Translate

piątek, 28 listopada 2014

(Temat 21) Największe piłkarskie stadiony na świecie

Top 4

Po przeanalizowaniu największych futbolowych stadionów ulokowanych w Europie, pora teraz dotknąć tej tematyki w zasięgu globalnym. W tym artykule zabiorę was w wycieczkę po 4 obiektach, które przodują w rankingu największych na świecie. Wycieczka będzie daleka, bo odwiedzimy dwa kontynenty. Mimo, iż to Europa i Ameryka Południowa uchodzą za największe "futbolowe fabryki", to jednak żadna z przedstawionych poniżej aren piłkarskich nie została tam wybudowana. Zaskoczeni? Nie dziwię się :) Teraz trochę o zasadach ustalania rankingu. Brane są pod uwagę obiekty czynne, na którym grane są mecze piłkarskie (lub m.in. w piłkę nożną), a podstawą ustalania kolejności jest szczytowa ilość miejsc siedzących ulokowanych na obiekcie, aby oglądać widowisko na płycie boiska (co do zasady). Miłej zabawy :)
Miejsce 4
Stadion Narodowy Bukit Jalil (Malezja)
100 200 widzów
Zaczynamy od Azji Południowo-Wschodniej. Stadion postawiono w Kuala Lumpur (stolica Malezji). Dane dotyczące jego pojemności i struktury krzesełek są do dyskusji, jednak na potrzeby tego zestawienia przyjmuje się podaną wcześniej wartość. W meczach międzynarodowych jego pojemność wyraźnie się zmniejsza do 87 411 miejsc. Początek budowy tego obiektu przypada na 1 styczeń 1992 roku. Równo 5 lat później, w Nowy Rok (1997), został wybudowany. Jednak trwały na nim prace przez następny rok i 1 stycznia 1998 stadion otworzono. Stadion stworzyli rodzimi wykonawcy, a właścicielem jest rząd (państwo) Malezji. Warte podkreślenia jest informacji, iż zakończono prace nad nim 3 miesiące przed terminem (a więc można :D). Jego powstanie należy łączyć z rolą Kuala Lumpur jako gospodarzem Igrzysk Wspólnoty Narodów (ang. Commonwealth Games) w 1998 roku. Teraz mała dygresja odnośnie tej imprezy. Są to ogólnosportowe zawody, w swym formacie zbliżone do Letnich Igrzysk Olimpijskich, w których udział biorą sportowcy z państw byłego Imperium Brytyjskiego (tak więc np. Polska nie uczestniczy w nich). Na stadionie odbyły się konkurencje lekkoatletyczne oraz ceremonie: otwarcia i zamknięcia imprezy. Następnie obiekt ten został głównym domem piłkarskiej Reprezentacji Malezji. Tym samym w cień poszła inna stołeczna budowla - Stadion Niepodległości. Oprócz wcześniej wspomnianych, stadion gościł parę innych ważnych zawodów, np: Igrzyska Azji Południowo-Wschodniej (m.in. Ceremonia Otwarcia, 2001 rok), Puchar Azji (współorganizator, 2007 rok) czy jest miejscem rozgrywania prestiżowych meczów w malezyjskiej piłce klubowej. A chociażby w 2011 roku grali na tym stadionie piłkarze dwóch uznanych angielskich marek - Arsenalu Londyn i Chelsea F.C. (azjatyckie tournée). Stadion jest jednym z elementów (jego "perełką") malezyjskiego Narodowego Kompleksu Sportowego (zajmuje powierzchnię 1,2 km²). Obiekt posiada boisko trawiaste o wymiarach 105 m x 68 m. Dookoła niego znajduje się 9-torowa bieżnia lekkoatletyczna o nawierzchni syntetycznej. Zawodnicy mają też do dyspozycji miejsce rozgrzewkowe o wymiarach 60 m x 6 m. Nad widownią zainstalowane jest zadaszenie (100% miejsc pod dachem). Dach ma bardzo atrakcyjny wygląd. Wybrane informacje: koszt budowy - 800 mln RM (ringgitów malezyjskich), miejsca dla niepełnosprawnych - 200, oświetlenie - reflektory o natężeniu 1 500 lx (luksów) oraz tablice wyników - 2 duże elektroniczne nad bramkami (kolorowe). Arena ta uchodzi powszechnie za najlepszą w całym kraju.
Miejsce 3
Estadio Azteca (Meksyk)
105 064 widzów
Wchodzimy teraz na podium. W porównaniu do malezyjskiego obiektu, ten jest powszechnie znany. Stadion znajduje się w Meksyku (stolica państwa Meksyk). Nazwę tłumaczy się na polski jako Stadion Azteków i odnosi się do indiańskiego ludu (Aztekowie), który niegdyś zamieszkiwał tereny dzisiejszego państwa meksykańskiego. Budowla jest określana przydomkiem El Coloso de Santa Ursula (ten "piłkarski olbrzym" znajduje się się w dzielnicy Santa Ursula). Początek jego budowy rusza w 1961 roku, by parę lat później oddać go do użytku. Jego otwarcie miało charakter bardzo uroczysty. Pofatygował się sam ówczesny prezydent Meksyku, Gustavo Díaz Ordaz, który kurtuazyjnym kopnięciem piłki oficjalnie zapoczątkował bytność tego stadionu. Oprócz prezydenta państwa i publiki na trybunach rzędu 100 000 osób uświetnili to wydarzenie swym przybyciem szef FIFA, burmistrz miasta czy prezesi klubów: Club América, Atlante FC i Club Necaxa. Następnie odbył się tam mecz piłkarski i pierwszą historyczną bramkę strzelił Brazylijczyk Arlindo dos Santos. Odpowiedzialnymi za realizację projektu stworzenia tegoż obiektu byli panowie architekci Vazquez i Alcerreca. Stadion de facto powstał w efekcie dużego popytu na futbol przez meksykańskie społeczeństwo. Moi mili, zwłaszcza rok 1956 jest tutaj kluczowy. Wtedy to stołeczne miasto zorganizowało Mistrzostwa Panamerykańskie (luty-marzec). Impreza skupiała reprezentacje narodowe z tamtej części świata (przybyła m.in. Argentyna i Brazylia). W dniu 26 lutego w meczu otwarcia wystąpiły Reprezentacje Meksyku i Kostaryki (1:1). Stadion (nie chodzi o naszego "bohatera") był zapełniony do ostatniego miejsca (73 tysiące widzów), jednak poza stadionem znajdowało się kolejnych 40 tysięcy! Próbowali oni wedrzeć się na obiekt mimo braku biletów. Widząc to, jedna z meksykańskich firm (która pod inną nazwą jest dzisiaj właścicielem stadionu) wpadła na pomysł wybudowania właśnie tej imponującej budowli. Płyta boiska o nawierzchni trawiastej (105 m x 68 m), bez bieżni lekkoatletycznej i z zadaszonymi trybunami (70% jest pod dachem). Rekord frekwencji to niebywałe 132 247 widzów! Ustanowiono go podczas...pojedynku bokserskiego. Natomiast największa publika na meczu piłkarskim to budzące respekt 119 853 osób (ilość nie dziwi, bo wtedy Meksyk rozegrał spotkanie z drużyną Canarinhos). Operatorem stadionu jest Reprezentacja Meksyku i Club América. Posiada aż 856 sali dla VIP (mowa o executive suites), dla porównania Stadion Narodowy w Warszawie ma ich "tylko" 69. Dla dziennikarzy wydzielono 200 stanowisk (miejsc). W 1985 roku poddano go renowacji. Ogólny koszt budowy wyceniany jest na 260 mln MXN (peso meksykańskich). Do obiektu łatwo się dostać korzystając z usług miejskiego metra. Stadion to kawał historii piłki nożnej. Odbyły się na nim legendarne spotkania, m.in. Włochy-RFN (4:3, 1/2 Mundialu 70, znany jako Mecz Stulecia), Brazylia-Włochy (4:1, finał Mundialu 70, ponoć najlepszy finał w historii) czy Argentyna-Anglia (2:1, 1/4 Mundialu 86 - to właśnie ten mecz kiedy Diego Maradona najpierw wpakował gola ręką, a następnie pokonał bramkarza bo rajdzie z własnej połowy boiska!). Wybrane zawody: dwa Mistrzostwa Świata (1970 i 1986 rok - m.in. obydwa finałowe mecze), piłkarski Turniej Olimpijski (1968 rok, m.in. mecz o 3 miejsce), Mistrzostwa Świata U-20 (1983 rok, m.in. mecz finałowy), Mistrzostwa Świata U-17 (2011 rok, m.in. mecz finałowy), Puchar Konfederacji (1999 rok, m.in. mecz finałowy) czy Igrzyska Panamerykańskie (1975 rok). Ważnym wydarzeniem było pojawienie się na tym obiekcie w 1999 roku Ojca Świętego Jana Pawła II podczas jego pielgrzymki do Meksyku (tzw. Spotkanie wszystkich pokoleń, 125 tysięcy osób). Dorosłej Reprezentacji Polski nigdy nie udało się zagrać na murawie tego stadionu. Jedynie młodzieżowa reprezentacja miała taką możliwość podczas Mundialu U-20 (1983 rok). Rozegrali tam ćwierćfinał i półfinał (w sumie zajęli 3 miejsce).
Miejsce 2
Salt Lake Stadium (Indie)
120 000 widzów
Pora na drugą lokatę naszego rankingu. Czeka nas długa podróż z Meksyku, bo aż...15 tysięcy km! Miejsce docelowe: Indie. Wiecie, tak duży obiekt nie powinien chyba dziwić w tej części świata, z uwagi na populację tego azjatyckiego kraju (ponad 1 250 milionów ludzi!). Mówiąc oględnie to duuużo więcej niż mieszkańców Polski :))) Jednakże państwo to nie kojarzy się z futbolem i nie osiąga na jego niwie żadnych znaczących sukcesów, mimo iż przez pewien okres w swej historii było pod panowaniem Imperium Brytyjskiego. Dlatego też grę w krykieta (bardzo u nich popularnego) rozpowszechnili właśnie europejscy kolonialiści, jednak piłka nożna jakoś nie przyjęła się. Stadion zlokalizowany jest w regionie kraju zwanym Bengalem Zachodnim, w jego stolicy Kalkucie, w części miasta zwanej Bidhannagar. Urbanizacja tego miejsca dokonała się dzięki uprzedniemu wysuszeniu słonego jeziora - stąd też nazwa obiektu (z ang. Stadion Słonego Jeziora). Niech nie dziwi was angielskie nazewnictwo, gdyż lata podległości zrobiły raczej swoje i język angielski ma tam status urzędowego (nie tylko on zresztą). Istnieje jeszcze druga nazwa - Yuba Bharati Krirangan (z beng. Stadion Młodzieży Indyjskiej - wolne tłumaczenie). Co do jego wielkości to są dane odnośnie "tylko" 68 tysięcy miejsc, co zapewne należy łączyć z przepisami o rozgrywaniu meczów międzynarodowych (mają one wyższe standardy i kładą duży nacisk na sprawy bezpieczeństwa). Jego otwarcie datuje się na styczeń 1984 roku. Wtedy to odbył się towarzyski turniej piłkarski. Moi drodzy znowu mamy polski akcent. Otóż w turnieju wystąpiła Reprezentacja Polski. Oprócz naszych Orłów wystąpili: Argentyna, Chiny, Indie, Rumunia U-21 oraz węgierski Vasas Budapeszt. Meczem otwarcia była rywalizacja Indii z Polską. Rozegrano go 11 stycznia, padł wynik 2:1 dla Polski, a pierwszą bramkę zdobył Dariusz Dziekanowski (10 minuta). Cały turniej wygrali Biało-czerwoni, pokonując w meczu finałom Reprezentację Chin 1:0. Stadion posiada boisko trawiaste (obecnie są dane o nawierzchni sztucznej) o wymiarach 105 m x 68 m oraz syntetyczną bieżnię lekkoatletyczną. Zadaszenie obejmuje 70% miejsc. Sam dach zbudowany jest z rur metalowych, blach aluminiowych oraz betonu. Powierzchnia stadionu wynosi 309 200 m², co daje 76, 40 ac (akrów). Cała budowla ma kształt eliptyczny, a same trybuny posiadają wyraźnie wydzielony 3 warstwy. Przyznam, że stadion "nie powala" swym wyglądem. Jego estetyka dalece odbiega od ideału. Stadion posiada m.in. dwie elektroniczne tablice wyników i warty opisania system gaśniczy. Otóż, wybudowano 4 podziemne zbiorniki z wodą o pojemności 10 000 galonów (to bodajże równowartość ok. 45 000 litrów). Obiekt sportowy jest własnością włodarzy Bengalu Zachodniego. Najemcami z kolei są obecnie 4 indyjskie kluby (nie wymienię ich nazw, bo to nic nie wniesie do tematu :D) oraz Reprezentacja Indii, która często rozgrywa tu swoje mecze. Chyba najważniejszymi zawodami jakie odbyły się na tym stadionie były (niektóre konkurencje) Igrzyska Azji Południowej z 1987 roku.
Miejsce 1
Stadion im. 1 maja na wyspie Rungra (Korea Północna)
150 000 widzów
Czas na rekordzistę. Z Indii przeniesiemy się teraz na północny-wschód Azji. Zapewne większość z was zrobi wielkie oczy, gdy przeczyta w jakim państwie ten ogromnych gabarytów obiekt wybudowano. To rejon świata, gdzie ludzie umierają z głodu. Nie ma co owijać w bawełnę - mowa o...Korei Północnej! Stadion wybudowano w ciągu zaledwie 2,5 roku i uroczyście otworzono 1 maja 1989 roku - tak też stadion nazwano. Dzień to nader wymowny, zwłaszcza w państwie tak wybitnie dotkniętym komunizmem - Święto Pracy obchodzone w pierwszy dzień maja, również za PRL-u był hucznym wydarzeniem, podkreślającym rolę "ludu pracującego miast i wsi". Stadion znajduje się na niewielkiej wyspie Rungra na rzece Taedong-gang, w mieście Pjongjang (stolica kraju, którą kiedyś nazywano Phenian). Najprawdopodobniej dane dotyczące pojemności są zawyżone, jednak nie ma możliwości ich weryfikacji, gdyż jest to kraj "zamknięty" i pozostaje opierać się na danych oficjalnych. Trzeba powiedzieć wprost, że mecze piłkarskie są tam rzadkością, a jeśli już są rozgrywane to z udziałem Reprezentacji Korei Północnej (męskiej i żeńskiej). Do czego więc obiekt właściwie służy? Do propagandy! Przede wszystkim odbywają się tam ogromne wielotysięczne parady - tzw. Mass Games. Ludzie tworzą "żywe obrazy" i w świat idzie silny sygnał jakie to północnokoreańskie państwo jest "potężne" i "radosne". Nawet rozwija się turystyka międzynarodowa i ludzie z "zepsutego Zachodu" przyjeżdżają i płacą nawet 300 €, by mieć możliwość uczestniczenia w tym efektownym wydarzeniu. Obiekt wybudowano z myślą o Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów, które w dniach 1-8 lipca 1989 roku miała zorganizowała Korea Północna. Przedsięwzięcie poważne, bo przyjechało 22 tysiące osób z 177 krajów. Uroczyste rozpoczęcie tegoż festiwalu miało miejsce właśnie na stadionie. Główne boisko ma 22 500 m², natomiast całkowita powierzchnia budowli wynosi 207 000 m². Wznosi się ona 60 m nad ziemią. Najbardziej efektowne jest zadaszenie, nadające stadionowi charakterystyczny wygląd. Mi osobiście bardzo się ono podoba. Otóż, umieszczonych na zewnątrz 16 łuków układa się w owalny obwód, zakrywając w całości miejsca na trybunach, a ich forma przypomina białe płatki kwiatu magnolii. Stadion ma bodajże 80 pomieszczeń (np. kryty basen i sauna). W kwietniu 1995 roku na obiekcie było 190 000 widzów, co jest jego rekordem do dnia dzisiejszego. W tym roku pojawiły się informacje, iż zarządzono renowację budowli. Ponoć ma być zainstalowana sztuczna nawierzchnia na płycie boiska oraz oświetlenie z prawdziwego zdarzenia. Hmmm...będzie to "słono" kosztować, mimo iż apelowano niedawno o międzynarodową pomoc dla niedożywionych obywateli tego państwa (potrzeba minimum 70+ mln €). Jak widać niektórzy dygnitarze uważają, że społeczeństwu potrzeba "igrzysk" a "chleba" to już niekoniecznie...
Mam "deserek". Pozostał jeszcze jeden stadion, który jest poza rankingiem. Ów obiekt de facto nie jest już czynny i posiada "jedynie" 56 000 miejsc siedzących. Jednakże to największy stadion w historii, którego można by nazwać piłkarskim. Jego pojemność to nawet...250 000 miejsc! Robi wrażenie :) To jeszcze nie jest wszystko. Zbudowano go "rzut beretem" od granic Polski. Stadion Strachov, bo to o niego ten "raban", leży bowiem na wzgórzu Pragi (stolica Czech). Budowę tego obiektu rozpoczęto w 1926 roku i początkowo miał drewniane trybuny, które zastąpiono betonowymi w 1932 roku. "Ojcem" tego przedsięwzięcia był architekt Alois Dryák. Po II wojnie światowej stadion poddawano dalszej rozbudowie w latach 1948 i 1975. Plac gry ma imponujące wymiary (310,5 m x 202,5 m) i dzieli się bodajże na 8 piłkarskich boisk, z czego 2 to boiska futsalowe. Początkowo (okres przedwojenny) stadion służył jako miejsce dla pokazów na masową skalę gimnastyki synchronicznej, które organizowało Towarzystwo Gimnastyczne Sokół. Później (okres powojenny) odbywały się tu zawody lekkoatletyczne czy też państwowe władze (komunistyczne) organizowały na nim różne przedsięwzięcia o podłożu propagandowym. Po zmianach ustrojowych obiekt ten nie miał zastosowania i niszczał. Pojawiła się nawet idea by go zburzyć, jednakże zrezygnowano z tego ostatecznego kroku. Paręnaście lat temu lokalny klub (Sparta Praga) wraz z władzami miasta podjęły działania modernizacyjne. Obecnie budowla jest ośrodkiem treningowym wspomnianego klubu. Pojawiły się swego czasu pomysły z zagospodarowaniem tego "giganta" - jako obszaru handlowego (np. sklepy i hotele) czy zrobienie tu wioski olimpijskiej. Nie jest to z pewnością najpiękniejszy i najnowocześniejszy stadion na świecie, jednak swą obszernością deklasuje wszystkie areny piłkarskie.
Na dziś to tyle. Znacie już największe piłkarskie areny na świecie. No cóż, nie zawsze po ich murawach biegają najlepsi zawodnicy, ale ogromu ich kubatury nikt im nie zabierze. My Polacy nie mamy się jednak czego wstydzić. Mamy przecież całkiem spory Stadion Narodowy i parę nieco mniejszych. Do tego dochodzi ich nienaganna estetyka, nowość i nowoczesność. Nie, że robię tu "propagandę sukcesu", ale jeszcze 10 lat temu Rzeczpospolita była w tej materii "pustynią". Cieszy posiadanie takiej infrastruktury stadionowej, lecz mamy deficyt na pokolenia bardzo dobrych piłkarzy. Czas pokaże czy się ich doczekamy - chociaż ostatnio nasza piłkarska Reprezentacja radzi sobie wybitnie dobrze. Uśmiechu moi mili. Dziękuję za odwiedziny i do zobaczenia. Czołem! :-)

czwartek, 27 listopada 2014

(Temat 20) Największe stadiony piłkarskie w Europie

Top 5

Dzisiaj czas na ranking. Na pewno i wam się zdarza przy oglądaniu meczu piłkarskiego, że oprócz śledzenia poczynań zawodników na murawie, spoglądacie również na trybuny i sam stadion. Nie zdziwię się jeśli ogromne grono z was ma jakiś swój jeden ulubiony. Ja dla przykładu podziwiam estetykę Stadionu Narodowego w Warszawie, czyli popularne Orle Gniazdo. Ktoś powie, że jest banalny swym kiczem, ale mi i tak się podoba - jest oryginalny z silnym polskim akcentem. Jednak tematem dzisiejszego postu nie będzie estetyka. Nie będziemy debatować nad czymś tak względnym i niewymiernym jak pojęcie "piękna". Skupimy się za to na czymś co łatwo jest zmierzyć - pojemności trybun. Poniżej macie zestawienie 5-ciu największych piłkarskich aren w Europie. Lista zawiera tylko stadiony czynne obecnie, a ich przeznaczeniem jest rozgrywanie meczów piłkarskich (co do zasady). Za kryterium wielkości została obrana szczytowa pojemność stadionu, tzn. tyle ile jest on wstanie maksymalnie ulokować widzów na miejscach siedzących (z jednym wyjątkiem). Zapraszam do wspólnego podróżowania po najogromniejszych europejskich stadionach!
Miejsce 5
Estadio Santiago Bernabéu (Hiszpania)
81 044 widzów
Obiekt doskonale znany fanom piłkarskim z każdego zakątka naszego globu. Szczególnym sentymentem darzą go kibice hiszpańskiego Realu Madryt, gdzie na co dzień odbywają się jego mecze. Swoje spotkania rozgrywa na nim też Reprezentacja Hiszpanii. Otwarty 14 grudnia 1947 roku, po 3-letnim okresie budowy. Nosi imię po legendarnym prezesie madryckiego klubu (od roku 1955). Zastąpił dotychczasowy stadion klubu, 15-tysięczny Estadio de Chamartín. Obiekt ulokowany w Chamartín - obecnie to część Madrytu. Stadion to kawał historii futbolu europejskiego i światowego. Rozegrano na nim finał Mundialu (1982 rok), finał EURO (1964) i 4-krotnie gościł klubowych finalistów Pucharu Europy (1957, 1969, 1980 i 2010 rok - ostatni to już Liga Mistrzów). Przydomek budowli Królewskich to Chamartín lub Nowy Chamartín. W swojej historii był kilkakrotnie odnawiany i poszerzany. Pojawiają się ambitne projekty zwiększenia go o ponad 7 000 miejsc i zamontowanie rozsuwanego dachu. W ubiegłym roku klub ogłosił możliwość odsprzedania nazwy stadionu za 400 mln €. Płyta boiska ma wymiary 105 m x 68 m. Obiekt ma sztuczne oświetlenie o natężeniu 1 800 luksów oraz loże VIP w liczbie 245. Dominującym kolorem krzesełek trybun jest błękit. Jeśli chodzi o transport do stadionu to cieszy fakt, że ma on własną stację madryckiego metra (Linia 10 - Santiago Bernabéu), a w pobliżu znajduję się także port lotniczy Madryt-Barajas (niecałe 15 km). Adres: Avda. de Concha Espina 1, 28036; Madrid - España.
Miejsce 4
Signal Iduna Park [Westfalenstadion] (Niemcy)
81 264 widzów
Domowy stadion ekipy Borussii Dortmund. Jest w ogóle największą tego typu budowlą w całych Niemczech. W Polsce powszechnie znany z udziału w ekipie znad Zagłębia Ruhry 3 polskich piłkarzy, z Robertem Lewandowskim na czele. Obiekt ten należy łączyć z datą przyznania Niemcom (wtedy RFN - Niemcy Zachodnie) organizacji Mistrzostw Świata w 1974 roku, gdyż wybudowano go specjalnie na okazję tej imprezy. Budowa trwała ok. 3 lata i zakończyła się niedługo przed rozpoczęciem mistrzostw. Koszty inwestycji wzięło na swoje barki miasto Dortmund. Co do pojemności stadionu to są różne dane i być może ma nieco mniej niż wartość przedstawiona w tym poście. Jeśli chodzi o rekord frekwencji (wielokrotny) to wynosi on 83 tysiące widzów i padał w 2004 roku. Muszę przyznać, że ten ranking miał dotyczyć pojemności wg miejsc siedzących (najlepiej wyłącznie siedzących), jednak dla tej areny zrobiłem wyjątek. Jedna z trybun Südtribüne (z niem. Trybuna Południowa) jest prawdziwą wizytówką obiektu na świat. Jest czymś takim dla fanów Borussii Dortmund czym dla kibiców Legii Warszawa była słynna Żyleta. Posiada tylko miejsca stojące (pewnie dlatego podczas meczów robi takie ogromne wrażenie) i pod tym względem jest największa w całej Europie (24 454 miejsc). Dla potrzeb rozgrywania meczów o randze międzynarodowej jego pojemność ograniczana jest do ok. 65 tysięcy miejsc. Charakterystycznymi elementami tego stadionu, od razu rzucającym się w oczy, są żółte pylony (słupy) usytuowane na zewnątrz, których zadaniem jest podtrzymywanie dachu. Są one nowym "wyposażeniem" postawionym na potrzeby Mundialu 2006 (decyzja o ich wybudowaniu związana była z wymogami FIFA). Stadion posiada 5 ekranów (jeden zewnętrzny), 5 000 miejsc dla VIP (loże VIP: 11), klubowe muzeum (Borusseum, otwarte w 2008 roku) czy wielotysięczny parking (wokół obiektu). Płyta boiska ma wymiary 105 m x 68 m - nawierzchnia trawiasta z system podgrzewania, tak że można rozgrywać spotkania nawet w okresie zimowym. Obecna nazwa stadionu (od firmy ubezpieczeniowej) ma charakter komercyjny i wynika z dawnych problemów finansowych klubu. Zgodnie z ustaleniami będzie ona obowiązywać od 1 grudnia 2005 roku do 2021 roku. Dzięki temu krokowi budżet klubowy zwiększył się o 120 mln €. Stadion był obiektem dwóch Mundiali z lat 1974 i 2006 (m.in. mecz Niemcy-Polska 1:0) oraz zorganizował finał Pucharu UEFA (sezon 2000/01). Warty odnotowania jest fakt, iż stadion (raczej fani Borussii Dortmund) dzierży rekord Europy pod względem łącznej frekwencji za sezon. Otóż, w sezonie 2011/12 trybuny stadionu odwiedziła widownia w granicach...1 370 000 osób!
Miejsce 3
Stade de France (Francja)
81 338 widzów
Przyznam, że mam "słabość" do tego obiektu. Nie jest to spowodowane jakąś nadmierną sympatią z mojej strony do futbolu francuskiego bynajmniej, tylko ogromnym sentymentem do francuskich Mistrzostw Świata FIFA z 1998 roku. Obiekt robi piorunujące wrażenie, z powodu trybun wyglądających jak pionowa ściana i akustyki robiącej ogromny hałas. Stadion zaczęto budować w maju 1995 roku. Koszt inwestycji wyniósł 290-370 mln €. W styczniu 1998 roku uroczyście go otworzono piłkarskim meczem międzypaństwowym (Francja-Hiszpania 1:0, bramka Zinedine Zidane). Całe przedsięwzięcie z budową stadionu ściśle łączy się ze wspomnianym wcześniej Mundialem '98. W jego ramach Stade de France gościł aż 9 meczów, w tym mecz półfinałowy i finałowy. To właśnie to miejsce było świadkiem ogromnego triumfu Trójkolorowych nad Brazylią 3-0 w ścisłym finale imprezy. Sam obiekt zlokalizowany jest w miejscowości Saint-Denis w północnej części aglomeracji Paryża. W ramach imprez sportowych, na stadionie odbywają się regularnie mecze rugby i piłki nożnej. Jest chociażby corocznym gospodarzem piłkarskiego Pucharu Francji. Stadion posiada bieżnię lekkoatletyczną. Wśród imprez o randze międzynarodowej warto wymienić: Mundial (1998 rok), finały klubowej Ligi Mistrzów (2000 i 2006 rok) i Lekkoatletycznych Mistrzostw Świata (2003 rok). Koncertowali na nim m.in. Depeche Mode. Stade de France jest największym modułowym stadionem świata, posiadającym 3 "pierścienie" w kondygnacji trybun. Posiada także największe w Europie stadionowe ekrany diodowe. Każdy z dwóch telebimów ma po 196 metrów². Zadaszenie znajduje się 46 metrów, jego całkowita powierzchnia to 6 hektarów, a masa oscyluje koło 13 tysięcy ton. Jest tu polski akcent. Materiały wykorzystywane przy konstrukcji dachu zostały wykonane przez kilka polskich firm. Rekord frekwencji wynosi 81 100 widzów, ustanowiony został w 2010 roku i padł podczas...meczu rugby. W zależności od odbywającej się imprezy stadion może pomieścić nawet 90 000 obserwatorów. Wśród intrygujących faktów jest to, że do zapewnienia bezpieczeństwa widowiska na obiekcie, wymaga się zmobilizowania nawet 1 300 stewardów. Boisko posiada naturalną murawę o wymiarach 105 metrów na 70 metrów i płyta boiska oświetlenia jest światłem o natężeniu 1 600 luksów. Na trybunach wyodrębniono 172 loże VIP. Niestety szwankuje komunikacja do stadionu. Obiekt ma stosunkowo niewielką liczbę miejsc parkingowych. Najlepiej podróżować środkami transportu publicznego, m.in. można skorzystać z promów rzecznych. Do 2025 roku operatorem stadionu jest Konsorcjum Stade de France.
Miejsce 2
Wembley Stadium (Anglia)
90 000 widzów
Ten londyński stadion z sentymentem wspominają starsi fani piłki nożnej w Polsce, gdyż to w tym miejscu Biało-czerwoni rozegrali pamiętny bój z Anglią w 1973 roku (1:1, genialny Janek Tomaszewski w bramce) i kosztem gospodarzy awansowali na Mundial 1974. Trzeba wiedzieć, że stadion w obecnej formie jest nowiutki - ma dopiero 7 lat. Otóż, stary stadion (otwarty w 1923 roku) zamknięto w 2000 roku, a 3 lata później wyburzono. Oficjalnie budowa obecnego obiektu ruszyła w lipcu 2002 roku, a zakończyła się z pewnym "poślizgiem" w marcu 2007 roku. Całkowity koszt inwestycji (przewyższył początkowe założenia) szacowany jest na astronomiczną kwotę 1,2 mld €! Jego budowy podjęła się (przetarg) jedna z firm australijskich. Charakterystycznym elementem tego obiektu jest wznoszącym się nad nim łuk. Jego wysokość sięga 133 metrów, rozpięty jest na 315 metrów, a odchylenie od pionu wynosi 22°. Warto tu podkreślić, iż uznawany jest on za najdłuższy na świecie pojedynczy element konstrukcyjny dachu. Ów dach jest wspierany specjalnymi liniami właśnie przez łuk. Dach jest częściowo rozsuwany i znajduje na wysokości 52 metrów nad poziomem murawy. Całkowita powierzchnia tej struktury architektonicznej wynosi 40 000 m² (13 722 m² to część ruchoma). Z nim też wiąże się rekord w skali globalnej. Otóż, to największy całkowicie zadaszony stadion na świecie pod względem liczby miejsc siedzących na trybunach. Sama idea rozsuwanego dachu wynikała z potrzeby uniknięcia nadmiernego zacieniowania płyty boiska, co przekładałoby się na nieprawidłowy rozwój trawy. Puste trybuny emanują czerwienią, gdyż właśnie na taki kolor w zdecydowanej większości są pomalowane krzesełka. Sama płyta boiska jest prostokątem o bokach 105 m i 68 m i jest 4 metry w porównaniu do starego stadionu. Na początku bardzo krytykowano jakość murawy, tak że powoływano się m.in. na ten aspekt przy braku awansu na EURO 2008 (słynna porażka z Chorwacją 2:3). Pierwszy oficjalny mecz z prawdziwego zdarzenia to mecz młodzieżówek (U-21) Reprezentacji Anglii i Włoch (wynik 3:3). Stadion jest wielofunkcyjny. Oprócz meczów piłki nożnej można na nim grać rugby, futbol amerykański czy przeprowadzić zawody lekkoatletyczne oraz może być miejscem różnych atrakcji, np. koncertów. Stadion był gospodarzem wielu wydarzeń sportowych. Przede wszystkim to główna arena olimpijska (ceremonia otwarcia i zamknięcia, mecze piłki nożnej kobiet i mężczyzn czy zawody lekkoatletyczne - Igrzyska Olimpijskie 2012). Ponadto odbyły się tam m.in. dwa finały Ligi Mistrzów (2010/11 i 2012/13), Puchar Świata w rugby (2015), regularnie odbywają się tam finały Pucharu Anglii oraz mecze Reprezentacji Anglii. Jest już pewne, że w 2020 roku (po porozumieniu z Niemcami) stadion będzie gościł ścisłych finalistów EURO. Teraz trochę danych: całkowita długość i szerokość budowli: 315 m x 300 m, liczba toalet: 2618 (największe skupisko na świecie!), największa liczba pracowników przebywających na placu budowy: 3 500, łączna długość kabli energetycznych: 56 km, ilość betonu wykorzystanego do budowy obiektu: 23 000 ton, ilość loży VIP: 166, ilość miejsc na parkingu: 2 900, ilość miejsc na parkingu autobusowym: 500 oraz ilość dostępnych przystanków metra: 2.
Miejsce 1
Camp Nou (Hiszpania)
99 354 widzów
Któż nie zna tego legendarnego stadionu? Ten piłkarski "gigant" ulokowany jest w Barcelonie, w regionie Katalonii (północno-wschodnia Hiszpania). To domowy obiekt klubu FC Barcelona. W całej historii tego klubu to trzeci z kolei stadion - po Camp del Carrer Indústria (otwarty w 1909 roku) i Les Corts (otwarty w 1922 roku). Nazwę można przetłumaczyć na polski jako "Nowy Stadion" i nawiązuje do wcześniejszego ("starego") Les Corts. W meczach międzynarodowych liczba miejsc jest redukowana do ok. 97 tysięcy. Jego budowa ruszyła w dniu 28 marca 1954, natomiast otwarto go uroczyście dnia 24 września 1957 roku. Mamy tu wyraźny polski akcent. Otóż, meczem inauguracyjnym ten obiekt był pojedynek FC Barcelony z Legią Warszawa (wynik 4:2 dla Barçy). Idea postawienie tej areny wynikała z dużego zainteresowania ze strony fanów, którym dotychczasowy stadion nie mógł sprostać (mimo pojemności rzędu 60 tysięcy miejsc). Mimo ogromu jaki budzi u ludzi ten obiekt, proszę sobie wyobrazić, iż w latach 1980-93 stadion mógł się pochwalić oficjalną liczbą miejsc sięgającą aż 121 749! Trybuny stadionu mają format wyraźnie wyodrębnionych 3 pierścieni, z których najmniejszy jest ten najbliżej płyty boiska. Kolorystyka zainstalowanych tam krzesełek nawiązuje do bordowo-granatowych barw klubu. Stadion od 1975 roku posiada dwie duże elektroniczne tablice wyników (u góry za każdą z bramek). Płyta boiska posiada nawierzchnię trawiastą (naturalna) o wymiarach 105 m x 68 m. Odbywało się na nim wiele ważnych meczów piłkarskich (międzypaństwowych i klubowych). Był jedną z aren Mistrzostw Europy 1964, Mundialu 1982 (m.in. miejsce pojedynku Polska-Belgia 3:0) i Turnieju Olimpijskiego 1992 (m.in. miejsce finału Hiszpania-Polska 3:2). Akurat Reprezentacja Hiszpanii nie gościła na tym obiekcie od 2002 roku (Hiszpania-Portugalia 1:1, towarzyski). Jeżeli skupimy się na piłce klubowej to warto wymienić: finał Puchar Zdobywców Pucharów (1971/72 i 1981/82), finał Puchar Europy (1988/89) oraz finał Ligi Mistrzów (1998/99). W dniu 17 listopada 1982 roku odbyło się bardzo ważne wydarzenie. Otóż, św. Jan Paweł II odprawił tam 2-godzinną Mszę św. (honorowe członkostwo miasta Barcelona oraz przynależność do FC Barcelona). Trybuny odwiedziło wtedy około 121 000 osób. W tym roku poszła w eter wiadomość, iż stadion będzie powiększony do 105 tysięcy miejsc, koszt tej inwestycji szacowany jest na kwotę 600 mln €. Trochę stadionowych danych: kosz budowy - 288 mln peset (dawna waluta Hiszpanii), ilość loży VIP - 23 (400 miejsc), ilość miejsc dziennikarskich - 282, ilość miejsc biznesowych - 1000, wysokość obiektu - 48 m, całkowita powierzchnia obiektu - 550 000 m². Na stadionie znajduje się: oficjalna siedziba FC Barcelony, klubowa administracja, muzeum klubowe (najchętniej zwiedzane muzeum w całej Katalonii) czy kapliczka z Czarną Madonną.
Doszliśmy do kresu naszej wędrówki po rekordowych europejskich stadionach. Przyznacie, że "pakowność" tych obiektów w granicach 80-100 tysięcy miejsc działa na ludzką wyobraźnię. Gdy dodać do tego doping tych ludzi to już w ogóle "bomba" :) Jeśli nie macie dość tego typu wrażeń, to zapraszam was już dziś do lektury następnego posta. Jego tematem będą największe stadiony na świecie - publikacja wkrótce moi mili :) Myślę, że niektórzy z was będą zaskoczeniu składem tego rankingu...zresztą sami zobaczycie. Tymczasem dziękuję i mówię "do zobaczenia". Czołem! :)

sobota, 22 listopada 2014

(Temat 19) Najpiękniejsze bramki Reprezentacji Polski w XXI wieku

Dzień dobry. Dziś postanowiłem, że tematem będą polskie gole - po prostu. Skupiłem się nad tymi najładniejszymi, tzn. decydującymi aspektami przy ich wyborze były: piękno samego uderzenia, kombinacyjny geniusz akcji bramkowej czy pamiętne okoliczności (niecodzienne zachowanie piłkarza czy gol przekładający się na wymierny sukces naszych Orłów). Tak, uprzywilejowane będą te zdobycze bramkowe, które miały miejsce w ważnych meczach, w spotkaniach o punkty, dające nam awanse i wreszcie z silnym rywalem. Jednak, właśnie nie tylko. Strzały, które mają w sobie kunszt piłkarski jak najbardziej brane są pod uwagę. Pewnie zdziwicie się, ale nasza piłkarska Husaria może poszczycić się naprawdę wieloma pięknymi akcjami (tu prztyczek, bo "całych" wspaniałych meczów jest jednak "jak na lekarstwo" - "bieda" mówiąc krótko). Poniżej macie zestawienie 30 bramek, które padły po 31 grudnia 2000 roku do czasów obecnych. Przyznam, że pod analizę brane było aż 50 goli, więc niemalże połowę musiałem skreślić i subiektywną decyzją wybrałem tylko 30, które były "naj". Nie będzie to ranking (tzn. nie będę przydzielał miejsc) tylko chronologicznie (od "najstarszej" poczynając) ukazane zostaną poszczególne gole z krótkim (mam nadzieję :P) komentarzem. Dopiero na końcu odważę się przedstawić mój TOP 10 (od 1 do 10 miejsca) i proszę was o głosowanie na "Najpiękniejszą/najlepszą bramkę Polski w XXI wieku" w sondzie zamieszczonej na dole strony. Wspólnie wybierzemy tą wyjątkową. Miłego czytania (a przede wszystkim oglądania) moi mili. Zapraszam do wspólnej zabawy.
Zaczynamy od 2001 roku. Wybrałem dwa trafienia z tego jakże szczęśliwego dla nas okresu (awansowaliśmy wtedy na Mundial 2002...po 16 latach przerwy!). Naszą epopeję zaczyna Nigeryjczyk z polskim paszportem, czyli Emmanuel Oli Olisadebe. Popisał się w pierwszej połowie w meczu z Norwegią (marzec/wyjazdowy mecz/eliminacje Mundialu) wspaniałym przyjęciem piłki, obrotem i plasem. Drugi gol jest autorstwa Pawła Kryszałowicza. Zawodnik Amica Wronki miał wtedy niesamowitą formę. Oto jego słynna akcja i wspaniałe uderzenie w meczu z Walią (czerwiec/wyjazdowy mecz/eliminacje Mundialu). W zasadzie tyle pięknych goli z tamtego roku - wahałem się jedynie nad trafieniem Kryszałowicza (rewanż z Norwegią). Teraz 2002 rok. Również dwie bramki. Pierwsza z Marcinem Żewłakowem. Wybrałem tego gola z uwagi na piękną sytuację i strzał głową oraz, że to jednak Mundial. Ponadto Żewłak strzelił gola USA...minutę dwie minuty po wejściu na boisko z ławki (czerwiec/Mundial). Drugi gol jest już ze spotkania przeciwko Nowej Zelandii (październik/towarzyski). Spaniałą "bombą" z dystansu po rzucie wolnym pośrednim popisał się Krzysztof Ratajczyk. "Palce lizać" po uderzeniu zawodnika Austrii Wiedeń. W zasadzie jest jeszcze jeden gol z tego okresu, którego warto wspomnieć sytuacyjny lob Radosława Kałużnego (Irlandia Północna). Kolej na 2003 rok. Z góry przepraszam, ale musiałem sporo skreślić goli i wybrałem "tylko" 4. Pierwsza bramkę zdobył Rafał Lasocki przeciwko Macedonii (luty/towarzyski). Przepiękny "szczupak" w okienko. Drugą bramkę zdobył Mirosław Szymkowiak z San Marino (kwiecień/eliminacje EURO). Wspaniałe uderzenie z dystansu w okienko - wiem, że rywal jest "nie najwyższych lotów. We październiku Polacy w zimnej aurze pokonali towarzysko Włochów. Gola na 3:1 strzelił Jacek Krzynówek. Uderzył mocno a piłka jeszcze się odbiła od poprzeczki bramki. I wreszcie 4 bramka. Autorem Marcin Burkhardt - przeciwko Malcie (grudzień/towarzyski. Wiem, że rywal słaby i to spotkanie towarzyskie, lecz rzadko się strzela z około 40 metrów z pierwszej piłki i z powietrza do bramki, prawda? :) Wśród tych z których zrezygnowałem są: Kamil Kosowski (San Marino), Tomasz Dawidowski (Kazachstan), dwa rajdy Andrzeja Niedzielana (Węgry), Jacek Krzynówek (Włochy) i krytykowany Grzegorz Rasiak (Litwa). Z 2004 roku wybrałem dla was tylko dwie bramki - obie zdobył niezawdodny Maciej Żurawski, obie padły we wrześniu i wreszcie obie były w ramach eliminacji Mundialu. Pierwsza jest z meczu przeciwko Irlandii Północnej (wyjazd). Gol zdobyty bezpośrednio po dośrodkowaniu...z linii bramkowej. Drugi natomiast pochodzi w przegranym 1:2 spotkaniu z Anglią (u siebie). Wspaniałym uderzeniem (ponoć zamknął oczy) uradował nas wszystkich Żuraw już na początku drugiej połowy, brawa. Gole, które nie uwzględniłem w zestawieniu: aż dwa autorstwa Tomasza Frankowskiego (Austria i Walia) oraz ponownie Maciej Żurawski (Walia).

Wybrałem dla was tylko jedną bramkę z 2005 roku. Może nie jest to najpiękniejsze uderzenie w historii polskiej piłki, może ranga słaba i rywal też "nie powala", ale gol ma swoją historię. Przyznam, że jest to moja laurka dla strzelca ów gola, czyli Grzegorza Kiełbasa Piechny. Zawodnik niezwykły. Prosty człowiek z małej miejscowości, który zapisał się w historii polskiego futbolu. Został królem strzelców: ligi okręgowej, IV ligi, III ligi, II ligi i wreszcie Ekstraklasy! Dorabiał m.in. w masarnii. Zagrał tylko w jednym meczu Reprezentacji Polski, wszedł z ławki i...zdobył gola. Macie jego bramkę z października tamtego roku, z meczu towarzyskiego przeciwko Estonii. Gole, które pominąłem: Paweł Brożek (Meksyk), Mirosław Szymkowiak i Grzegorz Rasiak (oba przeciwko Izraelowi) oraz Mariusz Lewandowski i Sebastian Mila (oba przeciwko Estonii). Teraz analiza 2006 roku. Odbyły się wtedy Mistrzostwa Świata z udziałem Biało-czerwonych, jednak marnym wynikiem. Dopiero od jesieni nasi gracze rozegrali bardzo dobre spotkania, z Portugalią (2:1) na czele. Wybrałem tylko 2 bramki. Pierwsza Łukasza Garguły z Finlandią (wrzesień/eliminacje EURO). Piękny strzał z dystansu ówczesnego zawodnika GKS Bełchatów. Drugi gol - nie mogło być inaczej - Euzebiusza Smolarka przeciwko Portugalii (październik/eliminacje EURO). Zdecydowałem się na bramkę na 2:0. Był to najlepszy mecz w pierwszej dekadzie XXI wieku w wykonaniu naszej S-kadry. Bramki nieuwzględnione w zestawieniu: kapitalny strzał z dystansu Grzegorza Rasiaka (Wyspy Owcze) i Radosław Matusiak (Belgia). Zbliżamy się do półmetka, gdyż teraz jest 2007 rok. Tym razem trzy gole, które podkreśliłem. Najpierw genialne "okienko" Jacka Krzynówka przeciwko Rosji (sierpień/towarzyski). Gol, którego niestety rzadko się wspomina. Miesiąc później Jacek Krzynówek znów był klasą dla samego siebie, ratując nam remis z Portugalią (wrzesień/eliminacje EURO). Pamiętny strzał z dystansu...po prostu pięknie :) I jeszcze gol Euzebiusza Smolarka, który był wówczas w życiowej formie, przeciwko Reprezentacji Belgii (październik/eliminacje EURO). Gol à la Lubański przeciwko Anglii z 1973 roku. Wielki mecz Ebiego, który zdobył obie bramki, mecz wygraliśmy i zapewniliśmy sobie pierwszy w dziejach udział w turnieju głównym EURO. Inne bramki warte uwagi z tamtego roku: Euzebiusz Smolarek (trzeci gol z Kazachstanem i drugi gol z Belgią). Już mamy 2008 rok. Nie padało wtedy ogrom przepięknych bramek, ale i tak wybór był trudny, bo wygrałem dwie spośród około 5. W meczu z Czechami (październik/eliminacje Mundialu), w którym wygraliśmy 2:1 wybrałem gola Jakuba Błaszczykowskiego, który pięknym "lobikiem" pokonał bramkarza rywali. Mam sentyment do trafienia Pawła Brożka, lecz postanowiłem tej bramki nie uwzględniać. Drugi gol jest autorstwa Roberta Lewandowskiego, którego zdobył przeciwko Irlandii (listopad/towarzyski). Moi mili, to był majstersztyk. Popularny Lewy, przyjął piłkę mając rywala na plecach, obrócił się i "kropnął" pięknym strzałem nie do obrony. Polecam również gole: Mariusz Lewandowski (towarzyski z Czechami), Paweł Brożek (Czechy) oraz Rafał Boguski (Serbia). W 2009 roku również mam dwie propozycje. Pierwsza jest niedocenianego (w mojej opinii) "polskiego" Brazylijczyka - Rogera Guerreiro. Były gracz Legii Warszawa zdobył wspaniałego gola w meczu z Walią (luty/towarzyski). Był to jedyny gol tamtego spotkania, ale za to jaki! Roger zdecydował się na techniczny lob z dystansu i piłka znalazła się w siatce. W Prima Aprilis swój nieprzeciętny talent pokazał za to Euzebiusz Smolarek. Tym razem przeciwko zespołowi San Marino (kwiecień/eliminacje Mundialu). Wiem, że rywal "nie najlepszy", ale bramka wybitnej urody, bo zdobyta po przyjęciu na "klatę" futbolówki i uderzeniu jej z przewrotki. Był to gol na 9:0, a wygraliśmy tamten mecz aż 10:0 (rekord naszej Reprezentacji). Inne ładne bramki: Rafał Boguski, który zdobył najszybszą bramkę w historii gier Biało-czerwonych (w 22 sekundzie przeciwko San Marino) oraz Maciej Rybus (Kanada).
Już jesteśmy w 2010 roku. Mam dwie faworytki, które padły co prawda w meczach towarzyskich, ale za to z renomowanymi zespołami. Najpierw technicznym strzałem zdobył gola przeciwko USA (październik) niezawodny Jakub Błaszczykowski. Jeszcze lepiej pokazał się Ludovic Obraniak, który pokonał bramkarza WKS (listopad). Francuz z polskim paszportem trafił na 2:1 technicznym strzałem, z dystansu, z bocznej części boiska i to w samo "okienko". Inne warte odnotowania gole: Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski (oba przeciwko Bułgarii). W 2011 roku podaż na piękne nie była wielka. Trochę na siłę wybrałem uderzenie Roberta Lewandowskiego z meczu towarzyskiego przeciwko Norwegii. Tym razem Lewy zdecydował się na strzał z dalszej odległości i był on na tyle mocny i celny, że piłka zatrzepotała w norweskiej siatce. Mimo iż nasza Reprezentacja ograła wtedy Argentynę (co najwyżej rezerwy) oraz zremisowała z Niemcami (rezerwy) to wybitnej urody bramek było brak. Jedynie dwójkowa akcja Błaszczykowski-Lewandowski-Błaszczykowski (Gruzja) warta jest napisania. Pora na pamiętny 2012 rok. Z tego okresu mam 3 bramki-faworytki. Pięknej urody była ta zdobyta przeciwko Reprezentacji Andory przez Roberta Lewandowskiego (czerwiec/towarzyski). Lewandowski przyjął piłkę "na klatę" w polu karnym drużyny przeciwnej i efektownymi "nożycami" podwyższył wynik na 2:0. Następnie jest Jakub Błaszczykowski z meczu przeciwko Rosji (czerwiec/EURO). Pamiętny gol z dystansu, w którym piłka wpadła przy samym słupku - brawo! No i przepiękne uderzenie Ludovica Obraniaka przeciwko graczom Urugwaju (listopad/towarzyski). Bramka była tylko na "otarcie łez", gdyż przegraliśmy wtedy 1:3. Inne bramki godne uwagi: Robert Lewandowski (Grecja) oraz Kamil Glik (Anglia). Już jesteśmy przy 2013 roku. Ładnym uderzeniem popisał się Mateusz Klich w meczu z Danią (sierpień/towarzyski). Tarnowianin uderzył z pierwszej piłki nie do obrony, jednak duże brawa za indywidualną akcję i asystę Jakuba Błaszczykowskiego. Drugą bramką jest ta strzelona przez Piotra Zielińskiego przeciwko San Marino (wrzesień/eliminacje Mundialu). Uderzył soczyście z rzutu wolnego i to z dość sporej odległości - co prawda bramkarz rywali nieco zawinił. Inne piękne bramki: "piętka" Daniela Łukasika (Rumunia - mecz uznany za nieoficjalny) oraz rajd Roberta Lewandowskiego (Czarnogóra). A teraz przechodzimy do obecnego, 2014 roku. Wybrałem dwie bramki. Tym razem będzie to uderzenie plasem "weterana" Sebastiana Mili z Niemcami (październik/eliminacje EURO). Seba miał bardzo trudny okres. Został nie tak dawno odsunięty od składu i miał...spory nadmiar tkanki tłuszczowej. Jednakże "zacisnął zęby" i ma drugą/trzecią młodość. Jego bramka dała nam pewność, że po raz pierwszy w historii ogramy Reprezentację Niemiec. Drugi gol jest Arkadiusza Milika. Chłopak jest w ewidentnym "gazie" i strzela aż miło. Strzelił co prawda z Niemcami głową, ale wybrałem jego bramkę przeciwko Szkocji (październik/eliminacje EURO). Była to kombinacyjna akcja między Grzegorzem Krychowiakiem, Arturem Jędrzejczykiem i właśnie Milikiem. Pozostałe bramki: Karol Linetty (Norwegia), gole Kamila Grosik Grosickiego i Roberta Lewandowskiego (z meczu z Gibraltarem) oraz Arkadiusz Milik (Niemcy). Oczywiście wśród najpiękniejszych bramek jest również uderzenie z rzutu wolnego Arkadiusza Milika, w ostatnim meczu naszej kadry z Reprezentacją Szwajcarii (gol zamieszczono na filmiku, który jest poniżej). Arek uderzył bezpośrednio na bramkę. Futbolówka poleciała nad murem ustawionym przez Szwajcarów i wpadła pod poprzeczkę bramki. Ostatnio nasi zawodnicy są bardzo skuteczni w stałych fragmentach gry - to bardzo cieszy.
W mojej opinii najlepszą bramką jaką zdobyli nasi reprezentanci w (niemalże) ostatnich 14 latach, była ta z "rosyjskiej wojenki" podczas EURO 2012. Kuba Błaszczykowski zdecydował się na strzał zza "16-stki" i idealnie umieścił piłkę przy słupku bramki - "palce lizać". Czemu właśnie ten gol? Nie ukrywam, ze darzę sympatia Błaszczykowskiego (tak piłkarza jak i człowieka), ale to nie był aspekt decydujący. Przepiękny gol padł na ważnej imprezie, a dla nas Polaków wręcz arcyważnej, czyli finałach EURO z 2012 roku. Do tego rywal - Rosja - nie dość że piłkarsko od nas jednak są lepsi, to jeszcze patrząc z historycznej perspektywy to wybitnie nas oni "emocjonują". Do tego okoliczności: porażka znacznie nam ograniczała możliwość awansu z grupy, mecz przegrywaliśmy i graliśmy słabo w pierwszej połowie. Przede wszystkim jednak kunszt strzelecki naszego zawodnika. Drugie miejsce w moim zestawieniu przydzieliłem Obraniakowi, a raczej jego bramce "stadiony świata" z Urugwajem. Cóż mogę powiedzieć o tym golu? Po prostu za to lubimy futbol. Widać, że popularny Ludo ma talent nietuzinkowy - szkoda tylko, że nie do końca go pokazywał w naszej kadrze. Jego gol nawet przebija efektownością i pięknem "czysto piłkarskim" uderzenie Błaszczykowskiego, jednakże w moim mniemaniu ma on mniejszą wartość poprzez rangę spotkania. Wszakże został zdobyty "tylko" w meczu towarzyskim - stawka nieporównywalna, nie te emocje i odpowiedzialność. Ostatnie miejsce na podium przydzieliłem "młodemu" Smolarkowi i jego uderzeniu z Portugalczykami w ramach eliminacji Mistrzostw Europy 2008. Wybrałem jego drugi gol (na 2:0). Chyba najlepszy występ w jego karierze reprezentacyjnej, przynajmniej ścisły top. Sam mecz uznawany jest za najlepszy ( z perspektywy Biało-czerwonych) w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku. Do tego rywal bardzo mocny - Portugalia - która do tamtego czasu miała bodajże najdłuższą serię nieprzegranych meczów o punkty (spotkania eliminacyjne) spośród wszystkich reprezentacji europejskich! Gol bardzo charakterystyczny, widać w nim formę Ebiego, opanowanie zawodnika - nie ma co gadać, po prostu tę bramkę wiele kibiców w naszym kraju wspomina z wielką radością i sentymentem. Teraz pokrótce pozostałe wyróżnione przeze mnie bramki. Na czwartej pozycji gol Jacka Krzynówka z Rosją. Przepiękne uderzenie, o którym dziś bardzo mało się mówi. Ów strzał był ,mówiąc wprost, nie do obrony. Nieco niżej oceniłem uderzenie Roberta Lewandowskiego z Irlandią. Robi jednak ona wrażenie, ponieważ bramka ta była zdobyta na dłużej szybkości, z dystansu i stosunkowo na małej przestrzeni (Lewy był kryty przez obrońcę). Do tego przyjął piłkę tyłem do bramki. Bardzo efektowny gol. Dalej jest inny gol Kuby Błaszczykowskiego. Tym razem z towarzyskiego meczu przeciwko Amerykanom (wyjazd). Wspaniała technika polskiego zawodnika, który uderzył piłkę zewnętrzną częścią stopy. Futbolówka nabrała dużej rotacji i "zawinęła się" tuż przy słupku bramki. Kolejnym miejscem w rankingu (siódma lokata) to niezapomniany gol Maćka Żurawskiego z meczu Polska-Anglia. Co prawda przegraliśmy wtedy 1:2, ale wyrównujący gol był ozdobą tamtej rywalizacji i łatwiej było nam dzięki niemu "lizać rany" po klęsce. Wspaniale uderzona piłka wleciała w samo "okienko" bramki, tak że bramkarz rywali nawet nie zareagował. No i doszliśmy do popisu strzeleckiego Obraniaka z WKS-em (Wybrzeże Kości Słoniowej). Uderzył on zaskakująco z rzutu wolnego, z boku boiska, na długi słupek i do tego technicznie. Piłka przelobowała afrykańskiego golkipera, wpadając w samo "okienko" strzeżonej przez niego bramki. Na dziewiątym miejscu umieściłem uderzenie Pawła Kryszałowicza przeciwko Walii w 2001 roku. Warto podkreślić tu doskonałe podanie Marka Koźmińskiego i nietypowe (Kryszał ma w tym swoją markę :D) uderzenie naszego napastnika. Ostatnie miejsce w najlepszej "dziesiątce" przyznałem (wiem, że zaryzykowałem :D) Krzysztofowi Ratajczykowi z meczu towarzyskiego z Nową Zelandią (2002 rok). Wiem, że mecz z tych "mniej ważnych" i z rywalem "nie powalającym", jednakże piękno tamtego uderzenia bardzo przypadło mi do gustu. Polski zawodnik uderzył piłkę po rzucie wolnym pośrednim, z tzw. "nabiegnięcia". Piłka z dużą rotacją wkręciła się do bramki. Z doświadczenia wiem, że strzał wykonany w taki sposób nabiera sporej szybkości i paraboli, a samemu strzelającemu (przynajmniej mi) daje sporą radochę. Było tyle wspaniałych bramek, iż postanowiłem wybrać do tego wszystkiego 5 bramek rezerwowych (zresztą jest też klip powyżej tego akapitu z innymi golami naszej Reprezentacji, które nie uwzględniłem w "30-stce" najlepszych). Wybrałem gole: Mirka Szymkowiaka (wspaniałe uderzenie z dystansu przeciwko słabemu San Marino), Ebiego Smolarka ("inteligentna" bramka na 1:0 z Belgami), Sebastiana Mili (po prostu...strzelił ją Niemcom!), Arka Milika (przepiękne uderzenie z rzutu wolnego przeciwko Szwajcarii) oraz Rafała Lasockiego (przepiękny "szczupak" na macedońską bramkę). Tabelę z najlepszymi bramkami (wybranymi przeze mnie) macie poniżej. Zapewne macie inne typy niż ja :)
Na dziś to tyle. Jeszcze raz przypominam o oddaniu głosu na najładniejszą bramkę (waszym zdaniem), którą zdobyła nasza Reprezentacja po 2001 roku - sonda znajduje się na dole tej strony. Nie wiem jak wy, ale ja lubię sobie oglądać te wspaniałe akcje bramkowe i usta wręcz same "wykrzywiają" mi się w uśmiech :) Zwłaszcza jak widzę gole z Niemcami (2014) i komentarze Sebastiana Mili. A co do samych goli...to może w którymś z następnych postów przeanalizujemy wszystkie piękne gole naszych kadrowiczów, także te z XX wieku. Zobaczymy. Moi mili, dziękuję wam za waszą dzisiejszą obecność i miłego dnia czy wieczoru. Czołem! :-)

środa, 12 listopada 2014

(Temat 18) Kobieta a piłka nożna

Witam ponownie. Dzisiaj będę przekorny. No dobrze, nie tyle przekorny co prowokacyjny (tak, to jest właściwe słowo), bo temat nad jakim będę zaraz debatował nosi znamiona prowokacji. Nie ma co dalej przeciągać i sztucznie nabijać bębenka intrygi. Otóż, porozmawiam z wami dziś o relacji na linii piłka nożna-...kobieta. Tak, dobrze czytacie. Już widzę co u niektórych ten uśmieszek (ironii, politowanie itp.). Już słyszę te pojedyncze westchnienia i kurczowe marszczenie czoła z niedowierzania. Dla niejednego/niejednej niepojęte wydaję się być połączenie tak pozornie odrębnych bytów i światów jak "kobieta" i "piłka nożna". A jednak zrobię to. Podejmę rękawice rzucone przez wciąż żywe w naszym społeczeństwie stereotypy.
Nieraz się słyszy coś w stylu: „grasz jak baba!”, „mężu, o co chodzi z tym spalonym?” czy „kochanie, przełącz lepiej na mój ulubiony serial” i inne tego typu. Czy słusznie odzwierciedla to, co "płeć piękniejsza" myśli o futbolu? Czy taki stosunek powinien być nadal utrwalany? Czy jednak winno być promowanie "kopanej" pośród dziewcząt i kobiet? Pytania można mnożyć dalej. Postaram się jednak wszystko uporządkować i omówić. Po prostu, bez ogródek powiedzieć jak to wygląda moim okiem i jak wyglądać powinno. Nie będę tylko eksplorował rewirów światopoglądowych. Analiza będzie szersza, dużo szersza. Ale po kolei, nie ma co za dużo zdradzać. Let's go! Jak widać z mojego tonu nie będę się pastwił nad paniami. Żartował sobie z ich rzekomej indolencji futbolowej, nierzadko także i fizycznej czy braku wiedzy natury stricte piłkarskiej. Oj zdziwicie się. Nie będę też jak ten bajkowy rycerz ze swą tarczą (czyt. językiem) bronił godności dam (czyt. kobiet). Nic z tych rzeczy. Znaczy, nie że mi się nie chce - bo jest zgoła inaczej, a i rumaka choć z trudem bym jakoś znalazł - po prostu nasze panie potrafią obronić się same w tej kwestii i to z dobrym skutkiem. Po kolei. Ech...wzdycham, bo już tak mam, co z przykrością przyznać muszę, że wypaplałem moje stanowisko już na początku wywodu. Winienem was potrzymać w niepewności. A tu klops! Kurtyna tajemnicy spadła zbyt szybko. Trudno, stało się, luzik...na szczęście zachowałem coś jeszcze w przysłowiowym zanadrzu. Taki mój "deserek" dla was, ale to później - najpierw danie główne. Ojej chyba właśnie przyznałem się do mojej słabości do słodyczy. A tam, lubię je i co?! Hahahahaha.
Wracając do głównego nurtu tematu, drogie panie wcale nie grzeszą taką niewiedzą o piłce jakby się zdawało. Ba! Daleko szukać nie muszę. Mówiłem wam już wcześniej o mojej bardzo bliskiej znajomej - "E.". Jedną z jej rozlicznych zalet jest właśnie sympatia to boiskowych emocji i spora (co przyznaje z zadowoleniem) wiedza. Dodam, że to naturalna (nie tleniona) blondynka, więc macie prztyczek w nos naśmiewacze z "blond-idiotek" - o tak, to niesprawiedliwy i krzywdzący stereotyp. Ja jednak nie o tym. Właśnie "E." wręcz zadziwiła mnie tym co wie o piłce, a wie sporo. Do tego jej perswazja przy kibicowaniu, wręcz z "męskim" komentarzem, wzbogaconym nierzadką bogatą wiązanką inwektyw, gdzie słowo "cieniasy" jest jednym z łagodniejszych jakie używa. Ona mnie pozbawi życia jak to przeczyta :D Zaryzykuje, ale z góry proszę Cię o przebaczenie, także za to co dalej napiszę. Wiecie, "E." posiada "słabość" do byłego już gracza kadry Portugalii - Simão Pedro Fonseca Sabrosy. Jak sama twierdzi, przystojniejszego faceta nigdy wcześniej i później nie widziała. Z tej fascynacji czysto osobowej przeszła na fascynacje czysto piłkarską i ceni sobie do dnia dzisiejszego piłkę iberyjską czy z krajów portugalskojęzycznych. Nie muszę chyba mówić jak przeżyła klęskę Canarinhos na rodzimym mundialu. "E." w ogóle wyniosła miłość do kibicowania z domu. Ojciec jej to zapalony kibic, więc naturalnie zaraziła się "piłkofilią". Dobrze - uwielbiam kobiety, z którymi można obejrzeć w TV meczyk i pokibicować wspólnie. Też tak macie drodzy panowie? Pewnie niektórzy kręcą nosem, ale spora większość mi przyklaśnie z aprobatą. Dlaczego to wszystko o niej mówię? Udowadniam tym, że kobieta „też człowiek” i na piłce znać się może jak i pałać sympatią to stadionowych pojedynków. Tak, kobieta i piłka nożna się "nie gryzą"! Jasne, nie da się ukryć, że piłka nożna to domena nas - facetów. Wszelkie dane mówią jasno, że w strukturze sympatyków piłki znacznie przeważają mężczyźni. To suche fakty, więc nie ma co z nimi polemizować. Ale to nie oznacza, że futbol ma być sportem "kastowym" przeznaczonym tylko dla płci męskiej.
Nie wszędzie jednak tak jest. Przytoczyć można chociażby przykład obywatelek Iranu. Otóż, we własnym kraju Iranki nie mają przywileju kibicowania na stadionach. Ba! Popularne są też w Iranie wyświetlanie meczów w kinach, ale tam też panie nie mogą być. Te szokujące pewnie dla niektórych informacje, rozpowszechniły się przy okazji udziału Książąt Persji (przydomek reprezentacji Iranu) w tegorocznym Mundialu w Brazylii. To smutne. Cóż, to inna kultura, religia i społeczeństwo silnie patriarchalne i nam wychowanym na innych (zachodnich) wartościach to się nie podoba. Jest jakiś pozytyw, bo ów zakaz "publicznego" dopingowania piłkarzy obowiązuje chyba tylko w samym irańskim państwie. Gdy ich Reprezentacja grała (całkiem nieźle) na Mundialu, to na brazylijskich trybunach można było zaobserwować wiele pań, umalowanych w barwy państwowe Iranu, ze śniadą cerą i nawet z chustą na głowie (nie wiem jak to się fachowo nazywa) i gorąco wspierały swoich futbolowych idoli. Można miewać, że to były Iranki, a nie jakieś "podstawione" osoby (taki proceder jest np. w Chinach podczas Mundialu 2010 - "udawali" kibiców z Korei Północnej, czy kiedyś jak polscy siatkarze grali w Japonii to...spora grupka Japończyków "spontanicznie" śpiewała z japońskim akcentem "Polska" :P).
Oczywiście, słyszę już głosy oponentów, że przecież nikt w Polsce kobiet nie odizolowuje od piłki i nie blokuję ich udziału w niej. Jasne, żelazna prawda, ale nastawienie społeczne sprawia, że kobiet interesujących się boiskowymi poczynaniami jest mniej niż by mogło być, żeby nie powiedzieć powinno być. Nie będę przyklaskiwał tu jednak środowiskom (że tak je nazwę) "emancypacyjnymi", głoszącym hasła w idei feminizmu. Bo nie jestem zwolennikiem tego ruchu, zwłaszcza "dzikiego feminizmu", gdzie wszędzie szuka się (czyt. wyłapuje i protestuje) tylko męskiej dominacji, nawet tam gdzie de facto jej nie ma. Wiem, wykraczam nieco z głównego tematu na sprawy poboczne, ale nie mogłem się powstrzymać, by to napisać. Chociaż, zagadnienie feminizmu też jest ważne, by pokazać umiejscowienie futbolu w polskim społeczeństwie - wg mnie oczywiście. A kończąc feministyczny wątek mego wywodu, chcę dodać, że panie postulujący takie hasła, tak naprawdę robią kobietom krzywdę, bo kobiety i mężczyźni zawsze będą się różnić, biologicznie i mentalnie, co jest naturalne i piękne. Nie da się zmienić istniejących praw, które tylko same, na drodze "natury" mogą się nieco zmienić. Nic na siłę, nic sztucznie. Tylko nie przeszkadzać kobietom i żadnych handikapów w postaci parytetów, gdyż to de facto uwłacza paniom. Polecam refleksję nad tym.
Wracając do nastawienia społeczeństwa polskiego do kobiet i piłki. To te dowcipy o przysłowiowym "spalonym", dają prawdę temu, że wciąż deprecjonowanie kobiet w tej sferze jest widoczne. Dobrze, w TV mniej, bo jak wiadomo jest tzw. poprawność polityczna, "na straży" stoją feministki i są pewne standardy w zachowaniu publicznym, ograniczającym wszelkie przejawy jakiejkolwiek dyskryminacji. Deprecjonowanie unaocznia się przede wszystkim, w zachowaniach prywatnych (międzyludzkich). Znowu wykraczam z głównego nurtu. Wiecie, ja tylko jestem za tym, by bardziej otworzyć futbol przed paniami. Oczywiście nie popieram "usilnego" zachowania, kiedy dziewczynkom daje się do zabawy zamiast lalek piłkę i korki - nic z tego, będę "gryzł" jak ktoś mnie o to pomówi! Oczywiście, zawsze panów "futbolmaniaków" będzie więcej niż ich odpowiedników po drugiej stronie "barykady" wśród pań. To ma podłoże genetyczne. U nas mężczyzn, oglądanie meczu to namiastka dawnych pojedynków, rywalizacji, wojen. Zostaliśmy stworzeni do bojów z wrogiem, do ochrony swych kobiet, do zapewnienia bytu rodzinie, do polowań. Więc, nie dziwne, że bardzo przeżywamy porażki w piłce (i w sporcie), a radujemy się na wiktorie. U kobiet jest inaczej. One większą wagę przywiązuje do ochrony ogniska rodzinnego, do równoważenia nastrojów czy (jeśli jest taka potrzeba) do postaw pacyfistycznych. Dlatego wolą np. piec szarlotkę niż oglądać meczyk - to nie stereotypy i przypisywanie ról społecznych, tacy po prostu jesteśmy. Jesteśmy co do zasady, bo ludzie są także różni. Są faceci nie lubujący się w ogóle sportem i są też dziewczyny będące fanatyczkami w tej dziedzinie. Tak po prostu jest. Przeciętna kobieta jednak "piłkę" widzi w innych "okularach". Jest bardziej racjonalna, nie przywiązuje się tak do porażek, ale też nie nie osiąga "ekstazy" w wyniku wygranego ważnego meczu. Kobiety mają zmysł estetyki, bardzo rozbudowany zresztą. Nie dziwmy się więc drodzy panowie, że gdy my emocjonujemy się zmaganiami na murawie to możemy usłyszeć od naszej partnerki oglądającej z nami to widowisko, coś w stylu: „nie uważasz, że ten z +10+ na plecach jest przystojny?” albo „ale ten trener na konferencji prasowej ma gustowny garnitur” (drugi przykład nie dotyczy oczywiście stricte meczu piłkarskiego :D). Więc, apeluję do obu "stron konfliktu" - trochę wyrozumiałości, jesteśmy jacy jesteśmy.
W kwietniu 2012 (tuż przed rozpoczęciem EURO) można było natknąć się na wyniki badań społecznych, odnośnie spojrzenia kobiet na kibicowanie piłce nożnej - mówiąc oględnie. Badanie przeprowadziła specjalistyczna instytucja zajmująca się tego typu tematyką, na zlecenie znanej międzynarodowej i czysto komercyjnej marce (pozwólcie, że nie będę operował ich nazwami). Do rzeczy jednak. Rezultat pracy badawczej przeprowadzonej na grupie ponad 1000 dorosłych Polek może niektórych zapewne zdziwić. Przedstawia się tam obraz naszych pań, które wcale nie unikają oglądania meczów. Do tego łamie on nieco powszechnych stereotypów. Nie będę się rozpisywał bardzo nad tą materią, bo dane macie przedstawione w tabeli poniżej, jednak pokrótce i wybiórczo odniosę się do tego. Przede wszystkim (aż) 40% żeńskich respondentów twierdzi, że siada przed telewizorem wraz ze swym partnerem (dajmy na to mężem) i ogląda mecz piłkarski. Zdecydowana większość z nich robi to, bo po prostu lubi. Niech przemówią dane. 23% deklaruje, że są fankami futbolu, a 33% uważa się za osoby w jakimś stopniu pasjonujące się piłką nożną. Przy tym badanie daje kłam stereotypowi, że panie oglądają tego typu widowiska by przyglądać się "przystojniakom" - tylko 5% wskazało "urodę" piłkarzy jako powód śledzenia piłkarskich pojedynków. Jeszcze nieco o grupie pań, które nie "kochają" piłki nożnej. Otóż, zapytane o ich zdanie na temat tego dlaczego mężczyźni "namiętnie" oglądają piłkę nożną, w zdecydowanej większości (50%) odpowiadają iż...jest to dla nich "przerwa w myśleniu". Gratuluję poczucia humoru drogie panie :))) Odnośnie danych w tabeli to uprzedzam, że mogą być one niepełne i niedoszacowany (choć w minimalnym stopniu). Po prostu nie mam dostępu do pełnego raportu z badania, a jedynie bazuję na "strzępach informacji.
Kończąc ten wątek tak ad vocem ustosunkuję się do badań społecznych jako takich i przeprowadzania badań oraz działań "propagandowych" TV. No więc, powołałem się tu na wyniki badawcze, ale traktuje je z lekkim niedowierzaniem, gdyż sam byłem świadkiem jak "zbieranie danych" w tego typu instytucji wygląda. Mówiąc "nieprofesjonalnie" to tak jakby nie powiedzieć nic :))) A co do TV (wspominałem o niej przynajmniej parokrotnie w tym poście i za pewne będzie się ona jeszcze później przewijać), to jak wiadomo: "TV kłamie" i kropka. Miejmy nadzieję, że czasem jednak mówi prawdę i tego się trzymajmy :D
Różnice widać na płaszczyźnie przeżywania widowisk sportowych. Świetny przykład to nie tak odległy czas Euro 2012 w Polsce i Ukrainie. Mimo marnego wyniku S-kadry, to osiągnęliśmy ogromny sukces wizerunkowy i byliśmy świadkami ogólnonarodowej ekstazy, swoistego fenomenu w naszym społeczeństwie. Zwłaszcza, gdy wziąć pod lupę Euro 2008, gdzie wśród populacji gospodarzy mistrzostw nastroje były nieporównywalnie bardziej stonowane. U nas atmosfera i życzliwość wobec zagranicznych turystów nie zmalała aż do finału. Ale nie o tym. Pamiętacie zapewne jak ogromne rzesze kibiców zbierały się w tych tzw. "oficjalnych strefach kibica", z warszawską na czele - koło Pałacu Kultury i Nauki. Można było zaobserwować cenne z punktu widzenia socjologii zachowania ludzkie. Przede wszystkim jedna ważna rzecz - mnóstwo kobiet, do tego żywiołowo dopingujących i kolorowo ubranych. Hmmm...macie jakiś dysonans? Coś u was się "nie sumuje"? Niby kobiety (co do zasady) "olewają" tego typu rozrywkę a tu..."zonk"! Przychodzi powoli myśl do głowy, że aż tak bardzo nasze drogie Polki nie unikają "kopanej" jak się wcześniej wydawało. Właśnie, mamy czarno na białym dowód, który daje kłam temu stereotypowemu podejściu do tej problematyki.
To narodowe dopingowanie zauważyła i TV, która to pytała różnej maści ekspertów o przyczynę tego zjawiska. "Tęgie głowy" dawały interesujące odpowiedzi, niektóre wydają się być powszechnie znane. Mniej więcej wnioski były takie. Otóż, po pierwsze jest coś w naszym narodzie już od wieków utrwalone, tzw. pospolite ruszenie. Ogólnopolska mobilizacja i entuzjazm. Przykładów w historii nie trzeba długo szukać: Obrona Częstochowy (przed Szwedami), Powstanie Warszawskie (przeciwko Niemiecom) czy..."Małyszomania" (głównie z uwagi na wycisk "naszego" na niemieckich skoczkach, w sporcie w którym Niemcy mieli duże sukcesy, a my...znacznie mniej). No dobrze, na Euro 2012 nie mieliśmy "wroga", który by mobilizował naszych rodaków, ale tutaj swój upust dała już narodowa wiara (być może wynika ona z niskiego poczucia własnej wartości polskiego społeczeństwa, które jednak ogromnie chce sukcesów), że możemy zajść daleko i że Biało-czerwoni mogą namieszać. Wiemy sami , że w ciężkich okresach próby jesteśmy jednym ciałem i każdy stoi murem za drugiego, pierś w pierś. Jednoczymy się we wzniosłych wydarzeniach. Do tego dochodzi "propaganda sukcesu" promowana przez TV, ku uciesze klasy rządzącej. Co by nie mówić, ale TV potrafi rozbudzać nastroju radości, a gdy trzeba to i powagi. Tu było tak samo. Dobrze swoją robotę wykonało TV, organizatorzy, ale przede wszystkim ludzie - zwykli ludzie. Tylko piłkarze...nie sprostali, ale nie będę na nich żerował. Tak więc kobiety, tez uległy tej zbiorowej radości. Jednakże, co stwierdzono i ma potwierdzenie w badaniach, wśród pań nie miał dużego znaczenia sam aspekt rywalizacji, to czy wygramy czy nie. Znaczy...i tak i nie, ale to dalej wyjaśnię. Otóż, kobiety przychodziły głównie na te "zbiorowe kibicowanie", bo...nakręcała ich atmosfera, doznawały uczucia euforii, co powodowało tak radosne dopingowanie - po prostu dobrze się bawiły. Wynik miał dla nich znaczenie wtedy, gdy nasi przegrywali, bo wtedy doping nieco siadał (wśród panów) co i udzielało się paniom, wyczuwały to i euforia uchodziła. Jasne, nie dla wszystkich pań wynik nie był ważny. Jak wcześniej pisałem, są też kobiety żywo interesujące się futbolem czy poczynaniami swoich ulubieńców biegających po zielonej murawie za futbolówką. Wiele też zapewne zostało "przytarganych" do strefy kibica przez swych mężów, chłopaków czy kolegów. Dobrze, teraz o panach...żeby nie byli pokrzywdzeni. U nas mężczyzn, jak było wcześniej ukazane, udział w rywalizacji to silny bodziec. W trakcie oglądania widowiska sportowego ( na przykładzie "zbiorowego dopingowania" na Euro 2012) może wydzielać się u nas adrenalina, czy wręcz kortyzol ( ludzki hormon, powodujący m.in. ataki agresji, charakterystyczny dla osiłków bez widocznej szyi :D, nazywany potocznie "hormonem stresu").
Hmmm...dość o hormonach, socjologi i innych naukach. Teraz czas na "deserek". Wisienkę na torcie. Wiecie jaki jest jeden z największych przyjaciół internauty? Nie wiecie? No oczywiście...że popularna wyszukiwarka zaczynająca się na "G". Jak go o coś spytasz, to jak najlepszy kompan, grzecznie Ci odpowie. Więc i ja grzecznie tak uczyniłem wpisując w różnych konfiguracjach dwa hasła "kobieta" i "piłka nożna". I zabawne, bo często wychodzą zdjęcia tak naprawdę mało mające wspólnego z "kopaną". Widać na nich mniej lub bardziej roznegliżowane modelki (często zdjęcia po retuszu) ubrane w koszulki piłkarskie, w różnych pozach bądź fotki dziewczyn ze stadionów kandydujących do miana tzw. "miss kibiców". No cóż, spin doktorzy widzą, że ładne kobiety przyciągają mężczyzn, więc wykorzystują to z pełną premedytacją w swych kampaniach reklamowych. W sumie nie moja sprawa, aczkolwiek cierpi na tym wizerunek samych kobiet, sprowadzanych do poziomu uroczych dodatków, takich "kokardek", ukazujących je tylko z perspektywy seksualności.
Ale...jest nadzieja! Nie tylko atrakcyjne dziewczyny "wyskoczą" w wynikach wyszukiwarki internetowej. Jest dużo pozytywnych linków, gdzie jasno wynika...w Polsce piłka kobieca (choć trafniej to mówić "piłka nożna kobiet" jak już) jest i sukcesywnie się rozwija. Panie mają swoje mistrzostwa. Układ rozgrywek dzieli się na 4 poziomy, gdzie najwyższa i wyłaniającego mistrza kraju, to 12-zespołowa Ekstraliga. W sumie obecnie naliczyłem we wszystkich klasach rozgrywkowych aż 211 zespołów stricte żeńskich. Obecnymi mistrzyniami są piłkarki reprezentujące klub Medyk Konin. Historia kobiecych mistrzostw jest dość długa, bo sięga...1975 roku. Wtedy to, w dziewiczym czempionacie o prymat w klubowym piłkarstwie, zwyciężyły zawodniczki z pomorza (Checz Gdynia - obecnie III poziom rozgrywek). Geograficznie patrząc, to kluby z byłych poniemieckich terenów, Wielkopolski i Zagłębia Dąbrowskiego są najbardziej utytułowane. W ostatnich latach dominował pojedynek pomiędzy klubami z Raciborza i Konina. Próżno szukać sukcesów klubu (czy klubów) ze stołecznego miasta. Nie dość powiedzieć, że nigdy klub z Warszawy nie zdobył tytułu mistrzowskiego, mimo 39-ciu edycji tych rozgrywek (w sezonie 1976/77 nie rozegrano krajowych mistrzostw). Panie mają także swój Puchar Polski. Rozgrywany corocznie od 1985 roku. Aktualnie tym tytułem mogą się pochwalić aktualne mistrzynie polski, czyli Medyk Konin.
A teraz zwróćmy nasze spojrzenie na krajowe Reprezentacje. Najpierw w wymiarze globalnym, a później o naszych paniach w biało-czerwonych strojach. Patrząc na wyniki poszczególnych teamów w najważniejszych imprezach to łatwo wymienić ścisłą czołówkę. Tytuł "Dominatorek" aklamacyjnie przyznaje się piłkarkom USA. Amerykanki rzadko kiedy schodzą z "pudła". W ogóle są one fenomenem na krajowym "podwórku". Musicie zdawać sobie sprawę z faktu, iż piłka nożna w USA nie należy do topowych sportów - tak w uprawiających ten sport jak i w rankingach popularności. Mimo to piłkarki są tam stosunkowo znane i zdecydowanie zostawiają w tyle męską Reprezentację tego północnoamerykańskiego państwa. Sami Amerykanie postrzegają piłkę nożną jako sport..."mało męski" i "zbyt delikatny". Dlatego też kojarzy się on z paniami, które zresztą swoimi osiągnięciami na arenie międzynarodowej utrwalają taki obraz. Taka mała dygresja odnośnie statusu piłki nożnej w USA. Nazywany jest terminem soccer, a futbol dla Amerykanów to zawodnicy w kaskach i rozbudowanych ochraniaczach, "obijających się" nawzajem i biegających za owalną piłka, którą kopie się...nad bramką :))) Może piłka nożna nie jest dyscypliną niszową, ale nie ma co porównywać jej z koszykówką, baseballem czy wspomnianym futbolu amerykańskim. Ich Reprezentacja (mężczyźni) rozgrywa mecze od wielu lat (jeszcze przed wojną, m.in. 3 miejsce na Mundialu 1930), jednak prawdziwy rozwój przypada na lata 90-te XX wieku - USA organizowała Mundial w 1994 roku. Choć już wcześniej sprowadzali znanych piłkarzy ("weteranów"), którzy budowali ich ligę. Warto tu wymienić np. 2 nazwiska: Pelé i Kazimierz Deyna. Jeśli chodzi o popularność, to ma ona swoje "zrywy". Dobrym przykładem był ostatni Mundial w Brazylii. Wielu Amerykanów wtedy śledziło poczynania swoich pupili, a największą na miejscu (po Brazylijczykach) grupą kibiców na ostatnich Mistrzostwach Świata, byli właśnie Amerykanie.
Wróćmy do tematu przewodniego. Oprócz Amerykanek prym wiodą takie Reprezentacje jak: Niemcy, Norwegia, Szwecja czy Francja (Europa), Japonia, Chiny czy Korea Północna (Azja), Brazylia (Ameryka Południowa) oraz Kanada (Ameryka Północna). W tym artykule zostaną zamieszczone tabelki z medalami na poszczególnych imprezach i sami się przekonacie o podziale sił w światowej piłce nożnej kobiet. I tak, początkowo topowym zespołem były Chinki, które teraz nieco odbiegają poziomem od najlepszych. W Azji przegoniły je ostatnio Koreanki z Północy, Australijki (w XXI wieku biorą udział w Mistrzostwach Azji, wcześniej w Mistrzostwach Oceanii), a przede wszystkim Japonki. Piłkarki z Kraju Kwitnącej Wiśni w ostatnich latach robią prawdziwą furorę. W 2011 roku sensacyjnie zostały mistrzyniami świata, a rok później doszły do finału olimpijskiego (nieznacznie musiały uznać wyższość Amerykanek). Ich styl gry przypomina katalońską tiki takę, charakteryzującą się jak zapewne wiecie dużą ilością podań i ruchliwością (o tiki tace pisałem w jednym z poprzednich postów).
Jeśli chodzi o strefę Afryki i Oceanii to swym poziomem odbiegają znacznie od globalnej czołówki. Afrykańskie żeńskie reprezentacje znacznie bardziej zostają w tyle za "światem" niż ich analogiczne - męskie odpowiedniki. Hegemonkami są Nigeryjki (wygrały 8 tytułów Mistrzyń Afryki na 10 możliwych) i to do nich należy największy sukces drużyny z Czarnego Lądu - ćwierćfinał Mistrzostw Świata (Mundial 1999). Tyle spektakularnych sukcesów. W Ameryce Łacińskiej najmocniejsze są Canarinhos "w spódniczkach". Brazylijki nie mają sobie równych na swym kontynencie. Jednak w konfrontacji z najlepszymi na świecie nie zdobyły żadnego tytułu, choć parę finałów osiągnęły. Trochę im brakuję, by sięgały po najwyższe laury. W swoim składzie mają Martę, która jest tym dla żeńskiej piłki niczym Messi dla męskiej (zdobyła 5 z rzędu Złotych Piłek dla najlepszej piłkarki globu - nawet Argentyńczyk nie może się takim wyczynem pochwalić). Co prawda, Brazylijkom zdarzyło się zająć raz 2 miejsce w mistrzostwach kontynentu, ustępując pola wielkiemu rywalowi - Argentynie. Przedstawicielki Albicelestes jednak jak na razie mogą zapomnieć o poziomie "Messi (czy Messiego) i spółki". Dowodem niech będzie postawa piłkarek z tego kraju na jednym z Mundiali. Rok po sukcesie nad swoimi sąsiadkami, Argentynki spotkały się w pierwszym meczu Mistrzostw Świata z Reprezentacją Niemiec (o tej drużynie i innych z Europy później). Dostały porządną lekcje futbolu, gdyż przegrały w stosunku...0:11! W sumie zajęły ostatnie miejsce w grupie, przegrywając wszystkie mecze (bilans bramkowy: 1-18). Tak więc Argentynki nie są jakąś wielką jakością w "kobiecym futbolu". Patrząc na północ warto pochylić się nad inną całkiem dobrą Reprezentacją. Mowa o Kanadyjkach. Uprzedzam, że nie ma sensu nawet ich mierzyć z USA, jednak w ostatnich latach pokazują się z wyjątkowo dobrej strony. Na ostatnich Igrzyskach Olimpijskich osiągnęły chyba największy sukces w swej historii - zdobyły brązowe krążki. Ponadto na jednym z Mundiali dotarły do strefy medalowej (ostatecznie zajęły 4 miejsce). W kontynentalnym czempionacie zwyciężyły 2-krotnie, z czego raz był znaczący, gdyż z udziałem USA. Najbliższy Mundial (2017 rok) zorganizuje właśnie Kraj Klonowego Liścia. Być może jest to spowodowane pozytywną koniunkturą na piłkę nożną (zwłaszcza kobiet) w tym państwie.
No i wreszcie Europa. Bez dwóch zdań - Niemcy+Skandynawia. Tak w skrócie przedstawia się układ sił w tej części świata. Niemki hurtowo sięgały po najważniejsze laury na kolejnych EURO. Można powiedzieć, że wraz z Amerykankami rywalizowali o miano najlepszej drużyny na świecie. Ostatnio jednak, nieco "spuściły z tonu" (z ostatniego Mundialu i Turnieju Olimpijskim przywiozły "tylko" jedno 3 miejsce), jednak o długotrwałym kryzysie jak na razie nie ma co mówić. Bardzo mocne są Norweżki i Szwedki. Zwłaszcza te pierwsze są nadzwyczaj utytułowane. Kraj, który nie jest potęgą w męskim wydaniu, a i liczbą ludności "nie powala", w swej historii doczekał się żeńskich Reprezentacji które zwyciężyły na Olimpiadzie, Mundialu i EURO. Warto też w kontekście Europy wymienić Reprezentację Francji, która jednak odbiega nieco od wymienionych wcześniej. Dobry poziom prezentuje chociażby zespół Danii czy Anglii. Takie uznane piłkarskie nacje jak Hiszpania, Włochy, Holandia czy Rosja w "kobiecej piłce" nie radzą sobie specjalnie dobrze. Włoszki miały dobry okres, ale to było dawno, gdyż w latach 90-tych.
No dobrze, a gdzie Polki? Nie będę "koloryzował" rzeczywistości i nie usłyszycie, że jesteśmy jakąś żeńską potęgą. Nasze panie jak do tej pory nie awansowały na żadną wielką imprezę. Nie mamy w zasadzie żadnych sukcesów. Poziomem piłki jesteśmy takim średniakiem - 3 szereg europejski. Historyczny pierwszy mecz rozegrały z Włoszkami w 1981 roku (0:3). Pierwszego gola zdobyły z Reprezentacją Czechosłowacji w 1984 roku (1:4). Pierwszy mecz "o punkty" rozegrały w Knurowie przeciwko Francji (1:3) w 1989. Spotkanie to było w ramach eliminacji Mistrzostw Świata (Mundial 1991). Jeśli chodzi o najwyższy triumf to nasze zawodniczki rozgromiły Izrael aż 13:0, jednak doznały kiedyś bolesnej porażki z Islandkami dostając "dyszkę" (0:10). Ostatnio brały udział w eliminacjach do przyszłego Mundialu. Rywalizowały w grupie eliminacyjnej ze Szwedkami, Szkotkami, Bośniaczkami, reprezentantkami Irlandii Północnej oraz Wysp Owczych. Zajęły zdecydowane 3 miejsce, ale do awansu było daleko. Ostatni akcent był miły, gdyż grając u siebie z Bośnią i Hercegowiną odprawiły swoje boiskowe oponentki rezultatem 3:1. Ogólnie rozegrały 10 meczów, z czego połowę wygrały i zanotowały jeden remis. Na bilans bramek tez miło popatrzeć (20:14). W ogóle do składu wchodzi nowe pokolenie, więc może w przyszłości z tej "mąki powstanie dobry chleb". A "mąka" wydaje się być dobra. Wyobraźcie sobie, że nasze dziewczęta osiągnęły w ubiegłym roku sukces niewyobrażalny i nieoczekiwany. Mianowicie w Mistrzostwach Europy do lat 17 spektakularnie zdobyły tytuł mistrzowski! W finale pokonały zespół Szwecji 1:0. Wynik dziewczyn zaskoczył chyba wszystkich. Nie dość powiedzieć, że w samej Szwecji mówi się o danych 100 000 zarejestrowanych piłkarek, a w Polsce tylko...8 000! Brawo dziewczyny! Teraz piłkarki z tego zespołu zasiliły dorosłą Reprezentację. Wymienię takie nazwiska jak: Paulina Dudek, Ewelina Kamczyk i Ewa Pajor, które z Bośniaczkami przyczyniły się do zwycięstwa. Warto się pochylić zwłaszcza nad ostatnią z dziewczyn, czyli Ewą Pajor. Młoda zawodniczka, która obecnie reprezentuje klub Medyka Konin, to nieoszlifowany piłkarski diament. UEFA doceniła jej nieprzeciętny talent przyznając jej jakiś czas temu tytuł najlepszej piłkarki w Europie poniżej 17 roku życia! Zaczęto ją powszechnie nazywać "Messim w spódnicy" (choć sama kibicuje Cristiano Ronaldo). Byłoby świetnie, gdyby piłkarsko osiągnęła tyle co słynny Argentyńczyk. Zawodniczką, która pochodzi ze wsi z centralnej Polski, zainteresowały się ponoć bardzo mocne kluby z takich krajów jak: Niemcy, USA czy Anglia. Zwłaszcza Niemcy to prestiżowy kierunek - czołówka światowa. Zobaczymy jak potoczy się kariera tej zawodniczki i jak będzie za parę lat wyglądać siła naszej żeńskiej Reprezentacji - obyśmy mieli z nich tylko radosne emocje.
Na dziś to tyle. Mam żywą nadzieję, że miło się czytało o paniach. Były stereotypy, światowa hierarcha futbolu kobiet oraz przybliżenie pozycji Biało-czerwonych. Każdy wie, że Polki w urodzie nie mają sobie równych na całym świecie, a może kiedyś i w "kopanej" będą tak nazywane. Jak na razie przyznajemy im w tej pierwszej kategorii honorowy tytuł mistrzowski, tak panowie? No ja myślę :D Dziękuję i do zobaczenia. Czołem! :-)

wtorek, 11 listopada 2014

(Temat 17) Skandale Reprezentacji Polski

Część II

Witam. Dzisiaj dokończenie poprzedniego postu. Tak, że piłkarze (i nie tylko) trochę "nawywijali", więc sensacyjnych historii w tym poście również będzie aż nadmiar. Pogadamy m.in. o: kieliszkach, przemytniku, kontenerze, ubrudzonym stadionie, fotomontażach... Nie ma co streszczać zawartości, bo nie przeczytacie całości :) Zapraszam.
            [Nie tylko My]
Warto przytoczyć kilka sytuacji, w których to nasi rywale (ogólnie ujmując) nie popisali się. Prawdziwy skandal miał miejsce w kwietniu 1972 roku w Starej Zagorze (Bułgaria). Biało-czerwoni rozegrali wyjazdowy mecz z Bułgarią w ramach eliminacji Igrzysk Olimpijskich. Jak powszechnie wiadomo udało nam się dalej awansować i na Turnieju Olimpijskim nasi gracze okazali się najlepszą drużyną. Wróćmy jednak do meczu z Bułgarami. Pierwsza połowa była "nasza", co udokumentowaliśmy prowadzeniem 1:0 (gola zdobył Włodzimierz Lubański). Druga część meczu natomiast to jakaś kpina. Głównym "bohaterem" został rumuński sędzia. Najpierw podyktował wątpliwy rzut karny dla gospodarzy, a Lubańskiemu za "nadmierne dyskusje" pokazał czerwoną kartkę i nakazał opuszczenie placu gry. Następnie jeden z polskich piłkarzy przejął piłkę, przebiegł "kawał" boiska i wpakował piłkę do bułgarskiej bramki. Co na to główny rozjemca meczu? Bułgarzy zaczęli protestować i sędzia gwizdnął pozycję spaloną. Dodam, że nie ma mowy o "spalonym", gdyż finalne podanie nastąpiło na połowie drużyny atakującej oraz arbiter liniowy sędziujący mecz w Starej Zagorze nie podniósł chorągiewki! To jeszcze nie wszystko. Gospodarze wyszli na prowadzenie 2:1, a następnie podwyższyli na 3:1. Ostatnia bramka zresztą pokazała jaki był to mecz - mimo ewidentnej pozycji spalonej gol uznano. Polacy przegrali 1:3 z...sędzią. Na szczęście jakiś miesiąc później, w meczu rewanżowym w Warszawie, nasze Orły udowodniły kto jest lepszy pokonując rywali 3:0. Na Mundialu 1974 też stała się nam krzywda. W decydującym meczu o wejście do finału imprezy, nasi zawodnicy zmierzyli się z gospodarzami, ekipą RFN. Przed meczem nad boiskiem była potężna ulewa i stan płyty boiska nadawał bardziej do sportów wodnych niż rozgrywaniu meczów piłkarskich. Próbowano usuwać nadmiar wody z murawy, ale starania spaliły na panewce (ciągle padał deszcz). Oczywiście Niemcy nie mieli wpływu na pogodę, ale w takich warunkach mecz nie miał prawa się odbyć i powinno znaleźć się uczciwe rozwiązanie tej sytuacji. Wiadomo, że nacisk kładła TV i reklamodawcy i ostatecznie spotkanie się odbyło. Polacy byli nieznacznie lepsi, ale przegrali 0:1. Popisał się jednak Janek Tomaszewski, który obronił "jedenastkę". Trzeba podkreślić, iż my musieliśmy ten mecz wygrać aby awansować, a gospodarzom wystarczał tylko remis. Wszakże, nie od dziś wiadomo, że trudne warunki sprzyjają obronie a nie atakowi. Żeby być sprawiedliwym - warunki były równe dla obu drużyn. Spotkanie nazwano Meczem na wodzie (niem. Wasserschlag) i jest jednym z najważniejszych w historii naszego futbolu. Kontrowersji nie brakowało też w czerwcu 2005 roku. W Baku graliśmy z Azerbejdżanem (3:0, eliminacje Mundialu 2006). Mecz zakończył się sukcesem naszej drużyny, a po zdobyciu gola na 3:0 (strzelcem był Maciej Żurawski) byliśmy świadkami niecodziennego widowiska - "usilnej" frustracji szkoleniowca. Chodzi o Brazylijczyka Carlosa Alberto Torresa, trenera Reprezentacji Azerbejdżanu. Postać to niezwykła nie tylko z wybuchowego charakteru, ale przede wszystkim z piłkarskich sukcesów (mistrz świata z 1970 roku jako gracz Brazylii). Krewki Brazylijczyk nie mógł się pogodzić z porażką swojej drużyny, sugerował bramkę ze spalonego, krzyczał, obrażał, wymachiwał rękoma, swoimi gestami dawał do zrozumienia korupcję sędziów czy wreszcie "naruszył nietykalność cielesną" sędziego technicznego. Hiszpański arbiter główny (Alberto Undiano Mallenco) wyrzucił go na trybuny. Agresja szkoleniowca przeszła też na azerskich fanów, tak że musiały interweniować służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo. Trener podał się do dymisji. Emocji było sporo również na Euro 2008. W Wiedniu Polacy zmierzyli się z gospodarzami, Austriakami. W pierwszej połowie nasi grali bardzo słabo, ale to oni jako jedyni zdobyli bramkę...co prawda ze spalonego, ale gol został uznany. W drugiej połowie to Biało-czerwoni mieli inicjatywę w grze, ale wynik gole nie padały. Gdy były już doliczone minuty do tego meczu Austriacy dośrodkowali z rzutu wolnego piłkę w pole karne polskiego teamu. Austriacki gracz czując, że jest przytrzymywany rzucił się na ziemię i...sędzia gwizdnął karnego! Do piłki podszedł Ivica Vastić i w 93 minucie gry doprowadził do remisu. "Karniak" z tych "naciąganych". Zbigniew Boniek, który był gościem w TV, mówił wprost że to nie była sytuacja do odgwizdania i że arbiter bardzo chciał pomóc gospodarzem.Podobnego zdania był też śp. Lech Kaczyński. Ówczesny Prezydent Polski w wywiadzie pomeczowym dla polskiej TV, szczerze przyznał że nie uznaje sytuacji z rzutem karnym dla gospodarzy, gdy jest doliczony czas gry i przegrywają. Michał Listkiewicz bronił sędziego, uważając że rzut karny był słusznie podyktowano. Popularnemu Listkowi wtórowała również UEFA. A kim jest właściwie sprawca ogólnopolskiego oburzenia? To angielski sędzia Howard Webb. Dyplomowany policjant z charakterystyczną łysiną w sierpniu 2014 roku oficjalnie zakończył karierę sędziego piłkarskiego - chyba nie będziemy płakać :)
            [Obywatelstwa]
Nie będzie o powołaniu zagranicznych piłkarzy do kadry i nadawania im "od ręki" polskich paszportów. Spojrzymy na kwestię obywatelstwa z nieco innej strony - zresztą sami się przekonacie. O Andrzeju Bucolu było niezwykle głośno w Polsce w drugiej połowie lat 80-tych. Jeden z architektów sukcesu polskiej reprezentacji na Mundialu 1982 (przypomnijmy, że wtedy zostaliśmy 3 drużyną na świecie), popularny Krupniok, Gliwiczan czy piłkarz Legii Warszawa - był powszechnie doceniany, lubiany i szanowany...do czasu. Wszystko zmieniło się o 180° w 1987 roku. Wtedy to Buncol przyjął obywatelstwo RFN (dzisiejsze Niemcy). W Polsce uznano czyn piłkarza za sprawę polityczną i nazwano go zdrajcą. Ówczesna propaganda państwowa nie zostawiła na nim suchej nitki. Buncol tłumaczy, że zrobił to tylko dlatego, bo wówczas kluby niemieckie musiały zachowywać odgórnie nałożone limity dla obcokrajowców (w drużynie mogło grać tylko 3 piłkarzy spoza RFN - w ekipie naszego bohatera było ich za to 5). Polski piłkarz, którego kiedyś wybitny komentator Jan Ciszewski nazwał "małym Buncolkiem", nie zrzekł się przy tym polskiego obywatelstwa i nie ma sobie nic do zarzucenia. Obecnie mieszka zza naszą zachodnią granicą (szkoli tamtejszą piłkarską młodzież) i twierdzi, że czuje się tam jak w domu. Inna historia dotyczy EURO 2008. Gdy polegliśmy w pierwszym meczu z Niemcami 0:2 (dwie bramki Łukasza Podolskiego), pojawił się głos w naszym kraju by odbierać polskie paszporty zawodnikom występującym w innych reprezentacjach. Apel taki wystosował do Prezydenta Polski jeden z posłów. Przede wszystkim chodziło o grających w drużynie Mannschaft dwóch piłkarzy o polskich korzeniach: Łukasza Podolskiego i Miroslava Klose. Nic z tego jak wiemy nie wyszło, ale dyskusja była. Myślę, że "prawo nie działa wstecz" i jeśli już chcemy karać tak piłkarzy, to mówmy im teraz: "wybierzesz barwy innej Reprezentacji, to tracisz przywilej jakim jest polskie obywatelstwo" (oczywiście obywatelstwo to coś więcej niż "przywilej" i "papierek" - tutaj patrzę na to przez pryzmat formalny). Może warto przemyśleć ten krok, by podkreślić rangę bycia Polakiem.
            [Salut rzymski]
W dniu 3 grudnia 1933 roku miało miejsce historyczne wydarzenie. Wtedy pierwszy raz w historii nasza Reprezentacja rozegrała mecz piłkarski z Niemcami. Miejscem pojedynku był Berlin. Sytuację, którą pokrótce opiszę budzi kontrowersje dopiero dzisiaj, z perspektywy wielu lat. Bogatsi o doświadczenie z lat późniejszych, takie zdarzenie oceniamy obecnie jednoznacznie negatywnie. O czym tak naprawdę mowa? Podczas tego spotkania, gdy na płycie boiska pojawili się nasi gracze i zagrano nasz hymn, publika obecna na trybunach berlińskiego obiektu wstała oraz wyciągnęła ręce przed siebie w specyficznym geście, zwanym salutem rzymskim. Jest on jednym ze znaków ideologii, która doprowadziła do śmierci milionów ludzi podczas II wojny światowej. Należy pamiętać, że wtedy jeszcze traktowano to jak oryginalny zwyczaj, nie kojarzony z czymś co trzeba eliminować z życia publicznego. Nie licząc tego, innych "skandali" w tamtym meczu nie było. Kibice niemieccy uszanowali swoich rywali znad Wisły, panowała pełna kultura i nawet za udane akcje naszych graczy potrafili bić brawa z podziwu. Ponadto sam mecz był wynikowo jak najbardziej udany dla Biało-czerwonych. Co prawda przegraliśmy 0:1, ale gola straciliśmy w końcówce meczu, a Niemcy wówczas byli znacznie wyżej w hierarchii światowego futbolu niż my (wiele się w tej kwestii nie zmieniło). Ostatnio, jakiś młody Polak grający w niemieckim klubie pokazał ów gest w kierunku kibiców, po tym jak jego klub zdobył bramkę. Ręce opadają. Oby na stadionach (i poza nimi) tego typu zachowań już nie było.
            [Trenerskie wybory]
Chyba zawsze, gdy selekcjonerzy ogłaszają nazwiska powołanych graczy (zwłaszcza przed wielkimi turniejami) pojawiają się "ale". Były ogólnopolskie dyskusje, a raczej krytyki, skierowane na trenerów kadry za ich "rzekome" błędy. Czasem rzeczywiście "skreślenie" niektórych nazwisk wywoływało zaskoczenie i intuicyjne pytanie: "Dlaczego?". Czasem okazało się, że ruch trenera okazał się "genialnym" a w innych przypadkach jego wybory personalne były łatwym argumentem dla krytykantów słabych rezultatów Biało-czerwonych. Kazimierz Górski wywołał niemałą konsternację, gdy podał jakich zawodników zabierze do RFN (Mistrzostwa Świata w 1974 roku). Jak sam twierdził, gdyby nie utalentowani piłkarze, to jego ekipa nie osiągnęłaby sukcesów. To tylko częściowa prawda. Przecież ekip z wielkimi gracza było wielu, nieliczni jednak sięgali po chwalebne laury - nazwiska nie grają. Pan Kazimierz pokazał odwagę i nie zabrał Jana Domarskiego, wydawałoby się podstawowego zawodnika. Powiem więcej, jego "substytut" okazał się prawdziwym odkryciem (mowa o Andrzeju Szarmachu, strzelcu 5 bramek na turnieju). Górski zaryzykował i opłaciło się. Pokazał, że nie jest przypadkowym człowiekiem na stołku selekcjonera. Domarski przecież zdobył "złotego" gola w meczu z Anglikami i dzięki remisowi 1:1 pojechaliśmy na mistrzostwa. Grzegorz Lato, który został bohaterem Polski i całego Mundialu nie spisywał się dotychczas w kadrze nadmiernie dobrze, a jednak Górski postawił na tego gracza. Dwóch innych zawodników - Mirosław Bulzacki i Lesław Ćmikiewicz - było do tej pory pierwszymi wyborami pana Kazimierza, jednak na docelowej imprezie ich pozycja uległa zmianie. Pierwszy z nich siedział tylko na "ławie", a drugi regularnie...wchodził z ławki. Zamiast tego grał młodziutki Władysław Żmuda. Środkowy obrońca został wybrany najlepszym zawodnikiem młodego pokolenia! Dobrym przykładem jest też Jerzy Engel. Gdy objął Reprezentację miał swój pomysł na zespół, w którym widział Pawła Kryszałowicza zamiast Artura Wichniarka. Pierwszy grał w Amice Wronki, a drugi w Arminii Bielefeld (został w 2001 i 2002 królem strzelców w 2 lidze niemieckiej!). Kryszałowicz rozegrał świetne kwalifikacje do Mundialu 2002 i udowodnił, że trener miał rację. Przecież Emmanuel Olisadebe był odkryty właśnie przez Engela (najpierw w Polonii Warszawa, a następnie w Reprezentacji Polski). Uważa się, że popełnił błąd przy braku powołania na Mistrzostwa Świata Tomasza Iwana. Niespodzianką był natomiast udział w turnieju (ławka rezerwowych) piłkarza Odry Wodzisław - Pawła Sibika. Paweł Janas to już w ogóle miał "fantazję". Na Mundial 2006 nie zabrał 3 głośnych nazwisk: Jerzego Dudka, Tomasza Kłosa i Tomasza Frankowskiego! Oczywiście bramkarzem nr 1 był Artur Boruc (zagrał dobry turniej), ale doświadczenie Dudka przydałoby się w budowaniu atmosfery w grupie. Kłos to dla mnie świetny obrońca i w mojej opinii to duża pomyłka selekcjonera. No i Frankowski...nie miał formy od pół roku, ale mógłby się przydać jako zmiennik na podmęczonego rywala. Nie powinno się powoływać graczy za tzw. "zasługi", ale w tym przypadku byłoby to wskazane. Wszakże popularny Franek walnie przyczynił się do sukcesu Biało-czerwonych w kwalifikacjach (7 goli w meczach "o punkty"). Na turniej za to zabrał Łukasza Fabiańskiego - w tamtych okolicznościach uznawano to w jakimś stopniu za sensację. Dalej jest Leo Beenhakker. Najpierw wyszukał dla kadry Grzegorza Bronowickiego (w spotkaniu z Portugalią zagrał genialne spotkanie!), by nie zabrać go na dziewicze dla Polski EURO 2008. Oprócz niego nie zabrał Radosława Matusiaka, który zagrał bardzo udane kwalifikacje (Holendra tłumaczy późniejszy brak formy tego gracza) czy Grzegorza Rasiaka. Znowu uznania w oczach szkoleniowca nie uzyskał Artur Wichniarek. Także pozostawienie "w domu" Pawła Brożka wydaje się być sporym błędem. Na Mistrzostwa Europy został zabrany "ulubieniec" trenera - Tomasz Zahorski (Górnik Zabrze). Oprócz niego pojechali m.in. Michał Pazdan i Jakub Wawrzyniak (zwłaszcza nazwisko pierwszego było bardzo zaskakujące). Franciszek Smuda też na tym polu "brylował". Lubował się w korzystaniu z usług tzw. "zaciągu zagranicznego", który urósł do granic absurdu. Wyrzucił z kadry Artura Boruca i Sławomira Peszko (ich umiejętności stricte piłkarskie jednak były argumentem do pozostawienia ich w kadrze). Także nie był zwolennikiem doświadczonego obrońcy - Michała Żewłakowa. Dobrym krokiem było za to zabranie Rafała Wolskiego. Młody zawodnik oczywiście pojechał tam jako "turysta", ale zebrane doświadczenie może pozytywnie przełożyć się na jego reprezentacyjną przyszłość. Został jeszcze trener Adam Nawałka. Powoływał bardzo wielu zawodników. Dużą sensację wywołały dwa nazwiska: Rafał Leszczyński (zawodnik z 1 ligi - drugi poziom rozgrywek w Polsce!) oraz Rafał Kosznik. Świetnym wyborem natomiast okazał się Sebastian Mila. "Weteran" odpłacił się trenerowi za zaufanie swoją dobrą grą (zwłaszcza gol przeciwko Niemcom, 2:0). Jak widać trenerzy potrafią zaskakiwać, oby podejmowali tylko dobre decyzje.
            ["Ucięte głowy"]
Pomysłowość nie zna granic...wróć!...głupota nie zna granic. Bardzo głośne słowa krytyki (zwłaszcza za naszą zachodnią granicą) miało pewne medialne wydarzenie przed EURO 2008. Wyobraźcie sobie, że dwa polskie tabloidy (ich tytułów nie wymienię) wywołały burzę swym fotomontażem, którego zamieściły w jednym ze swoich artykułów. Ukazany został Leo Beenhakker (ówczesny trener Reprezentacji Polski), który trzymał dwie odrąbane głowy: Michaela Ballacka (wtedy kapitan Reprezentacji Niemiec) i Joachim Löw (trener Niemiec). Cały artykuł został okraszonym chwytliwym tytułem: "Leo, przynieś nam ich głowy!". "Brawo" panowie "dziennikarze". Płytkie i obleśne. Oczywiście to była zwykła prowokacja ukierunkowana na zrobienie sensacji, a przede wszystkim zwiększenia nakładów. Leo przeprosił obu Niemców medialnie i osobiście. Zareagowała Rada Etyki Mediów, która nakazała przeprosić pokrzywdzone strony. Jedna z tych "gazet" chyba nie darzy sympatią holenderskiego szkoleniowca, bo później stworzyli fotomontaż z...jego uciętą głową. Niepochlebny mu tekst został zatytułowany: "Macie głowę Beenhakkera". Nieładnie... Powszechnie się mówi, iż wspomniane gazety posiadają (przynajmniej w dużym procencie) kapitał niemiecki.
            [Uwaga, stadion!]
Stadiony wybudowane na EURO 2012 mamy piękne i już! Możemy być dumni. Niestety, nie brakowało również w ich sprawie żenujących historii. Od czego by tu zacząć? Najlepiej od stadionu, który w miarę chwalebnie przebrnął misję "EURO 2012", czyli Stadion Miejski w Poznaniu (obecnie pod nazwą INEA Stadion). Domowy obiekt Lecha Poznań i Warty Poznań w ogóle jako pierwsza arena EURO 2012 została oddana do użytku. Nie obyło się jednak bez problemów. Po pierwsze, znacznie przeszacowano koszt modernizacji obiektu. Po drugie, zawiodła...murawa. Z uwagi na niewłaściwe naświetlenie trawy promieniami słonecznymi jej stan, mówiąc delikatnie, nie był zadowalający. Musiano wymienić murawę przed imprezą docelową, jaką były Mistrzostwa Europy. Teraz gdański stadion (PGE Arena Gdańsk). Nasz "Bursztynek" :) Rzeczywiście piękny stadion, jednakże był o niego spory zgrzyt. Skompromitowaliśmy się z organizacją na tym obiekcie meczu towarzyskiego z Francją (0:1, czerwiec 2011 roku). Policja zablokowała możliwość rozegrania tego spotkania (2 tygodnie przed terminem meczu). Tłumaczono to poziomem przygotowania stadionu (był placem budowy) i co z tego wynika niemożnością zapewnienia bezpieczeństwa kibicom. Mecz przełożono do Warszawy (Stadion Legii Warszawa), a Gdańskowi, ludziom odpowiedzialnym za budowę stadionu oraz odpowiedzialnym za urządzanie meczów Reprezentacji Polski pozostał tylko wstyd. Pora na Dolnośląskie i tamtejszy Stadion Miejski we Wrocławiu. Obiekt borykał się (czas przeszły?) z różnorakimi problemami. Raz, to budowa "szła jak po grudzie" (można by o tym oddzielny artykuł napisać :D). Dwa, jego nierentowność. Wreszcie trzy - "najzabawniejszy"- jego...pranie. Mianowicie elewację budowli stanowi cienka siatka (membrana) wykonana z włókna szklanego i teflonu, która niestety się brudzi. Sęk w tym, że...miała być odporna na zanieczyszczenie. Jeszcze w marcu 2011 zapewniano o tym publikę, powołując się na 10-letnią gwarancję wykonawcy, by w 2012 roku poddać elewację czyszczeniu. Wymagane są do tego specjalne detergenty (środki czyszczące) oraz spore zaangażowanie pracujących przy tym osób (mówimy o powierzchni...22 800 m²!). Przechodzimy wreszcie do naszej dumy przed duże "D" - Stadionu Narodowego w Warszawie. Z popularnym Orlim Gniazdem niestety "wtop" było ogrom. We wrześniu 2011 roku planowano na nim rozegranie prestiżowego meczu towarzyskiego z Niemcami (2:2). Słowo "planowano" jest tu jak najbardziej na miejscu. W czerwcu wspomnianego roku Ministerstwo Sportu ogłosiło, że mecz zostanie przeniesiony na PGE Arena Gdańsk. Powód? Prozaiczny - warszawski stadion nie było gotowy (opóźnienia w budowie). Głośna była sprawa ze schodami. Mowa o wadliwych schodach kaskadowych, które są bardzo ważne dla zagadnienia bezpieczeństwa kibiców - pełnią rolę drogi ewakuacyjnej. Niestety wykonano fuszerkę! Okazało się, że wadliwe schody zbudowano z betonowych półfabrykatów i sztywno połączono, problem był z ich sklejeniem a na belkach i słupach podtrzymujących wspomniane schody pojawiły się pęknięcia. Nie przyłożono się również do tzw. "szczelin dylatacyjnych" i w wyniku tego zaniechania deszczówka zalała pomieszczenia pod trybunami (m.in. pokój VIP). W czerwcu 2012 roku podczas pierwszego meczu Biało-czerwonych na EURO 2012 z Reprezentacją Grecji (1:1) nie popisano się z rozsuwanym dachem obiektu. Ów dach został zamknięty i piłkarze grali w zasadzie w hali. Decyzję grania pod dachem podjęła UEFA, która miała na względzie niekorzystne prognozy meteorologiczne (miała być ulewa). Rzeczywiście padało, ale przez takie działanie warunki do gry były ciężkie (gorąco i utrudnione oddychanie). Mieli narzekać na te niedogodności polscy piłkarze. To nie wszystko, bo na trybunach pojawiła się woda - wadliwie zrobiono na stadionie system odpływowy. Cała sprawa doprowadziła do nowej ksywki warszawskiej budowli - Sauna Narodowa. Z kole niedługo później (październik 2012 roku) arena w Warszawie zaskarbiła sobie nowe miano - Basen Narodowy. W pamiętnym meczu z Anglią (1:1) tym razem dach postanowiono nie zamykać. Intensywne opady deszczu sprawiły, że gra nie była po prostu możliwa. Płyta boiska bardziej nadawała się do gry w piłkę wodną niż nożną. Mimo to długo zwlekano z decyzją odwołania meczu. Ostra krytyka nie dotknęła tylko kwestii nie rozsunięcia dachu, ale też jakością murawy (zawiódł system odprowadzania wody). Staliśmy się pośmiewiskiem na oczach Europy i świata. Miał też miejsce pewien incydent. Dwóch fanów wdarło się na boisko i "bawiło się w basenie", dając radochę zgromadzonym na trybunach. Za swoje zachowanie usłyszeli wyrok sądowy: 2-letni zakaz stadionowy i umorzenie sprawy ("znikoma szkodliwość czynu zabronionego"). Sam mecz, który był w ramach eliminacji Mundialu 2014, udało się rozegrać na następny i padł wynik remisowy, 1:1 (Orły miały przewagę w tym spotkaniu). Jak podał NIK (Najwyższa Izba Kontroli), obiekt przepłacono o 460 milionów PLN (w sumie wydano na niego ok. 2 miliardy PLN!)! Oby w przyszłości nasze stadiony przynosiły nam tylko same radości.
            [Wódeczka i imprezy]
Hahahahaha, to zagadnienie w tym poście wcześniej czy później po prostu musiało nadejść. W Polsce alkohol ma długą i bogatą tradycję, także dziś możemy już mówić wręcz o polskiej kulturze picia. Na usta aż się ciśnie postawa szlachty w okresie I Rzeczpospolita. Słynęli oni z nadużywania trunków i hucznych zabaw. Nie dziwmy się więc, że i nasi piłkarze zaglądają do kieliszka. Winni jednak zdawać sobie sprawę, ile i gdzie mogą posmakować płynu "żrącego" gardło. Pół biedy jeśli piją w czasie wolnym - gorzej jeśli piją (i to w sporej ilości) na zgrupowaniach kadry czy wręcz przed meczami Biało-czerwonych. Poniżej macie moi drodzy zestawienie pijackich wybryków naszych graczy. Będzie to skrót, bo...trochę się tego nazbierało, niestety. Zapewne to tylko kropla w morzu (wódki chciałoby się rzec), bo solidarność wśród piłkarzy blokuje wypływ na jaw wszystkich tego typu afer. Zaczynamy więc. Jest wiosna 1936 roku. Ruch Hajduki Wielkie (dzisiaj Ruch Chorzów) w sparingu doznaje "batów" od II-ligowej wtedy Cracovii. Sensacja wielkich lotów, bo gracze Ruchu byli wtedy hegemonami polskiej ligi. Co prawda, krakowscy gracze zagrali świetne spotkanie, jednakże ich zwycięstwo w głównej mierze było wynikiem...libacji śląskiej drużyny do wczesnych godzin rannych. Mięli problemy podczas meczu z utrzymywaniem równowagi i wzrokiem! Cracovia wygrała aż 9:0. Najlepszy wówczas gracz Ruchu (i jeden z najlepszych graczy Reprezentacji Polski w jej historii), Ernest Wilimowski, oficjalnie dlatego nie pojechał z kadrą na Igrzyska Olimpijskie 1936 (Polska zajęła wtedy 4 miejsce). Mówi się, że zdecydowano o pozostawieniu go w domu bo za swoją grę w klubie miał zarabiać pieniądze ( na Olimpiadzie grali piłkarscy amatorzy, a nie zawodowi gracze) i wódka była tylko pretekstem. Innym powodem był sam śląski klub, który hurtowo wygrywał w lidze, co nie podobało się polskiej centrali piłkarskiej. Innym przykładem jest Ernest Pohl. Także Górnoślązak, także Ernest, także wybitny zawodnik i także duża skłonność do alkoholu. Pohl (czy Pol) nie tylko strzelał mnóstwo goli, ale również lubił sobie dość często "golnąć". Krążyły o nim legendy. Sam o sobie miał mówić: "Ernest pije, ale Ernest gra". Ponoć miał umawiać się z kelnerami, aby ci mu dolewali "pewną ciecz" do zupy - taki miał ciąg do alkoholu. W kadrze Polski zawieszono go na parę miesięcy paradoksalnie za...piwo. Gdy ówczesny trener Reprezentacji Polski (Ryszard Koncewicz) złapał go na piciu "bursztynowego trunku", to ten uznał że nie jest "szczeniakiem", nie posłuchał szkoleniowca i został ukarany. Miało to miejsce na jesieni 1962 roku, po meczu z Czechosłowacją. Kolejna historia miała miejsce na Mundialu 1974. Tym razem to "aferka". Podopieczni Górskiego dostali "przepustkę" i do 23:00 bawili się na mieście. Dostali też przykaz, że nie ma mowy o piciu alkoholu. Na zbiórkę spóźnił się (30 minut) obrońca Adam Musiał i do tego czuć było od niego zapach piwa. Pan Kazimierz postanowił niesfornego wychowanka wyrzucić z zespołu. Na "prośby" do trenera udał się Jan Tomaszewski i Kazimierz Deyna. Trener się ugiął, ale w meczu ze Szwecją Adam Musiał nie wystąpił (II faza turnieju). Polacy zwyciężyli piłkarzy ze Skandynawii 1:0, ale zagrali bodaj najgorsze spotkanie w całych mistrzostwach. Największym skandalem pijackim była tzw. Afera na Okęciu w 1980 roku - ale o tym już było pisane w tym artykule (we wcześniejszym poście). A teraz o czasach "współczesnych". Po przegranym meczu Polaków we Lwowie 0:1 (sierpień 2008 roku), na imprezę zakrapianą "dozą" alkoholu zdecydowało się trzech reprezentantów Polski: Artur Boruc, Dariusz Dudka i Radosław Majewski. Trener Leo Beenhakker się zdenerwował i zawiesił na czas nieokreślony wspomnianych piłkarzy. We wrześniu 2010 roku (po towarzyskim meczu z Australią, 1:2) z kadry wylecieli natomiast Maciej Iwański i Sławomir Peszko. Peszko został złapany jak wychodził nad ranem z pokoju Iwańskiego podczas zgrupowania kadry. Sprawę miał "załagadzać" kapitan zespołu - Michał Żewłakow. Ledwo miesiąc później (październik 2010 roku) kolejny skandal. Znowu Franciszek Smuda pozbywa się dwóch piłkarzy za spożywanie alkoholu. Tym razem na ustach całej piłkarskiej Polski był Artur Boruc i Michał Żewłakow. Miało to miejsce podczas lotu samolotem, którym to Reprezentacja Polski wracała z towarzyskiej potyczki przeciwko USA (2:2, Chicago). Tym razem raczono się winem. Trener miał dać im "ochrzan" na miejscu. Dla Boruca to już drugi taki wyskok. No i "barwny" przypadek Sławka Peszko (recydywista :D). Tym razem nie upił się na zgrupowaniu...ale i tak Smuda "wywalił" go z najważniejszej drużyny w kraju (w wyniku czego nie zagrał na EURO 2012). Cała historia miała miejsce poza granicami Polski i w czasie kiedy Peszko przebywał w swoim klubie (liga niemiecka). Miał się on spotkać z Łukaszem Podolskim i Marcinem Wasilewskim. Po imprezie Peszko wracał do siebie taksówką i wtedy miało dojść do niemiłego incydentu. Pijany zawodnik uznał, że taksówkarz chce go oszukać i miał próbować wyrwać taksometr. "Poszkodowany" miał zabrać awanturnika na niemiecką policję, gdzie go zatrzymano. Smuda nawet pofatygował się do tamtejszej jednostki policji, by "wyjaśnić" cały przebieg wydarzeń. Myślę, że nasi reprezentanci powinni brać przykład z Łukasza Podolskiego, który...nawet piwa nie pije :)
            [Wykiwani]
Teraz o Mundialu 2006, ale jednak w nieco innym kontekście. Niezły "Meksyk" powstał z zakupem praw telewizyjnych i publicznym pokazywaniu tej imprezy w Polsce. Bodajże jedyną stacją, która pozyskała prawa emisji mistrzostw była (nie "P"odam jej nazwy :D) "telewizja ze słoneczkiem". Jak pamięć mnie nie myli, w eter poszła wieść że mecze będę zablokowane (puszczone na kanale płatnym). Odezwały się głośne słowa krytyki i nawet wytoczono zarzut, że to łamanie prawa o braku powszechnego dostępu do (górnolotnie mówiąc) dobra narodowego. Wszakże, piłka nożna to sport nr 1 w naszym kraju i taka teza ma mocne podstawy. Zresztą "telewizja ze słoneczkiem" pokazała już w tym roku jak traktuje nas kibiców. Krok z "zamurowaniem" siatkarskiego Mundialu mówi wiele. Na otwartym kanale pokazano tylko mecz otwarcia i finał - ale łaska! Wróćmy do tematu. Finalny wynik tamtej mundialowej afery był taki, że wspomniana telewizja ugięła się i dużą część meczów udostępniła publicznie. Później Telewizja Polska również zakupiła możliwość pokazywania spotkań i powstał swoisty "medialny tandem". Miejmy nadzieję, że finały EURO 2016 (tak, "telewizja ze słoneczkiem" jak na razie ma wyłączne prawo ich pokazywania na terenie Polski) nie wpadnie na "fenomenalną" ideę zatarasowania mistrzostw przed społecznym "wglądem".
            ["Zibi"]
Zbigniew Boniek był świetnym piłkarzem, jest utalentowanym kapitalistą i bynajmniej "nie szarą" postacią. Pisałem już o jego prezesurze i udziału w tzw. Aferze na Okęciu. To jednak kropla w jego morzu "wyskoków". Skupmy się na początek nad okresem jego życia, którego roboczo można nazwać: Boniek-Trener. Zibiemu trenerka wybitnie nie szła. Ne miał sukcesów z klubami i w niesławie zakończył współpracę z nami. Pamiętny był mecz 0:1 z Łotwą u siebie w eliminacjach Mistrzostw Europy. Przygoda z kadrą była krótka, bo nawet nie było to pół roku. Jednak niesmakiem była sama forma jego rezygnacji z piastowanego stanowiska. Otóż, ogłosił ją 3 grudnia 2002 roku...będąc bodajże na wakacjach poza granicami Rzeczpospolitej Polskiej! Trochę klasy zabrakło. Inna kwestia to Boniek-Biznesmen. Pojawiły się "gorące" informacje o tym, że rzekomo pan Zbigniew miałby być umoczony we włoskiej aferze hazardowej. Głośna sprawa, którą bada na Półwyspie Apenińskim tamtejszy wymiar sprawiedliwości, dotyczy ustawiania meczów w Seria A i Seria B. Zbigniew Boniek za pomocą Twittera dosadnie skomentował doniesienia włoskiej bulwarówki mianem "brednie". Sprawa jest rozwojowa, jak do tej pory Zibi nie jest o nic formalnie oskarżony. Wreszcie Boniek-Piłkarz. Hoho..."temat-rzeka". Charakterek to on zawsze miał. Chyba nie bez przyczyny w jego imieniu można odnaleźć gniew ;) Żeby nie było, na drugie ma Kazio :) Niepokorny, ambitny i krnąbrny. Jednakże nie owija w bawełnę - a to budzi szacunek u większości. Tak się składa, że skandal na lotnisku był jego recydywą. Rok wcześniej nasz "rudy geniusz" futbolu trochę "nawywijał" swoim zachowaniem. Po wyjazdowym meczu z Holandią w ramach eliminacji Euro 1980 (1:1, 17.10.1979, Amsterdam) charakter Bońka dał o sobie znać. Wdał się on w "pyskówkę" z przedstawicielami mediów (tzw. Szczekanie na dziennikarzy), co skutkowało jego przymusowym półrocznym rozbratem z występami w Reprezentacji Polski. Na koniec jeszcze jedno wydarzenie dotyczące pana Zbigniewa, choć tym razem mówię to z przymrużeniem oka. Mianowicie dla udanym dla nas Mundialu 1982, w decydującym meczu o awans do 1/2 turniej spotkały się zespoły Polski i ZSRR. Moi mili, ten mecz oprócz sukcesu sportowego naszej Reprezentacji, miał silne znaczenie polityczne. Przeto pod koniec 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny i grożono społeczeństwu (propagandowe zastraszanie), że jeśli nie będzie spokoju to nasi "towarzysze" z ZSRR wjadą do nas swoimi czołgami. Nie muszę mówić, że naszym graczom ambicji w tamtym spotkaniu bynajmniej nie brakowało. Zremisowali 0:0 i dzięki korzystnym wynikom w innych meczach uzyskali "promocję" do najlepszej czwórki turnieju. Jednak zabawna sytuacja miała miejsce po meczu, kiedy z Bońkiem przeprowadzono wywiad w TV. Boniek paradował tam w...koszulce CCCP (ZSRR) :D Nie krył przy tym radości z osiągniętego wyniku.
            [Inne]
(Furtok-Szczypiornista) W piłce nożnej tylko bramkarz (i to we własnym polu karnym) może zagrywać futbolówkę. Zasada ta wydaje się być oczywista... Jak nas uczy historia, nie dla wszystkich jest to klarowne. W kwietniu 1993 roku Polska podejmowała San Marino (eliminacje Mundialu 1994). Nie wiem, czy nasi gracze nie podeszli poważnie do tego meczu czy piłkarze-amatorzy z tego "państewka" zagrali świetny mecz, ale długo utrzymywał się wynik bezbramkowy. W 70 minucie "popisał" się ówczesny piłkarz GKS Katowice - Jan Furtok. Mianowicie, piłkę dośrodkowaną w pole karne przez Romana Koseckiego wykończył...ręką! Zagrał tak umiejętnie, że sędzia nie dopatrzył żadnego przewinienia i bramkę uznał. Sam Furtok mówi, że nie planował tak zdobyć gola, tylko...zadziałał instynkt :) Pan Janek jednak grać w piłkę umiał, m.in. zdarzyło mu się zająć kiedyś 2 miejsce w klasyfikacji strzelców w lidze niemieckiej (sezon 1990/91). (Gadocha i kasa) To był głośny konflikt. Polacy mają zagrać ostatni mecz w grupie Mundialu 1974 z Włochami. Dla naszych graczy był to mecz jedynie o prestiż (nasi gracze zapewnili sobie już wcześniej awans do II fazy mistrzostw), a gracze Italii byli natomiast jedną nogą od powrotu do domu. Zwycięstwo Biało-czerwonych oznaczało, że wraz z Argentyną przejdą dalej - inny rezultat promował graczy Azzurri. Argentynie zależało bardzo na "ambicji" naszych Orłów i ponoć mieli nawet przeznaczyć im pewną sumę pieniędzy - taki "doping" :D Wszystko fajnie, ale...podobno całą sumę sobie przywłaszczył Robert Gadocha. Skrzydłowy kadry Orłów Górskiego twierdzi, że żadnych pieniędzy nawet nie widział i całe zamieszanie wywołała jego żona z zemsty (dziś są po rozwodzie). Rzecz "obijać się" miała o sumę 24 000 USD. Polacy zwyciężyli wtedy Włochów 2:1 po dwóch genialnych bramkach, a honorowego gola dla naszych rywali zdobył pod koniec meczu (nasz "milusiński" :D) Fabio Capello. Oficjalnie jedyną "zapłatą" Argentyńczyków za nasze zwycięstwo miały być skrzynki z jabłkami. To się nazywa mieć gest! :) (Hymn) Jest pewna rzecz, która mnie razi. Jest to mianowicie sposób wykonywania naszego hymnu. Nie pamiętam, o które mecze chodzi (coś mi świta o Niemczech, ale mogę się mylić), ale grano naszą ojczystą melodię w "ślimaczym" tempie. Przecież ona jest jakby nie była...wojskowa! To jest i ma być żwawa "nuta". Nie wiem jakie są zasady jego grania, ale trzeba pomyśleć o odgórnym przykazie, a nie żeby było pole do indywidualnej interpretacji. Jeśli dobrze pamiętam, w meczu Szwecja-Polska zagrano hymn tak, aż mi szczęka opadła. Tym razem w pozytywnym sensie. Para szwedzkich śpiewaków (bodaj przy dźwiękach orkiestry) zaśpiewali nasz hymn po polsku! Coś wspaniałego i warte powielania. Także podoba mi się zwyczaj ze siatkarskich aren, gdy kibice w biało-czerwonych barwach "hymnowali" a cappella. (Koszulka Koseckiego) To była chyba najdziwniejsza czerwona kartka dla polskiego piłkarza na meczu kadry w historii. Do tego przedziwne zachowanie samego "zainteresowanego". Październik 1995 roku. Mecz Słowacja-Polska w ramach eliminacji EURO 1996. Polakom mówiąc kolokwialnie "nie szło". W zasadzie eliminacje były przegrane. Nerwy puszczają Piotrowi Świerczewskiemu i Romanowi Koseckiemu. Oboje "wylatują" z boiska. Pan Roman jednak dostał "czerwień" za...pokazaniu torsu :D Jak Kosecki miał zostać zmieniony i schodził z murawy, to zdjął manifestacyjnie koszulkę. Gdy sędzia pokazał mu kartonik, pocałował "orzełka" (skądinąd piękny gest), położył swoją koszulkę przy bocznej linii i udał się do szatni. Był to zresztą ostatni mecz w Reprezentacji Polski tego wybitnego zawodnika (29 lat/19 goli). Nie tak powinien wyglądać pożegnalny występ Reprezentanta Polski. Ale pan Roman wiele dał kadrze i oby to wydarzenie nie zasłoniło jego niewątpliwie dużych zasług. Biało-czerwoni mecz przegrali 1:4, mimo iż pierwsi zdobyli bramkę. (Kucharz) Mundial 2006 - Konferencja prasowa po nieudanym pierwszym meczu turnieju z Ekwadorem (0:2). W sali w Barsinghausen dziennikarze przecierali oczy ze zdumienia. Do spotkania nie pofatygował się Paweł Janas (wówczas trener kadry) oraz nikt z piłkarzy. Natomiast przybył Michał Listkiewicz (wówczas prezes PZPN), Antoni Piechniczek i...kucharz Reprezentacji Polski :D hahahahaha Oczywiście głosów oburzenia nie brakowało. Słodko-gorzka historia. Do dziś stanowi to wytyk w kierunku trenera Janasa. Ów kucharz nawet nie powiedział słowa (bodaj nikt nie zadał mu pytania). Z szacunku do nie niego wymienię go z imienia i nazwiska - Tomasz Leśniak, i brawa mu za odwagę oraz chęć, których niektórym wyraźnie zabrakło. ("Mrówa") "Zabawna" historia. Na przełomie 2002 i 2003 roku piłkarz Schalke 04 Gelsenkirchen przechowywał 110 kartonów z papierosami...nieopodatkowanych (z przemytu) dodajmy. Następnie "lwią część" z nich sprzedał innym osobom z profitem. Straty (niezapłacone podatki) obliczono na ponad 3 000 €. Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości w niemieckim mieście Essen, domagają się dla nieuczciwego zawodnika 180 000 €. Później wydano wyrok, w którym skazano gracza na karę grzywny w wysokości 43 500 €. O kim mowa? o Tomaszu Hajcie! Popularny Gianni grał wtedy jeszcze w Reprezentacji Polski (na pozycji obrońcy, przypomnijmy). O Hajcie można rozmawiać godzinami - taka to osobowość. Abstrahując od tego, że jego czyn jest niemoralny i przestępczy, to dlaczego on właściwie brał udział w tym procederze? Wszakże chodzi o "marne" parę tysięcy €, które przy jego zarobkach w czołowym klubie Bundesligi wyglądały wręcz śmiesznie. (Zakazy stadionowe Klicha) W listopadzie 2013 roku we Wrocławiu odbyło się towarzyskie spotkanie Polski ze Słowacją. Po marnej grze Orły poległy 0:2. Jednak nie o tym. Dzień po tym meczu piłkarz Reprezentacji Polski, Mateusz Klich, zdenerwowany zachowaniem kibiców na stadionie, "wyleciał" z komentarzem na Twitterze: "40.000 zakazów stadionowych po wczoraj. Byłem na trybunach i to, co się tam dzieje, to jest masakra...:/ byle zjeść i ponap...". Chłopak pochodzi z moich rodzinnych stron, więc mam do niego sentyment, lecz niech zastanowi się co pisze. Później co prawda częściowo odwołał swoje "zakazy stadionowe", jednak wiadomość poszła w eter. Pewnie Mateusz ma dużo racji, ale krytykować też trzeba umieć. Mi też się wiele rzeczy nie podoba u naszych kibiców, więc rozumiem po części jego zachowanie. Może fani dali plamę na tamtym meczu, ale "twitterowiec" również. Tak czy inaczej - zamieszanie powstało. (Zasługi Gmocha przez duże "Z") I jeszcze słów "kilka" o panu Jacku Gmochu. Wszyscy znamy jego oryginalne mowy i barwne określenia (np. "główkarze" :D). Jednak jedna z jego wypowiedzi była "poniżej pasa". Nawet mnie ona obruszyła. Gmoch mianowicie zawłaszczył sobie wszystkie zasługi Reprezentacji Polski w latach 1972-86! Bardzo nieładnie panie trenerze. To pewnie temat na dłuższą rozprawę, jednak tak pokrótce. Jacek Gmoch u boku śp. Kazimierza Górskiego miał bardzo ważną i innowacyjną wówczas funkcję, a mianowicie tzw. "bank informacji" (rozpracowywał rywali). Jednak nie on był pierwszym trenerem, nie on podejmował decyzje i nie ponosił za nie odpowiedzialności. W ogóle Gmoch nie zwraca uwagę kwestie mentalne, a przecież one są nie mniej ważne niż "suche" informacje. Pan Kazimierz potrafił zrobić świetną atmosferę i świetnie trafiał do zawodników. Ponadto sukcesy nie byłyby możliwe, gdyby nie utalentowane generacje piłkarzy i trenerów klubowych czy też np. paradoksalnie...bieda (dzieciaki spędzały całe godziny kopiąc piłkę na trzepakach). Na słowa Gmocha ostro zareagowało (i słusznie) środowisko Orłów Górskiego. Mam nadzieję, że pan Jacek "źle dobrał słowa" i zakrzywiły one obraz jego poglądu. Oby tak było.
I to byłoby na tyle. Aż włos się jeży na głowie, jak się pomyśli że to tylko wybrane historie. Niektóre z nich śmieszą, inne denerwują, jeszcze inne są w oparach głupoty i absurdu a są też te, które niczym nie różnią się od kryminału. W jednym chyba się zgodzimy - tych sytuacji w ogóle nie powinno być. Posiłkując się słowami piosenki: "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" - oby (przynajmniej i aż tyle). Miłego dnia drodzy czytelnicy. Czołem! :-)