pozytywnie, nie bał się ofensywnej gry, a idealnym podsumowaniem jego gry była bramkowa asysta do Arkadiusza Milika. Zagrał zdecydowanie lepiej niż jego kolega z drugiej strony boiska (Łukasz Piszczek). Myślę, że Adam Nawałka ma pozytywny ból głowy na kogo postawić na tej pozycji - w alternatywie jest Jakub Wawrzyniak i Sebastian Boenisch.
Dobrze, słowem podsumowania, gratuluje chłopakom tych 4 punktów i liczę na więcej. Teraz arcyważny pojedynek w Tibilisi z ekipą Gruzji. Będzie ciężko, ale musimy tam pojechać jak po "swoje". Jeżeli zagramy przynajmniej tak jak w ostatnim meczu i polepszymy grę w "tyłach" to będzie świetnie. Myślę, że będziemy blisko awans, jeśli wygramy oba mecze z Gruzją i Gibraltarem i pokonamy na Stadionie Narodowym zespół z kraju św. Patryka, czyli Irlandię. Trzeba też coś ugrać na wyjazdach z groźnymi rywalami (Niemcy, Irlandia i Szkocja) i będzie pięknie. Paradoksalnie, gdy zajmiemy 3 miejsce w grupie to nie będzie za łatwo awansować - trudniej niż w rywalizacji z zespołami naszej grupy. Jest wiele niespodzianek i bardzo uznane marki mogą zagrać w barażach, np. Portugalia, Czechy, Holandia, Bośnia i Hercegowina, Grecja, Norwegia... Łatwo z takimi rywalami bynajmniej nie będzie. Zobaczymy jednak jak będzie. Nie pękać chłopaki! :)
A teraz czas, chce się rzec tradycyjnie :), na przegląd tego co działo się na innych stadionach. Tym razem 2 i 3 kolejka eliminacji. Działo się bardzo wiele, wszakże to jednej z najbardziej emocjonujących eliminacji EURO w ogóle w historii tychże rozgrywek. Wybrałem dla was 10 spotkań (+mecze w "polskiej" grupy), które są warte szczególnej uwagi. Zapraszam na wspólną i owocną analizę poniższych meczów.
Zaczynamy od "polskiej" grupy (grupa D). Kiedy odnieśliśmy spektakularne zwycięstwo nad Niemcami to Szkocja rywalizowała z Gruzją, a Irlandia podejmowała słabiutki Gibraltar. Jeśli chodzi o pierwszy pojedynek to wynik nie zaskakuje. Szkoci odprawili rywala z Kaukazu rezultatem 1:0 ("samobój" Gruzina Akaki Chubutii). Gospodarze przeważali i zasłużenie wygrali. Obie ekipy mają solidną obronę, więc minimalne zwycięstwo gospodarzy było najbardziej prawdopodobne. Większe widowisko było za to w Irlandii. Uprzedzam, że wybitnie jednostronne. "Robbie Keane i spółka" pokazali miejsce w szeregu Gibraltarczykom. Nawet nie minęło 20 minut tego spotkania, a Irlandia...prowadziła 3:0! Hat-tricka ustrzelił wspomniany wcześniej kapitan zespołu, Robbie Keane. Więcej goli w pierwszej połowie nie padło. Jednak w drugiej części gry piłkarze w zielonych trykotach dołożyli kolejne 4 bramki. Wszystkie padły...w pierwszych 10 minutach! Wyspiarze urządzili sobie kanonadę goli i powtórzyli wyczyn naszych graczy (7:0). Chyba pomyliłem się co do Reprezentacji Gibraltaru. Myślałem, że pokażą większą jakość a tu "klops". Często zespoły debiutujące na arenie międzynarodowej grają wyjątkowo efektywnie (jak na swoje umiejętności rzecz jasna). Gibraltar jednak gra na dużej tremie jak widać, bo biją ich wszyscy jak leci. "Ozdobą" meczu była bramka samobójcza bramkarza przyjezdnych, Jordana Pereza. Kolega z drużyny "nastrzelił go" piłką, która z kolei trafiła do strzeżonej przez niego bramki :) W 3 kolejce Niemcy, po porażce z Polską, chcieli się zrehabilitować w meczu z Irlandią. Mecz rozegrano w Gelsenkirchen przy 52-tysięcznej widowni. Ogólnie mecz przypominał nasz pojedynek z Niemcami (Niemcy zdecydowanie przeważali). Gospodarze mieli przewagę w statystykach, jednak nie potrafili trafić do siatki swoich przeciwników. Dopiero Toni Kroos w 71 minucie meczu zdobył bramkę dla swojego zespołu i gdy wydawało się, że odniosą minimalne zwycięstwo to Irlandczycy sprawili sensację. Zaatakowali w samej końcówce i udało im się pokonać Manuela Neuera. No cóż, zdobyli bramkę sekundy przed końcowym gwizdkiem, a więc tak..."po niemiecku". W ostatnim meczu w naszej grupie Gibraltar przegrał w Faro z Gruzją 0:3 (0:2).
