Translate

czwartek, 31 grudnia 2015

(Temat 36) Poznaliśmy rywali na "EURO 2016"!

Stało się. Od dawna wyczekiwana ceremonia w paryskim "Palais des Congrès" przeszła już do historii. Drużyny narodowe z 24 państw naszego kontynentu rozdzielono i wszystko jest jasne...no...w zasadzie niewiele wiadomo (z tym trzeba czekać do lipca). Karuzela spekulacji i ocen rozkręciła się na dobre. Jedni się cieszą, drudzy nieco mniej, zaś zgodnie wszyscy - mają czas. Przed nimi półrocze na wybór personaliów, uporządkowanie spraw organizacyjnych, zgrywanie piłkarzy czy szlify taktyczne. Na szczęście podstawowe fakty właśnie ujrzały światło dzienne i już wiadomo jak dokładnie wygląda rozpiska fazy grupowej. Wiedzą to także nasi piłkarze wraz ze sztabem szkoleniowym, dziennikarze i wreszcie my - zwykli polscy kibice. Słowa kluczowe to: Niemcy, Ukraina oraz Irlandia Północna. Tak oto prezentują się pierwsze przeszkody naszych "Orłów", na ich - miejmy nadzieję - długiej i pięknej przygodzie, zwanej "Mistrzostwa Europy Francja 2016"!
Nie da się ukryć radości. Na mistrzostwach łatwych rywali nie ma i nikt przed nami "kładł się" nie będzie, ale niewątpliwie mogliśmy trafić znacznie gorzej. Pozytywnych konsekwencji losowania jest zresztą więcej, co ten post postara się udowodnić. Futbolowe środowisko jest wyjątkowo spójne i panuje przekonanie o sporym szczęściu naszego zespołu. Dawkowane jest ono co prawda dozą powściągliwości i czujności przed "spoczywaniem na laurach", lecz to efekt przykrych doświadczeń z ostatnich występów "Biało-czerwonych" na dużych turniejach. Ich historie były łudząco podobne do siebie i z grubsza przebiegały dla nas tak: POZNANIE PRZECIWNIKÓW -> EUFORIA -> WYJŚCIE Z GRUPY TO NIBY RZECZ OCZYWISTA -> "ZIMNY PRYSZNIC" JUŻ W PIERWSZYM MECZU -> POWRÓT DO OJCZYZNY W AURZE DUŻEGO ZAWODU. Czemu tym razem miałoby być inaczej? Przesłanki ku temu są. Pominę teraz osobę trenera, która wydaję się być odpowiednią na swym stanowisku. Świetny psycholog, człowiek z zasadami i hołdujący ciężkiej pracy. Nie będę również długo rozprawiał nad siłą obecnej kadry, gdyż nie lubię się powtarzać. A tak silnej reprezentacji nie mieliśmy od bardzo dawna - być może nawet od czasów Piechniczka. Choć pomny tego, że należy być "sfokusowanym" głównie na sobie (poprawianie swych niedoskonałości, dobór odpowiedniego treningu etc.), to podkreślam rolę rangi naszych przeciwników. To z kim gramy ma ogromne znaczenie. Nie ma co udawać, że np. San Marino jest sportowo równe Hiszpanii, bo to wizja na wskroś utopijna. I właśnie w tym aspekcie, w mojej skromnej opinii, obecna sytuacja jest dla korzystna.
Powróćmy raz jeszcze do widowiska w Paryżu. O 18:00 na główną scenę wychodzą mistrzowie ceremonii: Francuz Bixente Lizarazu oraz Holender Ruud Gullit. Ci niegdyś rewelacyjni zawodnicy (m.in. uświadczyli złota na "EURO"), teraz elegancko prezentowali się w swoich "garniakach". Bixente wydawał się być trochę "sztywny", w odróżnieniu od promieniującego uśmiechem Ruuda - takie moje spostrzeżenie. Atmosfera zrobiła się gorąca, gdy z trybun zbiegły piszczące panie, przywdziane w róż i wykonujące kankana. Francuzi nie byliby sobą, gdyby zaniechali wątku erotycznego :) Później było już nudno i po krótkim wstępie artystyczny nastąpiła część zasadnicza. Za główne "sierotki" robili tym razem Francuz David Trezeguet i Grek Angelos Charisteas (obaj strzelali bramki w finale mistrzostw). Najbardziej prestiżową rolę pełnił David, który odpowiadał za dobieranie kulek z dwóch najsilniejszych koszyków. Nie można tu pominąć Gianniego Infantino, który już tradycyjnie pilnował prawidłowości losowania. Niewątpliwie łysawy "Sekretarz Generalny UEFA" po raz kolejny pokazał profesjonalizm oraz poczucie humoru, rzucając żartami dla rozładowania napięcia i uniknięcia monotonności. O 18:43 w rękach Angelosa Charisteasa pojawiła się karteczka z napisem "POLAND". Było wówczas wiadomo, iż zagramy w "Grupie C" z Niemcami i Irlandczykami (z Północy). Słynny Grek okazał się być dla nas niczym "Anioł Stróż", co dziwić nie powinno patrząc na jego oryginalne imię... Na sam koniec pozostało rozdzielenie reprezentacji z "Koszyka 2". W nim znajdowała się chociażby Italia, na którą trafić nie chciał raczej nikt. Pierwsza kulka...Szwajcaria! Drugie podejście i...Rosja! Przy "wschodnich braciach" westchnąłem mocno. Rywalizacja Polaków, Rosjan i Niemców byłaby niezwykle atrakcyjna, zważywszy na zaszłości historyczne (zresztą Rosję na tle pozostałych ekip z "zestawienia nr 2" oceniam dość nisko). Co gorsza, następna była nasza grupa a Włochy nadal w grze... Na zegarze 18:51, Trezeguet wyciąga kulkę, otwiera ją i...Ukraina! Mamy szczęście, to bodaj najsłabszy rywal na jaki mogliśmy trafić! Chyba podobnego zdania Adam Nawałka, który wręcz tryskał radością. Uśmiech nie schodził mu z buzi tak w komentarzach z dziennikarzami, jak i przy pozowaniu do zdjęć z przedstawicielami innych drużyn. Nieco zaskoczył Zbigniew Boniek, który chyba kurtuazyjnie stwierdził, iż "Biało-czerwoni" nie są faworytami do awansu. Prezes rodzimego związku pokazał się z bardzo zachowawczej strony. "Zibi", co tak defensywnie?
Faworytem grupy nie jesteśmy i tylko najwięksi optymiści mogą twierdzić inaczej. Specjalnie nie zaryzykuję, gdy postawię tezę, iż największe szanse na to mają Niemcy. Zespół "Die Mannschaft" to aktualni mistrzowie świata i główni kandydaci do sięgnięcia po najcenniejsze laury na przyszłorocznym czempionacie. O tym nie mają wątpliwości eksperci i bukmacherzy - u tych drugich przy stawianiu pieniędzy na naszych zachodnich sąsiadów nie da się stosunkowo wiele zarobić. Reasumując, Niemcy to potęga i powinienem płakać, że na nich trafiamy... Jest jednak nieco inaczej. Zgoda, gra z nimi to zapewne katusze a ewentualne zwycięstwo graniczyłoby z cudem, lecz pewne atuty są po naszej stronie. Z pewnością w ostatnich latach często z nimi gramy, na czele z ostatnimi eliminacjami. Tak więc, nasi piłkarze wiedzą jak to się "je". Nie tylko pokonaliśmy ich pierwszy raz w historii, ale także okazaliśmy się lepsi w dwumeczu (2:0 i 1:3, jednak zdobyliśmy więcej bramek na wyjeździe). Przewaga psychologiczna jest po naszej strony, to oni "muszą", a my tylko "możemy". Innym powszechnie znanym faktem dotyczącym Niemców, a co w naszej perspektywie daje nadzieję, jest tzw. "kompleks drugiego meczu". Hegemonii futbolu od dawna są uważani za "zespół turniejowy". "Rozkręcają się" z meczu na mecz i potrafią rozłożyć siły na całą imprezę, przez co zachodzą w niej bardzo daleko. Historia jednak pokazuje, że często dostają "zadyszki" w swym drugim spotkaniu . Powątpiewacie? Macie tu pięć przykładów z ostatnich dwóch dekad:
Jak widać, nawet oni mają swoją "piętę achillesową". Nasze "Orły" powinny spróbować to wykorzystać. Mam nadzieję, że coś pozostało z naszej wiktorii sprzed roku i na tym swoistym "paliwie" będą "jechać". Jeśli marzymy o pierwszej pozycji w grupie, to musimy uporać się z Ukrainą i Irlandią Północną. Ci rywale są jak najbardziej w zasięgu Polaków, chociaż mamy niekorzystny z nimi bilans potyczek - także "in minus" przebiegały ostatnie lata. Z Ukrainą dwukrotnie przegraliśmy w eliminacjach "Mistrzostw Świata 2014", zaś drugą ekipę nie najmilej wspomina Artur Boruc. To właśnie z "północnymi" Irlandczykami Arturowi przytrafił się słynny kiks, kiedy nie trafił w podawaną od "Żewłaka" piłkę. Mieliśmy ogromnego farta w losowaniu (ostatnie lata to urodzaj w tej materii), bo oba zespoły w swoich koszykach należały do tych "małych". Jeśli z nimi nie wygramy, to z kim? Czas wreszcie odnieść zwycięstwo meczowe na "EURO"! Ukraina dysponująca kilkoma fajnymi piłkarzami jest nieobliczalna i może sprawić spore kłopoty. Znawcy tematu twierdzą, iż obecny zespół naszych wschodnich sąsiadów jest słabszy od tego, z którym rywalizowaliśmy 2-3 lata temu. My z kolei jesteśmy na "topie". Są również głosy, że im bliżej swojej bramki, tym gorzej Ukraińcy wyglądają. Akurat z tą optyką polemizowałbym. Dobrze, w ataku mają mocne "strzelby", ale formacja obronna to nie "sito" (wg mnie w tym aspekcie górują nad Polską). Zbyt wielu bramek nie tracą, co zresztą w wywiadzie podkreślił Joachim Löw. Nie wiadomo jak zareagują na problemy wewnętrzne - kłopoty osobiste ich selekcjonera oraz napięta sytuacja polityczna w kraju. Czasem to mobilizuje, ale też potrafi daną drużynę "rozłożyć na łopatki". A co z Irlandią Północną? Podopieczni Michaela O'Neilla są do bólu przewidywalni. To typowy wyspiarski futbol, czyli ambicja, siła oraz "długa piła do przodu". Spokojnie więc, znany z głębokiej analizy Nawałka na pewno w 100% rozpracuje tego rywala i dobierze odpowiednią taktykę. Zresztą często gramy z tego typu zespołami i raczej ten sposób gry nam pasuje. Szczególną troską nasi obrońcy winni obdarzyć ich wysokiego napastnika (193 cm), do którego będą wrzucane piłki. O jego jakości świadczy siedem bramek z eliminacji. Mam obawy przed brutalną grą. Trzeba tu jakoś zabezpieczyć Lewandowskiego, żeby go nie "skasowali" (byłby to wielki dramat). Oby wydelegowano odpowiedni skład sędziowski, wrażliwy na nadmierną ostrość - multum kartek winien "utemperować" taką "gangsterkę". Na pewno mamy argumenty do zajęcia drugiej pozycji w tej grupie. Nie odbieram jednak "Biało-czerwonym" szans na więcej...ale tu potrzebna jest praca i szczęście.
Chciałbym teraz nakreślić kilka istotnych wątków, które będą mieć w mojej ocenie przełożenie na osiągnięty we Francji wynik. Być może wybór niektórych jest zbyt daleko idący, żeby nie powiedzieć naciągany i napompowany. Niemniej, podstawowa rzetelność nakazuje nie lekceważyć nawet tych małych rzeczy, a które w ostateczności mogą decydować o sukcesie bądź klęsce. Wymieniłbym 5 takich zagadnień:
1) stadiony. Miejsce rozgrywania meczów ma pewne znaczenie. Geograficznie najlepiej nie jest. Dwa mecze na południowym wybrzeżu, aby w międzyczasie wybrać się do centralno-północnej części kraju. Przypominam, że Francja ma dość dużą powierzchnię (m.in. większą od Polski). Mowa o dystansach rzędu kilkuset kilometrów (w linii prostej) między poszczególnymi miastami. Z pomocą przychodzi jednak nowoczesna infrastruktura, która bardzo niweluje niedogodności związane z dalekimi podróżami. Alternatywą dla samolotu jest autokar lub słynny pociąg "TGV". Odległości jak widać problemem nie będą. Ja dostrzegam nawet pewnych pozytywów odnośnie obiektów, na których przyjdzie "Orłom" toczyć swe boje. Jak ktoś spojrzy na rozpiskę mistrzostw, to zobaczy iż dziewicze spotkanie z Irlandczykami odbędzie się w Nicei. Ten malowniczy śródziemnomorski kurort dysponuje dość skromnym - na tle pozostałych - stadionem (pod względem pojemności jest najmniejszy). Tą "kameralność" traktuję jako...wartość dodaną. To miejsce w sam raz wpisuje się pod naszego boiskowego oponenta. Irlandia Północna to najprawdopodobniej "czerwona latarnia" grupy i myślę, że to idealny zespół na pierwszy mecz w turnieju. Ponadto, "mały" stadion pomoże nam "łagodnie" wejść w imprezę - taka aklimatyzacja. Dwa kolejne obiekty to już "inna para kaloszy". W tym przypadku to ogromne areny, w najbardziej zurbanizowanych miejscach Francji i z bogatą kulturą piłkarską. Chyba lepszego miejsca na mecz Polska-Niemcy nie można było sobie wymarzyć. "Stade de France" - jeden z największych w Europie (ponad 81 tys. krzesełek!). W ulokowanym w Saint-Denis (aglomeracja Paryża) stadionie odbędzie się m.in "mecz otwarcia" oraz finał "EURO 2016" - podobnie jak w "Mistrzostwach Świata 1998". To jeden z moich ulubionych obiektów, którego trybuny są zbudowane dość pionowo, dające wspaniały efekt "kibicowskiej ściany". Pozostała jeszcze Marsylia i jego przepiękny "Stade Vélodrome" (zachwyt budzi jego pofałdowane zadaszenie). Decydujący bój w grupie będzie miał wspaniałą otoczkę. Mieszanka wspaniałych widoków Lazurowego Wybrzeża z wielką historią futbolu ("dom" Olympique Marsylia, bodaj najwybitniejszego klubu "znad Sekwany"). Na stadiony polscy kibice narzekać nie powinni, choć mogłyby być położone bliżej siebie :)
2) bazy przygotowawcze. Myślę, że to właściwy krok Nawałki. Po raz pierwszy od dawna, "Biało-czerwoni" będą do imprezy mistrzowskiej przygotowywać się w Polsce. Do tej pory modne były wyjazdy poza granice naszego kraju i jakoś specjalnie nie przekładało się to na sam turniej. Ja wiem, że pobyt w Polsce nie musi automatycznie oznaczać sukcesu, lecz ta zmiana - niekoniecznie kurtuazyjna - to pozytywny symptom szukania innych rozwiązań (a raczej powrót "starych czasów"). Nie tylko damy zarobić tutejszym hotelom i rodzimym sklepikarzom (trzeba budować polskie "PKB"), ale też podtrzymują dobrą atmosferę wokół naszej drużyny narodowej. Kibice znów pokochali swoją reprezentację i dobrze, że trener postanowił nie odrywać od nich swych podopiecznych. Taktyka "zamkniętej twierdzy" ostatnio nie przynosiła oczekiwanych rezultatów i zmiana w tej kwestii po prostu cieszy. Dobrze, że polscy gracze będą mięć fizyczny kontakt z fanami, a co za tym idzie, z ich marzeniami i oczekiwaniami. Pojawi się presja? Owszem, ale to nieodzowny element sportowego rzemiosła. Należy sobie z tym radzić, tak zresztą jak radzą sobie piłkarze innych drużyn. Zresztą, wraz z oczekiwaniami nasze społeczeństwo nie będzie dla swych pupili szczędzić swego wsparcia. Aaa...zapomniałbym o rzeczy najistotniejszej. Sztab szkoleniowy wybrał dwa ośrodki: Jurata nad Bałtykiem i Arłamów w Bieszczadach. Teraz kilka zdań o bazie polskiej ekipy w samej Francji. Wybór padł na ośrodek położony nad Oceanem Atlantyckim w zachodniej części kraju (ok. 40 km od Nantes). Geograficznie to "strzał w nogę" (będziemy nadrabiać w kilometrach), lecz jako miejsce wypadowe - "strzał w 10-tkę". Będący poza piłkarską gorączką zaciszny azyl, z uspokajającym widokiem na plaże i wszechogarniającą wodę. Idealne otoczenia dla "podładowanie akumulatorów".
3) przedturniejowe sparingi. Znowu należą się pochwały. Uzgodniono cztery sparingi i wszystkie na polskiej ziemi. Nie obyło się bez pewnych zawirowań z wczesnowiosennymi meczami towarzyskimi. Wakat Irlandii Północnej to naturalny efekt ich wylosowania w grupie, zaś Chorwacja się nie popisała - mecz odwołano ponoć przez sprawy finansowe (tamtejszy związek miał mieć zbyt wygórowane oczekiwania). Teraz jednak wszystko jest już jasne. W marcu zagramy ze Serbią (Poznań) oraz Finlandią (Kraków), a w "czerwcowych ostatkach" zmierzymy się z Holandią (Warszawa) oraz Litwą (Gdańsk). Plany, aby pożegnać się z polską publiką na "Stadionie Narodowym" zbombardował szczyt "NATO", który w tym czasie zorganizuje miasto stołeczne. Przy odrobinie szczęścia na naszym największym obiekcie podejmiemy wielkiego nieobecnego francuskiej imprezy - Holandię. Będzie to bardzo prestiżowy pojedynek i fajnie, że uda nam się tuż przed mistrzostwami sprawdzić na tle drużyny pokroju "Oranje". Nie mniej żaden z naszych rywali do "EURO 2016" nie awansował, co świadczy o przeciętnej jakości naszych sparingpartnerów. Przez to jednak może łatwiej będzie odnieść zwycięstwa, a one wzmacniają drużynę.
4) drabinka turniejowa. Jeśli patrzeć na potencjał zespołów "Grupy C" to Polska powinna zająć lokatę nr 2. Taki rozwój wypadków, gdzie uznajemy wyższość Niemiec wcale nie jest dla nas niekorzystny. W zasadzie nieistotna jest kolejność dwóch pierwszych miejsc! Z Niemcami możemy zagrać "bez stresu" i sprawdzić swoją wartość na tle utytułowanego przeciwnika. Dlaczego tak uważam? Mój pogląd determinuje drabinka turniejowa. Okazuje się, że w przypadku zajęcia lokaty za naszymi zachodnimi sąsiadami zagramy z drugą drużyną "Grupy A". W niej powinna wygrać Francja (inne rozwiązanie byłoby dużą niespodzianką), a za jej plecami bój będą toczyć Szwajcaria, Rumunia i Albania. Każdy z tej trójki jest jak najbardziej do ogrania przez wybrańców Nawałki! Wówczas awansowalibyśmy do najlepszej ósemki w Europie, ale tu już rywal byłby mocniejszy - najprawdopodobniej Hiszpania bądź Chorwacja. Co gdybyśmy jednak okazali się najlepsi w swej grupie? Wtedy w 1/8 zagramy z którymś z zespołów zajmujących lokatę nr 3 (z grup: "A", "B" bądź "C"). Gdybyśmy przeszli tą przeszkodę, zagralibyśmy (to czyste prognozy) pewnie z Belgią, Włochami, Hiszpanią albo Chorwacją. I tu ważna kwestia. Niemcom bardzo ciężko idzie na dużych imprezach z Italią i mogą kombinować, aby ich ominąć (nie śmiejcie się, w tej dziedzinie robili to już nieraz, że przypomnę kontrowersje z 1978 roku i ich "drukowany" remis 0:0 z Tunezją). Nie zdziwiłoby mnie, gdyby "kontrolowanie" przegrali grupę na rzecz Polaków.
5) sezon. A teraz clou udanego występu "Biało-czerwonych" we Francji. To właśnie w sezonie ligowym wykuwa się formę sportową. Natrafiłem ostatnio na dwie przeciwstawne koncepcje tego, co jest najlepsze: bicie się do samego końca o zwycięstwo w lidze i pucharach przez zespoły z Polakami w składzie czy raczej "rozsądna" ilość odbytych meczów. Oba pomysły mają swoje i wady i zalety. Trzeba wychodzić na murawę i grać, ale powinno się również uchronić "materiał" przed "zużyciem". Myślę, że należy zachować równowagę. Istotna jest tu także specyfika konkretnej ligi. Są bowiem ligi (angielska i hiszpańska), które mocno eksploatują piłkarzy. Dlatego też martwię się o Grzegorza Krychowiaka. Chłopak w ostatnich miesiącach zaliczał ogrom występów i może to negatywnie rzutować na jego przyszłą dyspozycję. Nieco inna jest sytuacja niemieckiej "Bundesligi". Zresztą taki Robert Lewandowski woli grać możliwie dużo i długo (cel: triumf w "Lidze Mistrzów"), gdyż ma to mu pozwolić utrzymać formę do czerwca i dalej - podobno łatwiej formę podtrzymać, aniżeli ją odbudowywać. Nasi kadrowicze przeważnie grają w klubach, które są obecnie poza europejskimi rozgrywkami i swoją uwagę oraz siły mogą skupiać głównie na rozgrywkach ligowych (np. Arkadiusz Milik). Priorytetem jest więc nie unikanie przemęczenia, lecz regularne występowanie -  i to w wyjściowym składzie.
Na "polskiej" grupie sprawa się nie kończy. Już na starcie uwaga - powyżej tego akapitu zamieszczam grafikę, która uwzględnia wszystkie grupy mistrzostw. Tyle odnośnie ogłoszeń. Pytanie: o czym najczęściej się mówi po tego typu losowaniu? Zapewne o tzw. "grupie śmierci". Na ten wpadający w ucho termin, w tym roku trudno się zdecydować, gdyż tym mianem można obdarzyć 2-3 zestawienia. Niemniej, "Grupa E" chyba jest temu najbliżej. To doborowe towarzystwo, które posiada szczelną defensywę i każdy strzelony gol może być "na wagę złota". Na Italię nikt nie chciał trafić, ale i oni są raczej daleko od euforii. Nie tak dawno dostali przecież manto (1:3) od Belgii, "czarnego konia" turnieju, z którym ponownie muszą się skonfrontować. Mam słabość do Szwecji - pamiętam ich "srogie lekcje" dla naszych graczy - lecz aktualnie to bardzo przeciętny zespół. Mają jednak pewien silny argument, który nazywa się Ibrahimović. Facet młody nie jest, ale nawet dziś potrafi w pojedynkę przesądzić o wyniku swojej reprezentacji. A Irlandii nie wolno skreślać, wszakże potrafili zastopować Niemców (1:1 i 1:0). Warto bacznie obserwować przebieg rywalizacji w tej grupie, bo szykuje się tu duża "piłkarska uczta". Grupy "D" i "B" do nudnych nie należą. Niby Hiszpania i Chorwacja winny między sobą zdecydować o końcowym triumfie, ale Czechy i Turcy nie są bez szans (zazwyczaj na "EURO" fajnie się prezentują). Niezła gratka będzie na obiekcie w Lens, na którym dojdzie do pojedynku Anglia-Walia. Takie "bratobójcze" starcie w ramach Zjednoczonego Królestwa. Ja zwracam uwagę na Słowację, która już niejednemu potrafiła uprzykrzyć życie. Resztę grup klasyfikuję jako umiarkowano-słabe. Wyróżniłbym zwłaszcza "Grupę F". Z marketingowego  i sportowego punktu widzenia wygląda ona nazbyt "cienko". Węgry i Portugalia to bodaj "najmniejsze" ekipy ze swoich koszyków. Austria jest solidna, ale jeszcze nic nie dokonała. Islandia to zaś sensacja, której kibicuję. Zachwycam się nad tym 320-tysięcznym narodem, zamieszkałym w chłodnym i wietrznym kraju, który bezlitośnie ogrywa Holandię (2:0 i 1:0). Na koniec zostawiłem sobie gospodarzy i ich "Grupę A". Słowo "ich" jest jak najbardziej na miejscu - pierwsze miejsce wydaje się być dla nich wręcz zarezerwowane. Dalszą kolejność nie sposób przewidzieć, choć drugą siłą wydaje się być Szwajcaria. Albania to totalny nowicjusz "na salonach" i ich sensacyjny triumf w eliminacjach nad Portugalią (1:0 na wyjeździe) pokazuje, że nie wolno ich lekceważyć. Tak wielkich emocji związanych z "Mistrzostwami Europy" jeszcze nie było - turniej z 24 reprezentacjami brzmi nader atrakcyjnie.
Właśnie warto pochylić się nad samą ideą rozszerzenia grona finalistów, gdyż niesie ona ze sobą pewne konsekwencje. Pole jednej z nich można umownie określić jako atrakcyjność sportowo-finansowa. Chyba wielu nie zdziwię mówiąc, iż często czynnikiem mobilizującym jest coś tak "prymitywnego" jak pieniądze. Tu było podobnie. Zasada jest prosta: im więcej drużyn - tym dłuższa kolejka chętnych do zakupu praw telewizyjnych, reklamodawców i zainteresowanych kibiców. Wszystko to przekłada się na wymierne korzyści finansowe, z czego "lwia część" przypada europejskiej federacji piłkarskiej ("UEFA"). Intencje już wskazane. Czas podumać nad skutkami tych działań, a zwłaszcza nad dylematem - są one dla piłki ożywcze czy raczej objawem jej rozkładu? Poglądy bywają różne. Dla jednych kasa kala czystość sportu, drudzy zaś w profesjonalizacji upatrują maksymalizację efektywności sportu wyczynowego i w przekraczaniu kolejnych granic ludzkiego organizmu. Spór z puli "nierozstrzygalnych". Jak widać mam ambiwalentne podejście do całego rabanu. Niemniej, przy panującej w świecie ideologii kapitalizmu, na dziś trudno o inne rozwiązanie. Wymieniłbym jedno zagrożenie: obniżenie rangi turnieju. Nie ma co "chować głowy w piasek" - na zwiększeniu ilości ekip ucierpi prestiż "EURO". Głównie mam na uwadze eliminacje, które mogą być po macoszemu traktowane przez czołowe reprezentacje. Mówiąc kolokwialnie, część meczów mogą "olać", ponieważ brak awansu raczej im nie grozi. Skoro tak łatwo dostać się na "Mistrzostwa Europy", to z automatu wzbudzają one mniejszy niż kiedyś zachwyt. Wchodzi przecież pół kontynentu! Niezwykle wymowna jest zamieszczona poniżej mapka (zielony - kraje z reprezentacją na przyszłorocznych mistrzostwach, ciemnoszary - reszta). Zgoła odmienne podejście do tego wszystkiego mają "małe" federacje. Dla nich to szansa na piękną przygodę i tamtejsi fani raczej nie będą psioczyć na wprowadzoną reformę. "Każdy kij ma dwa końce".
Jest jeszcze jeden aspekt, który ulega istotnej modyfikacji. Turniej 24-zespołowy wymusza zmianę systemu rozgrywania turnieju finałowego. Od 1980 roku, kiedy to wprowadzono fazę grupową, wszystko przebiegało dość klarownie. Tworzono 4-zespołowe grupy i ażeby przejść dalej należało zająć w nich jedno z dwóch pierwszych miejsc. Następnie następowała faza pucharowa, w której w zasadzie nie ma remisów (ewentualnie dogrywka czy wreszcie seria rzutów karnych) - przegrywający mecz wraca do domu. I jeszcze jedna kwestia. W pierwszych meczach fazy pucharowej zwycięzcy grup toczyli boje z zespołami, który zajęły drugie lokaty. Łatwizna, prawda? We Francji nie będzie już tak "miło". Przy 24 ekipach dotychczasowe reguły trafiają do lamusa. No bo tak: z 24 do fazy pucharowej weszłoby 12, po pierwszej serii meczów zostaje 6 a po następnej tylko 3. Co można zrobić z trzema drużynami? Finał "każdy z każdy"? Bezsens. Dlatego zwiększono liczbę uczestników fazy pucharowej do 16 i wtedy mamy klasyczną 1/8 finału. W związku z tym, cztery zespoły (z sześciu) mające najlepszy bilans (największe znaczenie mają zgromadzone punkty) z trzecich lokat w grupie otrzymuje promocję do następnego etapu. Taka koncepcja nie jest jakimś novum. Taki przebieg miały w latach 1986-94 "Mistrzostwa Świata". Również w 1982 roku powitano 24 drużyny, ale tam zrezygnowano ze "wspierania trójek" i wybrano koncepcję drugiej fazy grupowej (cztery 3-zespołowe grupy). Przyjrzałem się sytuacji wspomnianym imprezom, aby oszacować ilość punktów potrzebną do awansu z pozycji nr 3 (obrazek poniżej). Po raz kolejny okazuje się jak cenną nauka jest matematyka. Teoretycznie jest możliwe, że do pozostania w turnieju pozwoli 1 "punkcik", jednak w skrajnych przypadkach nawet 6 punktów jest niewystarczające! Spory rozrzut :) Życie pokazuje, iż rozwiązanie znajduje się gdzieś po środku. Dotychczas nie zdarzyło się bowiem, aby 4 punkty nie przyniosły tego celu (a nawet mniej). Przypominam o obecnych zasadach punktacji: zwycięstwo -> 3 pkt, remis -> 1 pkt i klęska -> 0 pkt. Fakt istotny, gdyż jeszcze w 1990 roku wygrany mecz wynagradzano tylko 2 punktami. Ja przyjąłem jednolitą metodologię i wszędzie stosuję współczesną punktację. Kończąc, najlepiej w pierwszym spotkaniu ograć Irlandię Północną, bo o punkty z kolejnymi rywalami zapewne będzie ciężej. Czołem! :-D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz