Translate

czwartek, 19 lutego 2015

(Temat 28) Kuba

Nie. Już na starcie ogłaszam, iż debatowania o kraju El Comandante, dotkniętym rewolucyjną zawieruchą, roztańczonym w rumbie i nad którym hen ku gorącego latynoskiego słońca unosi się aromatyczny tytoniowy dym - dzisiaj nie będzie! Również błędnym kierunkiem jest sądzenie, że tym razem bohaterem artykułu zostanie były już kapitan naszej kadry, a mianowicie Jakub Błaszczykowski. Wszakże lubię bardzo tego człowieka, ale nie o nim cały dzisiejszy "zgiełk". Chociaż to już dobry trop... Jest inny polski piłkarz, który również posiada to piękne biblijne imię (Jakub). Mowa tu o aktualnym reprezentancie Polski i od niedawne zawodniku gdańskiej Lechii - Jakubie Wawrzyniaku. Dzień dobry (czy dobry wieczór) i zapraszam do czytania.
Nudno nie będzie...
Ja wiem, że jest cała rzesza piłkarzy (i to polskich) mających większe niż on piłkarskie osiągnięcia. Wawrzyniak nie dysponuje też jakimś ogromnym talentem i obrońcą pokroju chociażby Pawła Janasa pewnie nigdy nie zostanie. Często wyśmiewany, niedoceniany i traktowany jako "zapchajdziura". Nie słynie z daru do strzelania bramek i w jego "zawodowej kartotece" brak też gry dla jakiegoś uznanego europejskiego klubu (warszawskiej Legii nie liczę). Pomimo tych "niesprzyjających okoliczności" to właśnie on wypełni dzisiejszy artykuł, bo...naprawdę jest tego wart. Jest to bardzo barwna i nietuzinkowa osobowość, a do tego mało znana w szerszej kibicowskiej braci. Nie będzie tu "cukrzenia" i "wystawiania laurki", ale jednak będzie widać większe uznanie dla tego piłkarza - chodzi o sprawiedliwość.
Ciężki start i spinaczka...
Jakub Wawrzyniak urodził się w lipcu 1983 roku w niewielkim Kutnie (województwo łódzkie). Pochodzi jednak z jeszcze mniejszej miejscowości - ze Złotowa (województwo wielkopolskie). Jest przykładem piłkarza, który dzięki ciężkiej pracy i talentowi wybił się ze swojego małego środowiska i osiągnął w swoim życiu sukces. Swoje pierwsze kroki w futbolu stawiał w lokalnej Sparcie Złotów (miał wtedy 10 lat). Po dłuższym pobycie tam, zaczął "podróżować" m.in. po Obornikach, Brodnicą i Stargardzie Szczecińskim. Jak widać jego piłkarska droga nie biegła po szkółkach zacnych zagranicznych klubów, tylko po peryferyjnych rodzimych klubach. W 2005 roku trafił do Widzewa Łódź - klubu z niezwykle "bogatą" przeszłością, aczkolwiek "skromną" teraźniejszością. Wawrzyniak miał być realnym wzmocnieniem dla klubu, który poważnie myślał o powrocie do najwyższego poziomu rozgrywek w Polsce. Już jego pierwszy sezon okazał się sukcesem, bo Widzew zwyciężył II ligę i awansował do I ligi (obecnie nazywana Ekstraklasą). Mimo, że łódzki klub w następnym roku finalnie uplasował się na 12 miejscu, to jednak Wawrzyniak prezentował się na tyle dobrze, iż został pozyskany przez Legię Warszawa. Niewątpliwie był to dla niego spory awans w jego piłkarskim życiu oraz "wisienka" w jego CV.
Od holenderskiej husarii do dzisiaj...
Swój debiut w reprezentacyjnym trykocie miał już ponad 8 lat temu. Wtedy to nieco na wyrost (tak wtedy można by było mniemać) Leo Beenhakker wysłał mu powołanie na grudniowe zgrupowanie kadry. Wszakże popularny Buźka grał wówczas w klubie, który na półmetku ligi zajmował dopiero miejsce w dolnej części klasyfikacji. Jednak Holender słynął z "dobrego oka" i jak czas pokazał - nie pomylił się w ocenie możliwości tego piłkarza. Grający w "drugim-trzecim garniturze" Biało-czerwoni, ograli w Mikołajki Zjednoczone Emiraty Arabskie na ich terenie aż 5:2, a nasz bohater spędził na murawie pełne 90 minut. O Wawrzyniaku nie zapomniał nasz selekcjoner również w następnym roku, kiedy to dał mu rozegrać ok. godzinę w lutowym sparingu z Estonią. Prawdziwym przełomem był listopadowy pojedynek z Serbią. Był to jego dziewiczy "mecz o punkty" (eliminacje EURO 2008) i mimo, że nasi gracze już wcześniej mieli zapewniony awans, to jednak był to wyraźny sygnał jak ważnym jest elementem zespołu. Na Mistrzostwa Europy 2008 pojechał i swój udział uwieńczył rozegraniem całego meczu przeciwko Chorwacji (0:1). Później dość często grał dla Biało-czerwonych, aczkolwiek głównie w towarzyskich spotkaniach. W eliminacjach Mundialu 2010 grał sporadycznie - tylko w 2 meczach, z czego 90 minut w legendarnej dziś rywalizacji z Czechami (2:1). Na EURO 2012 co prawda pojechał, ale nie zagrał chociażby minuty. Dopiero w eliminacjach Mundialu 2014 był "reprezentantem pełną gębą". Grał często, w tym z Anglią i Czarnogórą. Strzelił nawet gola (z Mołdawią) i to do dziś jego jedyne trafienie w barwach narodowych. Także Adam Nawałka docenia Wawrzyniaka, bo od pierwszej minuty pomagał kolegom w meczach z Gibraltarem i Niemcami (eliminacje EURO 2016). Później przytrafił mu się uraz i jego występy były niemożliwe. Bardzo możliwe, że już za niedługo znów będzie reprezentował nasz kraj w meczach międzynarodowych.
Wśród "najlepszych"...
No śmiać się czy płakać? Bo na pewno szczycić się nie ma czym. Na Mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii nasi piłkarze wiele nie pokazali, żeby nie powiedzieć nic (no może coś pokazali :D). Z tamtej marności w jakiejś mierze wyszedł Wawrzyniak. Został on bowiem wybrany do 15-stki tamtych mistrzostw. Normalnie to byłby powód do dumy, gdyby nie gatunek samego zestawienia. Nie przedłużając, "doceniono" Buźkę umieszczeniem go wśród...najbrzydszych piłkarzy w tamtej edycji EURO! Dokonał tego jeden z zagranicznych portali i naszego piłkarza sklasyfikował na odległym, bo 15 miejscu (był ostatni z "docenionych"). Pewnym pocieszeniem jest to, że znalazł się w naprawdę wybornym towarzystwie. Mowa tu o takich tuzach jak np. Adrea Pirlo, Franck Ribery czy zwycięzca - Carles Puyol. Nieco to wszystko niesmaczne, ale przecież nie ma się czym przejmować. Uroda lub jej brak to przeważnie pozory, rzecz ulotna, względna i tak naprawdę nie jest ona wyznacznikiem człowieczeństwa. A więc luzik :)
Skandal z tabletkami...
W 2009 roku było nim bardzo głośno. Pojawiła się sensacyjna wieść o tym, że Wawrzyniak jest na dopingu. Niestety dla niego, tzw. "próbka B" również dała wynik pozytywny. Jego kariera z hukiem stanęła w miejscu, a że wszystko dookoła prze do przodu, to de facto zaczęła się cofać... Gdy w 2009 roku Wojskowi wypożyczyli Wawrzyniaka do greckiego Panathinaikosu, to wydawało się iż doczekaliśmy się świetnego obrońcy. To cieszyło, patrząc na "mizerię" tej formacji w naszej piłce. Jednak parę miesięcy później był już "na wylocie" z klubu i co najsmutniejsze - jako dopingowiec nie mógł grać w ogóle i to przez długie miesiące! Najpierw była mowa o 2 latach (efekt zaprzeczania), a później skończyło się na karze ok. roku. Cała wrzawa wybuchła 5 kwietnia, po jednym z meczu w lidze greckiej. Greccy włodarze długo się nie zastawiali się i zakończyli współpracę z Wawrzyniakiem, pozbywając się problemu. Mimo "wpadki" Legia (słowa uznania dla niej) zlitowała się nad piłkarzem i traktowała go wciąż jak swego pełnoprawnego zawodnika. A teraz o samym czynie. Nie wiadomo czy piłkarz brał umyślnie doping, bo do dnia dzisiejszego twierdzi, że nie miał świadomości zażywania niedozwolonego środku. Sam to puentuje głupotą ze swojej strony. Przebywając w Warszawie wstąpił do jednej z tamtejszych galerii handlowych i zakupił nieszczęsne tabletki. Miały one pomóc mu przy szybszym spalaniu tkanki tłuszczowej. Jak jednak sam twierdzi, nie potrafi wyjaśnić czemu zdecydował się ten na zakup, gdyż "zbędnych kilogramów" nie było u niego i nigdy problemów z utrzymaniem wagi nie miał. Metyloheksanamina - tak nazywa się wykryta u niego substancja i to ona była źródłem jego tarapatów. Występuje ona np. w preparatach na katar, ale sportowcy wyczynowi nie powinni jej brać (chociaż brak pełnych informacji o działaniu tej substancji i asekuracyjnie instytucje przeciwdziałające dopingowi ścigają za jej zażywanie). Wawrzyniak swoje odcierpiał i 22 stycznia 2010 roku znów mógł "pląsać" po zielonej murawie.
Piłkarski obieżyświat...
Powyższe stwierdzenie pewnie nieco jest na wyrost, aczkolwiek Wawrzyniak trochę już miejsc w swym piłkarskim życiu zwiedził. Jak wiemy na krótko zamienił Warszawę na Ateny. W słonecznej Grecji mógł zajść daleko, bo i początki miał co najmniej perspektywiczne. Wyobraźcie sobie, iż zagrał z Panathinaikosem w Lidze Mistrzów i to w fazie pucharowej (wystąpił w obu meczach)! Grecki sen zakończył się dla niego szybko i boleśnie. Powrócił do Legii, dla której zaczął grywać i strzelał gole częściej, niż wcześniej (przed wyjazdem na południe Europy). Paradoksalnie jego ostatnim trafieniem w barwach Legii była bodajże...bramka samobójcza, z listopadowego spotkania Ekstraklasy (3:1 z Pogonią Szczecin u siebie). Już w lutym następnego roku piłkarz trafił do Rosji. Został zatrudniony przez klub Amkar Perm i czekała go długa przeprowadzka, gdyż miasto (ok. milion mieszkańców) będące siedzibą klubu leży niemal w Uralu! Wawrzyniak nie mógł czuć się osamotniony, bo już od pewnego czasu w Amkarze grał chociażby były Janusz Gol (były Legionista). Nowy zespół naszego bohatera to średniak na "rosyjskim podwórku". W pierwszym sezonie jego gry, klub uplasował się na 10 pozycji w tabeli. W obecnym sezonie jest zaś o 4 pozycje niżej i może się nie utrzymać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Goryczy gry na zapleczu rosyjskiej piłki klubowej jednak Wawrzyniak nie zazna, bo...już zmienił ligę. W styczniu tego roku przeszedł do Lechii Gdańsk. Jak sam piłkarz twierdzi, Morze Bałtyckie (oraz Gdańsk) jest piękniejsze niż Ural. O zmianie barw klubowych raczej nie decydowały walory estetyczne czy sentyment do kraju. Wawrzyniak w Rosji grał mało, a do tego klub miał wobec niego zaległości finansowe. Zawodnik parł do zmiany swojego otoczenia, a że trafiła się okazja aby powrócić na łono Ekstraklasy, to z niej skorzystał. Lechia to klub ze sporymi aspiracjami i ostatnio wzmocnił się "mocnymi" nazwiskami - oprócz Wawrzyniaka, do klubu przyszedł Sebastian Mila (nowy kapitan pomorskiej drużyny) i Grzegorz Wojtkowiak. Wspomniana trójka zagrała kilka dni temu w pierwszym meczu rundy wiosennej, przeciwko Wiśle Kraków (1:0). Przyszłość pokaże, czy Lechia będzie ostatnim przystankiem w karierze naszego piłkarza.
Adresat żartów...
Łatwo nie miał i pewnie nadal nie ma. Opinia publiczna (głównie kibice) zawsze znajdzie tego, kogo można obwiniać o porażkę czy śmiać się z jego niedoskonałości. Padło też na Wawrzyniaka, ale żeby być tu szczerym, to sam piłkarz dał im pożywkę do takiej reakcji. Oczywiście słabszych piłkarzy od Buźki jest rzesza w Polsce, ale jako reprezentant kraju jego osoba była (jest) na świeczniku i każdy błąd był aż nadto widoczny. Braki ma. Łatwo można je dostrzec już na poziomie gry w klubie, mimo iż uchodził za jednego z lepszych ekstraklasowych obrońców - to tylko pokazuje "siłę" naszej najwyższej ligi. Podczas występów dla Biało-czerwonych jest na newralgicznej pozycji - lewego obrońcy. W defensywie mamy spory niedostatek, ale lewa flanca to posucha przeogromna. Właśnie dlatego gracz pokroju Wawrzyniaka mógł grać z "Orzełkiem", gdyż lepszych piłkarzy nie mamy. O ile postawa tego piłkarza była istotna dla gry naszej kadry (czyt. szczelna obrona), to nie przekładało się to na specjalny respekt dla niego i stawianiu go w pierwszym szeregu polskich piłkarzy. Przylgnęła do niego łatka "zapchajdziury" i przy urazach piłkarzy z tej formacji (czyt. pozycja na boisku) wręcz intuicyjnie selekcjonerzy wstawiali do składu właśnie tego gracza. Wawrzyniak ma "niebezpieczną" manierę. Lubi udzielać się w ofensywie (oczywiście współcześnie takiej inicjatywy wymaga się od bocznych obrońców). Trzeba przyznać, że zdarzały się mu mecze gdzie miał parę zrywów i dogrywał piłkę w pole karne czy wreszcie uderzał piłkę po stałych fragmentach gry (wtórne uderzenia). Jednak jego braki techniczne powodowały też straty piłki, które miały (lub mogły mieć) katastrofalne skutki dla wyniku. Czasem aż zęby same się zaciskały w szczęce, gdy oczy obserwowały poczynania Wawrzyniaka na boisku. Tak więc była koncepcja aby "zamurować" lewą stronę boiska, żeby Wawrzyniak skoncentrował się przede wszystkim na zadaniach defensywnych i wspieraniu go lewym pomocnikiem. Niestety, takie środki ograniczają obszar do taktyki i pomaga rywalom przy rozpracowywaniu naszej gry. Krytyka kibiców osiągnęła punkt wrzenia przed EURO 2012, kiedy rozegraliśmy towarzyski mecz z Niemcami. Wtedy to w...Gdańsku zremisowaliśmy w tym pojedynku 2:2, ale mogliśmy zwyciężyć. Oberwało się głównie dwóch naszym graczom: Sławomirowi Peszce i właśnie Wawrzyniakowi. Pierwszy z nich nie wykorzystał w pierwszej połowie dogodnych okazji (3 szanse), drugi zaś popełnił w obronie koszmarny błąd. W doliczonym czasie meczu, gdy już brakowało niewiele do triumfu na naszymi zachodnimi sąsiadami, Wawrzyniak poślizgnął się i to z pełną premedytacją wykorzystał Thomas Müller. Dośrodkował on w pole karne, gdzie był już Cacau (piłkarz mający brazylijskie pochodzenie) i z bliskiej odległości pokonał stojącego w bramce Wojciecha Szczęsnego. Memów nie było końca, a popularny był "kopiec kreta", który miał "spowodować" potknięcie Wawrzyniaka. Łatwo tu obwinić dywersanta z byłej Czechosłowacji, niejakiego Krecika (hahahahaha). Teraz to brzmi śmiesznie, ale po meczu chyba żadnemu kibicowi leżącemu na sercu nasza Reprezentacja, wesoło z pewnością nie było i być nie mogło.
Daje radę...
Trudno powiedzieć jak Wawrzyniak reaguje na zamieszanie wokół swojej osoby: ma "stresik" czy spływa to po nim jak po kaczce. W swoich wypowiedziach do dziennikarzy sprawia wrażenie skromnego i spokojnego człowieka, który stroni od emocjonalnych słów (czyt. nie daje wyprowadzić się z równowagi). Można nawet doszukiwać się jego dużej inteligencji, gdyż lubi operować dozą ironii oraz dystansuje się do własnej osoby. Dzisiaj już legendą jest jego wypowiedź o swojej pozycji w kadrze Polski. Miał bowiem wypowiedzieć coś takiego: „Jestem zmiennikiem tego, którego nie ma”. To stwierdzenie jest wręcz przesiąknięte autoironią. Nie ma nic lepszego na krytykę, niż taka właśnie stwierdzenie. Brawo Kuba! Prawdopodobnie jest też autorem z grubsza tych słów: „Gdybym grał tak jak gadam, to byłbym teraz w Realu Madryt”. Pachnie to podobnym tonem jak wcześniejsze zdanie i tylko po tych wypowiedział można odnieść wrażenie, że zbytnio nie przejmuje się zewnętrzną krytyką. Wawrzyniak potrafi też powiedzieć coś prowokacyjnego, aczkolwiek typowo dla siebie porusza się w ramach wysokiej kultury osobistej. Na jednej z konferencji prasowych gracze Legii Warszawa (wśród nich także Wawrzyniak) gościli na spotkaniu z dzieciakami. Z widowni padło do niego pytanie o ilość spotkań na Mistrzostwach Europy 2012. Wawrzyniak nie miał okazji wystąpić na tej imprezie (chociaż został powołany) i to powiedział, ale dodał przy tym z pewną pretensją, że trener go nie wystawiał na imprezie docelowej mimo, iż rok poprzedzający EURO 2012 regularnie przywdziewał trykot Reprezentacji Polski. Taki język pewnie nieco uśmierza reakcję kibiców na jego deficyty w obrębie futbolowych umiejętności. Dzisiejszy bohater jest to raczej człowiek z pozytywnym poczuciem humoru, a tacy ludzie są obdarowywani szczerą sympatią.
Trochę sprawiedliwości...
O tak, Wawrzyniak krytykowany jest do bólu. Taka mała histeria. No dobrze, piłkarz ten może i nie jest i nigdy nie będzie "wielkim piłkarzem", jednak jest obecnie jednym z najlepszych w kraju na swojej pozycji. Raz gra lepiej a raz gorzej, ale pewien poziom ma. Jakby nie było, wystąpił dla Biało-czerwonych w 43 spotkaniach. Prawie 9 lat gry dla Polski i niewykluczone, że pojedzie z nią także na turniej do Francji (byłaby to jego trzecia wielka impreza). Krytyka jest czymś dobrym, ale kiedy jest konstruktywna, a nie destruktywna. A właśnie z taką mamy do czynienia w przypadku tego piłkarza. Jego ostatni (jak do tej pory) mecz w kadrze ma wymiar przełomowy, i to na dwóch płaszczyznach. W spotkaniu z Niemcami (2:0) nie dość, że zakończyliśmy nasz wieloletni niemiecki kompleks i uwierzyliśmy w siebie, to Wawrzyniak miał w nim swój osobisty sukces. Rozegrał bardzo dobre zawody i nieco naprawił to, co zepsuł z tym rywalem kilka lat wcześniej. Pokazał, że potrafi grać w piłkę i tym samym jego krytykanci są teraz ciszej. Tak więc, Wawrzyniak zasługuje na koszulkę naszej najważniejszej drużyny. Respekt dla niego chociażby za to, że w ostatnich latach wielu lepszych lewych obrońców u nas nie było. Oczywiście na tej pozycji są alternatywy - skromne, ale zawsze. Mowa tu np. o Sebastianie Boenischu czy Arturze Jędrzejczyku. Jednakże, pierwszy obecnie nie gra w kadrze, a drugi leczy uraz. Jest za to Jakub Wawrzyniak i jeśli będzie prezentował się tak jak w meczu z Niemcami w 2014 roku, to żarty z jego osoby będą już "niemodne".
Fajnie jeśli chociaż część ludzi po lekturze tego posta nieco przychylniej sporzy na osobę Jakuba Wawrzyniaka. To "równy" facet i całkiem dobry piłkarz. Przede wszystkim chodzi o ogólnie pojętą krytykę, żeby miała ona swój poziom i nie była "wylewaniem pomyj". To tyle. Miłego dnia/wieczoru. Czołem! :-)

3 komentarze:

  1. moze cos napisz o polskiej pilce

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy komentarz cieszy. Zależy o jaką polską piłkę chodzi (reprezentacyjną czy klubową). Mam zresztą kilka pomysłów i zobaczę jak będzie. Zwłaszcza ważkim tematem jest ostatni mecz naszych z Irlandczykami. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba sie nie doczekam

    OdpowiedzUsuń