Dużo się działo w innych spotkaniach eliminacyjnych. W grupie A wspomnę 2 spotkania. Najpierw o Czechach, którzy udowodnili swoją dobrą dyspozycję w tych eliminacjach. Pojechali do Stambułu i ku rozpaczy gospodarzy wywieźli komplet punktów. Pokazuje to ogromny kryzys w tureckiej piłce. Turcja-Czechy 1:2. W 3 kolejce doszło do sensacji. W Rejkiawiku tamtejsza drużyna Islandii nie dała złudzeń Holandii. Zespołowi Oranje przyszło grać z naprawdę świetnie poukładanym zespołem. Widać fachową rękę szwedzkiego szkoleniowca islandzkiego teamu - Larsa Lagerbäcka. Ich przygotowanie fizycznie budzi wręcz zachwyt. Dochodzi do tego naprawdę solidna gra defensywna, która zachowuje po 3 meczach czyste konto (rywale: Turcja, Łotwa i Holandia). Ponadto są efektywni w przednich formacjach (8 goli). Narodził się naprawdę bardzo dobry średniak europejskiej piłki. Mamy brać z kogo przykład, bo przecież to malutkie państewko. Po dwóch golach G. Sigurðssona Islandia odniosła wiktorię nad zespołem Holandii! W grupie B doszło do pojedynku gigantów tej grupy: Bośnia i Hercegowina-Belgia. Bośniacy są w ewidentnym "dołku". Po dwóch meczach mieli tylko jeden punkcik i ewentualna przegrana w 3 kolejce sprawiłaby, że znaleźliby się w bardzo trudnej sytuacji. Mecz był otwarty i czysty (łącznie tylko 17 fauli). Przeważali przyjezdni. Dłużej utrzymywali się przy piłce, oddali więcej strzałów na bramkę i w światło bramki, mieli dwa razy więcej celnych podań niż ich oponenci boiskowi. Mecz zakończył się jednak wynikiem 1:1, z którego chyba żadna ze stron nie jest specjalnie szczęśliwa. W grupie C doszło do sensacji - nie pierwszej w tych eliminacjach. Tym razem w Bratysławie polegli Hiszpanie. Zespół Vincente del Bosque został pobity przez ekipę Słowacji. Duża w tym zasługa Ikera Casillasa. Ewidentnie golkiper La Furia Roja ma gorszy okres w swej karierze. Puścił kuriozalną bramkę z rzutu wolnego. Piłka zakręciła i wpadła w środek bramki, ku rozpaczy Casillasa. Jego przyszłość w kadrze stoi pod znakiem zapytania. Hiszpanie co prawda zdołali doprowadzić do wyrównania w ostatniej części spotkania, ale gospodarze nie zrazili się tym i 5 minut później zdobyli gola i wygrali cały mecz w stosunku 2:1. Jak na razie oba te zespoły przewodzą w tej grupie i chyba tylko Ukraina (obecnie zajmuje 3 miejsce) jest realnym rywalem tej dwójki do bezpośredniego awansu.
W grupie E odbył się ważny mecz w słoweńskim Mariborze. Słowenia podejmowała Szwajcarię. Gospodarze po porażce z Estonią byli w małym stresie, bo każda kolejna strata punktów może skutkować ich brakiem wyjazdu na finały EURO we Francji. Szwajcarzy też nie byli "w skowronkach", bo mieli 0 punktów na koncie po porażce z Anglią (jednak z Anglią raczej wszyscy rywale Szwajcarów z tej grupy przegrają). Mimo wyraźnej przewagi przyjezdnych, Słoweńcy po rzucie karnym wygrali ten mecz 1:0. Zabawne, gdyż oddali na bramkę rywali...1 strzał w światło w bramki! To się nazywa skuteczność :))) W grupie F Grecja znowu zawiodła. Poległa u siebie z nader dobrze spisującymi się w tej edycji eliminacji EURO, zespołem Irlandii Północnej. Irlandczycy odnieśli 3 kolejne zwycięstwo i ich awans jest bardzo realny. Piłkarze z kraju z Atenami są na drugim "biegunie" samopoczucia. W następnym meczu co prawda zagrają z Wyspami Owczymi (raczej "pewny" komplet punktów), jednak po nim przyjdzie im wyjazd na Węgry. Ewentualna porażka sprawi, że nawet 3 miejsce w tej grupie może okazać się nieosiągalne dla Greków. Co do samego meczu z Irlandią Północną, to przegrali 0:2 i mimo optycznej przewagi, nie przełożyli to na efektywność pod bramką rywali. Irlandczycy za to dokonali niezwykłej rzeczy. Zdobyli dwie bramki (+raz obili bramkę Greków) mimo...słuchajcie, bo to naprawdę fajna sprawa...31% czasu przy piłce, oddania 4 strzałów na bramkę i stworzeniu 97 podań (z czego tylko 74 było celnych!)! Dodam, że nawet San Marino grając na wyjeździe z Anglią (0:5) miało większą częstotliwość podań - o Gibraltarze nawet nie mówiąc. Skuteczność mają na wysokim poziomie :D Grupa G miała zaskakujący rezultat. W 3 kolejce Rosja podejmowała bardzo średnią Mołdawię (mecz z podtekstem politycznym). Rosjanie przeważali, ale goli było brak aż do 70-tych minut tego spotkania. Gdy gracze rosyjscy po rzucie karnym objęli prowadzenie, to wydawało się, że 3 punkty pojawią się na ich kontach. Nic z tych rzeczy. Minutę później kapitan mołdawskiej drużyny doprowadził do remisu, który utrzymał się już do ostatniego gwizdka sędziego. To drugi remis Rosjan w październikowych meczach w ramach eliminacji do francuskiego czempionatu (wcześniej na wyjeździe podzieli się punktami ze Szwedami). Jak na razie pierwsze miejsce w tej grupie ma drużyna Austrii.
W grupie H Włosi "męczyli" się z Azerami. Mecz miał epicki przebieg. W zasadzie można go nazwać mianem "Giorgio Chiellini Show". Włoski obrońca najpierw zdobył bramkę "otwierającą" wynik spotkania. Długo utrzymywał się ten rezultat na stadionie w Palermo. Dopiero w 76 minucie padła druga bramka...dla Azerbejdżanu, autorstwa...Giorgio Chielliniego :))) Ale to nie wszystko, bo Włochom udało się wygrać to spotkanie 2:1 po golu...a jak myślicie, kogo? :P Tak, chodzi o Giorgio Chielliniego :) Włochom słabo idą te eliminacje, bo z Maltą wygrali zaledwie 1:0. Jednak są skuteczni "do bólu", gdyż po 3 meczach mają komplet 9 punktów i wraz z Chorwacją przewodzą w tej grupie. No i na sam koniec grupa I. Analizie zostaną poddane dwa mecze z 3 kolejki: Dania-Portugalia i Serbia-Albania. Dla "Ronaldo i Spółka" mecz na duńskiej ziemi był arcytrudny i arcyważny. Po porażce w pierwszym meczu z Albanią, Portugalczycy przy ewentualnej klęsce (Dania to ciężki teren) ich awans wcale nie byłby taki pewny. Trzeba przyznać, że kamień portugalskim kibicom spadł z serca, aż w kraju nad Wisłą było słychać :))) Mecz zakończył się zwycięstwem Iberyjczyków 1:0. Gola zdobył (a jak) Cristiano Ronaldo. Okoliczności tej bramki były niecodzienne...gracz Realu Madryt trafił do duńskiej siatki w 95 minucie meczu. W drugim meczu tej grupy, a więc Serbia-Albania (Armenia "pauzowała", grając "odgórnie" sparing z Francją) mecz zakończył się...przed końcem pierwszej połowy! Tak, dobrze czytacie. Otóż, przy rezultacie 0:0, gdy kończyła się pierwsza część tego meczu rozgrywanego w Belgradzie, doszło do prowokacji ze strony Albańczyków. Ponoć brat premiera Albanii (był VIP-em podczas meczu) sterował dronem nad boiskiem, który miał flagę odnoszącą się do spraw wolnościowych i zjednoczeniowych Albańczyków. Doszło do przepychanek. Piłkarze zeszli z płyty boiska, a później gracze Albanii odmówili wznowienia gry. Na razie nie podjęto decyzji co zrobić z tym meczem. Najprawdopodobniej mecz zostanie powtórzony, bądź przyzna się walkower na korzyść serbskiego teamu. Byłoby szkoda, bo Albańczycy mieli 4 punkty po dwóch meczach (zwycięstwo nad Portugalią i remis z Danią) i mogliby realnie myśleć o minimum 3 miejscu w tej grupie. Jeśli chodzi o animozje serbsko-albańskie to mieliśmy ich pokaz w tym przerwanym meczu. Warto przypomnieć o Kosowie (rejon autonomiczny, zamieszkany głównie przez Albańczyków), o które toczyła wojnę Jugosławia (Serbia). Smutne to. Miejmy nadzieję, że pokój zagości w tym rejonie świata.
Na razie tyle o tych eliminacjach EURO. Dalsze emocje będą w listopadzie. Wtedy to nasz zespół zagra bardzo ważny mecz z Gruzją na wyjeździe. Ponadto Niemcy będą mieć u siebie "spacerek" z Gibraltarem oraz Szkocja podejmie na własnym terenie Irlandię (bardzo istotny mecz o układzie sił w tej grupie, myślę że satysfakcjonujący będzie rezultat remisowy bądź zwycięstwo drużyny przyjezdnej). Ponadto czeka naszą Reprezentację wartościowy mecz towarzyski z bardzo dobrą drużyną Szwajcarii. Tymczasem to wszystko. Trzymajcie się ciepło moi drodzy. Do zobaczenia. Czołem! :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz