(Temat 28) Kuba
Nie. Już na starcie
ogłaszam, iż debatowania o kraju El Comandante, dotkniętym
rewolucyjną zawieruchą, roztańczonym w rumbie i nad którym hen ku
gorącego latynoskiego słońca unosi się aromatyczny tytoniowy dym
- dzisiaj nie będzie! Również błędnym kierunkiem jest sądzenie,
że tym razem bohaterem artykułu zostanie były już kapitan naszej
kadry, a mianowicie Jakub Błaszczykowski. Wszakże lubię bardzo
tego człowieka, ale nie o nim cały dzisiejszy "zgiełk".
Chociaż to już dobry trop... Jest inny polski piłkarz, który
również posiada to piękne biblijne imię (Jakub). Mowa tu o
aktualnym reprezentancie Polski i od niedawne zawodniku gdańskiej
Lechii - Jakubie Wawrzyniaku. Dzień dobry (czy dobry wieczór) i
zapraszam do czytania.
Nudno nie będzie...
Ja wiem, że jest cała
rzesza piłkarzy (i to polskich) mających większe niż on
piłkarskie osiągnięcia. Wawrzyniak nie dysponuje też jakimś
ogromnym talentem i obrońcą pokroju chociażby Pawła Janasa pewnie
nigdy nie zostanie. Często wyśmiewany, niedoceniany i traktowany
jako "zapchajdziura". Nie słynie z daru do strzelania
bramek i w jego "zawodowej kartotece" brak też gry dla
jakiegoś uznanego europejskiego klubu (warszawskiej Legii nie
liczę). Pomimo tych "niesprzyjających okoliczności" to
właśnie on wypełni dzisiejszy artykuł, bo...naprawdę jest tego
wart. Jest to bardzo barwna i nietuzinkowa osobowość, a do tego
mało znana w szerszej kibicowskiej braci. Nie będzie tu "cukrzenia"
i "wystawiania laurki", ale jednak będzie widać większe
uznanie dla tego piłkarza - chodzi o sprawiedliwość.
Ciężki start i
spinaczka...
Jakub Wawrzyniak urodził
się w lipcu 1983 roku w niewielkim Kutnie (województwo łódzkie).
Pochodzi jednak z jeszcze mniejszej miejscowości - ze Złotowa
(województwo wielkopolskie). Jest przykładem piłkarza, który
dzięki ciężkiej pracy i talentowi wybił się ze swojego małego
środowiska i osiągnął w swoim życiu sukces. Swoje pierwsze kroki
w futbolu stawiał w lokalnej Sparcie Złotów (miał wtedy 10 lat).
Po dłuższym pobycie tam, zaczął "podróżować" m.in.
po Obornikach, Brodnicą i Stargardzie Szczecińskim. Jak widać jego
piłkarska droga nie biegła po szkółkach zacnych zagranicznych
klubów, tylko po peryferyjnych rodzimych klubach. W 2005 roku trafił
do Widzewa Łódź - klubu z niezwykle "bogatą"
przeszłością, aczkolwiek "skromną" teraźniejszością.
Wawrzyniak miał być realnym wzmocnieniem dla klubu, który poważnie
myślał o powrocie do najwyższego poziomu rozgrywek w Polsce. Już
jego pierwszy sezon okazał się sukcesem, bo Widzew zwyciężył II
ligę i awansował do I ligi (obecnie nazywana
Ekstraklasą). Mimo, że łódzki klub w następnym roku
finalnie uplasował się na 12 miejscu, to jednak Wawrzyniak
prezentował się na tyle dobrze, iż został pozyskany przez Legię
Warszawa. Niewątpliwie był to dla niego spory awans w jego
piłkarskim życiu oraz "wisienka" w jego CV.
Od holenderskiej
husarii do dzisiaj...
Swój debiut w
reprezentacyjnym trykocie miał już ponad 8 lat temu. Wtedy to nieco
na wyrost (tak wtedy można by było mniemać) Leo Beenhakker wysłał
mu powołanie na grudniowe zgrupowanie kadry. Wszakże popularny
Buźka grał wówczas w klubie, który na półmetku ligi
zajmował dopiero miejsce w dolnej części klasyfikacji. Jednak
Holender słynął z "dobrego oka" i jak czas pokazał -
nie pomylił się w ocenie możliwości tego piłkarza. Grający w
"drugim-trzecim garniturze" Biało-czerwoni,
ograli w Mikołajki Zjednoczone Emiraty Arabskie na ich
terenie aż 5:2, a nasz bohater spędził na murawie pełne 90 minut.
O Wawrzyniaku nie zapomniał nasz selekcjoner również w następnym
roku, kiedy to dał mu rozegrać ok. godzinę w lutowym sparingu z
Estonią. Prawdziwym przełomem był listopadowy pojedynek z Serbią.
Był to jego dziewiczy "mecz o punkty" (eliminacje EURO
2008) i mimo, że nasi gracze już wcześniej mieli zapewniony
awans, to jednak był to wyraźny sygnał jak ważnym jest elementem
zespołu. Na Mistrzostwa Europy 2008 pojechał i swój udział
uwieńczył rozegraniem całego meczu przeciwko Chorwacji (0:1).
Później dość często grał dla Biało-czerwonych,
aczkolwiek głównie w towarzyskich spotkaniach. W eliminacjach
Mundialu 2010 grał sporadycznie - tylko w 2 meczach, z czego
90 minut w legendarnej dziś rywalizacji z Czechami (2:1). Na EURO
2012 co prawda pojechał, ale nie zagrał chociażby minuty.
Dopiero w eliminacjach Mundialu 2014 był "reprezentantem
pełną gębą". Grał często, w tym z Anglią i Czarnogórą.
Strzelił nawet gola (z Mołdawią) i to do dziś jego jedyne
trafienie w barwach narodowych. Także Adam Nawałka docenia
Wawrzyniaka, bo od pierwszej
minuty pomagał kolegom w meczach z Gibraltarem i Niemcami
(eliminacje EURO 2016).
Później przytrafił mu się uraz i jego występy były niemożliwe.
Bardzo możliwe, że już za niedługo znów będzie reprezentował
nasz kraj w meczach międzynarodowych.
Wśród
"najlepszych"...
No
śmiać się czy płakać? Bo na pewno szczycić się nie ma czym. Na
Mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii nasi piłkarze
wiele nie pokazali, żeby nie powiedzieć nic (no może coś pokazali
:D). Z tamtej marności w jakiejś mierze wyszedł Wawrzyniak. Został
on bowiem wybrany do 15-stki tamtych mistrzostw. Normalnie to byłby
powód do dumy, gdyby nie gatunek samego zestawienia. Nie
przedłużając, "doceniono" Buźkę umieszczeniem
go wśród...najbrzydszych piłkarzy w tamtej edycji EURO!
Dokonał tego jeden z zagranicznych portali i naszego piłkarza
sklasyfikował na odległym, bo 15 miejscu (był ostatni z "docenionych"). Pewnym pocieszeniem jest to, że znalazł się w naprawdę wybornym
towarzystwie. Mowa tu o takich tuzach jak np. Adrea Pirlo, Franck
Ribery czy zwycięzca - Carles Puyol. Nieco to wszystko niesmaczne,
ale przecież nie ma się czym przejmować. Uroda lub jej brak to
przeważnie pozory, rzecz ulotna, względna i tak naprawdę nie jest
ona wyznacznikiem człowieczeństwa. A więc luzik :)
Skandal z
tabletkami...
W
2009 roku było nim bardzo głośno. Pojawiła się sensacyjna wieść
o tym, że Wawrzyniak jest na dopingu. Niestety dla niego, tzw.
"próbka B" również dała wynik pozytywny. Jego kariera z
hukiem stanęła w miejscu, a że wszystko dookoła prze do przodu,
to de facto zaczęła się cofać... Gdy w 2009 roku Wojskowi
wypożyczyli Wawrzyniaka do greckiego Panathinaikosu, to wydawało
się iż doczekaliśmy się świetnego obrońcy. To cieszyło,
patrząc na "mizerię" tej formacji w naszej piłce. Jednak
parę miesięcy później był już "na wylocie" z klubu i
co najsmutniejsze - jako dopingowiec nie mógł grać w ogóle i to
przez długie miesiące! Najpierw była mowa o 2 latach (efekt
zaprzeczania), a później skończyło się na karze ok. roku. Cała
wrzawa wybuchła 5 kwietnia, po jednym z meczu w lidze greckiej.
Greccy włodarze długo się nie zastawiali się i zakończyli
współpracę z Wawrzyniakiem, pozbywając się problemu. Mimo
"wpadki" Legia (słowa uznania dla niej) zlitowała się
nad piłkarzem i traktowała go wciąż jak swego pełnoprawnego
zawodnika. A teraz o samym czynie. Nie wiadomo czy piłkarz brał
umyślnie doping, bo do dnia dzisiejszego twierdzi, że nie miał
świadomości zażywania niedozwolonego środku. Sam to puentuje
głupotą ze swojej strony. Przebywając w Warszawie wstąpił do
jednej z tamtejszych galerii handlowych i zakupił nieszczęsne
tabletki. Miały one pomóc mu przy szybszym spalaniu tkanki
tłuszczowej. Jak jednak sam twierdzi, nie potrafi wyjaśnić czemu
zdecydował się ten na zakup, gdyż "zbędnych kilogramów"
nie było u niego i nigdy problemów z utrzymaniem wagi nie miał.
Metyloheksanamina - tak nazywa się wykryta u niego substancja i to
ona była źródłem jego tarapatów. Występuje ona np. w preparatach
na katar, ale sportowcy wyczynowi nie powinni jej brać (chociaż
brak pełnych informacji o działaniu tej substancji i asekuracyjnie
instytucje przeciwdziałające dopingowi ścigają za jej zażywanie). Wawrzyniak
swoje odcierpiał i 22 stycznia 2010 roku znów mógł "pląsać"
po zielonej murawie.
Piłkarski
obieżyświat...
Powyższe
stwierdzenie pewnie nieco jest na wyrost, aczkolwiek Wawrzyniak
trochę już miejsc w swym piłkarskim życiu zwiedził. Jak wiemy na
krótko zamienił Warszawę na Ateny. W słonecznej Grecji mógł
zajść daleko, bo i początki miał co najmniej perspektywiczne.
Wyobraźcie sobie, iż zagrał z Panathinaikosem w Lidze Mistrzów
i to w fazie pucharowej (wystąpił w obu meczach)! Grecki sen
zakończył się dla niego szybko i boleśnie. Powrócił do Legii,
dla której zaczął grywać i strzelał gole częściej, niż
wcześniej (przed wyjazdem na południe Europy). Paradoksalnie jego
ostatnim trafieniem w barwach Legii była bodajże...bramka
samobójcza, z listopadowego spotkania Ekstraklasy (3:1 z
Pogonią Szczecin u siebie). Już w lutym następnego roku piłkarz
trafił do Rosji. Został zatrudniony przez klub Amkar Perm i czekała
go długa przeprowadzka, gdyż miasto (ok. milion mieszkańców)
będące siedzibą klubu leży niemal w Uralu! Wawrzyniak nie mógł
czuć się osamotniony, bo już od pewnego czasu w Amkarze grał
chociażby były Janusz Gol (były Legionista). Nowy zespół
naszego bohatera to średniak na "rosyjskim podwórku". W
pierwszym sezonie jego gry, klub uplasował się na 10 pozycji w
tabeli. W obecnym sezonie jest zaś o 4 pozycje niżej i może się
nie utrzymać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Goryczy gry na
zapleczu rosyjskiej piłki klubowej jednak Wawrzyniak nie zazna,
bo...już zmienił ligę. W styczniu tego roku przeszedł do Lechii
Gdańsk. Jak sam piłkarz twierdzi, Morze Bałtyckie (oraz Gdańsk)
jest piękniejsze niż Ural. O zmianie barw klubowych raczej nie
decydowały walory estetyczne czy sentyment do kraju. Wawrzyniak w
Rosji grał mało, a do tego klub miał wobec niego zaległości
finansowe. Zawodnik parł do zmiany swojego otoczenia, a że trafiła
się okazja aby powrócić na łono Ekstraklasy,
to z niej skorzystał. Lechia to klub ze sporymi aspiracjami i
ostatnio wzmocnił się "mocnymi" nazwiskami - oprócz
Wawrzyniaka, do klubu przyszedł Sebastian Mila (nowy kapitan
pomorskiej drużyny) i Grzegorz Wojtkowiak. Wspomniana trójka
zagrała kilka dni temu w pierwszym meczu rundy wiosennej, przeciwko
Wiśle Kraków (1:0). Przyszłość pokaże, czy Lechia będzie
ostatnim przystankiem w karierze naszego piłkarza.
Adresat żartów...
Łatwo
nie miał i pewnie nadal nie ma. Opinia publiczna (głównie kibice)
zawsze znajdzie tego, kogo można obwiniać o porażkę czy śmiać
się z jego niedoskonałości. Padło też na Wawrzyniaka, ale żeby
być tu szczerym, to sam piłkarz dał im pożywkę do takiej
reakcji. Oczywiście słabszych piłkarzy od Buźki jest
rzesza w Polsce, ale jako reprezentant kraju jego osoba była (jest)
na świeczniku i każdy błąd był aż nadto widoczny. Braki ma.
Łatwo można je dostrzec już na poziomie gry w klubie, mimo iż
uchodził za jednego z lepszych ekstraklasowych obrońców - to tylko
pokazuje "siłę" naszej najwyższej ligi. Podczas występów
dla Biało-czerwonych jest na newralgicznej pozycji - lewego
obrońcy. W defensywie mamy spory niedostatek, ale lewa flanca to
posucha przeogromna. Właśnie dlatego gracz pokroju Wawrzyniaka mógł
grać z "Orzełkiem", gdyż lepszych piłkarzy nie mamy. O
ile postawa tego piłkarza była istotna dla gry naszej kadry (czyt.
szczelna obrona), to nie przekładało się to na specjalny respekt
dla niego i stawianiu go w pierwszym szeregu polskich piłkarzy.
Przylgnęła do niego łatka "zapchajdziury" i przy urazach
piłkarzy z tej formacji (czyt. pozycja na boisku) wręcz intuicyjnie
selekcjonerzy wstawiali do składu właśnie tego gracza. Wawrzyniak
ma "niebezpieczną" manierę. Lubi udzielać się w
ofensywie (oczywiście współcześnie takiej inicjatywy wymaga się
od bocznych obrońców). Trzeba przyznać, że zdarzały się mu
mecze gdzie miał parę zrywów i dogrywał piłkę w pole karne czy
wreszcie uderzał piłkę po stałych fragmentach gry (wtórne
uderzenia). Jednak jego braki techniczne powodowały też straty
piłki, które miały (lub mogły mieć) katastrofalne skutki dla
wyniku. Czasem aż zęby same się zaciskały w szczęce, gdy oczy
obserwowały poczynania Wawrzyniaka na boisku. Tak więc była
koncepcja aby "zamurować" lewą stronę boiska, żeby
Wawrzyniak skoncentrował się przede wszystkim na zadaniach
defensywnych i wspieraniu go lewym pomocnikiem. Niestety, takie
środki ograniczają obszar do taktyki i pomaga rywalom przy
rozpracowywaniu naszej gry. Krytyka kibiców osiągnęła punkt
wrzenia przed EURO 2012, kiedy rozegraliśmy towarzyski mecz z
Niemcami. Wtedy to w...Gdańsku zremisowaliśmy w tym pojedynku 2:2,
ale mogliśmy zwyciężyć. Oberwało się głównie dwóch naszym
graczom: Sławomirowi Peszce i właśnie Wawrzyniakowi. Pierwszy z
nich nie wykorzystał w pierwszej połowie dogodnych okazji (3
szanse), drugi zaś popełnił w obronie koszmarny błąd. W
doliczonym czasie meczu, gdy już brakowało niewiele do triumfu na
naszymi zachodnimi sąsiadami, Wawrzyniak poślizgnął się i to z
pełną premedytacją wykorzystał Thomas Müller. Dośrodkował on w
pole karne, gdzie był już Cacau (piłkarz mający brazylijskie
pochodzenie) i z bliskiej odległości pokonał stojącego w bramce
Wojciecha Szczęsnego. Memów nie było końca, a popularny był
"kopiec kreta", który miał "spowodować"
potknięcie Wawrzyniaka. Łatwo tu obwinić dywersanta z byłej
Czechosłowacji, niejakiego Krecika (hahahahaha). Teraz to brzmi
śmiesznie, ale po meczu chyba żadnemu kibicowi leżącemu na sercu
nasza Reprezentacja, wesoło z pewnością nie było i być nie
mogło.
Daje radę...
Trudno
powiedzieć jak Wawrzyniak reaguje na zamieszanie wokół swojej
osoby: ma "stresik" czy spływa to po nim jak po kaczce. W
swoich wypowiedziach do dziennikarzy sprawia wrażenie skromnego i
spokojnego człowieka, który stroni od emocjonalnych słów (czyt.
nie daje wyprowadzić się z równowagi). Można nawet doszukiwać
się jego dużej inteligencji, gdyż lubi operować dozą ironii oraz
dystansuje się do własnej osoby. Dzisiaj już legendą jest jego
wypowiedź o swojej pozycji w kadrze Polski. Miał bowiem
wypowiedzieć coś takiego: „Jestem zmiennikiem tego, którego
nie ma”. To stwierdzenie jest wręcz przesiąknięte
autoironią. Nie ma nic lepszego na krytykę, niż taka właśnie
stwierdzenie. Brawo Kuba! Prawdopodobnie jest też autorem z grubsza
tych słów: „Gdybym grał tak jak gadam, to byłbym teraz w
Realu Madryt”. Pachnie to podobnym tonem jak wcześniejsze
zdanie i tylko po tych wypowiedział można odnieść wrażenie, że
zbytnio nie przejmuje się zewnętrzną krytyką. Wawrzyniak potrafi
też powiedzieć coś prowokacyjnego, aczkolwiek typowo dla siebie
porusza się w ramach wysokiej kultury osobistej. Na jednej z
konferencji prasowych gracze Legii Warszawa (wśród nich także
Wawrzyniak) gościli na spotkaniu z dzieciakami. Z widowni padło do
niego pytanie o ilość spotkań na Mistrzostwach Europy 2012.
Wawrzyniak nie miał okazji wystąpić na tej imprezie (chociaż
został powołany) i to powiedział, ale dodał przy tym z pewną
pretensją, że trener go nie wystawiał na imprezie docelowej mimo,
iż rok poprzedzający EURO 2012 regularnie przywdziewał
trykot Reprezentacji Polski. Taki język pewnie nieco uśmierza
reakcję kibiców na jego deficyty w obrębie futbolowych
umiejętności. Dzisiejszy bohater jest to raczej człowiek z
pozytywnym poczuciem humoru, a tacy ludzie są obdarowywani szczerą
sympatią.
Trochę
sprawiedliwości...
O
tak, Wawrzyniak krytykowany jest do bólu. Taka mała histeria. No dobrze, piłkarz ten może i nie
jest i nigdy nie będzie "wielkim piłkarzem", jednak jest
obecnie jednym z najlepszych w kraju na swojej pozycji. Raz gra
lepiej a raz gorzej, ale pewien poziom ma. Jakby nie było, wystąpił
dla Biało-czerwonych w 43 spotkaniach. Prawie 9 lat gry dla
Polski i niewykluczone, że pojedzie z nią także na turniej do
Francji (byłaby to jego trzecia wielka impreza). Krytyka jest czymś
dobrym, ale kiedy jest konstruktywna, a nie destruktywna. A właśnie
z taką mamy do czynienia w przypadku tego piłkarza. Jego ostatni
(jak do tej pory) mecz w kadrze ma wymiar przełomowy, i to na dwóch
płaszczyznach. W spotkaniu z Niemcami (2:0) nie dość, że
zakończyliśmy nasz wieloletni niemiecki kompleks i uwierzyliśmy w
siebie, to Wawrzyniak miał w nim swój osobisty sukces. Rozegrał
bardzo dobre zawody i nieco naprawił to, co zepsuł z tym rywalem
kilka lat wcześniej. Pokazał, że potrafi grać w piłkę i tym
samym jego krytykanci są teraz ciszej. Tak więc, Wawrzyniak
zasługuje na koszulkę naszej najważniejszej drużyny. Respekt dla
niego chociażby za to, że w ostatnich latach wielu lepszych lewych
obrońców u nas nie było. Oczywiście na tej pozycji są
alternatywy - skromne, ale zawsze. Mowa tu np. o Sebastianie
Boenischu czy Arturze Jędrzejczyku. Jednakże, pierwszy obecnie nie
gra w kadrze, a drugi leczy uraz. Jest za to Jakub Wawrzyniak i jeśli
będzie prezentował się tak jak w meczu z Niemcami w 2014 roku, to
żarty z jego osoby będą już "niemodne".
Fajnie
jeśli chociaż część ludzi po lekturze tego posta nieco
przychylniej sporzy na osobę Jakuba Wawrzyniaka. To "równy"
facet i całkiem dobry piłkarz. Przede wszystkim chodzi o ogólnie
pojętą krytykę, żeby miała ona swój poziom i nie była
"wylewaniem pomyj". To tyle. Miłego dnia/wieczoru. Czołem!
:-)
moze cos napisz o polskiej pilce
OdpowiedzUsuńKażdy komentarz cieszy. Zależy o jaką polską piłkę chodzi (reprezentacyjną czy klubową). Mam zresztą kilka pomysłów i zobaczę jak będzie. Zwłaszcza ważkim tematem jest ostatni mecz naszych z Irlandczykami. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńchyba sie nie doczekam
OdpowiedzUsuń