(Temat 3) Podsumowanie Mundialu 2014
Część I: Faza grupowa
Ten post wcześniej czy
później musiał po prostu nadejść. Nie mogę się wręcz powstrzymać, by
nie streścić nie tak dawno zakończonego brazylijskiego Mundialu.
Cóż to była za impreza! Niesamowite mecze, grad bramek, głupie
czerwone kartki, nieuznane gole, szał na trybunach, narodziny nowych
legend i upadek mitów...działo się i to wiele. Po ponad dwóch
tygodniach od meczu finałowego, gdy już emocje opadły, czas
"skreślić" parę słów o brazylijskiej imprezie.
Turniej chyba nie mógł zacząć się
lepiej – od razu od piłkarskiego "trzęsienia ziemi".
Ledwie na zegarku sędziego Nishimury skończyła się 10 minuta
meczu otwarcia, a tu "klopsik" Marcelo, który ładuje piłkę
do własnej bramki. Trybuny w szoku. Nie tak to miało wyglądać.
Cały futbolowy świat zastanawiał się przed rozpoczęciem turnieju na co stać ekipę z "Kraju
Samby". Sami rodzimi Brazylijczycy byli podzieleni. Nastroje
wahały się od huraoptymizmu po nieuchronną klęskę i brak wiary
w tę generację swoich piłkarzy. Jednak ekipa w żółtych koszulkach tym
razem uciekła spod topora. Wystarczył błysk geniuszu Neymara i
"ręka" sędziego, by przejść pierwszą przeszkodę, jaką
była Reprezentacja Chorwacji. Było wiadomo, że w grupie
outsiderem będzie Kamerun (tradycyjne kłótnie między afrykańskimi graczami
oraz walka o kasę z rodzimym związkiem piłkarskim) i tak też
było. Rewelacyjnie radził sobie za to Meksyk (dominacja z Kamerunem i
Chorwacją) przeciwstawiając się nawet zespołowi Canarinhos.
Ekipa Miguela Herrery przed startem zawodów była jednak wielką
niewiadomą. Wiedziano, że potencjał zespół ma bardzo duży, ale
ostatnio wyników było brak. Różne afery wewnątrz kadry i częste
zmiany na stanowisku selekcjonera powodowały obawy o ich postawę –
niesłusznie, jak się okazało później. Ostatecznie po przyzwoitej
grze (wyniki lepsze niż gra) grupę A wygrała Brazylia przed
dzielnymi Meksykanami.
W grupie B działy się "piłkarskie
cuda"! Oto mamy aktualnych mistrzów świata na deskach.
Najpierw kompromitacja z Holandią (1-5), a później bezsilność z
Chile (0-2). Marzenia o tytule ekipa "La Furia Roja"
może przełożyć najwcześniej za 4 lata. Więcej o ekipie prowadzonej przez Vincente del Bosque na tych mistrzostwach opisałem we wcześniejszym poście (tytuł: "(Temat 2) Czy to koniec tiki taki?"). W grupie ogólny podziw budzili
Chilijczycy. Zostawiali serce na murawie, po prostu zabiegali
przeciwników. Jak się okazało o zwycięstwo w grupie miał
zadecydować ich mecz z zespołem "Oranje". Musieli
go wygrać. Mimo przyzwoitej postawy to Luis van Gaal i spółka
podnieśli ręce do góry w geście triumfu (2-0). Zadecydowała
końcówka, a mecz był jednym z tych, gdzie to zespół strzelający
pierwszy gola później wygrywa. Skazywani na pożarcie
Australijczycy pokazali się z dobrej strony. "Socceroos"
co prawda wszystkie mecze
przegrali (zgodnie z przewidywaniami) i mieli bilans bramek -6,
aczkolwiek ich gra z Chilijczykami (jak równy z równym) i
Holandią (prowadzili w 54 minucie meczu!) rodziła szacunek. To
dobry prognostyk przez przyszłorocznym Pucharem Azji, gdzie
Australia będzie gospodarzem.
W grupie C był jeden hegemon –
Kolumbia. Zespół José Pekermana sprostał przedmundialowym
przewidywaniom, że będą jednym z "czarnych koni"
turnieju. Grał porywająco, kombinacyjnie i do przodu, a James
Rodríguez zszokował swoją wyborną dyspozycją cały piłkarski
glob. Pojawiły się opinie, że wszystko ładnie, ale tak
naprawdę pozostali grupowi rywale prezentowali słabą dyspozycję.
Prawda, ale nie obniżajmy poziomu kolumbijskiej reprezentacji, który potwierdzili w fazie pucharowej – ale o tym później. O drugie
miejsce w rywalizowali Grecy, Iworyjczycy (Wybrzeże Kości
Słoniowej) i Japończycy. "Samuraje" mnie
bardzo negatywnie zaskoczyli. Oczekiwałem ich awansu do 1/8 a tu
występ graniczący z kompromitacją. Ledwo jeden punkt, bo
beznadziejnym bezbramkowym meczu z Grecją. Dodam, że Hellada
grała przez większą część meczu w "10-tkę". Wydawało się, że
WKS spokojnie wyjdzie z grupy zwłaszcza, że wystarczał im remis.
Jednak koledzy Didiera Drogby zanotowali słaby mecz z Grecją (1-2),
grając jakby myślami byli na słonecznej plaży pośród pań
odzianych w skąpym bikini. Przeczłapali to spotkanie, a Grecy
powinni dziękować niebiosom, bo wygrali po "karniaku" w
doliczonym czasie gry. Następna grupa i następna sensacja.
W grupie
D jedno wydawało się pewne, że Kostaryka będzie w niej
przysłowiową "czerwoną latarnią"...wydawało się to
dobre słowo. Zamiast oglądać plecy rywali Kostarykanie zrobili prawdziwą furorę zdobywając 7 punktów i tracąc tylko jedną bramkę! Choć
wydawało się to niemożliwe to jednak zwyciężyli "grupę
śmierci" (część znawców tak ją określała). Kto drugi do
awansu do 1/8? Urugwajczycy. Potomkowie wojowniczego ludu Charrúas
nieco szczęśliwie przeszli dalej, choć to nie był już ten
widowiskowy zespół z afrykańskiego Mundialu. Tak naprawdę, awans
zawdzięczają geniuszowi Luisowi Suárezowi w meczu z Anglikami
(ledwo się wykurował na mistrzostwa). No cóż, mimo zachęcającego
widowiska pomiędzy Anglią i Włochami w początkowej fazie gier
grupowych, to jednak te obie ekipy pojechały przedwcześnie do domu. Anglicy
tradycyjnie "na tarczy", ledwo z punkcikiem w tabeli,
chociaż z Włochami i Urugwajem ich gra całkiem przyjemna dla oka,
tylko nieskuteczna. A włosi? Przyznam, że nie darzę sympatią
piłkarzy z Półwyspu Apenińskiego. W meczy z Kostaryką wyraźnie
brakowało im "paliwa". Jednak to przez kunktatorską grę
z Urugwajem musieli spakować walizki i polecieć do Rzymu. Tak to jest
jak gra się na 0-0. Wspomnienie defensywnego catenaccio
powróciło. Cesare Prandelli zrobił krok do tyłu z zespołem
Italii, w porównaniu do ofensywnej gry na Euro 2012 i honorowo podał
się do dymisji.
Nieoczekiwanie w grupie E sporo się działo. Co
prawda końcowa klasyfikacja nie dziwi:
Francja-Szwajcaria-Ekwador-Honduras, to jednak było sporo emocji.
Francuzi rozbili "Helwetów"
5-2 (a powinno być więcej!) i wpakowali "trójkę" do
bramki Hondurasu i w cuglach wygrali grupę. Wreszcie w kadrze
przebudził się Karim Benzema i grał aż miło. Szwajcarska ekipa
awansowała do dalszej fazy tak naprawdę, dzięki szczęśliwej
końcówce meczu z Ekwadorczykami (gol w doliczonym czasie meczu).
Gdyby padł tam remis to zapewne w kibice ekwadorscy świętowaliby
do białego rana awans w Quito, stolicy kraju. Teraz to dywagacje,
ale 0-0 z "Trójkolorowymi" to dużo mówiący wynik.
Honduras...po prostu był w tej grupie. Choć były dwa polskie
akcenty związane z drużyną ze strefy CONCACAF. Pierwszy to
strzelec jedynej bramki dla Hondurasu na Mundialu 2014 – Carlos
Costly (kiedyś gracz GKS Bełchatów), a drugi to ich zawodnik pola
- Óscar Boniek García (imię zawdzięcza swojemu ojcu...domyślacie
się zapewne czyim był fanem :-)).
Grupa F bez historii. Argentyna
wygrała bo wygrać musiał, choć ich gra nie rozpieszczała fanów
"Albicelestes".
Wyróżniał się Lionel Messi. Geniusz futbol wreszcie strzelał w
kadrze, w każdym meczu miał błysk geniuszu i 3-krotnie został
wybierany graczem meczu w grupie (co jest bodajże rekordem w
historii Mundiali - nikt wcześniej tego nie dokonał). Za plecami Messiego i spółki uplasowała się
Nigeria (mimo tradycyjnych przepychanek o kasę na linii piłkarze-związek). Żal bośniackiej reprezentacji. Tak naprawdę
sędzia ukradł im awans nie uznając prawidłowo zdobytej bramki
przeciwko Nigeryjczykom. Grupa "zasłynęła" też pierwszą
"lornetą" (wynik bezbramkowy) na turnieju. Doprawdy, mecz
Nigeria-Iran mówiąc delikatnie nie rozpieszczał kibiców. Prawie
zasnąłem przy jego oglądaniu. Ok, mogą nie padać bramki i mecz
może porywać – dobrym przykładem jest mecz Meksyku z Brazylią,
ale tu były flaki z olejem. Nic się nie działo. Obie ekipy były z
osiągniętego rezultatu zadowolone, co jeszcze bardziej irytuje. Musze
powiedzieć parę dobrych słów o Iranie. Ekipa portugalskiego
selekcjonera Carlosa Queiroza, zwanej przez ich kibiców "Książętami
Persji", udało się Zdobyć punkt i mieli szansę nawet ograć
samą Argentynę. Mieli pewien potencjał ofensywny i mogę tu
wymienić ich napastnika, Rezę.
Czas teraz na grupę G. Niektórzy
nawet mianowali właśnie ją "grupą śmierci".
Tradycyjnie - można rzec - zespół zza naszej zachodniej granicy
przebrnął wstępną fazę turnieju bezproblemowo. Wygrali i
zaprezentowali dobry poziom, znaczy genialnie przeciwko Portugalii
(4-0), a później było słabiej. Wydarzeniem był mundialowy gol nr
15 Miroslava Klose. Zawodnik urodzony w Opolu tym samym został
najlepszym strzelcem tej imprezy w historii (ex aequo z brazylijskim
Ronaldo). "Szalał" Thomas Müller ustrzelając hat-tricka
w jednym meczu i łącznie zdobywając 4 bramki, w tym "majstersztyk"
przeciwko "Jankesom" (gol poniżej).
To właśnie zespół USA okazał się
(nieco nieoczekiwanie) drugim zespołem z awansem. To z pewnością
ucieszyło amerykańskich fanów, których według danych było
najwięcej wtedy w Brazylii (nie licząc oczywiście samych
Brazylijczyków). Pokonali zespół Ghany 2-1 (gol już w 1 minucie
spotkania!) co w rezultacie okazało się krokiem milowym ku 1/8. W
ogóle ciężko mi mówić o piłkarzach z "Czarnego Lądu".
Selekcjoner James Kwesi Appiah miał naprawdę wybitnych piłkarzy
pod swoją wodzą. Być może to Ghana jest teraz najlepszą ekipą
afrykańską. Niestety czegoś jej zabrakło na tych mistrzostwach.
Bez cienia przesady mówię, że to najlepszy zespół, który nie
przebrnął w Brazylii do strefy pucharowej. Szczególnie mecz z
Niemcami zostanie w naszej pamięci. Gracze afrykańscy momentami
porywali swoją grą i prawie "łyknęli" ekipę Joachima
Löwa (2-2) - skończyło się na "nadgryzieniu". Za dużo
było chaosu i braku koncentracji w grze, ale potencjał do wielkiego
grania naprawdę był. Została jeszcze Portugalia. Sąsiad Hiszpanii
wcale nie zagrał lepiej niż byli już mistrzowie świata, a może i
gorzej. Cristiano Ronaldo był przemęczony i w nieoptymalnej
dyspozycji fizycznej. Starał się, ale niewiele to przyniosło.
Portugalia pozostawiła po sobie smutne wrażenie. Bardzo kulała
obrona zespołu (3 mecze – 7 bramek), było beznadziejnie
porównując ją z Mundialem 2010 (4 mecze – 1 bramka) i Euro 2012
(5 meczów – 4 bramki). Niestety dla tego zespołu, do wszystkiego doszła również plaga
kontuzji.
Wreszcie czas na ostatnią grupę w ramach piłkarskich
Mistrzostw Świata FIFA 2014 – grupę H. W niej zgodnie z
przewidywaniami najlepsza okazała się drużyna Belgii. Zespół
prowadzony przez Marca Wilmotsa wygrał wszystkie mecze, tracąc
tylko jedną. Prawdziwą siłą zespołu była szeroka, silna i
wyrównana ławka. Regularnie rezerwowi gracze zdobywali bramki.
Jedna rozmiar zwycięstw był nikły – każde spotkanie wygrane
różnicą 1 gola. Do tego wszystkie gole padały od 70 minuty meczu,
co może świadczyć o dobrym przygotowaniu motorycznym zespołu.
Walka toczyło się o drugie premiowane awansem miejsce w grupie. Tu
kolejna sensacja (nie bójmy się tego stwierdzenia). Zespół
Algierii okazał się prawdziwą sensacją i jak przystało na ich
miano (przydomek Reprezentacji Algierii to "Lisy Pustyni")
sprytnie wykiwali piłkarsko Koreańczyków z południa i Rosjan
(kolejno 4-2 i 1-0). Koreańczycy byli słabo przygotowani do
turnieju, a to jak grali pierwszą połowę z Algierczykami to lepiej
nie mówić. Rosjanie wiele nie odstawali od Azjatów. Strzelili
jedną bramkę, nie wygrali spotkania, a w meczu o awans mimo iż
porażka z Algierią definitywnie przekreślał ich marzenia o
awansie to nie zrobili prawie nic by zwyciężyć to spotkanie (0-1).
To koniec części pierwszej, zatytułowanej "Faza grupowa". Niebawem zamieszczona zostanie część druga ("Faza pucharowa"), gdzie pochylę się nad tym co było na mistrzostwach po rozegraniu meczów grupowych. Omówione zostaną wszystkie mecze, począwszy od 1/8, a kończąc na spotkaniu najważniejszym - finałem Mundialu 2014. Dziękuję. Czołem :-)
To koniec części pierwszej, zatytułowanej "Faza grupowa". Niebawem zamieszczona zostanie część druga ("Faza pucharowa"), gdzie pochylę się nad tym co było na mistrzostwach po rozegraniu meczów grupowych. Omówione zostaną wszystkie mecze, począwszy od 1/8, a kończąc na spotkaniu najważniejszym - finałem Mundialu 2014. Dziękuję. Czołem :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz